Wierni pod prąd

Niewierność, zdrada i porzucenia małżonka - co robić w takiej sytuacji?

"Kościół, świadomy tego, że małżeństwo i rodzina stanowią jedno z najcenniejszych dóbr ludzkości, pragnie nieść swoją naukę i zaofiarować pomoc tym, którzy znając wartości małżeństwa i rodziny, starają się pozostać im wierni; tym, którzy w niepewności i niepokoju poszukują prawdy; i tym, którzy niesłusznie napotykają na przeszkody w realizowaniu własnej wizji rodziny. Podtrzymując pierwszych, oświecając drugich i wspierając tych, którym stwarzane bywają trudności, Kościół pragnie służyć każdemu człowiekowi, zatroskanemu o losy małżeństwa i rodziny"

(Jan Paweł II, adhort. apost. „Familiaris consortio")

Początek bywa zwykle jak z bajki, wielka miłość, budowanie wspólnych planów, potem ślub i wypowiedziane słowa: oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci... będę z tobą na dobre i na złe... Życie jak to życie, z bajki przechodzi w prozę. Często małżonkowie zapominają, co tak naprawdę sobie przed Bogiem przyrzekali, zapominają, że ślub nie jest tylko pięknie wyreżyserowanym spektaklem, który trwa chwilę, ale sakramentem wiążącym na całe życie. Słowa przysięgi małżeńskiej dla wielu tracą swoją wyrazistość w momencie gdy nadchodzą chwile bardzo trudne. Dlaczego tak trudno zachować wierność współmałżonkowi, wierność Chrystusowi? Współczesny świat kusi coraz śmielszym ukazywaniem seksualności jako wartości najwyższej, tętni erotyzmem jako najistotniejszym elementem współczesnego życia, a zdradę i pozostawienie współmałżonka traktuje jako oczywisty etap w poszukiwaniu własnego szczęścia, szczęścia za wszelką cenę. Bardzo bolesne rachunki płacą za nie nie tylko osamotnieni i porzuceni współmałżonkowie, ale także dzieci. Małżeństwo dla osób wierzących jest święte i nierozerwalne, jest przecież sakramentem, przymierzem dobrowolnie zawartym przez małżonków, które zakłada wierną miłość. Zobowiązuje ich do zachowania nierozerwalności małżeństwa (KKK 2397). Wierność oznacza stałość w dochowywaniu danego słowa. Bóg jest wierny. Sakrament małżeństwa wprowadza mężczyznę i kobietę w wierność Chrystusa wobec Jego Kościoła (KKK 2365). Człowiek niestety często zrywa to przymierze, zapomina o danym słowie i wierności, zarówno wobec współmałżonka, jak i Boga. Bóg w tym przymierzu pozostaje wierny do końca.

Czy kapłani o nich zapomnieli?!

Kościół nieustępliwie stoi na straży nierozerwalności i wierności małżeńskiej. Jest często ostatnią deską ratunku dla porzuconych, dlatego trudna do zrozumienia jest luka, jaka powstała w niesieniu duszpasterskiej, profesjonalnej pomocy dla „nierozerwalnych i wiernych".

Kościół coraz aktywniej wyciąga pomocną dłoń w kierunku tzw. związków niesakramentalnych. Powstaje coraz więcej duszpasterstw, które coraz szerszą opiekę sprawują nad tymi związkami. I chwała za to! Jednak trudno zrozumieć, dlaczego zupełnie inaczej wygląda niesienie pomocy duchowej małżonkom, którzy pozostają wierni przysiędze małżeńskiej, wierni Chrystusowi? Znamienny jest fakt, że tylko w czterech miastach działają duszpasterstwa wspierające porzuconych małżonków, jednak jak na razie każde z nich nosi inną nazwę. Poznań jest miastem, w którym działa najmłodsze tego typu duszpasterstwo. Zostało powołane przy Duszpasterstwie Rodzin przy parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Floriana dzięki inicjatywie osób świeckich, które mówią o sobie „nierozerwalni i wierni". Wiele z nich uważa, że ich problem jest przez księży wciąż niedostrzegany, przez co często czują się niepotrzebni, odrzuceni także przez wspólnotę kościelną. Trudno zrozumieć brak podjęcia tego problemu przez kapłanów, skoro Ojciec Święty wielokrotnie w swoich naukach podejmuje ten temat, i wyraźnie wskazuje: „Samotność i inne trudności są często udziałem małżonka odseparowanego, zwłaszcza gdy nie ponosi on winy. W takim przypadku wspólnota kościelna musi w szczególny sposób wspomagać go, okazywać mu szacunek, solidarność, zrozumienie i konkretną pomoc, tak aby mógł dochować wierności także w tej trudnej sytuacji, w której się znajduje. (...) (adhort. apost. „Familiaris consortio", 83)

Walka o sakrament

Niejednokrotnie w naszym najbliższym otoczeniu żyje kobieta, rzadziej mężczyzna, opuszczona przez współmałżonka. Z boku obserwujemy ich zmaganie z obowiązkami dnia codziennego, trudami samotnego wychowywania dzieci i... żyjemy w przeświadczeniu, że ten problem nas nie dotyczy. Człowiek wierzący, obecny w danej wspólnocie parafialnej nie powinien jednak przechodzić obok takiej osoby obojętnie. Niejednokrotnie wyciągnięta w porę pomocna dłoń, wskazanie kapłana. który poprowadzi odpowiednią drogą, pomoże uniknąć na początku tragedii porzucenia popełnienia błędu pochopnego wplątania się w nowy związek. Samotność jest najgorszym doradcą, rozpacz często powoduje, że osoba porzucona zapomina o przysiędze wierności obowiązującej przez cale życie. Ci, którym udaje się pokonać najgorsze momenty osamotnienia, upokorzenia i odrzucenia w samotności, niosą swój krzyż i ciężar odpowiedzialności za drugą osobę, która tak bardzo zawiodła, walczą o zachowanie wierności przysiędze małżeńskiej i Bogu. Ksiądz biskup Zbigniew Kiernikowski, który często w swoich naukach podejmuje ten trudny i wciąż narastający problem uważa, że osoby porzucone „mają w sobie tę Chrystusową mądrość, że dobrze jest cierpieć dla drugiego, że dobrze jest ustąpić, przebaczyć, być wiernym nawet wobec niewierności; wiedzą, że dobrze jest pozwolić, aby drugi niszczył we mnie mur wrogości; że jest to łaską i okazją do objawienia mocy Boga. Z punktu widzenia tylko ludzkiego jest to niesprawiedliwe, nielogiczne, wręcz absurdalne. Taka jest mentalność ludzka. Dynamika życia w Chrystusie jest inna. Inne są też relacje w Jego Ciele - Kościele i w Jego Ciele - Kościele domowym".

Lepiej nie będzie

Porzuconych współmałżonków będzie niestety przybywać. Wydaje się zatem słusznym, aby przygotowywać młodych kapłanów do niesienia tym osobom rzetelnej duchowej pomocy i wsparcia w wytrwaniu w wierności zawartemu sakramentowi. „Nierozerwalni i wierni" powinni znaleźć troskliwą opieką we wspólnotach parafialnych. Tam też powinny organizować się grupy wsparcia, któż bowiem może lepiej pomóc osobie porzuconej, jak nie człowiek, który przez takie piekło już przeszedł. Doświadczony swoimi przeżyciami najlepiej będzie umiał pokierować, doradzić, gdzie i po jaką pomoc należy się udać. Przez niego wypowiedziane słowa: „Chrystus nie obarcza nas krzyżem, którego nie uniesiemy", stają się w takiej sytuacji najbardziej wiarygodne. Tak jak i te, że aby unieść krzyż porzucenia, trzeba wpierw samemu sobie wybaczyć, potem ciężko pracować nad przebaczeniem współmałżonkowi. Bowiem najwyższą formą daru i miłości jest właśnie przebaczenie. Nie można go odrzucić, bo inaczej zamieni się truciznę, która wszystkich i wszystko dookoła zniszczy.

Małżeństwo nierozerwalne?!...

- wierność mimo wszystko -

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dat wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama