Malawi. Bambo znaczy misjonarz

Sytuacja chrześcijaństwa i Kościoła Katolickiego w Malawi

Malawi. Malutkie i biedne państwo na południu Afryki. W Lilongwe - stolicy tego jednego z najuboższych afrykańskich państw polscy misjonarze budują dużą, nowoczesną szkołę.

Do odwiedzenia Malawi zachęcił nas ks. Kazimierz Socha - salezjanin pracujący na misjach w Zambii. Do Afryki przyjechał pod koniec lat 80. - Gdy pierwszy raz znalazłem się w Afryce - wspomina - miejscowy dzieciak zaczął krzyczeć na mnie "Bambo! Bambo!". Dobrze pamiętałem polski wierszyk o Murzynku o takim imieniu. "To ty jesteś Bambo" - tłumaczę maluchowi. Wkrótce okazało się, że miał rację . W miejscowym języku chichewa "Bambo" znaczy "ojciec" i "misjonarz".

Malawi. Bambo znaczy misjonarz
Maps by Expedia.com Travel
maps.expedia.com

Malawi to jedno z najmniejszych państw na Czarnym Lądzie, jednocześnie jeden z najgęściej zaludnionych i najuboższych krajów kontynentu. Jedną piątą terytorium zajmuje potężne, malownicze jezioro o tej samej nazwie co kraj. Turystów i dziennikarzy wpuszczają tu od niedawna. Wcześniej przez blisko trzy dekady silną ręką maleńkim państewkiem rządził ekstrawagancki dyktator Hastings Kamuzu Banda. Nie znosił sprzeciwu, mianował się dożywotnim prezydentem, zaś politycznych przeciwników rzucał na pożarcie krokodylom. Kobietom zabraniał nosić krótkie spódniczki i spodnie, mężczyźni nie mogli mieć długich włosów. W 1994 roku dyktator oddał władzę, odbyło się referendum, a potem pierwsze wolne wybory prezydenckie.

Wtedy też do Malawi przyjechała pierwsza grupa salezjanów. - To była wyprawa zwiadowcza. Chcieliśmy się zorientować, czy można założyć tu misję. Szukaliśmy odpowiedniego miejsca - wspomina ksiądz Leszek Aksamit.

Zaczynali od zera

W stolicy Malawi odnajdujemy dzielnicę numer 23. Jest to osiedle, na którym bezrobocie sięga niebotycznych rozmiarów. Po trwającej około kwadransa podróży zatłoczonym minibusem wysiadamy na końcowym przystanku. Gdzieś tu ma się znajdować misja prowadzona przez polskich salezjanów. Maszerujemy kamienistą drogą pod czujną kontrolą kilkuset par oczu siedzących na poboczu miejscowych. Po kwadransie docieramy do celu.

Kiedy przybyli tu salezjanie, zobaczyli szmat ziemi, na którym nie było nic poza ogromnymi kopcami termitów. Teraz stoi tu imponujące centrum dla młodzieży, a obok budowana jest szkoła zawodowa. Takiego ośrodka dla młodzieży nie ma w wielu polskich miastach, sali gimnastycznej i obiektów sportowych pozazdrościć może niejedna nasza podstawówka czy gimnazjum. Ponad pół tysiąca dzieci z ubogich rodzin gra tu codziennie w koszykówkę, siatkówkę czy piłkę nożną. Uprawiają też podnoszenie ciężarów i boks. - Jeden z naszych wychowanków jest mistrzem kraju w boksie - z dumą mówią polscy misjonarze.

Zakonnicy organizują dla swoich podopiecznych zabawy, dyskoteki i zawody sportowe. Na terenie ośrodka i przylegającej do niego misji zawsze jest głośno, a księża rzadko mają chwilę spokoju. Nieustannie przychodzą goście. Niedługo po naszym przyjeździe, salezjanów odwiedził sędziwy, ale dziarski biskup Mateo Chimole.

Budowa zaczęła się przed rokiem

Blisko stu robotników z prowadzonej przez Portugalczyka firmy uwija się na placu budowy. Jak na afrykańskie standardy robota idzie naprawdę szybko. Ale i tak nie udało się uniknąć opóźnienia. - To wszystko przez tegoroczną porę deszczową. Przez trzy miesiące padały ulewne deszcze i w tym czasie nie mogliśmy nic robić - tłumaczy ksiądz Leszek. Wieczorem oprowadza nas po placu budowy. Parter i duża część piętra są już gotowe. - Najtrudniejsze właściwie za nami. Teraz będziemy budowali dach i rozpoczniemy prace wewnątrz budynku - opowiada.

Na dole będą pokoje dla nauczycieli, dyrektora i pomieszczenia administracyjne. Wchodzimy na piętro. - Tu będzie sala komputerowa. Młodzi będą się uczyć pracy na komputerze oraz księgowości. Dalej znajduje się klasa, w której dziewczęta będą się uczyć krawiectwa. W innym miejscu uczyć się będą przyszli mechanicy. Przygotowano już specjalny kanał, na który wjadą samochody wymagające naprawy. A obok klasy stolarska i budowlana. Wszędzie znajdzie się najlepszy sprzęt. Absolwenci naszej szkoły muszą znaleźć zatrudnienie - zapowiada ksiądz Aksamit.

W Malawi brakuje wykwalifikowanych budowlańców, mechaników czy stolarzy. Bez problemu zatrudnienie powinni znaleźć krawcowe i znający się na komputerze młodzi księgowi. Poza przedmiotami zawodowymi uczniowie nauczą się języka angielskiego, religii, matematyki i dobrego wychowania. Inwestycja będzie kosztowała milion dwieście tysięcy marek. Większość funduszy wyłożył rząd niemiecki, który pozytywnie odpowiedział na pomysł salezjanów. Piętnaście procent wyłożyło biuro misyjne w Bonn, zaś resztę płaci zgromadzenie.

Szkoła będzie na siebie zarabiać - zapowiada ksiądz Aksamit. Prace uczniów - wyroby stolarskie, budowlane czy krawieckie - będą trafiać na rynek. W warsztacie samochodowym poza nauką będą odbywały się też profesjonalne naprawy samochodów. Niedługo mają ruszyć prace nad uruchomieniem stacji paliw.

Ostatnie tygodnie dzielące nas od nowego tysiąclecia zapowiadają się dla misjonarzy i wszystkich budowniczych szkoły bardzo pracowicie. 3 stycznia 2000 roku pierwsi uczniowie powinni rozpocząć zajęcia w nowej szkole. Na 17 września 2000 roku zaplanowano uroczyste otwarcie. Ma przyjechać prezydent Malawi Bakili Maluzi oraz zwierzchnik salezjanów z Rzymu. Dla księdza Aksamita to będzie wielka chwila...

PIOTR PŁATEK, MICHAŁ MICOR



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama