Kurs szybkiego dojrzewania

Eurosieroty - dzieci podrzucone krewnym i znajomym przez emigrujących rodziców to bardzo poważny problem społeczny, dotyczący ponad 110 tysięcy osób!

Eurosieroty to problem najnowszych czasów. Dzieci wyrwane z domu rodzinnego i podrzucone przez rodziców krewnym, znajomym, a w ostateczności domom dziecka. Mali „dorośli”, którzy w szybkim czasie musieli uporać się z samotnością, wolnością i zagrożonym poczuciem bezpieczeństwa.

Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej otworzyło granice, dało nowe możliwości życia w sensie ekonomicznym i psychologicznym. W Polsce zawsze były kłopoty ze znalezieniem dobrej pracy. Całe regiony naszego kraju są dotknięte bezrobociem, a poziom życia u nas i na Zachodzie jest tak odmienny, że rodzą się marzenia o wyjeździe do raju gospodarczego. Na wyjazd za chlebem przeważnie decydują się mężczyźni, ale nie stronią od niego i kobiety. I tu pojawia się problem: co zrobić z dziećmi? Gdy w domu zostaje mama czy tata, życie — przynajmniej z pozoru — toczy się normalnie. Dramat zaczyna się wtedy, gdy oboje rodzice pracują za granicą. Dzieci pozostawiane są przeważnie z dziadkami, dalszymi krewnymi, przyjaciółmi. Zdarzają się i takie wypadki, że rodzice przed wyjazdem oddają dziecko do placówki opiekuńczo-wychowawczej.

Sieroty społeczne

Fundacja Prawo Europejskie przeprowadziła w 2008 r. badania dotyczące eurosierot. Już cztery lata temu doliczono się 110 tys. takich dzieci. Badaniami zostały objęte jedynie te pochodzące z rodzin patologicznych — dotkniętych biedą, przemocą społeczną, pozostających zarejestrowanych w poradniach pedagogicznych. Dlatego szacuje się, że ich rzeczywista liczba jest dużo wyższa.

Według statystyk 9 tys. chłopców i dziewczynek wychowuje się bez ojca, bez matki 2,5 tys., a 8 tys. bez dwojga rodziców. W 2007 r. aż 1299 dzieci z powodu wyjazdu rodziców trafiło do domu dziecka. Najwięcej dzieci dotkniętych tego rodzaju sieroctwem jest w województwach zachodniopomorskim, świętokrzyskim i dolnośląskim. Bardzo dużo rodziców z warmińsko-mazurskiego, podkarpackiego, podlaskiego także decyduje się na pracę na Zachodzie.

 — Zięć stracił pracę kilka lat temu — mówi pani Helena z okolic Łosic. — Zlikwidowali zakład. Ludzi wyrzucili na bruk. Zięć to taka „złota rączka”. Potrafi wszystko zrobić, więc początkowo na brak roboty nie narzekał. Ale gdy ludzie zbiednieli, zlecenia trafiały się rzadko. Córka od kilku lat nie pracuje, chyba że dorywczo, ot — komuś posprzątała, dziecka przypilnowała. Ostatnio nie było z czego żyć. Zięć dwa lata temu wyjechał do Holandii, a kilka miesięcy temu ściągnął moją córkę. Zgodziłam się zaopiekować trójką ich dzieci. Ania ma 12 lat i trochę mi pomaga przy młodszych dzieciakach, bo Michaś i Marzenka to drobiazg — 3 i 5 lat. Jest mi bardzo ciężko, bo sama mam 75 lat, a mój mąż 80. Ale nie mogliśmy odmówić pomocy dzieciom i pozwolić, aby z głodu umarły. Dzieciaki bardzo tęsknią za rodzicami. Gdy córka przyjechała na święta, Michaś nie poznał mamy i uciekał od niej z płaczem, a Marzenka niedawno prosiła, aby mogła do mnie mówić „mama”. Ania ma gorsze stopnie w szkole, bo nie mamy już siły, aby ją przypilnować w nauce — z żalem opowiada nasza Czytelniczka.

Procedury prawne

Sieroty społeczne wyrwane są ze środowiska rodzinnego i mają nieuregulowany status prawny. Rodzice przed wyjazdem za granicę nie wyznaczyli opiekuna prawnego, a to oznacza, że dziecko będzie miało trudności przy zapisie do szkoły, przy zabiegach w szpitalu, przy wypisie skierowań do poradni specjalistycznych. Dlatego, zdaniem Sylwestra Bajora, prezesa Fundacji Prawo Europejskie, trzeba dokonać korelacji działań rządu i instytucji pozarządowych, aby nałożyć na rodziców obowiązek wyznaczenia opiekunów prawnych, usprawnić także ściąganie alimentów zza granicy.

W tym celu rozpoczęto już pewne działania, ale jak w większości spraw w Polsce zrobiono z tego karykaturę. Ministerstwo Edukacji Narodowej wydało broszurkę „Dziecko z rodziny migracyjnej w systemie oświaty”. Mówi się o potrzebie ustanowienia opieki prawnej. Według tej broszurki rodzice wyjeżdżający za granicę powinni występować do sądów opiekuńczych z wnioskami o pozbawienie praw rodzicielskich. To jakieś nieporozumienie, bo przekazanie opieki prawnej komuś innemu następuje jedynie wtedy, gdy rodzice są pozbawieni władzy rodzicielskiej przez sąd. Sami z takim wnioskiem nie mogą wystąpić. Z tego powodu w wielu wypadkach na rodziców chcących złożyć wniosek do sądu patrzono jak na wariatów i odsyłano ich z kwitkiem. Szkoła natomiast, zgodnie z dyrektywami kuratorium, wymagała odpowiedniego papierka.

Groźne skutki psychiczne

Żadna, nawet najdoskonalsza procedura nie zlikwiduje następstw społecznych eurosieroctwa. Alicja Szymborska w swej pracy „Sieroctwo społeczne” pisze, że sieroctwo to szczególny stan psychiczny. Staje się on udziałem nie tylko dzieci, którymi rodzice się nie opiekują, ale również tych pozostających pod opieką jednego z rodziców. Nawet gdy z domu wyjeżdża ojciec, matka i dziecko często popadają w depresję. Tracą poczucie bezpieczeństwa i utwierdzają się w przekonaniu, że nikomu na nich nie zależy. Dzieci pozostawione przez dwoje rodziców przeżywają traumę ze zwiększoną siłą. Maluchy nadmiernie lgną do dorosłych. Tak zwana lepkość uczuciowa jest bardzo niebezpieczna, dziecko szukające bliskości może stać się obiektem pedofilskich zachowań. Pomijając zagrożenia patologiczne: odrzucony maluch w przyszłości będzie izolował się od otoczenia. Prowadzi to do obojętności, chłodu uczuciowego, wrogości, apatii, niezdyscyplinowania, lęku przed zaangażowaniem uczuciowym. Następują zaburzenia osobowości. Dziecko nie ma wzorców matki i ojca. Pojęcia takie jak rodzina czy dom nie mają żadnego odniesienia. Aby wypełnić pustkę, dziecko poszukuje wspólnoty, szuka akceptacji w różnych grupach. W końcu z lęku przed wykluczeniem z podwórkowej społeczności gotowe jest zrobić wszystko, aby zasłużyć na akceptację. Stąd rodzą się patologie — w skrajnych wypadkach prowadzące do ciężkich wykroczeń prawnych.

Kilka lat temu głośny był proces osiemnastolatka, który w czasie kłótni zabił młotkiem swego dziadka, a po dokonaniu zabójstwa poszedł z dziewczyną na dyskotekę. Na drugi dzień, aby zatrzeć ślady zbrodni, podpalił mieszkanie ze zwłokami. Nastolatek był eurosierotą, wychowywali go dziadkowie. Rodzice, od lat zapatrzeni w gromadzenie jak największych ilości euro, utracili kontakt z synem.

Wyjazd za granicę i pozostawienie w kraju dzieci — nawet pod opieką najbardziej kochających dziadków — to ostateczność. Aby zniwelować skutki takiego rozstania, konieczny jest stały kontakt z dzieckiem. Są telefony, listy, odwiedziny w kraju. Dziecko powinno mieć ustalony harmonogram takich spotkań. Wiedzieć, że o określonej porze dnia mama czy tata będą z nim rozmawiać. Takie „żelazne” kontakty pozwolą choćby w minimalnym wymiarze zachować poczucie bezpieczeństwa, tak niezbędne do prawidłowego rozwoju osobowości dziecięcej.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama