Wpadamy, bo nie czytamy sygnałów

Jak rozpoznać u dziecka problem narkotykowy

Dramatyczna wiadomość, że dziecko bierze narkotyki, spada na rodziców jak grom z jasnego nieba. Wcześniej nic nie widzieli, nie słyszeli. Są w szoku, dlaczego właśnie ich to spotkało. Być może dlatego, że nie umieli na czas rozpoznać oznak nadciągającego nieszczęścia.

Statystyka jest okrutna. Kontakt z narkotykami ma coraz większy odsetek młodzieży. Przyznaje się do niego co trzeci gimnazjalista. Dostęp do narkotyków jest coraz łatwiejszy, są one coraz prostsze w użyciu. Dzisiejsze substancje uzależniające, łykane w postaci tabletek, nie zostawiają wyraźnych śladów. Wszystko to dzieje się mimo wieloletniej walki z produkcją narkotyków, handlem nimi, wreszcie — mimo ratowania życia samych uzależnionych.

Niedostrzegalne znaki

Sygnały, jakie otrzymują rodzice, że „coś jest nie tak”, są zawsze takie same. Najpierw chłopak albo dziewczyna zaczynają przejawiać nowe, nietypowe zachowania: zmieniają „umundurowanie”, tracą zainteresowanie szkołą, bywają coraz dłużej poza domem, mają nowych kolegów, nowe koleżanki... To jeszcze nie budzi niepokoju, bo identyfikacja z grupą rówieśniczą jest częścią rytuału dojrzewania, na co jedni rodzice patrzą z pobłażaniem, inni z irytacją. Ale rozpoznanie, w którym kierunku nastolatek podąża, bywa trudne. Nie musi to od razu oznaczać brania narkotyków. Może natomiast oznaczać początek problemów, dla których narkotyki wydadzą się dobrym rozwiązaniem. Przykładowe to choćby brak akceptacji ze strony rodziców i stopniowe urywanie się kontaktu między pokoleniami, potrzeba akceptacji ze strony otoczenia i presja rówieśników na przeżywanie „mocnych momentów”.

Sygnały o tym, że dziecko „wkręca się” w narkotyki, docierają do rodziców przez jakiś czas niezauważalnie albo są po prostu przez nich ignorowane. Repertuar przekonujących kłamstw, jakimi posługują się narkomani, może przez jakiś czas działać uspokajająco. Aż przychodzi moment, kiedy dorośli doznają szoku — to naprawdę chodzi o narkotyki! Najpierw następuje odrzucenie: „Nie, to niemożliwe”. Potem przychodzi bunt pomieszany z gniewem: „Dlaczego akurat nam się to przytrafiło?”. Następnie, gdy trzeba działać, rodzice uciekają się do prostych, ale i naiwnych środków zapobiegawczych, jak obostrzenia w regulaminie domowym, zakaz kontaktów z kolegami, większa kontrola. Wreszcie przychodzi szukanie winnych, oczywiście na zewnątrz, a nie w rodzinie: „Przecież to było takie dobre dziecko...”. Kiedy na koniec dotrze do rodziców dramatyczna wiadomość, nastąpi spojrzenie prawdzie w oczy i pogodzenie się z nią, na proste środki jest już za późno. Przeważnie terapii potrzebują wtedy i dzieci, i rodzice, którzy muszą zrozumieć, że są współuzależnieni.

Lekarstwem — rodzina

Profilaktyka — mówią specjaliści od problemu narkotykowego — powinna się zaczynać właśnie od rodziców. To oni uczą dziecko zachowań i sposobów reagowania: radości, złości i odnoszenia się do innych ludzi. Oni ustalają zasady panujące w rodzinie, wnoszą odpowiednie wartości i są wzorem, który dzieci naśladują. Im bardziej wzór jest konsekwentny, tym lepiej. Tymczasem często tej konsekwencji brakuje.

Ci, którzy decydują się na leczenie ze współuzależnienia, podczas terapii uczą się właśnie zmiany stosunków wewnątrz rodziny. Jak mówi jeden z terapeutów z Monaru, prowadzący dziesięciomiesięczny kurs psycho-edukacyjny: „Choroba, jaką jest uzależnienie, rozprzestrzenia się na całą rodzinę, która ulega poważnej destabilizacji. Aby walczyć o swoje dzieci, rodzice muszą widzieć, czym kieruje się narkoman. Muszą stać się dla dzieci partnerami, urosnąć w ich oczach do wielkości autorytetu. Wreszcie — uodpornić się na kłamstwa, manipulacje, szantaż, które narkomani stosują na co dzień”.

A droga, która prowadzi do takiego partnerstwa, nie jest łatwa. Byłoby o wiele mniej problemów, gdybyśmy nauczyli się na czas odczytywać sygnały nadciągającego nieszczęścia i odpowiednio na nie reagować.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama