Szczęśliwi w małżeństwie: Parada modeli

Fragmenty książki: "Szczęśliwi w małżeństwie. Jak to możliwe" - poradnika spisanego w formie dialogu

Szczęśliwi w małżeństwie: Parada modeli

Antonio Vázquez

Szczęśliwi w małżeństwie. Jak to możliwe?

Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa, Listopad 2006
ISBN 83-7502-049-4


(...)

PARADA MODELI

Gdy po tej rozmowie dotarłem do domu, stwierdziłem, że całe zmęczenie gdzieś się ulotniło. Czekając na kolację, włączyłem telewizor, żeby obejrzeć wiadomości. Nagle pojawił się Aleksander ze swoją żoną Karlą; aby ją scharakteryzować, należałoby przyjrzeć się równinie La Manchy: wyrazista, pozbawiona zawiłości, zawsze nazywa rzeczy po imieniu. Zdrowy rozsądek wybija się na pierwszy plan. Potrafi kochać bez żadnych sztuczek, z powściągliwością i prostotą właściwą jej rodzinnej ziemi. Jej dobre maniery wypływają z wewnętrznej potrzeby, bo nie przywiązuje wagi do pozorów.

Zdziwiłem się widząc ich w progu, ale nie miałem czasu na snucie domysłów.

— Przyszliśmy, żebyście zaprosili nas na kolację — oznajmił Aleksander bezceremonialnie. — Muszę z tobą spokojnie porozmawiać, nie można tego tak zostawić.

Nasze małżonki zajęły się przygotowaniem typowej letniej kolacji, my zaś wyszliśmy zaczerpnąć rześkiego, wieczornego powietrza. Chcieliśmy pomóc, ale wyrzucono nas z kuchni, żebyśmy mogli swobodnie porozmawiać.

— Już ci się udało mnie zaniepokoić. Dziewięć lat temu — właśnie sprawdziłem na odwrocie karty tytułowej — opublikowałeś swoją pierwszą książkę o małżeństwie, która miała już piętnaście wydań i nadal świetnie się sprzedaje. Nie chcę ci tu prawić komplementów, zresztą wiesz, że nie cierpię pochlebstw, zwłaszcza wobec przyjaciół, ale uważam, że to był strzał w dziesiątkę. I właśnie dlatego jeszcze raz powtórzę to, co ci mówiłem już u mnie w domu: co cię nagle ugryzło? Jaki nowy niepokój cię trawi? Chyba zdajesz sobie sprawę, że „dalsze ciągi” zwykle są nieudane? Myślisz, że od tamtego czasu tak wiele się zmieniło na gorsze?

— Zadałeś mi cztery pytania naraz — zacznijmy od ostatniego. Nie mam termometru, by zmierzyć temperaturę otoczenia, ale wszelkie oznaki nie zachęcają do optymizmu: rzadko zdarza się, aby podczas spotkania, w grupie przyjaciół, nie pojawiła się jakaś nowa sytuacja matrymonialna, równie bolesna, co bliska. Dawniej to były nadzwyczajne wydarzenia, których echa dobiegały nas z daleka. Dziś ich uczestnikami są dawni obserwatorzy.

— No tak... zauważyłem, że zawsze milkniesz, kiedy poruszane są te tematy...

— Oczywiście, niepokoją mnie te komentarze wygłaszane jakby chodziło o jakiś nowy sport narodowy. Bardzo często takie rozmowy przybierają zbyt frywolny ton i podszyte są niezdrową ekscytacją. Często okraszone są obfitością szczegółów i rozmaitymi komentarzami — powierzchownymi i pełnymi purytańskiej hipokryzji. To niezbyt poważne dorzucać tych kilka ziaren pieprzu, by nadać pikanterii faktom, za którymi stoi rozdarcie kobiety i mężczyzny, rozbita rodzina i niczemu niewinne, pokrzywdzone dzieci.

— Wolałbyś zatem nie wiedzieć, co się dzieje? Trzeba się orientować w sytuacji.

— Skłaniam się raczej ku temu, by traktować ich z całym szacunkiem, należnym nawet ludziom, którzy sami go względem siebie nie mają. Trzeba poruszać te sprawy w odpowiednim miejscu i czasie, i w taki sposób, by mogło z tego wyniknąć coś dobrego. A wszystko pozostałe to podpisy pod zdjęciami w kolorowych magazynach, to znaczy czyste plotkarstwo, rodem z magla. I niech mi nie mówią, że trzeba o wszystkim wiedzieć, bo wystarczy tylko mieć otwarte oczy.

— Ale trzeba będzie jeszcze coś z tym zrobić. Zamierzasz w swojej książce poświęcić trochę uwagi małżeństwom, które już osiadły na mieliźnie?

— Może w dalszej części poruszę kwestię, jak postępować w takich przypadkach. Na razie wystarczy powiedzieć, że nikt mi nie dał prawa osądzać takich osób. I bynajmniej nie należy źle się do nich odnosić, bo oni najbardziej potrzebują życzliwości, zrozumienia i pomocy. Choć jeśli mnie ktoś spyta o zdanie na temat tego, co się wydarzyło, uznam, że to pożałowania godne. Tak czy owak, wydaje mi się, że zboczyliśmy trochę z tematu i odbiegliśmy od sedna twojego pytania.

— No właśnie, więc je powtórzę: Jakie małżeństwa są przedmiotem twego największego zaniepokojenia?

— Te, których wprawdzie nie dotknął jeszcze dramat, ale nie zdają sobie sprawy, że jeśli nie zastosują żadnych środków zapobiegawczych, mogą znaleźć się w trudnej sytuacji. Takim małżonkom trzeba zapalić światełko alarmowe! Widzę ich czasem, smutnych i zmęczonych, jakby dźwigali ciężkie brzemię. Mają płaski encefalogram, bo nie są ani dobrzy, ani źli. Wytrzymują ze sobą pod jednym dachem, choć ograniczają się do tego, by żyć i pozwolić żyć temu drugiemu. Stracili złudzenia i wyzbyli się chęci nadawania blasku swojej miłości. Pożywką ich rozmów są frazesy i banały, których nawet nie próbują zweryfikować w obawie, że znajdą powód do niepokoju. Wieje od nich nudą, bo ugrzęźli w bajorze rutyny.

— Wiem już, co masz na myśli — rzucił Aleksander. — To ci, którzy zachowują pozory, ale jeśli zajrzy się trochę głębiej — zieje pustką. To ci sami ludzie, którzy z teatralnym gestem reagują na wieść o jakimś nowym nieszczęsnym wydarzeniu, a pod maską ironii ukrywają pewną zazdrość względem tych, których nazywają „libertynami”.

— Najczęściej dostrzegają u nich tylko wyraz zadowolenia, nie zastanawiając się, że to mina osła, który rozprostowuje grzbiet po zdjęciu zeń ciężkich juk. Ale pod spodem kryje się rozgoryczenie spowodowane porażką, choć uparcie starają się udawać, że nic się nie stało.

CENA MIERNOŚCI

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, które zapadło po wybrzmieniu naszych słów. Może trochę się zagalopowaliśmy i mój rozmówca wyczuł w nich pewną surowość, choć odsłonięcie rany było przecież konieczne.

— Nie możesz zaprzeczyć, że jest to sytuacja — mówiąc dzisiejszym językiem — trudna i frustrująca.

— To cena, jaką trzeba zapłacić za mierność. Takie sytuacje nie pojawiają się z dnia na dzień, jak grzyby po deszczu. Najpierw gromadzi się podłoże, niedostrzeżone uchybienia, nieświadoma lekkomyślność, wygodnickie zaniedbania. Taka galaretowata masa, która ma początek w naszym życiu osobistym, a potem stopniowo ogarnia też osobę, która jest najbliżej.

— Skoro mamy mówić wprost, nazwijmy rzecz po imieniu: letniość. W medycynie mielibyśmy tu do czynienia z chorobą, która rozwija się niepostrzeżenie dla pacjenta, bezobjawowo i bezboleśnie, ale najczęściej wiąże się z występowaniem guza, i kiedy się wreszcie ujawni, okazuje się, że rak zaatakował już wszystkie organy. Z niektórymi sprawami nie można igrać. Doświadczenie uczy nas, że miłość albo rośnie, albo umiera. Nie ma trzeciego wyjścia.

— Trafnie to ująłeś, ale kiedy wymieniałeś objawy, poczułem ukłucie w żołądku. Zapaliło się światełko alarmowe. Ileż to razy sam byłem w takiej sytuacji...

— Ja też. Ciągnie nas w dół. To choroba wrodzona, wszyscy mamy skłonność do „luzactwa”, jak mawia mój znajomy, dlatego właśnie trzeba często kontrolować istotne wskaźniki i zastosować dodatkowe bodźce, jeśli zauważymy spadek.

— Nie popadajmy jednak w nadmiar pesymizmu. Zdarzają się również wspaniałe małżeństwa, na które aż przyjemnie popatrzeć.

— Owszem, ale przyznasz, że niełatwo je znaleźć, bo się kryją. To „dobrzy ludzie”, lecz wydają się wstydzić swego szczęścia. To hipokryci, którzy od jakiegoś czasu funkcjonują na odwrót: dawniej zakłamanie polegało na udawaniu, że jest się lepszym niż w rzeczywistości, a dziś mamy do czynienia z sytuacją, kiedy to dobrzy udają złych. Mają kompleks na tle bycia „innymi” i nie chcą ściągać na siebie uwagi, żeby nie zderzać się z ogólnie panującymi przekonaniami. Chcieliby nadążać za modą, dostosować się do obecnych czasów i używać tego samego języka, żeby się niczym nie wyróżniać. Wydają się skrępowani, mają poczucie, że są okrążeni, i kryją się za wysokim murem, żeby nie ulec zarazie. Z racji nieujawniania się są przekonani, że należą do mniejszości i nie ośmielają się podnieść głowy.

— Trochę przesadziłeś — odparłem. — My dwaj chyba też należymy do tej grupy?

• Owszem, jest to pewne ryzyko, ale jakoś trzeba się wyrazić. Podaj tu opis, bo z pewnością komuś się przyda.

(...)

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama