Śladami św. Faustyny

Gdzie rodziło się powołanie św. s. Faustyny Kowalskiej? Dom Lipszyców

Ukryty w zieleni na uboczu Ostrówka, niewielkiej miejscowości koło Wołomina, dworek to ważne miejsce na szlaku św. s. Faustyny. To tam apostołka Bożego Miłosierdzia zakończyła świecki etap życia. „Bóg napełnił duszę moją światłem wewnętrznym głębszego poznania Go, jako najwyższego dobra i piękna. Poznałam, jak bardzo mnie Bóg miłuje” - wspominała pobyt w tym domu na kartach „Dzienniczka”.

Do Ostrówka Helenka Kowalska trafiła latem 1924 r. Miała wtedy 19 lat. Wcześniej powiedziała rodzicom, że chce wstąpić do zakonu, ale jej decyzja nie została przez najbliższych dobrze przyjęta. Pewnie dlatego próbowała zagłuszyć głos powołania. Jezus jednak upomniał się o nią. Kiedy śmiała się i bawiła podczas zabawy tanecznej w Łodzi, nagle ujrzała umęczonego Jezusa. „Dokąd mnie zwodzić będziesz?” - zapytał. Pod pretekstem bólu głowy Helena opuściła towarzystwo i poszła do katedry pw. św. Stanisława Kostki. Gdy modliła się przed Najświętszym Sakramentem, Jezus polecił jej, by pojechała do Warszawy i tam wstąpiła do klasztoru. Tak zrobiła.

Ej, to nie dla nas!

Niestety nigdzie nie chciano jej przyjąć. Dopiero w Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej dano jej cień nadziei. Matka Michaela Moraczewska tak po latach wspominała spotkanie z przyszłą świętą: „Nie zrobiła na mnie, na pierwszy rzut oka, dodatniego wrażenia ze względu na swój nieco zaniedbany wygląd zewnętrzny. Pomyślałam sobie: ej, to nie dla nas! I zamknęłam po cichu drzwi z powrotem, z zamiarem wysłania innej siostry z odmowną odpowiedzią. W tej chwili przyszła mi jednak refleksja, że będzie więcej zgodne z miłością bliźniego zadać tej dziewczynie kilka pobieżnych pytań i dopiero potem ją pożegnać. Wróciłam więc do rozmównicy i rozpoczęłam rozmowę. Wtedy zauważyłam, że kandydatka bardzo zyskuje z bliska, że ma miły uśmiech, sympatyczny wyraz twarzy, dużo prostoty, szczerości i rozsądku w wyrażaniu się. Zmieniłam więc wkrótce zdanie i nabrałam ochoty przyjęcia jej”. Zawarły umowę: Helenka pójdzie na służbę, a zaoszczędzone pieniądze będzie przywozić do klasztoru, aż się uzbiera na wyprawkę.

Dziewczyna, stojąc przed kolejną życiową próbą, szukała rozwiązania na modlitwie w kościele św. Jakuba przy ul. Grójeckiej w Warszawie. Pan Jezus polecił jej zapytać o radę ks. Jakuba Dąbrowskiego, miejscowego proboszcza. Ten, wysłuchawszy jej opowiadania, zdziwił się, a następnie skierował do rodziny Lipszyców mieszkających w Ostrówku, na terenie parafii Klembów, gdzie był proboszczem do 1918 r. Znał tę rodzinę i wiedział, że potrzebują gosposi.

Święta uśmiechnięta i „jakuratna”

Aldona Lipszycowa tak po latach wspominała spotkanie z przyszłą świętą: „Mąż mój prosił proboszcza parafii św. Jakuba w Warszawie na Ochocie o kogoś do pomocy w domu dla mnie. Ksiądz kanonik Jakub Dąbrowski był kiedyś proboszczem w Klembowie, przyjaźnił się z moim mężem, chrzcił go, dawał nam ślub i chrzcił wszystkie nasze dzieci. Ksiądz przysłał nam Helenę Kowalską z kartką, że jej nie zna i że życzy, żeby się nadała. Hela przyszła do nas z malutkim węzełkiem. W chustkę zawiązany był cały jej majątek, zabrany z domu rodziców”.

Pomagała Lipszycom w gospodarstwie domowym i opiece nad dziećmi, a co niedziela chodziła pieszo do oddalonego o kilka kilometrów kościoła w Klembowie. Towarzyszyła jej Apolonia Kurek, która opowiadała później, że Helenka to była dziewczyna „jakuratna”.

Natomiast we wspomnieniach A. Lipszyc pozostała jako osoba pracowita i pobożna, przez wszystkich lubiana i szanowana: „Pamiętam jej zdrowy, radosny śmiech. Śpiewała dużo i mnie jej osoba kojarzy się z pieśnią, którą najczęściej śpiewała i której się od niej nauczyłam: «Jezusa ukrytego». Teraz, gdy dowiedziałam się o jej drodze, zrozumiałam, że ta pieśń była całą treścią jej życia. Zrobiła wrażenie zdrowej, pogodnej, nawet wesołej. Gładkie rudawe włosy, duży warkocz, miła, jasna, spokojna twarz, nieco piegowata”.

Jej serce potrzebowało więcej

Helena przebywała u Lipszyców przez ponad rok - od lipca 1924 do sierpnia 1925 r. Przez ten czas zdążyła się zaprzyjaźnić z niewiele starszą od siebie gospodynią. - Pani Aldona otoczyła 19-latkę opieką. Traktowała ją jak starszą córkę, inni - jak członka rodziny. Dostrzegła też u Heleny, która biegała z dziećmi, wymyślając im zabawy i konkursy, niezwykły dar - geniusz kobiecości. W związku z tym uznała, że dziewczyna idealnie nadaje się na matkę. A. Lipszyc, realizując się w macierzyństwie, chciała dla swojej podopiecznej takiego samego szczęścia i zaczęła szukać dla niej męża - opowiada s. Izabela ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, które opiekuje się Domem św. Faustyny w Ostrówku. - Helena jednak podkreślała, iż jej serce potrzebuje większej miłości. Nie znaczy to, że traktowała macierzyństwo jako coś mniej wartościowego. Po prostu czuła, że jej serce potrzebuje czegoś więcej - dodaje.

Potwierdzeniem tego był ślub czystości, jaki Helena złożyła w czerwcu 1925 r. w kościele w pobliskim Klembowie. „Bóg napełnił duszę moją światłem wewnętrznym głębszego poznania Go, jako najwyższego dobra i piękna. Poznałam, jak bardzo mnie Bóg miłuje (...)” - napisała w „Dzienniczku”. - W Ostrówku Helena odkrywała miłość Bożą na nowo, utwierdzała się w przekonaniu, że Pan powołał ją do życia zakonnego - podkreśla s. Izabela.

Nigdy was nie zapomnę!

H. Kowalska opuściła dom Lipszyców 1 sierpnia 1925 r. i tego samego dnia wstąpiła do klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej w Warszawie. „Nigdy was nie zapomnę!” - zapewniała, żegnając się. Po latach Aldona miała przypomnieć sobie te słowa, gdy wszystkie jej dzieci, choć powinny się znaleźć w getcie, uszły cało z Holocaustu. Reszta rodziny nie tylko przetrwała okupację, ale dała jeszcze schronienie 13 Żydom, za co A. Lipszycowa w 1996 r. otrzymała pośmiertnie tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Dom z duszą

Dom przetrwał wojnę. Potem został sprzedany i długo pozostawał w prywatnych rękach. Przez jakiś czas nikt w nim nie mieszkał. W 2009 r. właścicielem dworku została kuria diecezji warszawsko-praskiej, doprowadzając go do użytku. - Biskup poprosił nas, byśmy zaopiekowały się tym miejscem, prowadząc działalność, której głównym celem będzie głoszenie orędzia o Bożym miłosierdziu, s. Faustynie. Bardzo się ucieszyłyśmy, że możemy realizować nasz charyzmat w tak szczególnym miejscu - podkreśla s. Izabela.

Dworek, w którym św. Faustyna dojrzewała do zakonu, dziś tętni życiem. Siostry starają się, aby nie był tylko obiektem muzealnym, ale przede wszystkim miejscem poznawania i czerpania z duchowości sekretarki Bożego Miłosierdzia. Dom odwiedzają zorganizowane pielgrzymki, ale też osoby indywidualne. Bywa tu cały przekrój społeczny. Dzieci, młodzież, dorośli. Jest to też miejsce zawierzenia młodzieży Świętemu Miłosierdziu, co nastąpiło 26 maja 2012 r. Ludzie modlą się w różnych intencjach, osobistych i w nadesłanych przez internet. Wierni składają także różnorakie świadectwa. - To szczególne miejsce, by usłyszeć samego siebie i Boga. Tutaj - jak mówi nasza przełożona s. Weronika - cisza jest mikrofonem Pana Boga - zapewnia siostra zakonna, podkreślając, iż takiej atmosferze sprzyja nie tylko sam dom, ale także otaczający go park, płynnie przechodzący w dębowy las - rezerwat przyrody. To wszystko pomaga w modlitwie i w refleksji nad własnym życiem. W Domu św. Faustyny można przeżyć rekolekcje indywidualne lub dzień skupienia. - Organizujemy m.in. „Zanurzenie w Słowo”. To jeden dzień wyjęty z rekolekcji Lectio Divina, podczas którego pochylamy się nad słowem Bożym: medytujemy nad Ewangelią, słuchamy konferencji, wyciszamy się, spotykamy się z Bogiem - każdy indywidualnie. Kilka tygodni temu zorganizowałyśmy „Zanurzenie w Słowo” dla mężczyzn. Spodziewałyśmy się, że przyjedzie co najwyżej 15 panów, tymczasem przyjechało 38. W dodatku, kiedy dowiedzieli się, że za dwa tygodnie odbędzie się „Zanurzenie w Słowo” dla kobiet, zapisywali swoje żony - opowiada s. Izabela, dodając, iż św. s. Faustyna przyciąga, a jej duch wciąż jest obecny w tym domu. - Czuć tu rodzinne ciepło, które tworzyły A. Lipszyc i pracująca u niej Helena - podkreśla s. Izabela, dodając, iż w dworku znajdują się pochodzące z lat 20 ub. wieku sprzęty i meble pokazujące, że właśnie tak mógł wyglądać dom i jego wyposażenie, gdy przebywała tu późniejsza święta. Na ścianach wiszą zdjęcia z tamtych czasów, fotografie dawnych mieszkańców - pracodawców Heleny: Aldony i jej męża Samuela Lipszyców, a także ich siedmiorga dzieci. - A idąc schodkami na górę, stąpamy niejako po śladach św. Faustyny, która tędy biegała za dziećmi. Pani Aldona mówiła, że wspaniale było słyszeć radosny śmiech Heleny i widzieć jej fruwający warkocz. Dzisiaj to miejsce wciąż przepełnione jest radością i pokojem, a św. Faustyna ma wiele do zaoferowania współczesnemu światu. Przede wszystkim prostotę i radość w odkrywaniu Boga. Często widzimy Go w różnych zakazach, nakazach. Tymczasem zapominamy, że Bóg nas kocha. To właśnie odkryła w tym domu przyszła święta - zaznacza s. Izabela.

Ciężarówka Bożych łask

W najważniejszym punkcie dnia, Godzinie Miłosierdzia, w byłym dworku Lipszyców jest nawet ponad 100 modlących się. Wiele osób przyjeżdża specjalnie, by wspólnie z siostrami ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego odmówić Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Podobnie jest w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, którą w Ostrówku świętuje się szczególnie. - Jak powiedział sam Jezus, to wyjątkowy czas, ponieważ właśnie wtedy mogą na nas spłynąć wszystkie łaski miłosierdzia. Jest jednak pewien warunek: musimy przyjąć Jezusa do naszego serca. Jeśli pozbędziemy się przywiązania do grzechu, nasze winy i kary mogą być zmazane. To jedyny dzień, kiedy tak jak po chrzcie św., wychodzimy biali, czyści, bo Bóg daje nam szansę - przypomina s. Izabela. - Kiedy św. s. Faustyna patrzyła na wizerunek Jezusa Miłosiernego, widziała, jak promienie z obrazu przenikają każdego człowieka. Pamiętajmy, że tych promieni miłosierdzia możemy dostać naprawdę wiele. Proporcjonalnie do ufności, jaką pokładamy w Panu. Tym, którzy do nas przyjeżdżają, często tłumaczę to w ten sposób: wyobraźmy sobie, że przed nasz dom przyjeżdża wielka ciężarówka z truskawkami. I wszystkie są za darmo. Jest tylko jeden warunek: musisz wziąć naczynie. Co wybierzesz? Ja wezmę jak największe, ponieważ chcę wziąć tych truskawek jak najwięcej. Tak jest z miłosierdziem. Bóg chce dawać nam łaski za darmo. Ma dla nas mnóstwo prezentów. A ufność jest tym naczyniem, którym możemy je czerpać. I właśnie w święto Miłosierdzia Bożego przyjeżdża wielka ciężarówka Bożych łask. Skorzystajmy z tego - namawia s. Izabela, zapraszając jednocześnie do Domu św. Faustyny każdego, kto chce przeżyć swoje życie w cieniu promieni Bożego Miłosierdzia.

JKD
Echo Katolickie 14/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama