W gorączce zakupów

Przedświąteczne zakupy - stop, zastanów się!

Robione całą rodziną, w pośpiechu, tłoku, stresie. Bo wciąż brakuje tego, bo na to jest jeszcze promocja, bo możemy nie zdążyć kupić czegoś przed zamknięciem sklepu. To polski obraz przedświątecznej gorączki zakupów.

Trudno o bardziej rodzinne święta niż te Bożego Narodzenia i to zarówno w wymiarze religijnym, jak i tym ludzkim, praktycznym. Z niezwykłego charakteru odzieramy je jednak sami, wciąż pędząc po sklepach, galeriach handlowych, szukając promocji, kupując na potęgę. W ten sposób zatracamy nie tylko ich sens, ale też zdrowy rozsądek i... czujność.

Wcale nie żywność

Konia z rzędem temu, kto trafnie wytypowałby to, czego w tym czasie kupujemy najwięcej. Żywności? — Oczywiście też, bo święta to okres, w którym jemy szczególne posiłki, jednak nie przeceniałbym tego — wyprowadza z błędu Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”. Artykuły spożywcze będące komponentami wystawnych, składających się często z więcej niż dwunastu potraw wigilii, nie wpływają jednak na obrót sprzedających w tak wielkim stopniu jak inne produkty. — Robimy więcej prezentów, także tych użytkowych, stąd dodatkowym wzięciem cieszy się sprzęt AGD i RTV czy ubrania. Największy obrót obserwujemy jednak w przypadku kosmetyków, wyrobów ze skóry i biżuterii — wyjaśnia, zastrzegając, że trudno go oszacować, bo sklepy dokonują zakupów nawet z dwu-, trzymiesięcznym wyprzedzeniem.

W segmencie tych ostatnich najczęściej zdarzają się podróbki, które pod etykietą znanych marek sprzedawane są dużo taniej od oryginałów. Od markowych pierwowzorów różni je coś jeszcze — znacznie niższa jakość. Do tego mogą być szkodliwe dla zdrowia, a nawet życia. — Nie dostrzegałbym znaczącego wzrostu udziału „fałszywek” w stosunku do wszystkich zakupów dokonywanych w święta. Poza tym podróbki sprzedawane są przez cały rok, ale nie w renomowanych centrach handlowych, a w handlu niekontrolowanym na bazarach, targowiskach — uspokaja Mordasewicz. Niemniej, jak podaje „Puls Biznesu”, nieoryginalne produkty z naszywkami markowych firm kupuje świadomie co trzeci Polak, a krajowy rynek „fałszywek” wart jest 830 mln USD!

Przyglądajmy się kredytom

Markową odzież, torebki, walizki, kosmetyki chce mieć każdy, nie każdego jednak na to stać. Nie każdy może też sobie pozwolić na wystawną wieczerzę wigilijną. Co jednak zrobić, skoro w ten wyjątkowy czas raz w roku zjeżdża się cała rodzina? Najłatwiej pójść do banku albo innej instytucji finansowej i... zaciągnąć kredyt lub pożyczkę. — To bardzo niedobre zjawisko. Kupowanie na kredyt mieszkania po to, by nie płacić za wynajem, czy maszyny do zakładu meblowego, by usprawnić produkcję, jest z punktu widzenia rodziny i gospodarki ze wszech miar uzasadnione i godne poparcia. Co innego kupowanie na kredyt prezentów lub wyjątkowo wystawnego, świątecznego jedzenia. Takie postępowanie oznacza, że w ciągu następnego roku będziemy mieli dużo mniej pieniędzy na bieżące wydatki, ponieważ będziemy musieli spłacać odsetki od zaciągniętych zobowiązań — tłumaczy Jeremi Mordasewicz. Zjawisko to w Polsce nie jest na szczęście bardzo powszechne. — Nasze społeczeństwo zadłużone jest łącznie na 30 proc. Produktu Krajowego Brutto. To stosunkowo mało, bo średnia w krajach Unii Europejskiej sięga 60 proc. Dodatkowo dużą część naszego zadłużenia stanowią kredyty hipoteczne — wyjaśnia ekspert PKPP „Lewiatan”. Mordasewicz dodaje przy tym, że kredyty na bieżącą konsumpcję zaciągają ludzie i gorzej wykształceni, i mający słabą wiedzę ekonomiczną. — Gospodarowanie rodzinnym budżetem to pewna umiejętność. Słabo wykształceni nie potrafią tego robić, dlatego to oni zaciągają pożyczki o najwyższym oprocentowaniu, co ich potem niezwykle obciąża — ubolewa.

A co, jeśli ktoś mimo wszystko chce uczcić święta, kupując dla swojej rodziny na przykład telewizor plazmowy? — Jeżeli już ktoś zaciąga kredyt czy pożyczkę, to niech sprawdzi, jaki jest koszt tego kredytowania, jakie są od niego odsetki, jaka jest opłata manipulacyjna. Trzeba się zastanowić, czy bardziej opłaca się wziąć na ten telewizor kredyt w banku, czy może kupić go w systemie sprzedaży ratalnej w sklepie. Pamiętajmy, że nie ma obiadu za darmo. Zawsze ktoś musi ponieść koszt, zwykle jest to konsument. Ważne, by był on możliwie najniższy — radzi Mordasewicz.

Uwaga na „świąteczne promocje”

Koszty — tyle że zupełnie innego rodzaju — ponosimy, gdy kupujemy produkty, które okazują się bublem. — Warto wtedy pamiętać, że mamy dwa lata od daty zakupu na dokonanie reklamacji. W przypadku problemów z reklamacją wadliwego towaru możemy się zwrócić do miejskich lub powiatowych rzeczników konsumentów z prośbą o pomoc w dochodzeniu swoich praw. Jeśli i ta forma nie pomoże, trzeba wystąpić na drogę sądową — tłumaczy Małgorzata Cieloch, rzeczniczka prasowa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Te porady są wyjątkowo cenne, gdy kupujemy wadliwy sprzęt AGD lub RTV, ale co, gdy sprawa dotyczy żywności? Przecież nie pójdziemy z przeterminowanym jogurtem do sądu. — Pochłonięci świątecznymi przygotowaniami kupujemy „na czas”, dlatego warto wiedzieć, że data ważności kupowanych artykułów spożywczych powinna być jedną z pierwszych informacji, na które zwrócimy uwagę, wybierając „świąteczne promocje” — zauważa rzeczniczka prasowa UOKiK. — Zanim zdecydujemy się na skorzystanie ze „świątecznej” oferty, sprawdźmy, czy rzeczywiście jest to promocja. Może się bowiem okazać, że ten sam towar w innym sklepie kosztuje znacznie mniej. Nie sugerujmy się też wielkością opakowania. Często w dużych kartonach, torbach czy słojach znajduje się mniej produktu, niż oczekujemy. Zwróćmy uwagę na zawartość masy netto lub liczbę sztuk w opakowaniu jednostkowym — dodaje.

Terminy rzecz święta

Kupując żywność, musimy też zwrócić uwagę na datę minimalnej trwałości lub termin przydatności do spożycia. Jak zauważa Małgorzata Cieloch, „pierwsze oznaczenie dotyczy okresu, do którego prawidłowo przechowywany lub transportowany produkt spożywczy zachowuje wszystkie swoje właściwości. Na produktach znajdziemy więc napis: „najlepiej spożyć przed...”. Natomiast termin przydatności do spożycia określa się wyrażeniem „należy spożyć do...” i oznacza on, że po danym dniu produkt nie nadaje się do spożycia. Znajdziemy go na nietrwałych i łatwo psujących się artykułach spożywczych, np. produktach mięsnych, sałatkach czy nabiale. — Pamiętajmy o tym, że towary oferowane w przedświątecznych promocjach często mają krótkie terminy ważności — przestrzega. Nie dajmy się też wprowadzić w błąd. Jeśli kupujemy napój, to nie sok czy nektar. — One mają zupełnie inny skład, charakterystykę i trwałość — wyjaśnia rzeczniczka UOKiK.

A co, gdy mimo naszych uważnych obserwacji i tak zdarzy się kupić nieświeżą sałatkę czy zielony schab? — Zawsze przysługuje nam prawo do reklamacji. Składamy ją u sprzedawcy. W przypadku produktów spożywczych obowiązują szczególne przepisy — żywność paczkowaną można reklamować w terminie trzech dni od chwili otwarcia, natomiast produkty spożywcze sprzedawane luzem — w czasie trzech dni od momentu zakupu — mówi Małgorzata Cieloch, dodając, że w dochodzeniu naszych praw pomogą nam paragony, które na nasze żądanie powinien wydawać nie tylko sprzedawca w sklepie, ale też handlujący na targowisku czy bazarze. Gdy jednak i to nie pomoże, możemy liczyć na bezpłatną pomoc u powiatowych lub miejskich rzeczników konsumentów. Pełna lista rzeczników wraz z ich danymi adresowymi jest dostępna na stronie www.uokik.gov.pl lub pod bezpłatnym numerem telefonu 0800 800 008. Pani rzecznik UOKiK zaleca jeszcze, by o nieprawidłowościach z jakością lub sprzedażą żywności poinformować Inspekcję Handlową lub Państwową Inspekcję Sanitarną. Może tym sposobem uchronimy przed podobnymi perturbacjami naszych znajomych lub sąsiadów.

Gotówka? Najlepiej w różnych miejscach

Robiąc świąteczne zakupy, musimy zwracać uwagę nie tylko na to, co kupujemy. Tłok, działanie w stresie, to prawdziwy raj dla kieszonkowców, którzy okradają ludzi z portfeli, dokumentów czy kluczyków do samochodu. — Każdy, kto w tym czasie decyduje się na zakupy, powinien pamiętać, żeby te przedmioty rozłożyć po swojej odzieży w ten sposób, by znajdowały się one w wewnętrznych kieszeniach marynarek, kurtek, płaszczy, by dostęp do nich był utrudniony. Jeśli większą ilość gotówki rozłożymy bowiem w kilku miejscach, a złodziej „dobierze” się do jednego z nich, pozostałe pieniądze pozostaną bezpieczne — zauważa nadkomisarz Piotr Bieniak z Komendy Głównej Policji. Warto też, byśmy gotówkę zamieniali w miarę możliwości na karty bankomatowe. Tu jednak musimy być bardzo czujni. — Nie chcę mówić o głębokiej podejrzliwości i nieufności do sprzedawców, ale zdarzają się niestety przypadki, gdy klient traci kartę z oczu. Wtedy dane z paska magnetycznego jego karty są kopiowane, odbywa się więc tzw. skimming. A my po przyjściu do domu mamy „wyczyszczone konto” — przestrzega nadkomisarz Bieniak, zwracając uwagę na to, byśmy pilnowali, aby wszelkie transakcje za pomocą karty sprzedawca wykonywał w naszej obecności.

Czujność zachowujmy nie tylko względem swojej karty. Nadkomisarz Bieniak uczula, by uważać „na to, co się dzieje dookoła nas, na ludzi zachowujących się w nachalny sposób, osoby, które robią sztuczny tłok”. — Tak właśnie zachowują się zazwyczaj kieszonkowcy, którzy mogą działać nie tylko sami, ale i w grupie. Poza tym te osoby zwykle nie budzą naszej podejrzliwości, są zadbani, mają dokładnie opiłowane paznokcie — łamie stereotypy nadkomisarz z Komendy Głównej Policji.

„Na kolec” i „wyrwę”

Złodzieje kradną nie tylko w centrach handlowych, galeriach czy na targowiskach. — Są też obecni w środkach komunikacji miejskiej, którą wielokrotnie przemieszczamy się w kierunku sklepów. Nie każdy przecież korzysta z samochodu — mówi nadkomisarz. Ci z nas, którzy jednak na zakupy wybierają się autem, też powinni mieć się na baczności. — Mieliśmy niedawno przypadek zgłoszony u kolegów z Komendy Stołecznej Miasta Warszawy, w którym przestępcy przebili koło. To jest tzw. metoda na kolec. Polega ona na tym, że gdy roztargniony poszkodowany chce wymienić oponę, na siedzeniu zostawia nie tylko zakupy, ale jeśli jest kobietą, to także torebkę, a jeśli jest mężczyzną, to często saszetkę z pieniędzmi. Wtedy pojawia się nagle osoba chętna do pomocy, która zamiast jej udzielić, kradnie pozostawiony dobytek — wyjaśnia Bieniak. Na przysklepowych parkingach musimy również uważać na kradzież dokonywaną „na wyrwę”. — Polega ona na tym, że telefony komórkowe, torebki czy portmonetki wyrywane są przez złodzieja, który ucieka z takim przedmiotem — tłumaczy. Jak więc nie dać się złodziejom? — Trzeba mieć oczy dookoła głowy — odpowiada krótko nadkomisarz Piotr Bieniak z Komendy Głównej Policji.

Musimy także, mimo stresu i pośpiechu, wykazać się przede wszystkim dużą odpowiedzialnością. Wtedy nie tylko nie staniemy się łatwym łupem kieszonkowców i sklepowych oszustów, ale i nie zakupimy przeterminowanego lub wadliwego towaru, za który wcale nie przepłacimy. Tak roztropnie dokonane zakupy sprawią, że znajdziemy jeszcze czas na to, co w świętach Bożego Narodzenia najważniejsze — rodzinną radość z przyjścia Syna Bożego na świat.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama