SOS z zielonej wyspy

Spadająca liczba urodzin w połączeniu z masową emigracją to demograficzna klęska dla Polski. Niestety polski rząd jest skoncentrowany na bieżących kwestiach i sondażach, zupełnie pozbawiony myślenia perspektywicznego

Systematycznie spadająca liczba rodzących się dzieci w połączeniu z masową emigracją zarobkową młodzieży może już w perspektywie kilkunastu lat doprowadzić do utraty przez Polskę demograficznej suwerenności. W tej sytuacji wszechstronne wsparcie dla rodzin, szczególnie dla rodzin wielodzietnych, powinno być programowym priorytetem każdego rządu Rzeczypospolitej. Niestety, w rzeczywistości jest wręcz przeciwnie.

 

Ze strony rządu i samorządów lokalnych płynie wiele deklaracji wsparcia dla rodzin wielodzietnych. Najczęściej kończy się na słowach, a kiedy już samorządy wprowadzają jakieś rozwiązania, które mają ułatwić życie rodzinom wielodzietnym, mają one charakter pozorny. — Oferuje się na zniżkowe bilety do ogrodu zoologicznego, ale w dni powszednie, kiedy ze względu na pracę trudno znaleźć czas na rodzinny wypad. Możemy korzystać z ulgą z atrakcji Term Maltańskich, ale tylko z basenu sportowego, natomiast z basenów rekreacyjnych już nie. Podobnie rzecz się ma z ulgami za korzystanie z komunikacji miejskiej. Niby są, ale w praktyce trudno z nich w pełni skorzystać — wylicza Marek Banowski ze Stowarzyszenia Dużych Rodzin 3+ w Poznaniu. Kilkadziesiąt samorządów w Polsce przyjęło już tzw. Kartę Dużej Rodziny, czyli dokument będący strategią działania wobec tego środowiska. Według Marka Banowskiego bardzo ważne jest, żeby przy tworzeniu tego rodzaju lokalnych strategii samorządowcy korzystali z opinii stowarzyszeń rodzin wielodzietnych. Postuluje on wręcz utworzenie w magistratach biur specjalnych pełnomocników ds. rodzin wielodzietnych, których zadaniem byłoby koordynowanie działań w różnych obszarach polityki miast, tak żeby miały one charakter przyjazny dużym rodzinom.

Duża rodzina — dobra marka

Według Marka Banowskiego, obok lobbingu w samorządach czy w Sejmie, na rzecz rozwiązań przyjaznych rodzinom wielodzietnym, niezwykle istotne jest działanie na rzecz zmiany mentalności społecznej wobec takich rodzin. — Stereotypy wobec nas są bolesne i nieprawdziwe. Mówi się o nas jako o tych, którym zabrakło pieniędzy na prezerwatywy, i powszechnie kojarzy z biedą czy inną patologią — wskazuje mój rozmówca. Jak krzywdzące są takie stereotypy, świadczą najlepiej świadectwa przekazywane przez rodziny wychowujące kilkoro dzieci. „Utrzymujemy się z niewielkiego gospodarstwa rolno-ogrodniczego. Nasze plony sprzedajemy na lokalnej giełdzie. Od roku powróciliśmy do hodowli drobiu na nasze potrzeby. Niewielką nadwyżkę sprzedajemy sąsiadom. Jeśli chodzi o warzywa, to jesteśmy samowystarczalni. Staramy się, aby nasze dzieci nie odczuły różnicy w sytuacji materialnej z innymi, dlatego uczestniczą w każdej imprezie czy wyjeździe organizowanym przez szkołę. Ubrane nasze dzieci są skromnie, wiele rzeczy mają od rodziny i znajomych. Jedzenie również jest oszczędne. Staramy się, aby było dużo warzyw i mleka. Nasze zamierzenia to dobrze wychować dzieci, wykształcić je i bardzo byśmy chcieli, aby mieszkały w Polsce, aby miały własne, tradycyjne rodziny”. To rzeczywistość i marzenia Hanny i Piotra, wychowujących siedmioro dzieci, którymi dzielą się na stronach portalu „Patronat nad rodziną”. Stowarzyszenie Marka Banowskiego przygotowało projekt „Duża rodzina — dobra marka”. — Chcemy promować nasz pomysł w mediach. Przekonywać ludzi, że duże rodziny to skarb dla narodu, dla jego przyszłości, to ogromne korzyści dla gospodarki. Zależy nam na wciągnięciu do naszej akcji przyjaznych firm — mówi Marek Banowski.

Wielodzietni i dyktatura konsumpcjonizmu

W czasach prawdziwej inwazji konsumpcjonizmu, promocji stylu życia à la singiel, takie działania mogą wydawać się z góry skazane na porażkę. Tymczasem rodziny wielodzietne, przy wszystkich swoich materialnych ograniczeniach, mogą być także doskonałą grupą docelową dla koncernów. Żeby tak się stało, potrzebne jest dostrzeżenie potencjału tej grupy ze strony samych koncernów, ale jeszcze bardziej mądre wsparcie rodzin wielodzietnych ze strony państwa. Przede wszystkim w postaci rzeczywistych ulg podatkowych i przywilejów emerytalnych. Chodzi o świadczenia dla matek, które zrezygnowały z kariery zawodowej, poświęcając się wychowaniu dzieci. To jednak temat na odrębne studium, znacznie wykraczające poza uwagi zawarte w niniejszym szkicu. — Nikt nie zauważa faktu, że za liczbą dzieci idzie ogromny wysiłek zarobkowy rodziców, starających się sprostać wyzwaniom finansowym, ale brak mechanizmów obniżania kosztów rodziny wielodzietnej udaremnia te działania. Średnia dochodów pomnożona przez liczbę osób jest większa niż w rodzinie z jednym dzieckiem i daleko większa niż osoby samotnej — konkludowała podczas sejmowego wystąpienia posłanka Teresa Kapela. Tymczasem obowiązujący w Polsce system podatkowy ignoruje fakt, że wychowanie dzieci jest inwestycją w kapitał ludzki, w nową generację, która nie tylko będzie utrzymywać starsze pokolenie w przyszłości, ale zdecyduje o gospodarczej sile i atrakcyjności naszego kraju.

Topniejący kapitał ludzki

Wśród głównych gospodarczych atutów Polski zagraniczni inwestorzy od lat niezmiennie wskazują na wysoko wykwalifikowaną, relatywnie tanią siłę roboczą. Innymi słowy, właśnie ów kapitał ludzki. Niestety, jeśli obecne trendy demograficzne będą się utrzymywać, to wobec ogromnej emigracji zarobkowej młodzieży (szacuje się, że w ostatnich ośmiu latach za granicę wyjechało ok. 2 mln Polaków) wkrótce pozbędziemy się i tego atutu. Czas na przebudzenie. Jednak od lat nie widać żadnych symptomów, które wskazywałyby, że rządzący Polską dostrzegają dramatyzm sytuacji demograficznej naszego państwa. Najdelikatniej rzecz ujmując, kolejne gabinety hołdują zasadzie „po nas choćby potop”, w rządowych programach trudno doszukać się długoterminowego planu na rzecz wsparcia i promowania polskiej rodziny, o wielodzietnych rodzinach nawet nie wspominając. Za to rządowi Donalda Tuska i większej części ugrupowań zasiadających w Sejmie nie brakuje pomysłów uderzających zarówno w rodzinę, jak i materialne podstawy jej bytu. To kurs na samozniszczenie. Nie łudźmy się, że naszą demograficzną przyszłość uratuje zaszczepienie nad Wisłą jakiejś postaci polityki określanej mianem „multi-kulti”. To miraż. Cała nadzieja w dobrze funkcjonujących rodzinach. Im większych, tym lepiej.

Z danych stowarzyszenia „Patronat nad rodziną” wynika, że instytucjonalna pomoc dla rodzin wielodzietnych w Polsce jest zdecydowanie niewystarczająca. Ponad 50 proc. tych rodzin nie jest w stanie funkcjonować bez wsparcia z zewnątrz. 90 proc. polskich rodzin wielodzietnych żyje poniżej minimum socjalnego, a co trzecia poniżej minimum egzystencji. Dzieje się tak m.in. dlatego, że na zasiłki rodzinne Polska przeznacza jedynie 0,4 proc. PKB, podczas gdy Dania — 3,3 proc., Francja — 2,6 proc., a Niemcy — 2,2 proc.

Według Głównego Urzędu Statystycznego w 2011 r. w Polsce urodziło się 391 tys. dzieci, o 22 tys. mniej niż rok wcześniej, ale już o jedną czwartą mniej niż w roku 1990 i aż o 40 proc. mniej niż w 1983 r. (724 tys. urodzeń), który był szczytowym rokiem ostatniego wyżu demograficznego. Rodziny wychowujące czworo i więcej dzieci, kwalifikowane jako rodziny wielodzietne, stanowią ok. 5 proc. wszystkich rodzin wychowujących dzieci. Jednocześnie wychowują one ponad 13 proc. dzieci wychowywanych w polskich rodzinach.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama