Wejście do smoka

Czy Kościół katolicki ma szansę na normalne działanie w Chinach?

- Jeżeli to doprowadziłoby do nawiązania oficjalnych kontaktów z Chinami, to Watykan jest gotów zerwać z Tajwanem nawet nie jutro rano, ale dzisiaj wieczorem - taką deklarację złożył kilka dni temu sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kardynał Angelo Sodano. Tymczasem chińscy komuniści nadal zazdrośnie strzegą rządu dusz, jaki od kilkudziesięciu lat niepodzielnie sprawują w Państwie Środka. Sforsowanie tej zapory może okazać się dla dyplomacji watykańskiej równie trudne, jak niegdyś dostanie się do legendarnego cesarskiego Zakazanego Miasta. Co nie oznacza, że jest zupełnie niemożliwe...

Do przełomu we wzajemnych stosunkach mogło dojść już podczas niedawnego Synodu Biskupów. Po raz pierwszy Papież Benedykt XVI zaprosił na zgromadzenie biskupów przedstawicieli obu chińskich Kościołów katolickich: dwóch biskupów należących do uznawanego przez władze Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich oraz dwóch hierarchów z wiernego Watykanowi i zwalczanego przez komunistów Kościoła podziemnego.

To był gest, który miał pokazać, że Watykan dąży do jedności i jest gotów uznać tamtejszy Kościół patriotyczny. Niestety, ten pojednawczy znak został odrzucony przez Pekin, bowiem chińscy biskupi z obu Kościołów solidarnie nie dostali pozwolenia na wyjazd do Watykanu.

Liczba X

Chrześcijanie nigdy nie mieli łatwego życia w Państwie Środka. Zawsze w mniejszości, przez stulecia prześladowani przez chińskich cesarzy i ich urzędników, „dorobili się" w konsekwencji sporego grona męczenników. Odkąd jednak w 1949 roku władzę w kraju przejęli komuniści, sytuacja chińskich katolików stała się po prostu tragiczna.

W ciągu następnych kilku lat z Chin wygnano wszystkich zagranicznych księży, łącznie z nuncjuszem apostolskim, a rodzimi kapłani zostali zamordowani lub w najlepszym razie trafili do obozów pracy. Na tej „spalonej ziemi" komuniści powołali całkowicie kontrolowany i uzależniony od nich Kościół patriotyczny.

To był główny powód, dla którego Chiny i Watykan zerwały oficjalne stosunki. W konsekwencji od ponad pięćdziesięciu lat chińscy katolicy pozostają podzieleni na dwa Kościoły: podziemny, nieuznawany przez władze Kościół „milczenia", zwany też katakumbowym, i oficjalny tolerowany przez komunistów Kościół patriotyczny, który nie uznaje zwierzchnictwa Stolicy Apostolskiej.

Aktualna liczba wiernych obu Kościołów pozostaje zagadką, bowiem rząd chiński nie prowadzi w tej materii żadnych oficjalnych statystyk. Szacunkowe dane chińskich organizacji emigracyjnych podają ostrożnie liczbę co najmniej 12 milionów wiernych, z czego trochę więcej niż połowa ma przynależeć do Kościoła podziemnego.

I Bush nie pomógł

W styczniu tego roku zmarł w chińskim więzieniu biskup Gao Kexian. W jego wypadku nie pomogło nawet wstawiennictwo samego prezydenta George'a Busha, który podczas swojej wizyty w Chinach w 2002 roku upomniał się o uwolnienie hierarchy. Chiński przywódca Jiang Zemin pozostał jednak nieugięty.

Nadal nieznane są losy kilkudziesięciu innych kapłanów m.in. więzionego od końca lat 70. biskupa Su Zhimin, którego po raz ostatni widziano żywego w szpitalu w listopadzie 2004 roku, oraz biskupa An Shuxin.

Z danych publikowanych przez działający w Nowym Jorku Komitet Badań nad Prześladowaniami Religijnymi w Chinach wynika, że tylko w latach 1997-2002 w Państwie Środka zatrzymano około 24 tys. chrześcijan - głównie członków Kościoła podziemnego. Wskutek tortur, pracy ponad siły i bicia życie straciło 129 osób. Szykany spotykają też członków oficjalnego Kościoła patriotycznego, którzy muszą liczyć się z nieustanną drobiazgową kontrolą ich poczynań ze strony rządowego biura ds. religii.

A jednak według informacji podanych przez byłego więźnia chińskiej bezpieki biskupa Weijingyi z Kościoła podziemnego, co roku ponad 150 tys. dorosłych Chińczyków przyjmuje chrzest. Dzieje się tak, ponieważ skala prześladowań jest dziś mimo wszystko bez porównania mniejsza niż przed laty.

Dobra wola towarzyszy

Pekin stawia dwa warunki wznowienia relacji ze Stolicą Apostolską. Po pierwsze, Watykan ma bezwarunkowo zerwać stosunki dyplomatyczne z Tajwanem i uznać Chińską Republikę Ludową za jedynego legalnego reprezentanta narodu chińskiego. Dziś bowiem Watykan jest jedynym europejskim państwem, które utrzymuje oficjalne stosunki ze „zbuntowaną 23. prowincją" - jak nazywają Tajwan chińskie władze. Ten warunek . Stolica Apostolska jest gotowa spełnić i to pomimo braku jakichkolwiek gwarancji normalizacji stosunków ze strony Pekinu.

Gorzej wygląda sprawa w przypadku drugiego żądania stawianego przez chińskich komunistów. Otóż domagają się oni niemieszania się w wewnętrzne sprawy Chin, a za takowe uznają nominowanie chińskich biskupów przez Watykan.

Tymczasem nieoficjalnie wiadomo, że Jan Paweł II w trosce o jedność chińskiego Kościoła od kilkunastu lat potajemnie wyświęcał biskupów - patriotów uznawanych przez chińskie władze. Dziś stanowią oni większość „legalnego" Episkopatu.

Nie brak jednak i pozytywnych sygnałów wysyłanych przez drugą stronę, np. kilka miesięcy temu Pekin po raz pierwszy oficjalnie uznał dwóch biskupów pomocniczych mianowanych przez Stolicę Apostolską. To może być początek od dawna oczekiwanego przełomu. Aby jednak tak się stało, potrzebna jest dobra wola chińskich towarzyszy. A z tym może być jeszcze różnie.

Komuniści chińscy widzieli wszak, co stało się w Europie w 1989 roku i jaką rolę w tamtejszych przemianach ustrojowych odegrał Kościół katolicki. Mogą się zatem bać otwarcia i ewentualnej utraty władzy.

Z drugiej jednak strony Pekin od lat usiłuje zmazać swój totalitarny wizerunek. Najlepszym sposobem legitymizacji może więc stać się nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Watykanem, a to osiągnąć można jedynie drogą obustronnego kompromisu.

Współcześni chińscy przywódcy - dawni weterani wojen z wróblami i imperialistami - dziś są klasycznymi nomenklaturowymi biznesmenami, którzy czerpią krociowe zyski na koncesjonowanym handlu ze „zgniłym" Zachodem. Gra jest zatem warta świeczki, a miliony juanów czekają.

Być może więc już wkrótce aktualne stanie się nieco sparafrazowane powiedzenie: Pekin wart jest Mszy...

Ks. prof. Roman Malek SVD, wybitny europejski sinolog, dyrektor Instytutu Monumenta Serica w Sankt-Augustin

- Mówiąc o otwarciu Chin na Kościół, należy wprowadzić istotne rozgraniczenie: czym innym jest bowiem otwarcie polityczne, czym innym zaś duchowe. W sensie duchowym prawdziwe otwarcie Chin nastąpiło siedem miesięcy temu, z chwilą, gdy chińskie władze zezwoliły, by w całym kraju, od najmniejszych kościołów, aż do największych świątyń, odbywały się nabożeństwa - najpierw w intencji powrotu do zdrowia Jana Pawła II, a później za jego duszę.

W tych uroczystościach uczestniczyły miliony wiernych. Podkreślam, że wszystko działo się za wiedzą i zgodą komunistycznych władz i przedstawicieli stowarzyszenia patriotów. Potem chiński rząd wysłał telegramy kondolencyjne po śmierci Jana Pawła II, następnie gratulacje dla Benedykta XVI, a całość watykańskich wydarzeń relacjonowały na bieżąco chińskie media. Tych rzeczy nie było wcześniej w całej historii komunistycznych Chin i to należy uznać za przełom. Nastąpiło bowiem coś, czego chiński Kościół nie mógł wcześniej wyrażać: otwarta łączność z Papieżem. Spełniło się też niezrealizowane za życia marzenie Ojca Świętego o wizycie w Chinach. Tyle że to była taka pielgrzymka duchowa. Jeśli chodzi zaś o prawdziwe polityczne otwarcie Chin, to przyjdzie nam jeszcze na nie poczekać, l pomimo wzajemnych gestów dobrej woli, raczej nie nastąpi to zbyt szybko.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama