Misje powołaniem życia

Trzy osoby reprezentujące różne pokolenia, różne środowiska, ale tego samego ducha – ducha troski o dzieło misyjne Kościoła

Misje powołaniem życia

Paweł Jackowski, Wiktor Grychnik, Piotr Bielak

Misje powołaniem życia

Trzy osoby reprezentujące różne pokolenia, różne środowiska, ale tego samego ducha – ducha troski o dzieło misyjne Kościoła.

Moje misyjne curriculum vitae

Chociaż jeszcze do końca nie wiem, a może nigdy się nie dowiem, co jest moją misją życia, to mam świadomość, że jako katolik jestem powołany do głoszenia Ewangelii i krzewienia wiary. Przez całe życie Pan pokazywał mi działalność misyjną Kościoła w różny sposób, wychowując mnie do pracy w Jego winnicy.

Urodziłem się w rodzinie, która dała mi staranne wychowanie katolickie. Moje najwcześniejsze wspomnienie związane z misjami dotyczy monety z Ghany, którą otrzymałem od siostry misjonarki ze zgromadzenia św. Katarzyny. Siostra ta uświadomiła mi, że są na świecie bardzo dalekie kraje, gdzie ludzie mają inny kolor skóry i są nieochrzczeni.

Potem, w wieku młodzieńczym, wędrowałem z przyjaciółmi na comiesięczne nocne czuwania do klasztoru ojców werbistów w Pieniężnie. Tam poznawaliśmy Boga i słuchaliśmy o misjach, nie mogąc przywiązać się do żadnego ojca, ani kleryka, bo „co chwilę” któryś z nich wyjeżdżał na dłuższy czas do Ekwadoru, Kenii, Papui-Nowej Gwinei lub Wietnamu. Kolejne lata, już w małżeństwie, też były związane z werbistami i ich działalnością misyjną, konkretnie w Sztutowie na Mierzei Wiślanej, gdzie wraz z żoną założyliśmy rodzinę i wychowujemy nasze dzieci. Tam z pobliskiej Krynicy Morskiej przyjeżdżał do naszej parafii o. Sławomir Bela i ciągle przypominał nam o potrzebach misjonarzy. Potem miałem też kontakt z wieloma zgromadzeniami pracującymi na misjach. Bóg pozwolił mi również pracować dla biura „Pomocy Kościołowi w Potrzebie”. Dzięki tej pracy, nie wyjeżdżając z Polski, poznałem bardzo konkretne problemy Jamajczyków, Sudańczyków, Ormian i Gruzinów.

Na dzień dzisiejszy ostatnim punktem w moim curriculum vitae, opisującym moje „doświadczenia misyjne”, jest fakt, że znalazłem się w Szkole Animatorów Misyjnych. Na „dzisiaj” jest to ostatni punkt, a dla „jutra” będzie pierwszym kamykiem na mojej ścieżce misyjnej.

Choć już od ósmej klasy szkoły podstawowej wiedziałem, że moim powołaniem jest małżeństwo, to jestem przekonany, że realizowanie zasad Ewangelii poprzez pomoc misjom jest moim drugim powołaniem. Staram się je realizować w mojej rodzinie, w szkole, formalnie ucząc języka angielskiego, a nieformalnie przyznając się do Chrystusa na ulicy, w tramwaju, pociągu…

Paweł Jackowski

Moja misyjna emerytura

Moje zaangażowanie w animację misyjną zaczęło się dokładnie w piątym dniu mojej emerytury, kiedy to wychodząc z kościoła po niedzielnej Eucharystii usłyszałem wewnętrzny głos: „Załóż w parafii koło misyjne”. Patronką mojej obecnej parafii jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus, a więc patronka misji. I to za jej sprawą poszedłem z tą propozycją do proboszcza, który wyraził na nią zgodę. Potem skontaktowałem się z animatorką misyjną w mojej rodzinnej parafii, która wskazała mi Papieskie Dzieła Misyjne. Potem była Szkoła Animatorów Misyjnych w Warszawie, no a potem to już działał Duch Święty, który jest głównym sprawcą misji. Chcę podkreślić, że na moje zaangażowanie misyjne miała duży wpływ osoba bł. Jana Pawła II i jego encykliki, zwłaszcza „Redemptoris missio” i inne dokumenty Kościoła dotyczące sprawy misji, a także lektura prasy misyjnej. Istotną rolę w moim życiu odgrywa lektura Pisma Świętego, a szczególnie Nowego Testamentu wraz z nakazem Jezusa: „Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody” oraz słowo „pragnę” wypowiedziane na krzyżu. Choć na pewno Jezus był spragniony napoju jako człowiek, to jednak pragnienie zbawienia każdego człowieka zaprowadziło Go aż na krzyż. Na pewno w rozwoju mojego zaangażowania misyjnego pomocny jest stały kontakt z Papieskimi Dzieła Misyjnymi w Warszawie i w diecezji.

Wiktor Grychnik

Moje afrykańskie rekolekcje

To już kolejny mój wyjazd do Afryki, do Kenii, jako wolontariusza misyjnego. Tym razem na dłużej, jak się okazało, na przeszło sześć miesięcy. Ponownie zrealizowało się moje głębokie pragnienie serca – pragnienie oddania się Bogu poprzez służbę ludziom biednym i utrudzonym na Czarnym Lądzie oraz chęć pomocy w pracy polskim misjonarzom franciszkanom konwentualnym.

Na szczęście nigdy nie miałem planów „zbawiania” i nawracania Afrykańczyków na chrześcijaństwo. Pojechałem do pracy umysłowej przy programie „Adopcja na odległość” oraz do pomocy przy pisaniu projektów. Pracowałem również fizycznie przy budowie drogi z kamieni do sanktuarium.

Dziękuję Bogu za możliwość tej posługi, za dar czasu i za to, że dane mi było pożytecznie go wykorzystać, że mogłem podzielić się z innymi tym, co od Niego otrzymałem w dotychczasowym swoim życiu, tj. wiedzą, doświadczeniem, umiejętnościami. Przede wszystkim traktowałem ten pobyt jako moje afrykańskie rekolekcje, czyli trwanie przy Jezusie i słuchanie Go.

Życie na misjach na pewno przybliżyło mnie do Boga, pomogło mi utwierdzić swoją tożsamość chrześcijańską, upewnić się kim jestem i dokąd zmierzam. W Polsce podejmuję inne działania na rzecz Kościoła misyjnego. Jestem chrześcijaninem, mogę i chcę pomóc…

Piotr Bielak

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama