Poza zasięgiem

O pokamedulskim klasztorze w Rytwianach - gdzie można zakosztować życia pustelniczego

Poza zasięgiem

Bryła barokowego kościoła jest prosta, surowa i proporcjonalna w kształcie. Autor zdjęcia: Romek Koszowski

Czujesz się przepracowany? Męczy cię hałas współczesnego świata? Chcesz posmakować pustelniczego życia? Jedź do Rytwian!

Wjeżdżamy w las nazywany Złotym i po chwili zza drzew zaczynają się wyłaniać klasztorne zabudowania. Jest jeszcze zielono, ale kasztanowce przy bramie pustelni powoli nabierają już złotych barw. Kiedy wysiadamy, uderza nas cisza. Tak jak tych, którzy przyjeżdżają tu, by odpocząć od rozedrganego świata. — Ta cisza najpierw przeszkadza — uśmiecha się ks. Tomasz Lis, kapelan Pustelni Złotego Lasu. — Dopiero potem zaczyna leczyć.

Azyl dla umęczonych

Pustelnia, która powstała w pokamedulskim klasztorze w Rytwianach, w diecezji sandomierskiej, jest centrum terapeutycznym. Kiedyś mnisi powtarzali tu swoje „memento mori”, dziś przyjeżdżają w te mury ludzie, którzy chcą leczyć się ze współczesnych uzależnień: pracoholizmu, zakupoholizmu, siecioholizmu... Ale nie tylko oni. Panią Małgorzatę z Opolszczyzny przyciągnęła możliwość poznania życia zakonu pustelniczego. — To jedyne tego typu miejsce w Polsce, do którego może wejść kobieta — podkreśla.

Wprawdzie kamedułów tu już nie ma, ale jest zakonnica, która zamknęła się w klasztornej wieży i spędza czas wyłącznie na modlitwie. Jest pan Janusz Koralewski, historyk, chodząca encyklopedia życia monastycznego. Jest wreszcie ksiądz kapelan, który uczy podstawowych zasad kontemplacji. I tak goście, spacerując po klasztornych terenach i uczestnicząc w duchowym programie, doświadczają namiastki życia zakonnego.

— Na początku wiele osób pyta, czy będziemy im odbierać komórki i laptopy — śmieje się ksiądz Tomasz. — Nie, niczego nie odbieramy. Stawiamy na wolny wybór naszych gości, ich decyzję. Widzimy, że wiele osób przyjeżdża tu naprawdę umęczonych. Dajemy im szansę, by ich naturalne potrzeby były realizowane. Jeśli ktoś chce się po prostu wyspać, to niech się wyśpi. Osobom zagonionym, przyzwyczajonym do fast foodów, proponujemy smak domowego jedzenia. A co do komórek, to i tak trudno tu złapać zasięg...

Ci, którzy chcą wziąć udział w turnusie terapeutycznym, mają do dyspozycji psychologa, który uczy radzenia sobie ze stresem, higieny pracy, układania harmonogramu dnia. — Tydzień czy dwa tygodnie z pewnością nie rozwiążą problemu, ale mogą pomóc w uświadomieniu sobie pewnych rzeczy — podkreśla ks. Tomasz Lis. — Terapia zajęciowa polega na przestawieniu się na inny rodzaj pracy. Lepimy różne rzeczy z gliny albo malujemy ikonki na drewnie. Niektórzy początkowo protestują: „Artystów będziecie z nas robić!”. A potem łapią bakcyla.

Madonna Ciszy

Pobyt w pustelni niekoniecznie jednak musi wiązać się z terapią. Rzut oka na stronę internetową www.pustelnia.com.pl pozwala zorientować się, że możliwości spędzenia tutaj czasu jest wiele. Niektórzy przyjeżdżają tu na rekolekcje, jeszcze inni — by po prostu się zrelaksować. Do dyspozycji mają siłownię, saunę, gorące kamienie do masażu. Kto chce, zabiera rower i jedzie na wycieczkę. Inni wolą grzybobranie. — Wczoraj przyniosłam z lasu kanię — cieszy się pani Małgosia. — Wie pan, jaka jest smaczna, kiedy się ją podsmaży?

Najbardziej jednak cieszy ją możliwość zdobywania wiedzy. Dziś jedzie z panem Januszem oglądać zamek Krzyżtopór. Bo tu, w Rytwianach, zwiedziła już prawie wszystko. Była na wieży z zepsutym zegarem, z której Niemcy w czasie I wojny światowej wyrzucili przez okno dzwon. Widziała w szafie woskową podobiznę Anny Dziulanki, córki koniuszego i żony wnuka fundatora klasztoru, Stanisława Łukasza Opalińskiego. Stukała wielką drewnianą kołatką, której mnisi używali zamiast dzwonu do zwoływania się w Adwencie i Wielkim Poście. I modliła się pod Madonną Ciszy — XVI-wiecznym obrazem Matki Bożej, przywiezionym przez pierwszych tutejszych kamedułów z Włoch.

Te wszystkie uroki pokamedulskiego klasztoru nie robiłyby jednak takiego wrażenia, gdyby nie prace renowacyjne, nad którymi czuwa dyrektor ośrodka ks. Wiesław Kowalewski. — Kiedy tu przyszedłem 8 lat temu, to była totalna ruina. Nie było gazu, telefonu, wodę czerpało się ze studni. W miejscu, gdzie jesteśmy, znajdowało się pomieszczenie gospodarcze ze zwierzętami — wspomina ksiądz dyrektor. Teraz siedzimy w eleganckiej jadalni, wdychając zapach podpłomyków obracanych na piecu przez kucharkę, panią Zosię.

SPA dla ducha

— Kiedy w Rytwianach powstał nowy kościół parafialny, zaczęliśmy szukać pomysłu na zagospodarowanie tego miejsca — opowiada ks. Kowalewski. — I oto rozwiązanie samo do nas przyszło. Kilkakrotnie obserwowałem, jak ludzie, którzy przyjeżdżali zwiedzać zabytek, wyjeżdżali odmienieni. Pomyślałem, że to może być takie SPA, ale dla ducha. Stąd wzięła się nazwa naszego centrum — SPeS, która jest skrótem od „Salus per Silentium” (zdrowie przez ciszę). Poza tym „spes” to po łacinie także nadzieja. Chcemy ją dawać współczesnemu zagonionemu człowiekowi.

Gotowych jest już 25 pokoi gościnnych i kaplica, jednak na tym nie kończą się prace. Ambicją księdza dyrektora jest jak najwierniejsze odtworzenie realiów klasztornego życia. Rytwiański klasztor był przecież wzorcowym w skali europejskiej przykładem świątyni kamedulskiej. Sam barokowy kościół — chociaż bogaty w polichromie, obrazy o. Venantego da Subiaco i sztukaterie — nie jest przykładem typowej architektury pustelniczej. Jednak tu już uwidacznia się wpływ fundatora, Jana Magnusa Tęczyńskiego — człowieka przesiąkniętego duchem kontrreformacji i sarmatyzmu. Za to odbudowywane właśnie domki pustelników są jak najbardziej typowe. Z sieni każdego z nich wchodziło się do czterech pomieszczeń: kaplicy, drewutni z latryną, izby, gdzie mnich pracował, i sypialni. — Proszę zobaczyć, jak ten układ został przemyślany — zwraca uwagę ks. Tomasz Lis. — Nawet okna są ułożone tak, by wychodziły na ogród lub kościół, nigdy na świat zewnętrzny.

Domki zostaną wiernie odtworzone — no, może standard będzie nieco wyższy, tak by współczesny, przyzwyczajony do wygody człowiek od razu się nie zniechęcił. Ale i tak, przebywając w tych murach, z pewnością posmakuje trochę pustelniczego życia. Czy przeniesie jakąś jego cząstkę w nasz hałaśliwy świat? Tak, jeśli tylko nauczy się słuchać. A rytwiańska cisza jest dobrą nauczycielką.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama