Papieska wspólnota Ducha

Refleksje po 8 podróży apostolskiej papieża Jana Pawła II do Polski (2002)


Abp Józef Życiński

Papieska wspólnota Ducha

Rezonans serc

Zaskakujące reakcje młodzieży podczas papieskiego pobytu zarówno w Krakowie, jak i w Toronto niosą wiele pytań, upoważniających do zakwestionowania wielu obiegowych opinii o sekularyzacji kultury, śmierci Boga, życiowej pustce młodego pokolenia. Jak tłumaczyć pełne romantyzmu i euforii reakcje młodych, chłonących ze skupieniem każde papieskie słowo? Pokolenie to bywa przecież na co dzień karmione przesłaniem, w którym wzorami do naśladowania mają być przede wszystkim muskularni i opaleni ludzie sukcesu, unikający programowo jakichkolwiek odniesień do Boga, refleksji, sumienia czy wrażliwości etycznej. Czym tłumaczyć, że wielkie rzesze młodych przebywają tysiące kilometrów, by wsłuchiwać się w papieskie słowa, które — zamiast sensacyjnych wiadomości czy reklamowych sloganów — przypominają im podstawowe prawdy o Bożej miłości i ludzkiej nadziei? Co sprawia, że sędziwy Papież, pochylony pod brzemieniem trosk naszego wieku, wyzwala ten przedziwny rezonans serc, którego istoty nie są w stanie zrozumieć komentatorzy dostarczający prostych recept na reformowanie Kościoła?

Gdyby ktoś usiłował wyjaśniać reakcje młodzieży z Krakowa, odwołując się do słowiańskiej uczuciowości, musiałby jednak zauważyć, że młodzi z Toronto okazywali wcale nie mniej uczuć i wzruszeń niż ich polscy koledzy. Rzesze młodych zebrane pod «papieskim» oknem, przy rezydencji krakowskich biskupów na ul. Franciszkańskiej, potrafiły łączyć swój entuzjazm z poczuciem humoru i młodzieńczą przekorą, gdy — prowokując Ojca Świętego do kolejnego pojawienia się w oknie — skandowały: «Ojcze Święty, miłosierdzia!», albo: «Kardynale, puść Papieża!» O młodych z Toronto natomiast po ich pierwszym spotkaniu z Janem Pawłem II któryś z kanadyjskich dziennikarzy napisał: «w jednej ręce trzymali różaniec, w drugiej chusteczkę do ocierania łez, które obficie płynęły po ich policzkach». Gdy usiłowano racjonalnie wyjaśnić genezę tych łez, w milczenie popadali nawet najbardziej elokwentni tłumacze tajników współczesnej kultury. Ich milczenie dostarczało wymownego świadectwa o tym, jak wiele uproszczeń kryje się we współczesnej, jednowymiarowej antropologii, która usiłuje umieszczać przeżycia religijne na marginesie ludzkiego życia.

Reakcje młodych podczas wakacyjnych spotkań z Ojcem Świętym wymownie świadczą, że tęsknoty za duchową harmonią zakorzenioną w miłości do Chrystusa nie zniszczyło ani, znamienne dla Wschodu, ideologiczne pranie mózgów, w którym religię traktowano jako opium dla odchodzącego świata, ani też, charakterystyczna dla Zachodu, konsekwentna praktyka konsumpcji, w której usiłuje się wyciszać wszelkie formy poszukiwania wyższych, duchowych wartości. Aby zrozumieć istotę tych reakcji, trzeba wyzwolić się z obiegowych schematów, w których religię usiłuje się umieszczać na marginesach ludzkiego życia. Krzykliwe deklaracje o kulturowej śmierci Boga trzeba definitywnie uznać za przedwczesne i przesadzone; wyrażają one jedynie prywatną wiarę tych autorów, którzy prostą ideologię cenią wyżej od faktów.

Papieskie dywizje młodych

Bezpośrednio przed przybyciem Ojca Świętego do Toronto na łamach prasy z upodobaniem powtarzano pytanie zadane przez kogoś, kto okazał się dzieckiem epoki rynku i sukcesu. Brzmiało ono: «Ile zarabia papież?» Czytając je, przypomniałem sobie wcześniejsze o pół wieku pytanie Józefa Stalina: «Ile papież ma dywizji?» Brak zrozumienia tajników ludzkiej natury prowadził po II wojnie światowej do obsesyjnej skłonności, aby nasze życie wyjaśniać i mierzyć w kategoriach militarnych. Współcześnie chora stalinowska antropologia została zastąpiona przez nowe, urynkowione ujęcie. Społeczność konsumpcyjną, dla której «mieć» jest znacznie ważniejsze niż «być», usiłuje się opisywać za pomocą nowych pomiarów, gdzie miejsce dywizji zajęły finanse. Tymczasem poza sferą tych dwóch ujęć znajduje się świat wartości duchowych, jakże często spychany na margines naszych zainteresowań. Trzeba dopiero nadzwyczajnych wydarzeń, takich jak spotkanie z Następcą św. Piotra, by przekonać się o realności tego ostatniego świata, by doświadczyć, jak mocna jest nasza tęsknota za Bożą harmonią, prawdą i sensem.

Zaskakujących przejawów tej tęsknoty dostarczały reakcje młodych, którzy przybyli do Krakowa na spotkanie z Papieżem. Przechodzący ulicami księża byli zaskoczeni, kiedy młodzi prosili ich na ulicy o spowiedź, wyjaśniając, że chcą przeżyć jak najgłębiej to tak ważne spotkanie z Chrystusem. W wielu punktach miasta, na tle zabytkowych kamienic Krakowa, kapłani, którzy zamiast konfesjonałów mieli do dyspozycji jedynie metalowe barierki ustawione przez służby porządkowe, w ciągu długich godzin jednali przy nich z Bogiem proszących o spowiedź młodych ludzi z kolejek.

Patrząc na uśmiechniętych życzliwie policjantów i na młodzież pozdrawiającą przechodniów szerokim uśmiechem i gestem otwartej dłoni, myślałem o tym, jak niewiele różni się Kraków od Toronto, gdzie trzy tygodnie wcześniej mogliśmy doświadczać podobnych sytuacji w zetknięciu z Papieską Międzynarodówką Młodych. Odpowiadając na uśmiechy członków tejże Międzynarodówki, prosiłem Boga, by ich otwarte młode dłonie pozostały zawsze otwarte i wierne papieskiemu przesłaniu. By nigdy nie zamknęły się agresywnie w pięść gotową do zadawania ciosów. Z moich zadumań wyprowadził mnie zastęp harcerek, które z desperacją w głosie informowały, że nie mogą dotrzeć do papieskiego okna na Franciszkańskiej, gdyż zapytani przechodnie kierują je w różnych kierunkach, a jeśli nawet kierunek się zgadza, to i tak ostatecznie dochodzą do barierek, które brutalnie kończą ich wędrówkę w stronę wymarzonego okna. Zaproponowałem im, że sam podprowadzę je na miejsce. Po drodze dzieliły się ze mną swymi wrażeniami. Przyjechały do Krakowa z drugiego końca Polski. Jechały na dodatek okrężną trasą, gdyż — jak wyjaśniły — «chciałyśmy odwiedzić naszą koleżankę, która wczoraj miała pierwsze śluby u sióstr elżbietanek. Oczywiście, też harcerka».

Słuchając ich wyznań, zastanawiałem się, jak w strukturach świata, gdzie usiłuje się prywatyzować nawet elementarne ludzkie uczucia, będzie sobie radzić to pokolenie młodych wspaniałomyślnych, którzy — na przekór podstawowym zasadom pragmatyzmu — podróżują z drugiego końca Polski po to, aby przez dwie minuty popatrzeć na pochyloną sylwetkę Papieża, przypominającego wartości okrywane milczeniem w reklamowych spotach. Ich entuzjazm i wzruszenie jawiły się znowu tak bardzo bliskie zachowań młodych z Toronto. Ich postawa stanowiła zaprzeczenie tych wartości, którymi karmione bywa na co dzień młode pokolenie, gdy ogranicza się jego uwagę do pogoni za lekkością bytu, zdominowaną przez przyjemność, bezmyślność i sukces.

Totus Tuus

Nie wystarczy ograniczyć się do prostego stwierdzenia, że reakcje Papieskiej Międzynarodówki Młodych pozostają przejawem tęsknoty naszego pokolenia za wartościami duchowymi. Duchowość może bowiem przejawiać się na bardzo różnych poziomach, podobnie jak piękno ujawnia swą obecność zarówno przez arcydzieło, jak i przez kicz. Odpowiednikiem kiczu na poziomie wartości duchowych jest New Age. Wracając z któregoś z papieskich spotkań z młodzieżą w Toronto, wstąpiłem do księgarni przy Bay Street, oferującej publikacje i sztukę Nowego Wieku. Pusta przestrzeń rozległej księgarni tak ostro kontrastowała ze wspólnotą młodych, którzy w przedziwnej symfonii serc rozwijali motywy przypomniane przez Jana Pawła II. Wśród wystawionych na sprzedaż oryginalnych pamiątek znajdowały się tylko dwa typy krzyży. Na jednym widniała ukrzyżowana postać kobiety, na drugim wieniec z róż przywołujący tradycję różokrzyżowców. Snując refleksję nad przepaścią dzielącą dwa różne światy, myślałem także o tym, że Ojciec Święty proponuje nam Chrystusa bez retuszów. W świecie, w którym absurdalna pogoń za karierą każe eliminować wszelką wzmiankę o cierpieniu i wierności, młodzież w tajemnicy krzyża odnajduje prawdę o życiu, z którego nie sposób usunąć ból, cierpienie, samotność. Przychodzą do Papieża, bo w jego przesłaniu odnajdują prawdę życia wolną od retuszów i niezależną od zasad politycznej poprawności określonej na kolejny sezon przez salonowych guru.

Na tym szlaku apostolskiego przesłania, gdzie Kraków i Toronto zastąpiły ateński Areopag, stanął przed nami utrudzony Piotr naszych czasów. Radykalizm jego apostolskiego posługiwania wyraża biskupie zawołanie Totus Tuus — Cały Twój. Określenie «cały» uzyskuje dodatkowy sens, gdy widzimy, ile wysiłku wymaga teraz każdy gest i każde słowo. «Cały» znaczy wtedy także: niezatrzymany na poziomie radości Kany Galilejskiej, lecz prowadzący przez mrok Ogrójca w stronę bólu Golgoty, przyjętej jako normalny składnik Chrystusowego szlaku. Młodzi spieszący na spotkanie z Papieżem nie poszukują bynajmniej słownych deklaracji; na pewnym etapie słowa okazują się zbędne i mało istotne. Poszukują oni autentyzmu istnienia otwartego na Bożą rzeczywistość i na tajemnicę krzyża. Dostrzegają ten autentyzm w postawie kogoś, kto w całym swym życiu starał się konsekwentnie ukazywać, jak odnaleźć Boga w pięknie przyrody i na szlakach narciarskich zjazdów, w filozoficznej zadumie i w refleksji nad wielką tradycją mistyków, w modlitwie i w radości życia. Dziś, gdy biologia każe odchodzić od wszystkiego, co było przejawem estetycznej oprawy, tym bardziej wymowna staje się papieska «przejrzystość». Bóg staje się wtedy jeszcze bardziej obecny w naznaczonej zmaganiem posłudze utrudzonego Biskupa Rzymu, który zawsze pragnął całym swym życiem wskazywać jedynie na Boga.

W zmienionych realiach młodzi okazują znacznie lepszą wrażliwość na Boże wartości przypominane przez Jana Pawła II, niż czyni to pokolenie czterdziestolatków, uwikłane mocno w kulturowe zawirowania współczesności. Być może siła reakcji młodych wynika właśnie stąd, że w papieskim autentyzmie utrudzenia pozbawionego retuszów odnajdują najgłębsze świadectwo życiowego radykalizmu wyrażonego w formule «Cały Twój».

Boża melodia

Często usiłuje się przedstawiać pokolenie młodych jako pragmatycznych sceptyków lub wręcz cyników, u których postawa życiowego luzu idzie w parze z doświadczeniem duchowej pustki. Tymczasem szokujące świadectwa Krakowa i Toronto świadczą, iż młodzi wyznają zupełnie inną filozofię życia, niż sugerują to popularne komentarze. Młodzieńczy protest przeciw kulturze konsumpcji świadczy, iż w naszej kulturze funkcjonuje swoiste prawo wahadła kierunkujące uwagę w stronę wartości zgoła innych niż te, które fascynowały wcześniejsze pokolenie. Nie stanowi zaskoczenia, że w perspektywie tej przesłanie Ewangelii i autentyzm papieski cenione są przez młodzież wyżej niż proste recepty ideologicznych specjalistów od kolejnej rewolucji w kulturze.

Reakcje młodych ukazują także bezpodstawność opinii inspirowanych przekonaniem, że można urynkowić zarówno sferę najgłębszych ludzkich tęsknot za wartościami, jak i najbardziej intymną sferę więzi z Bogiem. Ujawniają one młodzieńczą tęsknotę za światem wielkich ideałów. W perspektywie Bożej miłości do człowieka nowego sensu nabierają papieskie słowa o soli, świetle i strażnikach poranka. Poruszają one najczulsze pokłady młodych dusz, niosąc wielką harmonię, w której rozbrzmiewa Boża melodia, decydująca o pięknie naszego życia. Potrzeba nam papieskiego dyrygenta, aby odkryć przedziwne piękno tej melodii.

Aby zachować nastrój tych niepowtarzalnych przeżyć, trzeba w stylu Bożego artysty umiejętnie dotykać najczulszych strun naszej duszy. Trzeba dokładać starań, aby rutyna nie wyciszyła tej Bożej melodii, która tak wyraźnie dźwięczała w naszej psychice w dni takie, jak ostatnie. Sam Jan Paweł II na zakończenie liturgii na krakowskich Błoniach wyznał, że melodią, która towarzyszyła mu przy przejściu z Krakowa do Rzymu, była śpiewana przez młodzież z oaz Barka. Mówił: «Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok konklawe. I z nią, z tą oazową pieśnią, nie rozstawałem się przez wszystkie te lata. (...) Była przewodniczką na różnych drogach Kościoła...» Słuchając tych słów, uświadomiłem sobie ze wzruszeniem, że Barka, którą tak gromko śpiewała zgromadzona na Błoniach młodzież, była pierwszą pieśnią, jakiej uczył nas prowadzący rekolekcje jezuita, gdy przyszedłem do seminarium w 1966 r. Zastanawiałem się, skąd u mnie ten nagły przypływ wzruszenia. Być może stąd, że w wielkiej wspólnocie Kościoła łatwiej nam przeżywać przygodę wiary, w której Pan patrzy z miłością na nas, gdy odchodzimy od barki zostawionej na brzegu.

Globalizacja nadziei

Józef Czechowicz, polski poeta, który zginął we wrześniu 1939 r. zabity przez nazistów, modlił się w jednym ze swych wierszy: «Od żywota pustego bez muzyki bez pieśni / Chroń nas».

Wielka symfonia serc, której wykonaniu przewodniczył Jan Paweł II, stanowiła wspólnotową reakcję na propozycje «pustego» świata, pozbawionego nie tylko muzyki i pieśni, lecz również sensu, piękna i nadziei. W globalnej wiosce, w której tak bardzo dokucza nam zmęczenie, bezduszność i anonimowość, odczuliśmy ożywczy powiew wielkiej nadziei. Młodzi «stróżowie poranka» ukazali wymownie, jak wiele nowych energii można wnieść w umęczony świat, jeśli przezwyciężymy zdroworozsądkowe lęki i światłu Chrystusa poświęcimy więcej uwagi niż sugestywnym opisom ciemności. Naszej generacji została dana ta łaska, że wspólnie z Piotrem naszych czasów mogliśmy przezwyciężać rozczarowania, przekraczając próg nadziei. Każdy z nas ma za tym progiem dziedzinę swej osobistej odpowiedzialności za obecność chrześcijaństwa w kulturze jutra. Tak bardzo potrzebna światu globalizacja nadziei wymaga codziennej troski o piękno ukrytej w naszych duszach Bożej melodii.

Abp Józef Życiński
Metropolita lubelski

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama