Przystanek, na którym warto się zatrzymać

Przystanek Jezus to nie alternatywa dla Przystanku Woodstock, raczej jego dopełnienie - młodzież świadcząca o Jezusie jest tak samo autentyczna jak inni uczestnicy

− Czasami jest tak, że lecą „bluzgi” i okrzyki: To ci od Jezusa! Ale to tylko taka zaczepka. Tak naprawdę, często ci, którzy rzucają w nas „błotem”, chętnie potem przychodzą porozmawiać — opowiada Michał.

Bardzo różne są zresztą reakcje na pojawienie się na Woodstocku młodych ludzi z Przystanku Jezus, którzy mówią innym o tym, co Bóg uczynił w ich życiu. — Po to właśnie jest Przystanek Jezus. To nie żaden festiwal, ani alternatywa dla Przystanku Woodstock. Chcemy pokazać tym, którzy przyjeżdżają do Kostrzyna nad Odrą, na czym polega piękno Kościoła — mówi Michał Piętosa z Katolickiego Stowarzyszenia w Służbie Nowej Ewangelizacji Wspólnota św. Tymoteusza z Gubina, głównego organizatora Przystanku Jezus, w tym roku odbywającego się w ostatnim tygodniu lipca.

Przestrzeń spotkania

Festiwal muzyczny Przystanek Woodstock, który organizowany jest od 15 lat przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, gromadzi co roku setki tysięcy głównie młodych ludzi. Przez kilka wakacyjnych dni mieszkają oni na polach namiotowych otaczających sceny koncertowe. Wielu uczestników festiwalu przyjeżdża po to, żeby posłuchać muzyki, ale są też i tacy, którzy chcą po prostu pomieszkać ze znajomymi bez żadnego skrępowania i w „nieograniczonej wolności”. Od 2004 r. impreza ta odbywa się na byłym poligonie wojskowym w Kostrzynie nad Odrą.

− Pole woodstockowe jest też swego rodzaju fenomenem, przestrzenią spotkania z młodymi ludźmi. Tutaj czują się oni bezpiecznie i chętnie podejmują dialog — zauważa ks. Artur Godnarski, asystent kościelny Wspólnoty św. Tymoteusza. Dialog ten może dotyczyć także najistotniejszych w życiu spraw. To właśnie odkrycie zainspirowało duszpasterzy z diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, na terenie której odbywa się festiwal do tego, aby wyjść do jego uczestników z ofertą Ewangelii. − Na Woodstock często przyjeżdżają ludzie, którzy nie przyjdą do murowanego kościoła. Dlatego staramy się być Kościołem, który wychodzi do nich. Idziemy do ludzi, którzy mają tyle samo lat co my i robią na co dzień podobne rzeczy. Tak samo jak oni jesteśmy grzeszni. Różnimy się tylko tym, że my spotkaliśmy już w naszym życiu Jezusa. Chcemy dzielić się z nimi doświadczeniem tego spotkania, a nie narzucać im osobę Jezusa. Na tym polega ewangelizacja — wyjaśnia Robert Kościuszko, rzecznik prasowy Przystanku Jezus.

Odnaleźć się w sytuacji

Znajdująca się na woodstockowym polu Wioska Przystanku Jezus widoczna jest z daleka dzięki ustawionemu w niej krzyżowi. Przy nim o określonych godzinach odmawiane są modlitwy, w których oprócz ewangelizatorów bierze udział także wielu młodych uczestników festiwalu. Tuż obok stoją namiot i scena. To miejsca, w których przedstawiane są inscenizacje ewangelizacyjne, muzyczne czy teatralne. − Chcemy zaznaczyć swoją obecność na Woodstocku nie tylko tym miejscem, ale także podejmując wspólne działania ewangelizacyjne. Barwny korowód, w którym przemieszczamy się po polu woodstockowym, ma być tylko okazją do tego, żeby ludzie nas zauważyli. Najbardziej istotne są indywidualne rozmowy. Chodząc po polu we dwie, trzy osoby rozmawiamy z pojedynczymi ludźmi czy małymi grupkami. Spotykamy wtedy konkretnego człowieka, w którym jest Chrystus i dla którego mamy czas — opowiada ks. Adam Pawłowski z Lubonia, jeden z ewangelizatorów, który na Przystanek Jezus przyjechał już po raz dziewiąty.

− Przyznaję, że początek rozmowy z woodstockowiczami jest trudny. Nigdy też nie jest taki sam. Sytuacje są różne, trzeba po prostu odnaleźć się w nich — mówi Anna Gajeska z Warszawy, na Przystanku Jezus drugi raz. — Zaczynamy od przedstawienia się, mówimy, że jesteśmy z Przystanku Jezus. Pytamy, jak się bawią i skąd są. To musi być naturalna rozmowa — dodaje Ania, która w tym roku skończyła studia medyczne.

Fałszywy obraz Boga

Wychodząc podczas festiwalu do jego uczestników, będących nierzadko np. pod wpływem alkoholu, trzeba mieć świadomość, że nie każda rozmowa z nimi będzie miała pozytywny przebieg. − Na początku obawiałem się reakcji ze strony ludzi z Woodstocku. Ale będąc już wśród nich spotykam się z wielką życzliwością z ich strony, chęcią „przybicia piątki”, rozmowy, a nawet wyspowiadania się. Choć muszę przyznać, że czasem ktoś krzyknie jakieś wyzwisko — przyznaje ks. Adam. − Często agresja słowna u woodstockowiczów to reakcja wynikająca po prostu z głupoty czy przekory, a nie z otwartej wrogości — dodaje s. Adrianna Modelska ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame w Opolu, która trzeci raz uczestniczy w Przystanku. — W rozmowach z nami młodzi ludzie nierzadko wylewają całą żółć, jaką mają w sobie — mówi Michał Piętosa. — Są zdziwieni, gdy dowiadują się, że obraz Boga jaki mają w sercu jest zupełnie fałszywy. I to jest ten moment, w którym ewangelizator powinien podzielić się tym, jak on przeżywa swoją relację z Bogiem — dodaje Michał, który na co dzień jest katechetą.

Także s. Adrianna przyznaje, że mimo iż dotychczas nie była na Woodstocku świadkiem spektakularnych nawróceń, doświadczyła jednak wielu bardzo ciekawych rozmów, które uświadomiły jej, na jakie bezdroża mogą zejść młodzi ludzie. − Spotykam się również z pytaniami, szczególnie ze strony uczestników festiwalu pozytywnie nastawionych do Kościoła, a pamiętajmy, że tacy też tutaj przyjeżdżają, na przykład o to, czy życie w zakonie ma w XXI w. sens. Zauważam zresztą, że atmosfera Przystanku Woodstock sprzyja szczerym rozmowom. Tutaj padają pytania, których młodzi nie zadaliby w innych okolicznościach — podsumowuje zakonnica.

W sutannie lub bez

Co roku na Przystanek Jezus przyjeżdża wiele sióstr zakonnych, także bezhabitowych. W tym roku było ich ok. 30. Jak same zauważają, strój zakonny, podobnie jak sutanna, bardzo „krzyczy” na woodstockowym polu. − Niesamowitym doświadczeniem jest to, że właśnie kiedy ewangelizowałem w sutannie, ludzie po prostu garnęli się do mnie, szukając kontaktu i rozmowy. Gdy spróbowałem wyjść do nich bez stroju duchownego, było mi o wiele trudniej dotrzeć do ludzi, stali się bardziej nieufni — wspomina ks. Adam, który jest jednym z 50 tegorocznych „przystankowych” kapłanów.

W Kostrzynie ewangelizują także klerycy, stanowiący w tym roku ponad jedną piątą 500-osobowej grupy uczestników Przystanku Jezus. Przez jedenaście lat wychowało się tu wiele pokoleń księży, rozsianych teraz po całej Polsce i często wracających w to miejsce. — Jeśli jako ksiądz nie będę umiał po prostu mówić ludziom o Jezusie w taki sposób, żeby chcieli tego słuchać, nie będę mógł do nich dotrzeć z Dobrą Nowiną — zauważa stawiający pierwsze kroki w „przystankowej” ewangelizacji kleryk Piotr Małecki z Poznania. Przystanek Jezus postrzega on jako element swojej kapłańskiej formacji. Podobnego zdania jest Michał Petryszak, kleryk pierwszego roku z seminarium diecezjalnego w Lublinie. — Jestem w tym miejscu po raz pierwszy i mówiąc szczerze, troszkę się boję. Na szczęście mam już za sobą doświadczenie ewangelizacji ulicznych, ufam więc, że Duch Święty jakoś się mną posłuży, a ja nie będę Mu za dużo przeszkadzał — stwierdza z uśmiechem.

Przystankowi spowiednicy

Ewangelizatorzy, jak sami przyznają, podczas spotkań z woodstockowiczami doświadczają wielkiej mocy Boga, który tutaj działa za ich pośrednictwem. — Najbardziej poruszyło mnie spotkanie z pewnym młodym chłopakiem, który sprawiał wrażenie „twardziela”. Kiedy razem z koleżanką zaczęłyśmy z nim rozmawiać i mówić o naszym doświadczeniu Bożej miłości, bardzo wewnętrznie poruszyły go czytane przez nas słowa Pisma Świętego: „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie”. Widziałyśmy, że Duch Święty poruszył jego serce tak, że zaczął płakać — opowiada Anna Gajeska.

Swoimi przeżyciami z woodstockowego pola dzieli się również ks. Adam Pawłowski. − Najcenniejsze dla mnie są te spotkania, które kończą się jakąś głęboką rozmową, chęcią powierzenia swojego życia Jezusowi, a niejednokrotnie także spowiedzią po wielu latach — przyznaje kapłan. Wiele osób ma zresztą swoich spowiedników wśród „przystankowych” księży, o których pytają co roku. − Ewangelizując, staramy się kierować tych ludzi do konkretnych wspólnot w ich miejscach zamieszkania po to, aby mogły dalej iść drogą wiary — podkreśla ks. Adam dodając, że bardzo sobie ceni to, co sam wynosi z Przystanku Jezus. − Tu uczę się miłości do ludzi. To miejsce mnie nawraca — wyznaje.

Usiądźmy razem koło Jezusa

Przystanek Jezus to bowiem tak naprawdę miejsce nawrócenia, nie tylko dla woodstockowiczów, ale także dla jego uczestników. − Pan Jezus nigdzie nie mówił w Ewangelii, żebyśmy kogoś nawracali, natomiast powtarzał: nawracajcie się. To ja mam się wciąż nawracać, a nie nawracać innych. Mam natomiast czynić z ludzi uczniów, czyli zapraszać ich do tego, byśmy razem usiedli koło Jezusa i posłuchali, co On do nas mówi — podkreśla ks. Artur Godnarski.

Szczególnym i niezwykle ważnym czasem nawrócenia są dwudniowe rekolekcje poprzedzające wyjście na ewangelizację. — Sama nazwa „przystanek” oznacza, że przystanęliśmy, zatrzymaliśmy się przy Jezusie. Od samego początku istnienia naszej inicjatywy, rekolekcje głosi nam bp Edward Dajczak, który jest dla nas duchowym opiekunem — wyjaśnia Robert Kościuszko. Swoje rekolekcje „przystankowicze” przeżywają w kościele parafialnym pw. NMP Matki Kościoła w Kostrzynie, przy którym usytuowane jest pole namiotowe Przystanku Jezus. − Wszyscy mieszkamy w takich samych polowych warunkach. Jemy z tego samego kotła, kąpiemy się w tych samych kontenerach. Dzięki temu nikt nie czuje się lepszy czy gorszy i razem tworzymy wspólnotę — przyznaje s. Adrianna.

To, co najistotniejsze

W kostrzyńskim kościele znajduje się również kaplica, w której podczas Przystanku Jezus trwa nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu. − Kiedy jedni idą na woodstockowe pole ewangelizować, inni modlą się za nich. Nie prowadzimy bowiem sprawnie zorganizowanej propagandy religijnej, ale ewangelizujemy, stając się narzędziami miłości w ręku Boga — tłumaczy biskup koszalińsko-kołobrzeski Edward Dajczak, inicjator Przystanku Jezus. Ewangelizatorzy mają zresztą świadomość, że czas spędzony na adoracji Pana Jezusa jest najistotniejszy. Inaczej bowiem trudno by im było dostrzec Boga w każdym napotkanym woodstockowiczu.

— Kiedy nasi ludzie codziennie wracają z Przystanku Woodstock, również potrzebują rozmów i wsparcia, którego staram się im udzielić. Młodym zależy na tym, żeby biskup był między nimi — zaznacza bp Dajczak, dodając, iż jest to dla nich potwierdzeniem, że biorą udział w dobrej, kościelnej robocie ewangelizacyjnej.


Nie może nas tu nie być

Bp Edward Dajczak, ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, w latach 1990-2007 biskup pomocniczy zielonogórsko-gorzowski, inicjator i duchowy opiekun Przystanku Jezus

— Wszystko zaczęło się przed laty, w 1998 r., kiedy pan Owsiak zainstalował Przystanek Woodstock w Żarach. Wtedy pojechaliśmy tam z jednym z księży z diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, której byłem wówczas biskupem pomocniczym, i z małą grupą ludzi. Stwierdziłem bowiem, że kiedy na terenie diecezji gromadzą się tysiące ludzi, zwłaszcza młodych, to trzeba się temu przyjrzeć z bliska.

Wyszliśmy na plac i ustawiliśmy tam krzyż, który wzięliśmy ze sobą. Uczestnicy imprezy byli zdziwieni, że się im tam kręci ktoś w sutannie. Ale usiedliśmy z niektórymi z nich, aby porozmawiać. Zadałem tym młodym ludziom pytanie, czego tu szukają, dlaczego tu przyjeżdżają? I pierwsza odpowiedź, jaką usłyszałem była dla mnie porażająca. 17-letnia dziewczyna powiedziała mi, że wyjechała z domu po zakończeniu roku szkolnego, a wróci wkrótce przed rozpoczęciem następnego i że może mi zagwarantować, że nikt jej nie zapyta, gdzie była.

Doszliśmy wtedy do wniosku, że skoro na Przystanku Woodstock są i tacy młodzi, często pogubieni, to nie może nas tu nie być. Nie możemy nie zaproponować im zupełnie innej ścieżki, która nie musi być wcale smutna czy nudna. Okazało się też, że mają oni często swoje negatywne doświadczenia Kościoła, a najczęściej posługują się tylko sloganami lansowanymi na temat Kościoła w mediach. Dlatego postanowiliśmy po prostu pokazać im Kościół, taki, w którym jesteśmy razem, w którym doświadczamy bliskości i miłości Jezusa. I tak właśnie od 1999 r. Przystankowi Woodstock towarzyszy Przystanek Jezus.

Przyjeżdżajcie, głośmy Ewangelię razem!

Z księdzem Arturem Godnarskim, asystentem kościelnym Katolickiego Stowarzyszenia w służbie Nowej Ewangelizacji Wspólnota św. Tymoteusza z Gubina, organizatora Przystanku Jezus rozmawia Błażej Tobolski

Podkreśla Ksiądz, że Przystanek Jezus jest dla niego taką „Bożą drogą”. Jak Ksiądz na nią trafił?

— Przystanek Jezus nie powstawał za biurkiem, ale zrodził się z autentycznej potrzeby. Trzeba było zaproponować coś wartościowego ludziom biorącym udział w Przystanku Woodstock. Jednocześnie, jako Szkoła Nowej Ewangelizacji, mieliśmy doświadczenie w przygotowywaniu ludzi do mówienia innym o Jezusie, do ewangelizacji. Potrzeba spotkała się więc z doświadczeniem i tak, mówiąc w skrócie, narodził się Przystanek Jezus. Podjęliśmy myśl, aby pracować z młodymi ludźmi, formować ich i dodawać im odwagi tak, żeby umieli stanąć razem ze swoimi rówieśnikami z Woodstocku i nie bali się przyznać do tego, że są wierzącymi, dać świadectwo swojej wiary.

A skąd pomysł na hasło tegorocznego Przystanku Jezus: „Przyjaźń jest możliwa”?

— Bo tak naprawdę najważniejsza w życiu jest właśnie przyjaźń. Młodzi ludzie wcale nie chcą wchodzić w wiele głupich sytuacji, które przytrafiają im się w życiu. Szukają przyjaźni, a jako ludzie mogą, tak jak my wszyscy, pomylić się i źle wybrać przyjaciół, którzy później wciągają ich na manowce. Dlatego bardzo chciałem, żebyśmy w tym roku skupili się na przyjaźni. Tak to również rozpoznałem na modlitwie. I zupełnie „przypadkiem” wpadła mi w ręce książka o. Józefa Heinzmanna CSsR „Wiara jest przyjaźnią”, który, co widać w niej, niesamowicie kocha młodych ludzi i ich rozumie. Zawiera ona niebanalne treści, takie bardzo „na dzisiaj” dla młodych ludzi. Dzięki niej młodzi mogą zderzyć się z fundamentalnymi pytaniami i problemami przedstawianymi w piękny sposób. Stąd też jest ona w tym roku taką książką przewodnią Przystanku Jezus.

W jaki sposób udało się znaleźć ludzi, którzy chcieliby ewangelizować w takim środowisku?

— Przystanek Jezus jest spadkobiercą bardzo bogatego i pięknego doświadczenia Kościoła w Polsce, jakim jest Ruch Światło-Życie utworzony przez Sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. To był bardzo głęboko zanurzony „pług”, który przewrócił glebę serc wielu bardzo wartościowych ludzi. Dzięki temu zasiew Słowa Bożego mógł wydać owoc, jakim była Odnowa w Duchu Świętym, która przez swoje Seminaria Odnowy Życia w Duchu Świętym doprowadzała do osobistego spotkania z Chrystusem zmartwychwstałym. To był bardzo drogocenny dar dla Polski. Na tak przygotowanej glebie mogło wydać owoc ziarno Neokatechumenatu, który pięknie zakorzenia się w naszych parafiach. Kolejnym etapem były dynamicznie rozwijające się w naszym kraju Szkoły Nowej Ewangelizacji.

To wszystko sprawiło, że Przystanek Jezus mógł stać się doskonałą ofertą dla ludzi uformowanych przez te wszystkie ruchy mające w swoim charyzmacie ewangelizację. Kiedy więc rzuciliśmy hasło: „Słuchajcie, jest taka przestrzeń do mówienia o Jezusie. Przyjeżdżajcie, głośmy Ewangelię razem!”, nie trzeba było długo czekać. Dziś wiele osób z rozmaitych wspólnot, które przyjeżdżają na Przystanek Jezus ma już doświadczenie formacji w Szkole Nowej Ewangelizacji, uczącej jak skutecznie ewangelizować i w jaki sposób mówić o swoim doświadczeniu wiary.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama