Radio i TV z abonamentem w tle

Rozmowa z przewodniczącym KRRiTV

KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: — Proszę powiedzieć, czym jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji?

WITOLD KOŁODZIEJSKI

: — KRRiT to urząd, który zajmuje się regulacją całego rynku mediów elektronicznych — dotyczy to telewizji, radia, a w niedalekiej przyszłości będzie dotyczyło także nowych rodzajów usług medialnych, czyli tych rozpowszechnianych za pomocą internetu, również tzw. telewizji mobilnej, odbieranej w telefonach komórkowych. Słowem, wszystko, co jest związane z tak dzisiaj modnym słowem „multimedialność” — tym zajmuje się KRRiT.

— Jakie są główne zadania telewizji publicznej?

— Telewizja publiczna to taka telewizja, która ma służyć społeczeństwu, dając różnorodną wartościową ofertę programową. Chodzi o to, by robić program i emitować go nie po to, żeby na nim zarabiać, ale po to, żeby jak najwięcej ludzi miało z tego pożytek. Z tym wiążą się rozmaite zadania: upowszechnianie kultury, rzetelna informacja i cały katalog audycji, które możemy charakteryzować właśnie jako te, które mają coś wnosić do naszego życia społecznego. Ale równie ważnym aspektem misji mediów publicznych jest to, że mają one docierać do wszystkich, niezależnie od wieku czy zasobności portfela. To jest bardzo istotna różnica między mediami komercyjnymi a mediami publicznymi. Media komercyjne — mówię o radiu i telewizji — są przedsiębiorstwami, które muszą wypracować jakiś zysk i na to są ukierunkowane. W związku z tym bardzo często zawężają swoich odbiorców do grupy najbardziej „opłacalnej”, która stanowi największą wartość dla reklamodawców. Jest to najczęściej grupa ludzi w młodym i średnim wieku, mniej liczą się natomiast najmłodsi i najstarsi. Media publiczne nie mogą o tych ludziach zapominać.

— Jest takie słowo łacińskie „missio”, czyli misja, posłannictwo. Czy media publiczne to media z misją?

— Jak najbardziej. Określiłbym to jeszcze inaczej: radio publiczne i telewizja publiczna to największe instytucje kultury w Polsce. Wielkość widowni kinowych, teatralnych jest nieporównywalna z liczbą osób dziennie oglądających program telewizyjny lub słuchających radia. W związku z tym odpowiedzialność mediów publicznych jest gigantyczna i ich misja musi być wykorzystana jak najlepiej.

— Często redaktorzy telewizyjni mówią o oglądalności ich programu, np. że oglądało ich 6 mln widzów. Jak od tej strony wygląda telewizja publiczna?

— Telewizja publiczna nie powinna kierować się głównie walką o liczbę widzów. Jakość programu, a nie liczba osób, które go oglądają, powinna tu być wyznacznikiem. Oczywiście, ważne jest to, żeby ten program nie był elitarny, hermetyczny, żeby docierał do jak najszerszego grona widzów, masowość jest wpisana w specyfikę telewizji i należy również o to dbać — ale nie powinien to być główny wyznacznik.

Myślę, że podkreślanie tego, ile osób ogląda telewizję publiczną czy dane audycje, jest jakimś znakiem czasu. Telewizja publiczna tak naprawdę coraz częściej zmuszana jest do tego, żeby konkurować na rynkach komercyjnych. A właśnie liczba oglądających jest głównym atutem przy wszelkiego rodzaju przetargach, kontraktach reklamowych w mediach komercyjnych. Telewizja publiczna uczestniczy dziś w tej rozgrywce komercyjnej, dlatego że to jest jej główne — a za chwilę może się okazać, że jedyne — źródło utrzymania.

— Czy dużo brakuje polskiej telewizji do standardów światowych? — jako prezes KRRiT czynił Pan zapewne takie porównania.

— Niestety, jesteśmy poza wszelkimi standardami. Z naszych prognoz wynika, że w tym roku właściwie nie będzie zasilania z pieniędzy publicznych, bo pieniądze, które przekaże Krajowa Rada z abonamentu, będą przeznaczone wyłącznie na ratowanie ośrodków regionalnych telewizji publicznej. Natomiast główna TV — Program I i II będą utrzymywały się tylko i wyłącznie z reklam. Tutaj nawet nie możemy mówić o telewizji publicznej, jest to po prostu państwowa telewizja komercyjna. Natomiast jeśli chodzi o duże telewizje europejskie, to obraz jest zupełnie inny. Biorąc pod uwagę pieniądze publiczne przeznaczane na telewizję w tych krajach, to skala jest zupełnie nieporównywalna. Już nie mówię o kilku miliardach funtów, które są przeznaczone na funkcjonowanie BBC. Ale nawet jeżeli odniesiemy to do tak, zdawałoby się, obiektywnego wskaźnika, jak procent w stosunku do PKB, to okazuje się, że w Europie kształtuje się on od 3 do ok. 2 promili PKB. U nas przy okazji dyskusji nad ostatnią ustawą medialną padła propozycja, żeby fundusz misji zasilić kwotą rzędu 1 promila PKB, co wynosiło ok. 1 mld 200 mln zł. Ta propozycja, oczywiście, i tak nie przeszła, rząd uważał, że jest to zbyt wygórowana kwota i zaproponował ź tej sumy. Ale nawet biorąc pod uwagę ten 1 mld 200 mln zł, to był to zaledwie 1 promil. Krótko mówiąc, stawiamy naszej telewizji publicznej wzory zagraniczne, ale nie przyjmujemy konsekwencji finansowych, jakie za tym musiałyby pójść.

Mamy najbiedniejszą telewizję publiczną w Europie, jeśli chodzi o zasilanie z abonamentu, a jednocześnie największą i najpotężniejszą, gdy chodzi o udział w rynku komercyjnym. Bo jeżeli telewizja nie może liczyć na pieniądze publiczne, to zaczyna zarabiać na reklamach, tak jak inni nadawcy telewizyjni, i wzmacnia tym samym swoją pozycję w wyścigu komercyjnym. Być może jest to korzystne dla samej telewizji, ale na pewno nie dla widzów.

 

— Jak to się dzieje, że z jednej strony wszyscy zabiegają o względy telewizji publicznej, a jednocześnie jest ona uboga?

— Myślę, że gdyby rzeczywiście wszystkim zależało na telewizji publicznej, nie byłaby ona uboga. Telewizja publiczna powinna być reformowana, udoskonalana, powinna być w stanie sprostać wymaganiom nowoczesnego rynku telewizyjnego. Tymczasem wszelkie prace czy koncepcje, które w ostatnich latach powstają, w tę stronę absolutnie nie zmierzają, zmierzają raczej do tego, żeby telewizję publiczną zmarginalizować, a marginalizując, pozbyć się problemu. To jest, moim zdaniem, fatalny błąd w myśleniu, dlatego że bez telewizji publicznej będzie problem z poziomem naszej dysputy publicznej, a więc i z poziomem naszej demokracji, ale tak naprawdę okaże się to dopiero za 10-15, może za 20 lat. I będą to skutki trudne do naprawienia.

— Na co konkretnie przeznaczane są pieniądze z abonamentu?

— Telewizja publiczna, w odróżnieniu od innych telewizji, oferuje ofertę unikatową. Nikt nie robi Teatru Telewizji, nikt nie robi tylu godzin filmu dokumentalnego, nikt tak nie wspiera polskiej kinematografii jak Telewizja Polska; nikt tak naprawdę nie robi w Polsce programów dla dzieci, bo są zagraniczne stacje, które emitują takie programy, m.in. amerykańskie. Jest cały szereg kategorii, które w mediach komercyjnych się nie pojawiają, dlatego że jest to po prostu nieopłacalne. Telewizja publiczna ma obowiązek tę lukę wypełniać. Na to potrzebne są pieniądze i duże wsparcie państwa.

Jeżeli w tej chwili praktycznie likwidujemy abonament, to nie dajemy szans na rozwój tych wszystkich przedsięwzięć. Krótko mówiąc, to jest konsekwencja, która nie dotyczy całej telewizji publicznej, ale całego rynku twórców, producentów, którzy przez lata budowali polską kulturę właśnie przez wkład w polską telewizję.

— Co tak naprawdę stało się z abonamentem?

— Stała się rzecz bardzo zła. Mianowicie ustawa abonamentowa z 2005 r. od początku była niedoskonała. Okazało się, że jest dużo luk prawnych, które uniemożliwiają prawidłowe ściąganie opłaty abonamentowej, i właściwie zawsze był problem z uszczelnieniem systemu abonamentowego. W KRRiT, w której składzie jestem od 2006 r., właściwie nie było miesiąca, kiedy byśmy nie apelowali, żeby ten system usprawnić, że za mało pieniędzy jest przeznaczanych na media publiczne. Mówiliśmy to w momencie, kiedy ściągalność abonamentu była na poziomie 40 proc., jeśli chodzi o ogół gospodarstw domowych, ale wynosiła prawie 900 mln zł w skali roku. Wydawało nam się to sytuacją niepokojącą, wymagającą reformy. Później były przyspieszone wybory, kampania wyborcza, przedwyborcze deklaracje polityków o obniżaniu podatków i o zniesieniu abonamentu, o tym, że jest to opłata archaiczna i niesprawiedliwa.

Jeżeli takie sygnały płyną do społeczeństwa ze strony formacji, która później przejmuje rządy, to rzeczywiście można to odczytać jako realizację ich zapowiedzi i obietnic. Od tego czasu obserwujemy gwałtowny spadek opłat abonamentowych, prawdziwe tąpnięcie, z roku na rok ta kwota maleje o kilkadziesiąt procent, i z 900 mln zł w 2007 r. dochodzimy do 600 mln zł w roku 2009, a w 2010 r. spodziewamy się prawdziwej zapaści.

— Jakie są drogi wyjścia?

— Przede wszystkim powinna powstać szeroka koalicja medialna — mówię tu o koalicji politycznej — żeby wreszcie zdecydować się na jakąś drogę i doprecyzować rolę oraz sposób finansowania mediów publicznych w Polsce. Praca nad ustawą medialną, nad zreformowaniem telewizji publicznej powinna być prowadzona. Ale jest to na tyle skomplikowana i trudna materia, że po pierwsze — nie należy się spodziewać szybkiego efektu, a po drugie — ewentualne przyspieszenie mogłoby być bardzo nierozważne. A spieszyć się trzeba. Moim zdaniem, najlepszym rozwiązaniem jest prowadzenie dwóch równoległych torów legislacyjnych. Pierwszy — to praca nad dużą ustawą o mediach, nie tylko publicznych, zagwarantowanie interesu państwa na rynku mediów elektronicznych w Polsce; drugi natomiast — to dopracowanie i uszczelnienie obowiązującego systemu abonamentowego, który zresztą w zdecydowanej większości krajów europejskich funkcjonuje i ma się zupełnie dobrze, nie ma lepszego rozwiązania. Dopracujmy więc dzisiejszy system, uszczelnijmy go, ale też pracujmy nad ustawą, która wyznaczy perspektywę. Jeżeli jednak spóźnimy się z abonamentem, to za chwilę może się okazać, że ta druga ustawa po prostu już nie będzie potrzebna, bo media publiczne przestaną być mediami publicznymi. A jak pokazuje przykład kilku krajów europejskich — z tej drogi powrotu już nie ma.

— Może trzeba tu zwrócić uwagę na pewne zobowiązania dotyczące nas wszystkich, jako korzystających z mediów publicznych...

— Jest to bardzo ważna rzecz. Jeżeli ktoś korzysta z telewizji kablowej, satelitarnej i płaci tzw. abonament — bo to też jest tak nazywane — to nie zwalnia go to z obowiązku płacenia normalnego abonamentu radiowo-telewizyjnego przez pocztę. To są zupełnie odrębne rzeczy. Tamte pieniądze idą na rozwój danego przedsiębiorstwa, spółki, a pieniądze z abonamentu radiowo-telewizyjnego idą na wspieranie zadań misyjnych TVP. Proszę mi wierzyć, że tych zadań jest naprawdę dużo, a powinno być jeszcze więcej. To leży w interesie nas wszystkich i w interesie przyszłych pokoleń.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama