W mieście słynącym z cudów

Refleksja po podróży Benedykta XVI do Francji z okazji 150 rocznicy objawień w Lourdes 12-15.09.2008

Francja i świat widziane oczami i sercem Benedykta XVI z Lourdes. Oto co pozostaje po krótkiej, ale bogatej w wydarzenia wizycie Papieża. Tak naprawdę to bardzo wiele; nie tylko, by zrozumieć, co z chrześcijańskiej wiary liczy się dziś i co wykracza poza wszelkie debaty, ale również, by przekazywać tę wiarę ludziom, którzy jej nie znają lub wręcz są jej przeciwni. W Lourdes wydarzyło się coś niezwykłego: wybitny teolog, który został Papieżem, spotkał się z «prostą dziewczynką» o imieniu Bernadetta, która 11 lutego 1858 r. «ujrzała światłość, a w niej młodą, piękną Panią, piękniejszą niż wszystko». Bernadetta była prosta, uboga, niewykształcona, była chorowita i umarła młodo. I oto światły teolog wysłuchał z pokorą małej dziewczynki i z opowieści o objawieniach Tej, która jest Niepokalanym Poczęciem, wydobył wspaniały obraz chrześcijańskiego życia i śmierci.

Lourdes — wyjaśnia Benedykt XVI — jest «jak światło w ciemności naszego poszukiwania Boga po omacku. Maryja otworzyła tam drzwi ku innemu światu, który nas zastanawia i pociąga».

Paryż i Lourdes — mówiąc za Papieżem — to dwa skrzydła czyniące z tej podróży swoisty «dyptyk». Ale to z perspektywy Lourdes można zrozumieć Paryż, gdzie mowa była o laickości będącej regułą w stosunkach między Kościołem i państwem i gdzie kultura została nazwana uprzywilejowanym pośrednikiem w dialogu między wiarą a rozumem, między Bogiem a człowiekiem. Lourdes rzuca właściwe światło, które pozwala poszukującemu rozumowi uchwycić rysy Boga, jak proponuje Papież, na «szukanie Boga» poprzez nowe języki wiedzy i sztuki — zadanie, jakie Benedykt XVI powierzył kulturze.

Podczas lotu do Francji Benedykt XVI powiedział dziennikarzom, że jedzie do Lourdes, by doświadczyć obecności Maryi w naszych czasach, by zobaczyć ślady «dziewczynki, która była przyjaciółką Panny Świętej». I dodał: «Naturalnie, nie jedziemy tam dlatego, że spodziewamy się zobaczyć cuda. Udaję się tam, by doświadczyć miłości Matki, która jest prawdziwym lekarstwem na wszystkie choroby i wszystkie cierpienia, a także w poczuciu solidarności ze wszystkimi, którzy cierpią».

Jest to ważny znak dla naszych czasów. W sanktuarium modlitwy Papież pamiętał o problemach świata, problemach codziennego życia, które dla milionów ludzi oznacza ciężką walkę o przeżycie, opieranie się chorobie, cierpieniu i dla wszystkich oznacza konieczność przezwyciężania lęku przed śmiercią. Sześć przemówień wygłoszonych w Lourdes stanowi wyrażoną współczesnym językiem syntezę katolickiej nauki o Maryi, która może odnowić duszpasterstwo w sanktuariach maryjnych. Może uchronić je przed pogonią za cudami i sprawić, że będą traktowane jako miejsca, gdzie Maryja jest postrzegana jako obraz naszej godności dzieci Bożych, godności, «której nie traci nigdy człowiek dotknięty chorobą».

Uśmiech Dziewicy to nie uleganie «niekontrolowanej wyobraźni» — mówi Ojciec Święty — to raczej «właściwy wyraz żywej i głęboko ludzkiej więzi, jaka łączy nas z Tą, którą Chrystus dał nam za Matkę». Uśmiech, ujmujący przejaw kobiecości, jest w przypadku Maryi nazwany «źródłem niezłomnej nadziei». My, ludzie, bardzo potrzebujemy nadziei. Długotrwałe cierpienia bowiem «zaburzają nawet najbardziej stabilne poczucie równowagi życiowej, podważają najmocniejszą ufność, a czasem prowadzą nawet do utraty wiary w sens i wartość życia. Bywają takie chwile próby, których człowiek — wyznaje Papież — nie jest w stanie znosić sam, bez pomocy łaski Bożej. Kiedy nie udaje się już znaleźć właściwych słów, coraz większa staje się potrzeba kochającej obecności». Dalej mówi o cieżarze «zmagań z chorobą i cierpieniem». Ale nawet w tych trudnych chwilach znajdujemy w Maryi siłę, by nie odwrócić się od życia. «U Niej także znajdujemy łaskę pozwalającą bez lęku czy żalu pogodzić się z opuszczeniem tego świata, gdy taka jest wola Boża». Szukanie uśmiechu Maryi nie jest przejawem infantylizmu — stwierdza Benedykt XVI — gdyż w duchu wiary może uczynić to ten, kto osiągnął większą dojrzałość duchową. Ten, kto potrafi uznać przed Bogiem własną słabość i nędzę. Bez Jego pomocy «brzemię choroby i cierpienia ciąży w sposób okrutny».

Od teorii do spójnego działania: służąc cierpiącemu człowiekowi, Kościół czyni wiarygodnym swoje nauczanie o Bogu. Jest niczym zaczyn wskazujący z odwagą i bez lęku, wedle swej powinności, kim jest Bóg. I odsłania oblicze Boga miłującego, objawione w Jezusie Chrystusie. Boga, który czyni nas wolnymi, by kochać. To «subtelne» spotkanie Papieża z Bernadettą i z Dziewicą Maryją kończy się stwierdzeniem, że prawdziwym cudem jest zmiana naszego sposobu patrzenia na Boga, na innych i na nas samych, gdy wracamy z Lourdes: nawrócenie serca.

Carlo Di Cicco
Wicedyrektor «L'Osservatore Romano»

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama