Przyjechawszy na miejsce usłyszałem - pakuj się, jeśli możesz

Jaka jest różnica między Kościołem w Polsce a Kościołem w Botswanie?

Przyjechawszy na miejsce usłyszałem - pakuj się, jeśli możesz

Rozmowa z ks. Mateuszem Kusztypem, który przyjechawszy na miejsce usłyszał mocne zdanie - pakuj się, jeśli możesz.

Michał Kłosowski: Pracuje ksiądz w Botswanie pierwszy rok. Wyobrażam sobie, że dla księdza diecezjalnego z Polski posługa na czarnym lądzie musi być ogromnym wyzwaniem. Jaka jest różnica między Kościołem w Polsce a Kościołem w Botswanie?

Ks. Mateusz Kusztyp: Różnica jest zasadnicza. W zeszłym roku w Polsce mieliśmy tysiąc pięćdziesiąt lat chrystianizacji, w Botswanie pięćdziesiąt lat istnienia Państwa. Ciekawostką jest, że ciągle żyją w Botswanie pierwsi ochrzczeni katolicy i wciąż mamy do czynienia z pierwszą ewangelizacją. W moim wikariacie, którego powierzchnia jest mniej więcej półtora raza większa niż Polska jest niecały 1% katolików. W związku z tym jest to zdecydowanie pierwsza, chyba najbardziej rzucająca się w oczy różnica. Poza tym, Botswana, od strony czysto geograficznej i klimatycznej jest krajem pustynnym. Część kraju to pustynia Kalahari, twarda pustynia, zarośnięta swoistym buszem, pełna słoni, żyraf i innych dzikich zwierząt - tak zwana ostatnia dzika Afryka. Jednocześnie, skoro jest tak wiele zwierząt jest tu nie wiele ludzi, także z powodu ciężkich warunków życia. Sam kraj, jak na Afrykę, jest krajem bardzo cywilizowanym - mają diamenty, dość dobrze to wykorzystują, mają swoisty social, jakąś pomoc dla najbiedniejszych. Jak mówią doświadczeni misjonarze, Botswana jest dość odmiennym, od pozostałych krajów Afryki, państwem.

Na czym polega w takim razie specyfika ewangelizacji w takim miejscu? Powiedział ksiądz o 50-leciu istnienia Państwa ale czy z powstaniem państwa wiązała się chrystianizacja? Jak wygląda specyfika pracy na miejscu?

Jeżeli się nie mylę, pierwszymi misjonarzami byli Europejczycy, irlandzcy mnisi, pasjoniści. Obecnie na terenie pustyni Kalahari już nie pracują. Z powodu braku powołań musieli zamknąć swoje placówki. Ewangelizacja na miejscu sięga właśnie tych 62 lat, może trochę wcześniej. Od początku szła bardzo opornie, na terenie wikariatu mamy obecnie zaledwie 17 misji. To rzeczywiście początki. Garstka ludzi w Kościele, są to bardzo małe wspólnoty i w odróżnieniu od wielu innych krajów Afryki nie ma tak, iż mamy po kilkanaście, kilkadziesiąt kaplic dojazdowych. Po prostu nie ma aż tyle miejsc skupisk ludzkich w Botswanie.

Praca u podstaw?

To jest zdecydowanie pierwsza ewangelizacja, tak to przynajmniej uczą mnie wieloletni misjonarze, także pracujący w Botswanie. Jeśli chodzi o pracę, o cechy charakterystyczne, co słyszę od tych kapłanów, którzy są tam już lata pracują trzeba się przygotować na brak owoców. Pierwsza chrystianizacja…

To jest dopiero zasiew?

To jest zasiew. On może wzrosnąć w iluś pokoleniach i wydaje się, że tak to właśnie będzie. Jest natomiast ogromna liczba sekt, także tych, które nazywają się sektami chrześcijańskimi. Miejscowa ludność nie dostrzega różnicy między Kościołem Rzymskim, jak określa się Kościół Katolicki - większość ludzi nie zna, nie słyszała w ogóle o Kościele Katolickim - a właśnie tymi innymi, nazwijmy to, grupami religijnymi, które miejscowi nazywają Kościołami.

Niedawno bp. Jan Ozga mówił o specyfice pracy w Kamerunie. Sytuacje i wyzwania, z którymi ksiądz musi się mierzyć, wydają się jednak zupełnie inne.

Tak się wydaje. W sąsiednim RPA czy Zimbabwe liczba katolików jest zupełnie, proporcjonalnie inna niż u nas. Jest to teren bardzo specyficzny.

Skoro tak jest to czemu Botswana?

Będąc księdzem diecezjalnym podlegam biskupowi. Kiedy zgłosiłem się na misję ksiądz biskup zaakceptował to bez żadnych obiekcji, natomiast decyzja gdzie mam jechać należała do niego. Kiedy powiedział: Botswana, a mówiliśmy o różnych krajach, to było wyjęte zupełnie z kosmosu. Nikt z moich kolegów, ze mną na czele, nie wiedział gdzie w ogóle to państwo leży ani nawet, że taki kraj istnieje. Teraz już wiedzą wszyscy.

Czego tam najbardziej potrzeba?

Moje przekonanie, wynikające z pierwszego roku pobytu w Botswanie, jest takie: tam potrzeba formacji kapłanów. Mamy kilku księży lokalnych, ale bardzo dużo potrzeba jeszcze formacji. Plemię Tswana, wśród którego pracuję, jest bardzo wrażliwe na swoją tożsamość. Chcieli by mieć księży lokalnych. Werbiści, w tym ogromne zasługi polskich werbistów, z których trzech pracuje nadal i jedna siostra ze zgromadzenia arnoldowego od lat 80. pracując w Botswanie nie mają żadnego powołania. Przez całe to, właściwie, 30 lat.

Wracamy więc do tematu braku owoców.

Tak. Ciągle ten temat wraca. Przyjechawszy na miejsce usłyszałem od werbistów: pakuj się, jeśli możesz, jedź do Zambii, jeśli oczekujesz jakichkolwiek owoców. Po pierwszym roku nie wiem, zobaczymy, widzę, że jest to autentycznie pierwsza ewangelizacja. Wszystko co się wiąże z potrzebami Kościoła Pierwotnego, można by to było chyba tak określić, tam jest potrzebne. Nie mamy Pisma Świętego, korzystamy z tłumaczeń protestanckich, nie mówiąc już o jakichś zaawansowanych modlitewnikach. A to co jest to dzięki temu, że ludzie z tego plemienia żyją także w RPA i tam zostało to przetłumaczone. Ale ten język jednak się różni.

Jeśli chodzi o pomoc materialną to tu jest pewne zaskoczenie. Botswana jako kraj jest podobno perełką w Afryce ze względu na posiadane diamenty, złoto i inne minerały. Inna sprawa jest może z gospodarnością, można by dyskutować i o naszym kraju przecież. Jest jednak widoczna duża niegospodarność, nie mniej jednak oni chyba w porównaniu do innych krajów lepiej sobie radzą. I są z tego bardzo dumni, ciągle to podkreślają. W związku z tym, jeśli dobrze słyszałem, jest to jedyny kraj który jakiś social posiada. Nie ma takiego problemu jak konieczność dożywiania dzieci. Ale edukacja, jeśli chodzi o poziom, mimo tego, że jest darmowa, jest problemem. Myślę, że zwłaszcza tu perspektywy pracy są bardzo duże.

Dziękuję za rozmowę.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama