Dziecko Pana Boga

Dziś wiem, że trzeba odseparować się od wrzasku świata. Od „dobrodziejstw”, które on oferuje i zawierzyć do końca Panu Bogu.

Dziś wiem, że trzeba odseparować się od wrzasku świata. Od „dobrodziejstw”, które on oferuje i zawierzyć do końca Panu Bogu. Z Nim nie ma rzeczy niemożliwych, a głęboka wiara i modlitwa działają cuda. Taki cud przydarzył się mnie i mojej rodzinie. Urodziłam zdrowe dziecko mimo, że lekarze nie dawali mu żadnych szans. Chcę, by to świadectwo dodało otuchy innym kobietom, które mogą się znaleźć w podobnej sytuacji.

Wpadłam w panikę

Paulina, młoda, ładna, uśmiechnięta kobieta. Mama trzech córek: Karoliny (12 lat), Weroniki (8 lat) i Dominiki (5 miesięcy). Szczęśliwa i zadowolona z życia. Kiedy jednak opowiada o narodzinach najmłodszego dziecka w oczach ma łzy: „Przeżyłam wiele ciężkich chwil, byłam załamana, zrozpaczona. Nie spałam po nocach, płakałam. Szatan mocno mieszał w moim życiu. Dzięki Bogu, wierze i modlitwie nie zdecydowałam się na aborcję, choć lekarze przestrzegali, że urodzę dziecko z wieloma wadami. Dziś Dominika ma pięć miesięcy, jest zdrowa, pogoda i bardzo radosna”.

Paulina od półtora roku leczyła się farmakologicznie. Lek, który zażywała, był bardzo silnym specyfikiem wykluczającym zajście w ciążę. Przed decyzją o leczeniu musiała podpisać oświadczenie, że nie planuje już potomstwa. W ulotce leku było wyraźnie napisane, że ma ono 100% działanie teratogenne czyli uszkadzające płód. Przekonana, że karierę macierzyńską ma już za sobą (była już mamą dwóch córek), zdecydowała się na leczenie. Rok temu cała rodzina przeprowadziła się z Krakowa na wieś, oddaloną ok. 200 km od stolicy Małopolski. Stres związany z przeprowadzką i związane z tym kłopoty sprawiły, że organizm Pauliny rozregulował się na tyle, że zaszła w ciążę. Gdy się o tym dowiedziała, wpadła w panikę. Wiedziała, jakie mogą być konsekwencje kuracji farmakologicznej dla nienarodzonego dziecka.

Aborcja jest konieczna

„Poszłam z wizytą do lekarza ginekologa-położnika. Opowiedziałam mu o wszystkim. Nie był to mój lekarz prowadzący, ale znany profesor. Specjalnie go wybrałam, bo wiedziałam, że mój przypadek jest trudny. To, z czym się spotkałam w gabinecie, przeszło moje oczekiwania. Lekarz oświadczył mi, że nie ma żadnych szans, by dziecko urodziło się zdrowe. Wymienił wady, z jakimi może się urodzić. Było to wodogłowie, zespół Dawna, porażenie mózgowe, potworkowatość. Wątpił, bym donosiła ciążę. To był szósty tydzień od poczęcia. Od razu zasugerował, bym dokonała aborcji. Zapytałam, ile mam czasu, by się zastanowić. Oświadczył, że właściwie nie ma nad czym, bo sprawa jest ewidentna i w ciągu tygodnia można dokonać aborcji. W moim przypadku nie będzie żadnych problemów i każdy lekarz się pod tym podpisze. To był szok. Rozpłakałam się, byłam zrozpaczona. Zapytałam, czy nie ma możliwości uratowania mojego dziecka. Tyle przecież się słyszy o postępach medycyny w tej dziedzinie. Chciałam zdecydować się na transfuzję krwi, zrobić coś, by lek, który skumulował się w moim organizmie, nie zabijał dziecka.(...)

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama