Jedność Polaków na emigracji jest naszą nagrodą

Jak w dobie pandemii radzą sobie nasi misjonarze, m.in. na Jamajce i w Boliwii?

Trudne chwile stają się okazją do wzmacniania więzi i pamięci o innych.

Naszym rodakom, którzy cierpią w związku z epidemią i wywołanym przez nią kryzysem, pomagają organizacje polonijne. Wolontariusze z Polish Centre „Wilno” Manchester postanowili podarować ponad 50 czekoladowych wielkanocnych jajek lekarzom, pielęgniarkom i pracownikom oddziału ratunkowego w szpitalu Wythenshawe w Manchester. - To drobny gest, ale czekolada każdemu poprawia humor i dodaje siły, a tego potrzebujemy w dzisiejszych czasach - mówią.

Polish Centre „Wilno” Manchester założyła Ewa Szygidewicz - Polka, która urodziła się w Wielkiej Brytanii. Rodzina pani Ewy została wywieziona na Syberię, jej dziadek walczył pod Monte Casino. Rodzice po wojnie pozostali w Wielkiej Brytanii. Lokalny polski klub ma na celu upamiętnienie Polaków, których spotkał podobny los. W działaniach wspiera Szygidewicz reprezentant młodego pokolenia - Karol Kamil Peruta. Jedną z inicjatyw, którą przedsięwziął, jest akcja darmowego dostarczania zakupów seniorom. - W sytuacji zagrożenia poczuwamy się do obowiązku wobec miejscowej Polonii, dlatego postanowiliśmy, że nie pozostawimy starszych osób samych sobie - mówi działacz polonijny. - Żaden z naszych wolontariuszy nie weźmie ani pensa za zrobienie zakupów i dostarczenie ich pod same drzwi. Doszliśmy do porozumienia z jednym z supermarketów, dzięki czemu mamy pewność, że dostaniemy niezbędne produkty. Dostarczamy zakupy jedynie osobom powyżej 65 roku życia lub z problemami zdrowotnymi i pozostającym w samoizolacji. Dotąd z pomocy korzysta ok. 40 seniorów. 20 naszych wolontariuszy jest w stanie dowieźć potrzebne produkty na terenie całego Manchesteru. Jedność Polaków na emigracji, jaka buduje się na naszych oczach, jest największą nagrodą - podkreśla.

Modlitwa misjonarzy płynie na Jamajce…

Gestów solidarności nie brakuje wśród polskich misjonarzy na całym świecie. Na Jamajce, gdzie posługuje pochodzący z Białej Podlaskiej ks. Tomasz Denicki, w diecezji Montego Bay, w parafii Cambridge odnotowano niewiele zakażeń, ale zamknięto porty, co stanowi barierę w uzyskaniu pomocy. - Kiedy wybuchła epidemia, pojechaliśmy do Food for the poor - amerykańskiej fundacji niosącej pomoc na Karaibach - mówi ks. Denicki. - Otrzymaliśmy artykuły spożywcze, a także ryż, fasolę, kukurydzę i rozwieźliśmy je potrzebującym parafianom. Zdawaliśmy sobie sprawę, że później transport będzie ograniczony a pomoc zza granicy nie nadejdzie szybko - tłumaczy.

Misjonarze przygotowują również paczki dla ubogich rodzin. O pomoc zwróciła się ostatnio matka z siedmiorgiem dzieci, prosząc o żywność i ubrania dla dzieci. Kapłani mówią też o zagrożeniu epidemicznym, zachęcają do zachowywania środków ostrożności, zwłaszcza osoby w podeszłym wieku. Sami odwiedzają chorych i celebrują każdego dnia Msze, odmawiają Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. - Wprowadzono pewne ograniczenia, np. w Eucharystii może uczestniczyć dziesięć osób, ale przychodzi mniej, ponieważ ludzie obawiają się zakażenia - mówi ks. Tomasz. - Modlimy się o ustanie epidemii i duchowe owoce tego trudnego dla wszystkich czasu. Zachęcamy wiernych do uczestnictwa w nabożeństwach, zwłaszcza w Triduum Paschalnym i Niedzieli Zmartwychwstania, np. poprzez łącze internetowe z katedrą w Montego Bay czy z innych kościołów.

… i Ukrainie

Na Ukrainie, gdzie obowiązuje kwarantanna, uruchomiono aplikację do kontrolowania osób w samoizolacji. Odmowa korzystania z niej podlega karze grzywny. - W świątyniach może przebywać jednocześnie dziesięć osób - relacjonuje ks. Tadeusz Wołos, sercanin pochodzący z Lubienia. - Jesteśmy zobowiązani do zachowania środków ostrożności, zaczynając od noszenia masek, a kończąc na dezynfekcji. Nasze liturgie w Triduum Paschalnym ograniczone zostały do minimum - mówi misjonarz z Irpina w obwodzie kijowskim. Jak wyznaje, tegoroczna Pascha była inna niż dotychczasowe, ale to miało swoje plusy. - Ludzie zaczynają rozumieć, czym jest realne uczestnictwo w modlitwie, a nie tylko wirtualne. Na inne trzeba będzie poczekać - stwierdza.

Obiady dla potrzebujących

O tym, jak funkcjonuje misja w Bulo Bulo w Boliwii w czasie pandemii, opowiada ks. Tomasz Grzyb, misjonarz pochodzący z parafii Wiśniew. - W Boliwii już 12 marca władze wprowadziły pierwsze restrykcje kwarantanny, a 21 ogłoszona została całkowita kwarantanna - relacjonuje ks. Tomasz. - Niestety te zakazy w naszym regionie, gdzie na szczęście nie ma jeszcze osób zakażonych COVID 19, bardzo często są łamane. Jest to spowodowane stylem życia tutejszej ludności. Dodatkowo od czasu zamieszek, które miały miejsce w Boliwii w ubiegłym roku po wyborach prezydenckich, w naszej gminie nie ma jednostki policji, stąd brak kontroli przestrzegania kwarantanny. Zgodnie z prośbą naszego biskupa, staramy się pokazać swoim zachowaniem, że sytuacja naprawdę jest poważna. Od 22 marca nie można sprawować publicznie Mszy, dlatego działalność duszpasterska realizowana jest poprzez internet. Z bólem serca musimy odmawiać uczestnictwa w pogrzebach czy też błogosławieństwa wody. W każdą niedzielę transmitujemy Mszę św. poprzez radio i regionalną telewizję. Podobnie w Wielkanoc. Wszystkich zapewniamy o naszej modlitwie i pamięci. Wielu prosi nas o nią i się jej poleca - mówi misjonarz.

W regionie, gdzie posługuje, wielu jest pracowników „dniówkowych”, którzy w obecnej sytuacji tracą pracę. Dlatego ks. T. Grzyb wraz z ks. Marcinem Dudzińskim zakupili odpowiednią ilość worków ryżu i makaronu, aby we współpracy z siostrami zakonnymi przygotowywać obiady dla potrzebujących.

Ks. Tomasz zauważa, że trudne czasy nie tylko wyzwalają lęk i obawy, ale też bardzo dużo dobra. - W internetowych komunikatorach społecznych obserwuję wpisy wdzięczności za pracę lekarzy, personelu medycznego, funkcjonariuszy porządku publicznego, a także rolników - stwierdza. - Bardzo często zdarza się przy zakupach, że do zważonego kilograma pomidorów sprzedawca dokłada dodatkowo jeden lub dwa więcej i jest to powszechne. Widziałem relację pokazującą właściciela sklepu, który wystawił sporo produktów z informacją, że są one dla najbardziej potrzebujących. Obserwuje się nawet takie drobne miłe gesty, jak pozdrawianie się na ulicy, znacznie częściej niż przed epidemią. To piękne, że w tak niepewnym czasie potrafimy ofiarować jeden drugiemu tyle dobra - przyznaje.

Nie zdecydowali się wrócić do Polski

Na terenie Boliwii w Aiquile przebywa też ks. Paweł Wysokiński z Ulan-Majorata. W związku z tym, że obowiązuje absolutny zakaz wychodzenia z domu pod srogą karą finansową, a nawet więzienia, a misjonarz mieszka sam, dokładnie musi zaplanować zakupy. Te można zrobić raz w tygodniu na rynku. - Msze św. celebruję sam, modląc się za całą swoja parafię. Ludzie, gdy czasem mnie zobaczą przez okno, pozdrawiają i mówią ze smutkiem, że brakuje im Eucharystii - wyznaje. Ks. Paweł mówi, że polski rząd proponował misjonarzom powrót do Polski, ale nikt nie zdecydował się wrócić. Misjonarze proszą o modlitwę o wytrwałość i zdrowie dla nich.

Od samego początku epidemii w boliwijskim Oruro Grupa Colores podjęła Jerycho Różańcowe, a w modlitwę włączyły się też siostry dominikanki misjonarki. - Już ponad cztery tygodnie płynie modlitwa różańcowa do tronu Nieba - mówi s. Joanna Lendzion OP. - Bp Krzysztof Białasik 22 marca pobłogosławił Najświętszym Sakramentem całe miasto, a my w Niedzielę Palmową z ks. proboszczem błogosławiłyśmy domy i rodziny w naszej parafii. Niektórzy byli bardzo wzruszeni, osoby starsze stały w oknach i czekały na błogosławieństwo. Po drodze częstowano nas wodą i owocami, obdarzano uśmiechem i wdzięcznością - opowiada.

Dominikanki misjonarki w miarę możliwości pomagają potrzebującym, zanosząc do domów produkty spożywcze i nadzieję, że pandemia kiedyś się skończy. - Jezus Zmartwychwstały jest z nami, przynosi pokój i radość - mówi s. Joanna. - Wpatrujmy się sercem w pusty grób i jak Maryja zawierzajmy każdy dzień Najwyższemu - dodaje.

Joanna Szubstarska

opr. nc/nc

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama