Dwie mamy

Fragmenty książki "Moje dziecko gdzieś na mnie czeka. Opowieści o adopcjach"

Dwie mamy

Katarzyna Kolska

Moje dziecko
gdzieś na mnie czeka

Opowieści o adopcjach

ISBN: 978-83-240-1503-0
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2011

Spis wybranych fragmentów
Wstęp
Mit  o domach dziecka
Dwie mamy
Jestem kobietą
Coś jest nie tak
A gdy nas zabraknie...
Chcemy zostać rodzicami
Traktuj dziecko jak niemowlę
Nikt nie może się dowiedzieć
Matka twojego dziecka — o tych, które nie podołały

Dwie mamy

Anetka ma dziś sześć lat. Jest bardzo energiczna, ruchliwa, nie potrafi spokojnie usiedzieć na miejscu. Chętnie pomaga w domu, jest bardzo opiekuńcza w stosunku do młodszych dzieci. Lubi znajdować się w centrum uwagi i uwielbia być przytulana.

Antek — zupełne przeciwieństwo siostry: spokojny, cichy, z naturą filozofa. Wybitnie inteligentny i bardzo uczuciowy. — To niezwykle dobre i kochane dzieci — mówi o nich z dumą Hania. Nie czuje się gorszą matką dlatego, że nie urodziła. I nie czuje się lepszą. — Nie postrzegam adopcji w kategoriach heroizmu. Adopcja nie jest niczym nadzwyczajnym. To my w naszych głowach czynimy ten fakt czymś wyjątkowym. Jedni rodzą, inni adoptują i tyle. Różnica polega jedynie na tym, że my do naszego adopcyjnego rodzicielstwa bardzo świadomie się przygotowujemy.

W domu Hani i Łukasza adopcja nie jest tajemnicą. Nikt nie ukrywa przed dziećmi, że miały inną mamę i innego tatę. — Wiedzą, że ja też mam dwie mamy, że babcia Ela mnie urodziła, a babcia Bożena mnie wychowała. Oglądają zdjęcia, chodzą ze mną na cmentarz, ta „podwójność” nie jest dla nich niczym nadzwyczajnym.

O swoich rodziców biologicznych pytają bardzo rzadko. Anetka była zbyt mała, gdy trafiła do ochronki, by mogła ich pamiętać. Antek odgrzebuje czasami resztki wspomnień. — Kiedyś zapytał mnie, czy wiem, co robi jego mama. Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że nie mam pojęcia.

Wiem jedynie, gdzie mieszkają ich rodzice, jak się nazywają, wiem, że ich mama była bardzo młoda, gdy przyszły na świat, że w ich domu była bieda i dużo alkoholu, że często dzieci zostawiano same w domu na wiele godzin. Ale tego absolutnie nie zamierzam im mówić. Nie chcę w ich głowach budować czarnego wizerunku rodziców. Sama o ich mamie myślę raczej ciepło. Jest mi jej jako kobiety żal. Ona straciła, ja zyskałam. Wzbogaciłam się jej nieszczęściem. Może gdyby ktoś jej pomógł, dał szansę na lepsze życie, byłaby dziś kochającą matką? — zastanawia się Hanka. I doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że gdy dzieci dorosną, zaczną pytać, będą szukać swoich korzeni, będą w  głowach tworzyć obraz biologicznych rodziców. — Sama jako nastolatka często myślałam o mojej biologicznej mamie, zastanawiałam się, jaka była, jak się zachowywała. Jak wyglądałoby moje życie, gdyby mama żyła. Tato czasami mi mówił, że jestem do niej podobna, że zachowuję się tak jak ona. Dziś, jako dorosła kobieta, jestem dla niego jej odbiciem sprzed lat. Słowa i wspomnienia taty pozwalają mi połączyć te dwa światy. A jednocześnie przez całe życie miałam dowód na to, że nie trzeba dziecka urodzić, by je kochać, by być najlepszą, najtroskliwszą i najbardziej oddaną matką. Nigdy nie poczułam, by moja druga mama traktowała mnie inaczej niż swoich synów, których urodziła. Byłam zawsze i jestem jej córką, bardzo się kochamy i przyjaźnimy. Mam też nadzieję, że mnie i moje dzieci połączą równie silne więzi i miłość — mówi Hania.

Kiedy opowiada o swoich dzieciach, błyszczą jej oczy, widać, że jest szczęśliwa i spełniona. Dlatego tak chętnie jest zapraszana do ośrodka adopcyjnego na spotkania z tymi, którzy do rodzicielstwa adopcyjnego dopiero się przygotowują. — Rozumiem obawy i lęki, z jakimi małżonkowie przychodzą na spotkania. Tłumaczę wtedy, że adopcja jest tak trudna, jak my do niej podejdziemy. A wiele z tych obaw to problemy zupełnie wymyślone, wyolbrzymione. Wiem, że przykład szczęśliwej rodziny może znaczyć dla kogoś o wiele więcej niż najlepsze wykłady i szkolenia. Dlatego zawsze mówię podczas tych spotkań: „Jeśli chcecie, przyjedźcie do nas do domu, zobaczcie, jak żyjemy, poznajcie nasze dzieci”. Daję swój numer telefonu, odpowiadam na maile. Ale jednocześnie uprzedzam: „Nie róbcie niczego na siłę, nie zapraszajcie dziecka do swojej rodziny, jeśli nie jesteście pewni, że chcecie być jego rodzicami”.

Od chwili, gdy Hania została mamą Anetki i Antka, nigdy nie myślała już o biologicznych dzieciach. Nie wyklucza za to kolejnej adopcji. — Czasami tak patrzę na naszą czteroosobową rodzinę i myślę sobie: może tu jeszcze kogoś brakuje. Może w naszym domu jest miejsce na jeszcze jedno dziecko? A gdy się żegnamy, mówi do mnie: — Chciałam być mamą i nią jestem. A przy okazji udało mi się spełnić jedno z moich młodzieńczych marzeń.

 

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama