Będzie cud rozmnożenia w Czechach?

Przed podróżą Benedykta XVI do Czech

 

Wyobraźmy sobie pytanie w „Familiadzie”: Z czym kojarzą ci się Czechy? Knedle, piwo, Praga, Skoda, może Jożin z Bažin. Z pewnością któreś z tych słów, jeśli nie wszystkie, świeciłyby na tablicy jako odpowiedzi.

Nie zdziwiłbym się, gdyby między odpowiedziami wylądowało, wystrzelone z podświadomej procy stereotypu, jeszcze jedno słowo: ateiści. Być może nawet i sam bym je tam umieścił, gdybym od siedmiu lat nie pracował w Czechach jako ksiądz.

Śmieję się nieraz, że dwóch rzeczy byłem pewien: jeśli będę księdzem, nie będę w zakonie i nie będę pracował poza Polską. Teraz jestem w Czechach, pracując jako pallotyn. To uczy pokory, że nie wszystko muszę rozumieć.

Pamiętam, jak powiedziałem znajomemu, że nasze zgromadzenie podejmuje pracę w Czechach. „Do Czech? — machnął ręką — tam już dawno nic nie ma. Tylko to zaorać...”.

W 2003 roku przejęliśmy pod opiekę sanktuarium Stare Boleslavi, gdzie wychowała się Dobrawa, żona Mieszka I, która nam, do Polski, przyniosła chrzest. Stara Boleslav to stare, podwójne sanktuarium. W Boleslavi nie tylko zmarł męczeńską śmiercią św. Wacław, główny patron Czech (i wujek Dobrawy), to także miejsce, w którym otacza się kultem obraz Matki Bożej, nazywany Palladiem ziemi czeskiej. To mały, metalowy relief, związany ze św. Wacławem, który zaginął, a potem został wyorany przez rolnika na polu. Takie sobie Boże scrabble: zaorać, wyorać... aby zrozumieć, trzeba przebić skorupę stereotypów i popatrzeć wokoło z szacunkiem.

Historia niełaskawa

Kościół w Czechach nie miał szczęścia. Już św. Wojciechowi opornie szła „orka” w praskiej diecezji. Potem mistrz Jan Hus, w którym Czesi widzą działacza narodowo-wyzwoleńczego, został spalony na stosie. W czasach reformacji niewielu pamiętało, co Pan Jezus mówił o mieczu — i to po obu stronach. Przymusowa rekatolizacja, która nastąpiła w wielu miejscach, była przedśpiewem tego, co stało się w czasach Habsburgów, którzy do monarchii Austro-Węgier zaliczyli także Czechy, a katolicyzm ogłosili religią państwową. Czeska inteligencja, walcząc o niepodległość, traktowała często Kościół jako część zaborczego aparatu władzy. Kapelan feldkurant Katz z papierosem w brewiarzu i dobry wojak Szwejk są ikonami ówczesnych czasów, namalowanymi czeskim pędzlem. Można się dziwić, że kiedy w 1918 roku Masaryk (czeski Piłsudski) witał jutrzenkę wolności, rzesze Czechów, demonstrując wolność, odchodziły od Kościoła katolickiego? Druga wojna światowa, w czasie której zginęło wiele duchowieństwa, i komunizm, dopełniły kielich gorzkiej historii Kościoła w Czechach.

Pięć knedli i dwa piwa...

Po co papież jedzie do ateistycznych Czech? - w tle czuję delikatny powiew zdziwienia — i do kogo? Statystycznie jedzie do kraju, gdzie żyje 31 proc. katolików, dokładnie 3 290 000 osób. Jedzie już chociażby z tego powodu, że głównym zadaniem Piotra jest utwierdzać braci w wierze, a być w Czechach wierzącym, już od najmłodszych lat, nie jest łatwo. Jedzie po opublikowaniu swojej encykliki „Caritas in veritate”, w której zajmuje się problemami gnębiącymi cały współczesny świat, a Czechy są smutnym i bardzo wyrazistym przykładem tego, jak łatwo odejść od chrześcijańskich wartości, pozostawiając stare kościoły i przydrożne krzyże. Może właśnie dlatego tematyka wizyty Benedykta XVI w Czechach oscyluje wokół trzech głównych cnót: wiary, nadziei i miłości. W pytaniu, do kogo jedzie papież, tkwi jeszcze i inne: kim są ci, do których jedzie? Jacy są?

Po siedmiu latach spędzonych w Czechach, poznając tutejszych ludzi, wciąż się uczę. Odnajduję tu wiele wzorów, wielu męczenników za wiarę i jak wszędzie takich, którym — na pierwszy rzut oka - wystarczy do życia pięć knedli i dwa piwa.

Piszę „na pierwszy rzut oka”, bo Czesi są bardzo asekuracyjni (być może jest to jeden z elementów instynktu samozachowawczego małego narodu), a granica pomiędzy tym, co powierzchowne, a co szczere jest bardzo wyraźna i nieraz trudna do przekroczenia. Stąd może wyrasta obraz Czecha — wesoło-śmieszno-rubaszno-grubiańskiego Pepika z kuflem piwa, zajadającego knedle, który jednak w rzeczywistości jest zupełnie inny.

Kiedy w czasie drugiej wojny światowej Polacy strzelali do Niemców, Czesi poszli do gospody, kupili piwo i Niemców wyśmiali. To był jeden z ich rodzajów walki, który wynikał z mentalności i sposobu postrzegania świata, przejawiających się również w dużym dystansie do wydarzeń. Stąd Czechy są dla mnie osobiście krajem dorastających dzieci, które pozostają jedną nogą w świecie dziecięcym, a drugą w świecie dorosłych, a którym nie chce się zdecydować o dalszym kroku (może dlatego Czesi robią takie dobre bajki).

„Chcielibyśmy ochrzcić naszą drugą córkę”. Młode małżeństwo. Mówią, że sami nie chodzą do kościoła, nie są ochrzczeni, ale dziecku chcą dać to, co najlepsze. „Więc dlaczego nie przyjmiecie chrztu?” — pytam. Ojciec wzruszył ramionami. „Dlaczego nie...”.

Sól i światło

Jakoś nie mogę wewnętrznie z czystym sumieniem powiedzieć o Czechach, że są ateistami. Może bardziej wzruszają ramionami, dają do zrozumienia, że jest im to obojętne, chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby gdzieś tam, podświadomie, grzebiąc przy piwie patykiem po ziemi, rysowali symbol ryby...

Papież pojedzie do Czech spotkać się ze wszystkimi, ale w szczególny sposób z tymi, którzy są solą i światłem, aby ich umocnić. Na przykład z arcybiskupem Karlem Otčenáškem, który już jako biskup przez sześć lat pracował w mleczarni i który, z właściwą sobie dobrocią żartował potem, że dzięki komunistom mógł jako pasterz diecezji przygotowywać mleko swym najmłodszym diecezjanom (być może wielu z nich również spotka się z papieżem, o ile mieli szczęście usłyszeć o Bogu i nie przestali chodzić do kościoła). Mam nadzieję, że Ojciec Święty spotka się z dziećmi, które często są wyśmiewane, że jako jedyne w całej klasie chodzą na religię. Z ludźmi, którzy mają być światłem dla swoich niewierzących rodziców, żony, męża, dzieci. Wszyscy potrzebują, aby „cień Piotra” padł na czeską ziemię.

Nie walcz z ciemnością, zapal światło!

Od trzech lat wydajemy w Czechach „Apostoła Miłosierdzia Bożego” (obecnie w nakładzie 9 tysięcy — to sporo, jak na czeskie warunki), a od stycznia tego roku został nam powierzony pierwszy w Czechach kościół Miłosierdzia Bożego i św. Siostry Faustyny. Do kościoła przyjeżdżają pielgrzymki, w tym roku pierwszy raz doszła tu piesza pielgrzymka: ponad 50 osób, które przeszły z nawiązką 180 km.

Dużo mroków tkwi w nieporozumieniach, w historii, w kłamstwie sączonym sercom przez pięćdziesiąt lat komunizmu, w grzeszności i słabości człowieka, dużo nowych rodzi współczesny świat ze swoim hedonizmem, konsumpcjonizmem, pośpiechem i powierzchownością, ale nad wszystkim króluje miłosierny Bóg.

Benedykt XVI, wierzę w to mocno, może stać się dla Czechów apostołem miłosierdzia, mądrości i przebaczenia.

Czy będzie cud rozmnożenia w Czechach, tego nie wiem, ale — jak mówi czeskie przysłowie — kto chce, szuka sposobów.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama