Pochylanie się nad ranami

Nie można zamykać oczu na cierpienie osób skrzywdzonych przez nadużycia seksualne duchownych. Podsumowanie zgromadzenia poświęconego ochronie nieletnich (21-24.02.2019)

Kiedy byłem dzieckiem, mama nauczyła mnie pochylać głowę, kiedy kapłan, podnosząc hostię, mówi «Oto Baranek Boży...», i powtarzać cicho «Pan mój i Bóg mój», słowa, które wypowiedział Tomasz, kiedy opornie dotykał swoimi palcami ran zmartwychwstałego Jezusa.

Do tego epizodu nawiązał kard. Tagle, rozpoczynając debatę, w której przez trzy dni uczestniczą przewodniczący wszystkich konferencji episkopatów na świecie, rozważając bolesny temat ochrony nieletnich.

Arcybiskup Manili w swojej bogatej w treść relacji powiedział, że nikt nie może powiedzieć «Pan mój i Bóg mój», słów stanowiących najmocniejsze świadectwo wiary w całej Ewangelii, jeśli nie ma odwagi, by popatrzeć na rany Chrystusa i ich dotknąć. Kto ze strachu zamyka oczy na widok ran, nie może domagać się prawa do tego, by zostać posłanym, ażeby głosić Ewangelię. A rany Chrystusa odpowiadają ranom ludzi, ranom małych ofiar przemocy. Bez tej biblijnej interpretacji, która otwiera na wymiar duchowy, cały wysiłek podjęty podczas nadzwyczajnego spotkania zwołanego przez Papieża, które przez trzy dni odbywało się w auli Synodu, choć prowadziło do wypracowania strategii działania i konkretnych procedur, by odpowiedzieć na kryzys wywołany przez nadużycia seksualne, byłby przedsięwzięciem równie wielkim, co pozbawionym sensu. Potwierdził to z przekonaniem w swoim wystąpieniu drugiego dnia kard. Cupich z Chicago: «Żaden z elementów strukturalnych, które stosujemy jako Kościół synodalny, niezależnie od tego, jak ważny, nie może prowadzić nas do Chrystusa, jeśli nie zakotwiczymy wszystkich naszych rozporządzeń w bólu osób, wobec których popełniono nadużycia, i rodzin, które z nimi cierpiały».

Dla katolika najpierw jest metanoia, nawrócenie, a potem mniej lub bardziej skuteczne procedury, w przeciwnym wypadku pojawia się ryzyko, o którym Papież mówił miesiąc temu do biskupów z Ameryki Środkowej, zgromadzonych w Panamie, a mianowicie ryzyku «funkcjonalizmu kościelnego i klerykalizmu — niestety bardzo rozpowszechnionego — który stanowi karykaturę i wypaczenie posługi». W tym przemówieniu, wygłoszonym 24 stycznia, Papież wskazał już temat, który kard. Tagle rozwinął nie wymieniając go z nazwy w swojej relacji, temat kenozy. Bez znajomości tego pojęcia nie możemy zrozumieć wizji Kościoła Bergoglia, która ma zasadnicze znaczenie, by zrozumieć również, co się działo w ciągu tych trzech dni w auli Synodu. Posłuchajmy jeszcze raz przemówienia z Panamy: «W Kościele Chrystus żyje wśród nas i dlatego musi on być pokorny i ubogi, bo Kościół arogancki, Kościół pełen pychy, Kościół samowystarczalny nie jest Kościołem kenozy (...) To ważne, bracia, abyśmy nie bali się zbliżać i dotykać ran naszego ludu, które są również naszymi ranami, i byśmy to czynili w stylu naszego Pana. Pasterz nie może trzymać się z daleka od cierpienia swojego ludu; możemy wręcz powiedzieć, że miarą serca pasterza jest jego zdolność do wzruszenia w obliczu tak wielu istnień zranionych i zagrożonych». Kenoza jest wyrażeniem, które w teologii odnosi się do tajemnicy wcielenia Chrystusa, Boga, który się «uniża» stając się człowiekiem, przyjmując ludzką naturę. I to właśnie powinien czynić Kościół wierny Jezusowi: uniżać się. Czynić to zawsze, a przede wszystkim dzisiaj w obliczu skrzywdzonych nieletnich i ich ran domagających się sprawiedliwości. Dlatego właśnie najważniejszy aspekt nauki mojej matki nie zawiera się w słowach Tomasza, które trzeba powtarzać, ale w tym pochyleniu głowy przed ciałem Chrystusa.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama