Sen o wolności

Na temat Sudanu, największego kraju Afryki i tamtejszego Kościoła

Sudan jest największym krajem Afryki. Ma powierzchnię osiem razy większą od Polski, a zamieszkuje go zaledwie 29 milionów ludzi. Urodzajne ziemie można znaleźć jedynie wzdłuż doliny Nilu, na południu kraju. Reszta to stale powiększająca się pustynia. Przemysł jest rozwinięty bardzo słabo. Mieszkańcy utrzymują się głównie z rolnictwa, uprawiając przede wszystkim bawełnę. Roczny dochód statystycznego Sudańczyka wynosi około 300 dolarów, ale druzgocąca większość tej sumy przypada najbogatszym.

Gorsza rasa

Rdzenni Afrykańczycy wcale nie stanowią większości w tym kraju. Około 60 procent mieszkańców to, zamieszkująca przede wszystkim północ, ludność pochodzenia arabskiego, która od dawna pragnie sprawować władzę nad resztą kraju, zamieszkiwaną głównie przez chrześcijan oraz wyznawców tradycyjnych religii Czarnego Kontynentu. Mieszkańcy południa Sudanu zawsze byli traktowani jako gorsza rasa, nieposiadająca żadnych praw.

Od ponad czterdziestu lat w Sudanie trwa wojna domowa, prowadzona przez islamskich fundamentalistów przeciw chrześcijańskiej ludności na południu kraju, broniącej się przed przymusową islamizacją. Po puczu w 1981 roku władzę zdobyli muzułmanie. Ostatnia faza walk trwa nieprzerwanie od szesnastu lat, kiedy to w całym kraju wprowadzono prawo koraniczne, obowiązujące wszystkich obywateli niezależnie od wyznania. „Wojska muzułmańskie napadają na wioski, niszczą je, a ludzi zabijają. Wielu, aby uniknąć śmierci, ucieka ze swoich domów pozostawiając wszystko — opowiada s. Teresa Roszkowska, misjonarka pracująca od jedenastu lat w Sudanie. — Miesiącami wędrują przez pustynię. Ludzie, którym uda się dotrzeć na przedmieścia Chartumu, stolicy Sudanu, są skrajnie wyczerpani”.

Według szacunków Wysokiego Komisariatu ONZ do spraw Uchodźców, wojna domowa w Sudanie pochłonęła już około dwóch milionów ludzi. To więcej niż wskutek ludobójstwa w Rwandzie, Bośni i Kosowie razem.

Sposób na lepsze życie

Mieszkańcy z południa są przesiedlani na północ do obozów uchodźców, w których nie mają zapewnionych podstawowych środków do życia. Pomoc organizacji humanitarnych jest bardzo ograniczona, gdyż rząd kontroluje ich działalność. Środki, jakimi posługuje się władza, są wyjątkowo bezpardonowe. Kiedy na przykład jakaś agenda ONZ zacznie budować domy dla uchodźców, to często są one po prostu burzone. Władze twierdzą, że ludzie sami przenoszą się na północ, gdyż na południu jest niebezpiecznie. „W rzeczywistości jest to sposób na zmuszenie ludzi do przechodzenia na islam. Przyjęcie tej religii jest jedynym sposobem na spokojne życie w Sudanie. Wtedy można liczyć na pracę i prawo do edukacji — mówi Johnny Saverio, prawnik pomagający prześladowanym w Sudanie. — Chrześcijanom odmawia się nawet prawa do pochowania zmarłych na cmentarzach muzułmańskich. Nie akceptuje się człowieka, gdy on żyje, a gdy umrze, odmawia się mu skrawka ziemi, w której mógłby spocząć”.

Szpital pod płotem

Wojna doprowadziła Sudan do ruiny. Na przedmieściach Chartumu w tragicznych warunkach żyje 2,5 miliona uchodźców. Wjeżdżając do miasta, przeraża widok obozów i ludzi mieszkających w szałasach skleconych ze szmat, worków, kartonu i patyków. Czasem zdarzy się lepianka z gliny. Brakuje wody, środków higienicznych i jedzenia. Garść bobu czy fasoli na dzień to luksus.

„Kilka miesięcy temu na południu kraju przeżyliśmy wielki dramat. Od dwóch lat nie padał tam deszcz. Ludzie głodują. Tragedię powiększyły walki pomiędzy wojskami muzułmańskimi a partyzantami. Najwięcej ucierpieli zwykli mieszkańcy tych terenów, gdyż żołnierze napadali na wsie i zabierali resztki pożywienia — opowiada s. Roszkowska. — Głód sprawił, że ludzie zaczęli masowo umierać”. Silniejsi wyruszyli w kierunku Chartumu. Mieli do przejścia około 60 mil. Wierzyli, że znajdą tu pożywienie. Było ich ponad 75 tysięcy. Wielu zmarło po drodze. „Codziennie przybywały do nas tłumy nagich, wychudzonych ludzi. Pod płotami, w trawie, przy drogach leżeli osłabieni i zmarli. Plac zamienił się w szpital. Układaliśmy ludzi pod drzewami, przy siatce, a na nich zawieszaliśmy kroplówki. Słyszałam tylko jęk głodnych, zwłaszcza dzieci. To było straszne — mówi s. Roszkowska. — Wielu było tak słabych, że nie byli w stanie sami jeść”.

Z tych, którzy dotarli do stolicy, w ciągu kilku miesięcy zmarło ponad 15 tysięcy osób. Każdego ranka wielki wóz ciężarowy zorganizowany przez Kościół zabierał zmarłych. Młodzież od rana do wieczora kopała groby. „Bywały dni, kiedy nie byliśmy w stanie każdemu zmarłemu przygotować pochówku, więc grzebaliśmy po 15—20 osób razem. Zostało wiele sierot” — opowiada s. Teresa.

Jak być człowiekiem?

„W archidiecezji Chartum w szkołach podstawowych uczymy ponad 45 tysięcy dzieci uchodźców. Lekcje odbywają się w szałasach z trzciny lub pałek bambusowych. Nieliczni mają książki, zwykle tylko nauczyciele, więc dzieci muszą wszystko zapamiętywać. Wychowankom zapewniamy jeden posiłek dziennie. Często jest to ich jedyny posiłek” — opowiada s. Roszkowska.

Wszystkie oficjalne programy nauczania są opracowane przez islamistów. „Nie możemy docierać do ludzi tylko przez media, ale także za pośrednictwem szkoły. Wszystko jest w rękach muzułmanów — mówi J. Saverio. — Samodzielnie realizujemy więc program kształcenia cywilnego. Uczymy, co to znaczy być człowiekiem i jak walczyć o swoje prawa. Pomagamy tym ludziom, oferując im także pomoc prawną, bowiem w procesach sądowych chrześcijanie są zazwyczaj krzywdzeni. Próbujemy poprawić sytuację dzieci pracujących w niewolniczych warunkach”. Działania tego typu utrudnia brak pieniędzy, a adwokatom trzeba zapłacić. Bez reprezentanta przed tamtejszym wymiarem sprawiedliwości oskarżeni nie mają żadnych szans. Sama opłata w sądzie wynosi około 80 dolarów. Dla przeciętnego Sudańczyka jest to suma niewyobrażalna.

Obecnie w zakładach karnych więzionych jest około dwóch tysięcy kobiet z dziećmi. Niektóre są tam tylko dlatego, że pomogły komuś, kto sprzeciwiał się rządowi albo na przykład... produkowały piwo. Dzięki temu mogły utrzymać swoje rodziny, a sudańskie prawo zabrania handlowania alkoholem.

Rząd tolerancji

Pod koniec czerwca br., tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, wydano rozporządzenie zakazujące kształcenia dzieci w szkołach niepaństwowych. Oznacza to, że mogą funkcjonować jedynie placówki muzułmańskie. „Zabroniono nam rejestrowania dzieci. Grożono, że jeśli nie zastosujemy się do zakazu, nasze szkoły zostaną zburzone” — mówi s. Roszkowska. Takie przypadki miały miejsce, więc rok szkolny rozpoczynał się w atmosferze lęku i niepokoju.

„Wiele budynków należących do Kościoła zostało zniszczonych, aresztowano i torturowano księży. Obecnie w więzieniu znajduje się dwóch kapłanów — mówi J. Saverio. — Są oskarżani o organizowanie działań przeciwko rządowi, co oczywiście jest bzdurą”. Kościół katolicki jest głównym celem ataków ze strony władz, chociaż w podobnej sytuacji znajdują się inne chrześcijańskie wyznania. Dla rządu to święta wojna — trzeba zlikwidować pogan i innowierców, czyli chrześcijan i wyznawców tradycyjnych religii afrykańskich. „Północ zawsze patrzyła na południe jako na przeszkodę w szerzeniu islamu — mówi J. Saverio. — Mimo że wojna ma podłoże ekonomiczne i polityczne, jej religijny wymiar ma największe znaczenie”.

Międzynarodowe organizacje walczące o prawa człowieka oskarżają władze w Chartumie o finansowanie i dozbrajanie oddziałów arabskich. Rząd zachęca go gwałtów głosząc, że Afrykańczycy na terenach kontrolowanych przez powstańców są wrogami islamu, więc można ich bezkarnie torturować, zabijać i więzić. Jednocześnie przekonuje społeczność międzynarodową, że jest tolerancyjny, przestrzega praw człowieka i stanowczo odrzuca te oskarżenia.

Przezwyciężyć nienawiść

„Nie widzę żadnej nadziei na rychłe zakończenie wojny. Zbyt wielu korzysta z tej sytuacji. Także w krajach europejskich istnieją środowiska czerpiące zyski z tej sytuacji. Przyczyna tkwi w złożach ropy — by mieć do nich dostęp Włochy, Niemcy czy Kanada popierają rząd sudański i wolą nie dostrzegać tego, co się tu dzieje — mówi J. Saverio. — Dlatego nie łudzimy się, że nasza sytuacja się poprawi. Chcemy, aby ludzie nauczyli porozumiewać się w rodzinach, plemionach czy Kościołach. Wojna bowiem wytworzyła poczucie ogólnej nienawiści. Chcemy im pomóc to przezwyciężyć”. Zdaniem J. Saverio tylko jedność może zapewnić lepszą przyszłość Sudanowi. „Sam mocno w to wierzę — mówi. — Z tą nadzieją patrzmy w przyszłość. Wiem, że trzeba ponieść ofiary, że będą prześladowania i będą ginąć ludzie, ale jestem przekonany, że osiągniemy cel”.


Kliknij tu, żeby obejrzeć mapę Sudanu ¬ Maps by Expedia.com Travel
maps.expedia.com

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama