Dzieci Noego szukają brata

Wiatr historii i losy rodzin...

Issa Adger-Adajew urodził się na zesłaniu w Kazachstanie, jak całe jego pokolenie. Na obczyźnie rodzice nauczyli go miłości do ojczyzny — Czeczenii i szacunku do narodowej kultury. Po latach został dyrektorem Muzeum Narodowego w Groznym. Przyszła wojna i muzeum już nie ma. Dzieci Issy są teraz emigrantami.

Czasami wiatr historii wyrywa stare drzewo z ziemi. Zanim zwiędną ostatnie liście, przychodzą drwale — obcinają gałęzie i korzenie. Na koniec ostrze piły miażdży porządek słojów pnia. Każdy słój to historia jednego pokolenia zamknięta w żywej pamięci narodu.

Łańcuszek solidarności

Dla Wojciecha Hardta, prywatnego przedsiębiorcy z Grodziska Mazowieckiego, ta historia zaczęła się 13 grudnia 1999 roku. Po koncercie w Sali Kongresowej, upamiętniającym wprowadzenie stanu wojennego, wypatrzył w kuluarach stoisko Komitetu Solidarności z Czeczenią. Podszedł i zaczął rozmawiać z panią, która stała po drugiej stronie stolika. To była Klara Brodacka — dziennikarka od lat zaangażowana w organizację pomocy dla Czeczenów i informowanie opinii publicznej o losach wojny na Kaukazie. Pan Wojciech zostawił swój numer telefonu i obiecał, że jeśli będzie potrzebny, zrobi wszystko, co w jego mocy.

Na okazję do spełnienia obietnicy czekał kilka tygodni lub miesięcy... Dzisiaj już nie pamięta. Odebrał telefon i dowiedział się, że rodzina Issy Adgera-Adajewa, dyrektora Muzeum Narodowego Czeczenii, stara się przedostać do Polski i będzie potrzebowała pomocy. Razem z żoną Marią zastanawiali się, do kogo najpierw zadzwonić. „Poczułem się lekko — wspomina pan Wojciech — jakbym odbywał podróż w czasie do lat osiemdziesiątych, kiedy szukaliśmy schronienia dla ukrywających się kolegów. Z reguły były to skuteczne poszukiwania”.

Po dwóch tygodniach odezwała się koleżanka pana Wojciecha. Znała Piotra Mitznera — poetę, pisarza, teatrologa — który zgodził się udostępnić swój dom na wsi: „Issa z rodziną zamieszkał u mnie na początku 2000 roku. Wcześniej miałem do czynienia z Czeczenami po pierwszej wojnie czeczeńskiej, bo prowadziłem Ośrodek Kultury w Podkowie Leśnej. Mieliśmy program współpracy z uchodźcami”.

Droga do własnego miejsca

Zanim Luiza i Issa wprowadzili się z dziećmi do domu na wsi, trzeba było zorganizować wiele spraw. Dla państwa Hardtów to chleb powszedni — prowadzą własną firmę i działają społecznie. Pani Maria jest prezesem Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Osób Niepełnosprawnych, a pan Wojciech działaczem samorządowym od 1990 roku. Dzwonili do przyjaciół, pisali apele, odwiedzali urzędy. Urzędnicy pełni zrozumienia, tylko przepisów nie wolno przekraczać. W urzędzie stanu cywilnego nie mogli wydać oryginału aktu urodzenia dzieci, które przyjechały z Czeczenii, i odsyłali uchodźców do ambasady rosyjskiej. Polskie prawo zapomniało, co znaczy słowo wojna.

A Elsi i Kima dobrze zapamiętali wojnę. Najmłodszy Elbi starał się od niej uciec. Kiedy na Grozny zaczęły spadać bomby, mówił: „Ja się nie boję, ale bardzo mi się chce spać”. I zapadał w kamienny sen wśród huku bomb, które zmieniły miasto w ruinę. Takie wspomnienia powracają i każdy w rodzinie nosi w sobie bolesną przeszłość i teraźniejszość.

Emigranci po pierwszej i drugiej wojnie czeczeńskiej wierzą, że będą mogli wrócić do swojej ojczyzny. Jeśli poplątane losy historii opóźnią ich powrót, zadanie przywracania porządku chcą przekazać następnym pokoleniom. Issa i Luiza wychowują swoje dzieci na prawdziwych Czeczenów. Uczą je szacunku dla innych ludzi, który w świecie zniszczonym przez wojnę będzie bardzo potrzebny. „Elsi kiedyś powiedział, że jak wróci do Czeczenii, to założy centrum wielokulturowe w Groznym” — opowiada Wojciech Hardt. Chłopiec zdobywa doświadczenia w przekraczaniu podziałów między ludźmi, ucząc się w Wielokulturowym Liceum im. Jacka Kuronia w Warszawie.

Pamięć narodu

Polskie media coraz rzadziej powracają do sprawy Czeczenii. W świadomości społecznej zaciera się obraz zniszczonego kraju, który utrwaliły relacje dziennikarskie po pierwszej wojnie czeczeńskiej. Obojętniejemy. Czasami tragedię narodu wykrzyczą zdjęcia, które pokazują prawdę bez retuszu. Jak na wystawie „Dzieci Iczkerii”, otwartej 1 czerwca pod starą biblioteką Uniwersytetu Warszawskiego. Jednak wiedza o sytuacji na Kaukazie nadal pozostaje wiedzą elitarną — tak twierdzi Jan Malicki, dyrektor Studium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim, który mimo tego przekonania otworzył pierwszy lektorat języka czeczeńskiego w swoim studium.

Budzenie świadomości społecznej to mozolna praca. Issa i Klara pamiętają spotkania, popularyzujące wiedzę o Czeczenii, organizowane od 2000 roku. Pierwsze w domu Hardtów, później w ośrodkach kultury, bibliotekach, szkołach, muzeach, na wyższych uczelniach... Takie małe kroki, ale bardzo ważne, bo ludzie pytali nawet, czy Czeczenii mają własny język, czy są narodem. Na spotkania przychodzą przedstawiciele lokalnych społeczności, studenci interesujący się Kaukazem. Także osoby, którym sprawa czeczeńska jest po prostu bliska. Na mapie Polski można wyznaczyć punkty, w których okolicy mieszkają ludzie wtajemniczeni.

Jednym z nich jest warszawska Biblioteka Publiczna na Czerniakowskiej. W czerwcu tego roku odbyło się tam spotkanie związane z promocją tomiku poezji czeczeńskiej (Przykazania ojczyzny: pieśń i poezja czeczeńska, wybór i autoryzacja przekładów z języka czeczeńskiego — Issa Adger-Adajew). Kolejna okazja do rozmowy o kulturze, historii i współczesności Czeczenii. W czasie dyskusji Piotr Mitzner powiedział bardzo ważną rzecz na temat uchodźców: „Zaproponowałem, żeby mówić o nich jako o emigrantach, bo to słowo bardziej przemawia do naszej świadomości. W pewnym sensie otwiera klapkę w pamięci zbiorowej, że kiedyś też byliśmy emigracją. Przypomina, jakie było znaczenie wydawania książek i kultywowania polskiej kultury na emigracji”.

Klara Brodacka przez cztery lata pracowała z Issą Adgerem-Adajewem nad książką Kamienie narodu, o dziejach i kulturze Czeczenii. Potrzebne były pamięć i wiedza Issy oraz żmudne docieranie do źródeł nieobciążonych sowiecką ideologią. Klara tłumaczyła na język polski, przynosiła książki i po prostu była. Tak powstała historia narodu, którego przedstawiciele mówią o sobie, że są Nuachczi — „potomstwem Noego”

Rodzinny skarb

Przyjaciele i goście odwiedzający dom Luizy i Issy doceniają ocalone dziedzictwo. Marię Hardt urzekła czeczeńska gościnność. Pani Luiza zapraszała na obiad tak pięknie, że nie sposób było odmówić. Maria Hardt zasmakowała w czeczeńskiej kuchni: „To jest kuchnia prosta, ale wykwintna zarazem. Precyzyjnie robione pierożki. Wszystko ładnie podane”. Z kilku produktów — mąki, jajek, mleka, oleju, czosnku — można przygotować prawdziwe cuda. Z kolei Jan Malicki docenia czeczeńskie przywiązanie do korzeni i o rodzinie Adajewów mówi: „Ona jest tak pięknie tradycyjna i we wzruszający sposób konserwatywna. Wszyscy są niezwykle serdeczni”.

Najcenniejszym, ocalonym skarbem są dzieci Issów. Najstarszy jest 18-letni Elsi, o którym w rodzinie mówią, że jest idealistą. Później cztery lata młodsza Kima. „To prawdziwa, czeczeńska dziewczyna — sumienna i pracowita” — mówi Klara. Zgodnie z czeczeńskim obyczajem gości wita w drzwiach dziecko — zwykle 12-letni Elbi, uosobienie spokoju i cierpliwości. Przeciwieństwem Elbiego jest żywiołowy Biers. Klara Brodacka pamięta, jak był najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Z uśmiechem wspomina, że chodziła wtedy cała w siniakach, bo rozpędzony Biers obijał się także o nią. Teraz najmłodsza jest Elbika. Co jakiś czas sprawdza, czy nadal jest jeszcze „baby”. Kiedy otrzymuje odpowiedź twierdzącą, może spokojnie baraszkować i bawić się na przykład w tygrysa, ścigając po całym mieszkaniu Kasirę. Ale starsza, chodząca już do przedszkola siostra daje sobie radę. W końcu jest energiczną kobietą, która, gdy dorośnie, będzie: „Malarką, milionerką, sklepikarką, modelką, czirliderką”.

Po prostu wdzięczność

Przyjaciele, którzy otaczają rodzinę Adajewów, nie zawsze znają się nawzajem. Trochę konspiracyjnej aury z lat osiemdziesiątych pozostało do dzisiaj — tak twierdzą Maria i Wojciech Hardt. Najbliżsi przyjaciele z czasem stają się członkami rodziny. Tak jest na pewno w przypadku Klary Brodackiej, która według Kasiry mogłaby zostać Czeczenką. Wystarczy, żeby zapomniała o języku polskim i porządnie nauczyła się czeczeńskiego. „Z czasem mogłaby znowu uczyć się polskiego” — dodaje łaskawie dziewczynka.

Do rodziny na pewno należy też polska babcia Kasia, po czeczeńsku nazywana z czułością „bab Kasia”, oraz babcia Gajene, babcia Helena i ciocia Basia. Mówiąc o bliskich i ważnych osobach, Issa wymienia kochaną Małgosię, która od początku pomagała rodzinie — także przedostać się do Polski, drogą Ligię oraz wieloletniego przyjaciela domu Krystiana Brodackiego — męża Klary. Jeszcze podczas pierwszej wojny czeczeńskiej Issa zaprzyjaźnił się z panem Krystianem w Krakowie, kiedy działał w Czeczeńskim Ośrodku Informacyjnym.

Wieczorami Issa wraz z rodziną modli się za bliskich: „Błogosławię Boga za przyjaciół, których postawił na naszej drodze”. Nie zapomina o podziękowaniu za Ewę Tomaszewską, Jacka Smagowicza i tych, o których już była mowa, i jeszcze o wielu, wielu innych. Ich losy nie zmieściły się w tej historii, dlatego Issa pisze teraz książkę o nich wszystkich.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama