Bóg z miłości przeznaczył nas dla siebie

Powołanie to jak fale morza nieustannie uderzające o brzeg, którym jest nasze serce

Powołanie to jak fale morza nieustannie uderzające o brzeg, którym jest nasze serce. Myśl, by być siostrą zakonną, towarzyszyła mi od dzieciństwa, podczas katechezy przedszkolnej siostra zakonna była dla mnie kimś szczególnym. Również życie o. Damiana De Veuster zafascynowało mnie poprzez jego bezgraniczną miłość do trędowatych. Ważnym momentem był sakrament bierzmowania, wtedy zdecydowałam, że chcę kroczyć drogą życia zakonno-misyjnego. To był powiew Ducha Świętego! Nie ma przypadków w życiu, jednak ja przypadkowo przeglądając wiadomości w gazetce parafialnej w Trzebini, zobaczyłam plakat z zaproszeniem do pracy misyjnej. Pomyślałam sobie, że to będzie to zgromadzenie zakonne, do którego wstąpię. Podczas pierwszej wizyty w domu prowincjalnym w Raciborzu jeszcze raz upewniłam się, że jest to moje miejsce, gdzie Jezus mnie zaprasza. Myśl, aby dzielić wiarę, miłość i zdolności z najbardziej potrzebującymi, ubogimi i chorymi, była decydującym motywem, by wybrać Zgromadzenie Misyjne Służebnic Ducha Świętego.

Bóg z miłości przeznaczył nas dla siebie

Przygotowanie się do wyjazdu misyjnego to powolny proces. Jak mówią nasi ludzie z plemienia Makhuwa: vakhanivakhani, czyli „powoli, powoli…”. Zaczęło się od mojej obecności w Ruchu Światło-Życie w parafii rodzinnej w Młoszowej. Dom rodzinny – rodzice, bracia, najbliżsi, ale i przyjaciele, czas formacji zakonnej, czas modlitwy, praca z ubogimi, chorymi, osobami starszymi były cennym doświadczeniem w uczeniu się dyspozycyjności i dojrzewania do pracy misyjnej. Miałam także okazję skorzystania z przygotowania zawodowego jako pielęgniarka i przed samym wyjazdem do Mozambiku uzupełniłam je poprzez ukończenie studium położniczego w Warszawie. Uczestniczyłam także w różnych spotkaniach organizowanych przez Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Bardzo dobrze wspominam czas poprzedzający wyjazd do pracy misyjnej, szczególnie kurs języka portugalskiego i pierwsze rozmówki. Doświadczyłam wiele wsparcia, dobrego słowa i mocy modlitwy, za co dzisiaj dziękuję!

Zaproponowałam Mozambik, ponieważ jest to jeden z najbiedniejszych krajów Afryki, ma za sobą długoletnią wojnę domową, przeszedł długi czas kolonizacji.

Gdy 19 stycznia 2002 r. wylądowałam na lotnisku w Maputo, stolicy kraju, po wyjściu z samolotu zobaczyłam palmy kokosowe, trochę zachmurzone niebo z temperaturą 28 stopni C i dużą wilgotnością.

Doświadczenie z naszym ludem było bardzo pozytywne, wszystko było takie inne, praktykowałam rozmówki w języku portugalskim z handlarkami na targu i z dziećmi naszych sąsiadów. Maputo jest miastem portowym, stąd wielki tłok, hałas i spaliny ze starych samochodów, bardzo ubogie dzielnice, a także ulice z bogatymi domami i luksusowymi samochodami.

Prawdziwą radością dla mnie była i jest liturgia, bogata w śpiew, taniec, bardzo żywa i dynamiczna. Cotygodniowe dzielenie się słowem Bożym we wspólnotach modlitwy pozwala mi ciągle na nowo odkrywać piękno Kościoła w Mozambiku. Miejscem, gdzie lubię przebywać, są wioski afrykańskie. Znajdują tam proste życie związane z naturą, ciche, bez pośpiechu.

Staram się podchodzić pozytywnie do ludzi reprezentujących autorytet państwowy, myślę, że szacunek jest tutaj bardzo ważny. Jestem tutaj dla Chrystusa, a On jest Bratem każdego człowieka, stąd uczę się otwartości i wyrozumiałości. Ostatni przykład z życia, kiedy obecny administrator naszego distrito, czyli powiatu, zaproponował spotkanie z grupą ludzi zakażonych wirusem HIV, którym towarzyszymy od 2008 r. Celem spotkania było umożliwienie pomocy finansowej dla tych osób, formując dwa stowarzyszenia, które mają się zająć hodowlą kóz i handlem suszonymi rybami. Istnieje w tym kraju wielka korupcja, lecz można spotkać ziarna dobroci i sprawiedliwości.

W prowincji Nampula, gdzie pracujemy, większość stanowią wyznawcy islamu. Do dzisiaj mile wspominam jedną z rodzin muzułmańskich w Monapo. Byłam częstym gościem w ich domu, z panią Teresą prowadziłam rozmowy w języku makhuwa, bawiłam się z dziećmi i zawsze był przygotowany dla mnie talerz z potrawą tradycyjną. Gdy urodziło się szóste dziecko, a była to dziewczynka, nadano jej moje imię. Do dzisiaj, gdy przejeżdżam przez Monapo, pukam do drzwi domu Teresy i Manuela oraz ich dzieci. Są moimi przyjaciółmi.

Jako że na co dzień spotykam się z ludzkim cierpieniem, ubóstwem i niewiedzą, moją radością jest każdy człowiek, który powraca do zdrowia, który nauczył się czegoś, co umożliwia mu polepszenie bytu i zdrowia, który otworzył się na nową formę pokonywania ubóstwa poprzez edukację, rolnictwo itp., który nie boi się odkrywać i rozwijać swoich talentów, który uznaje Jezusa jako swojego Zbawiciela.

W misji Chrystusa, w której uczestniczymy, bardzo ważne jest nieustanne spoglądanie na Pana, wsłuchiwanie się w Jego słowo, dobrze też mieć w sercu dużo pogody ducha, cierpliwości i wyrozumiałości. Trzeba być gotowym i otwartym na to, czego chcą nas nauczyć inni!

Na zakończenie chciałabym podzielić się krótkim doświadczeniem ostatniego roku. W naszej wspólnocie zakonnej są trzy siostry: z Brazylii, z Indonezji i z Polski, z trzech kontynentów, spotkałyśmy się na czwartym kontynencie. Towarzyszymy w naszej misji dzieciom niedożywionym, ich matkom i opiekunom. Trafiają one do centrum parafialnego w Liupo, gdzie przebywają aż do uzyskania odpowiedniej wagi ciała, wyznaczonej w Karcie Dziecka przez Ministerstwo Zdrowia. Większość stanowią sieroty, które utraciły matkę. Wraz z niedożywieniem cierpią na wiele schorzeń, m.in. anemię, malarię, infekcje dróg oddechowych, robaczyce, zapalenie spojówek, zakażenie wirusem HIV itd. Tworzymy kilkuosobową ekipę, tj. my, wyżej wymienione, i świeccy, którzy są naszą wielką pomocą. W 2010 r. przewinęło się przez centrum ponad dwieście dzieci, które w większości powróciły do zdrowia, dwoje z nich zmarło po przewiezieniu do tutejszego ośrodka zdrowia. Cieszymy się, gdy dziecko z bardzo chudego staje się grubaskiem, nasi pracownicy mówią: „One nie boją się przekraczać granic wytyczonych przez ministerstwo”.

W każdym tygodniu prowadzimy spotkania formacyjne dla matek z zakresu żywienia, higieny i niektórych chorób. Zapraszamy matki do współpracy w uprawie warzyw i owoców, a także kukurydzy i grochu. Dobrze jest po jakimś czasie spotkać takie maluchy, pełne życia i radości. Odwiedzają nas od czasu do czasu.

W tym roku ogromnym problemem była dotkliwa susza. Odwiedzałam różne części naszej parafii, wszędzie ta sama historia, spieczona ziemia, brak studni, wiele chorób, w tym biegunki toksyczne i cholera, wielu ludzi zmarło, wielu uciekło. Z pewnością macie wiele intencji, proszę, dołączcie do nich naszą misję w Mozambiku!

Siostra Ancilla Bartosik
ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego

Śluby wieczyste złożyła 2 maja 1998 r. Na misjach w Mozambiku przebywa od 19 stycznia 2002 r. (Maputo 2002, Monapo 2002-2004, Liupo 2005-2006, Maringue2007, Maputo 2008-2009, Liupo 2010-2011, Wspólnota św. Bakhity, diecezja Nacala, prowincja Namula, członek Komisji Diecezjalnej ds. Zdrowia).

Fragment książki pod redakcją Kajetana Rajskiego „Oto jestem. Misjonarze i misjonarki o powołaniu” (Tarnów 2011).

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama