Jestem sobą

Wywiad z Krzysztofem Krawczykiem (fragment)

Dziś już nie wystarczą słowa, by zasiać ziarno wiary. Konieczne jest świadectwo życia, a zwłaszcza życia osób będących na piedestale. Czy mógłby Pan pokrótce przedstawić własną historię dochodzenia do właściwej drogi?

Analizowałem podobne treści, które są zawarte w pytaniu i muszę powiedzieć, że to się dzieje trochę poza moją kontrolą. Jeśli chodzi o sposób, w jaki wychowała mnie matka i ojciec, to stwierdzam, że miałem wspaniałych rodziców, którzy pozostają do dziś dla mnie dobrym przykładem. Dlatego ubolewam nad tym, co się dzieje z polską rodziną, że nie zwraca się uwagi na wartości, a zatem zaciera się różnica między dobrem a złem. Ten wszechobecny hedonizm, po ludzku zrozumiały, pociąga nas w kierunku sukcesu, by mieć przyjemności. Według mnie to stanowczo za mało, żeby zasłużyć na miano praworządnego, uczciwego człowieka. Całe życie człowiek musi zmagać się ze swymi słabościami, ze swoimi wadami. Jest to możliwe tylko dzięki Stwórcy, ponieważ człowiek jest słaby, często upada. Gdy człowiek nie może rozwiązać swoich spraw życiowych, powinien je polecić Panu Bogu, który wie lepiej, czego nam potrzeba, co nas boli. To, co dzieje się nie po naszej myśli, często okazuje się później, że to była dobra Boża podpowiedź. Mam na to oczywiście dużo dowodów w życiu własnym i ludzi, z którymi jestem blisko.

 

Pana małżeństwo trwa już ponad dwadzieścia lat. Jaka jest recepta na szczęśliwy związek, w czasie gdy tak wiele z nich się rozpada?

Nie obyło się oczywiście bez różnych zakrętów życiowych, ale nie były to sprawy związane z dochowaniem wierności. Ten „departament” dochowania wierności jest oparty na dobrych korzeniach. Ważne jest, aby to uczucie, które nawzajem do siebie mamy — mąż i żona — było pielęgnowane tak jak kwiaty, byśmy je rozwijali, ponieważ pokusy są ogromne, a media emanują bardzo mocnym erotyzmem. Pan Bóg co prawda stworzył nas erotycznymi istotami, jednak uważane za modne „zmienianie dziewczyn jak rękawiczki”, a później chwalenie się tym przed kolegami nie ma z Bożym porządkiem nic wspólnego. To, co ja przeżyłem osobiście w poprzednich związkach, stanowi doświadczenie mobilizujące do tego, by się zmieniać. Zauważam też szlachetne przykłady w swoim otoczeniu. W moim zespole są dwaj żonaci mężczyźni między 30 a 40 rokiem życia, posiadający dzieci, którzy potrafili dochować wierności, a dziś ich dzieci mogą świecić przykładem.

Trzeba zdawać sobie sprawę z tego — czego często nie pamiętamy — że przysięgając sobie w kościele wierność, przysięgamy przed Bogiem. Jeżeli ktoś nie chce zawierać ślubu w kościele, to zakłada, że łamie przysięgę. A kłamcą jest wtedy, gdy przysięga przed ołtarzem wierność i opiekę do końca dni, a tego nie realizuje. Wynikają z tego poważne konsekwencje, np. rozpad małżeństwa lub dzieci wychowywane bez ojca czy matki, albo bez rodziców. Wiele przykładów na to wskazuje; czytamy w prasie o patologiach w rodzinie, o wszechobecnym alkoholizmie. Jesteśmy czasami takimi „zwierzętami”, bez odpowiedniej dyscypliny etycznej, wewnętrznej, o czym za mało się mówi i pisze. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że odpowiedzialność za wierność i swoje postępowanie ponosimy przed ludźmi nam bliskimi. Zapewne ci, którzy nagłaśniają w mediach negatywne zachowania, powodują rozpad rodziny nie zawsze mając tego świadomość. Brak jest mocnego poparcia dla rodziny, w której przecież ma się kształtować wartościowy człowiek.

(...) Pełny tekst - w wydaniu papierowym

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama