Jarre w stoczni

O Jean Michel Jarre - jednym z najbardziej znanych twórców muzyki elektronicznej

Jarre w stoczni

Natalia Budzyńska

Jarre w stoczni

Po wielu perypetiach koncert Jeana-Michela Jarre'a w Stoczni Gdańskiej dojdzie do skutku. Ten światowej sławy muzyk, znany również z zapisów w Księdze rekordów Guinnessa, ma pozostawić po sobie niczym niezatarte wrażenia. Na pewno będzie dużo elektronicznych dźwięków, błyskających świateł, na widok których oniemiejemy. Koneserzy jednak wzruszają ramionami: dla nich to, co przedstawia Jarre, trąci po prostu kiczem.

Od kilku tygodni prasa prześciga się w informowaniu o tym, co aktualnie dzieje się na terenie Stoczni Gdańskiej. Do Gdańska nadjeżdżały bowiem kolejne tiry wypełnione sprzętem (było ich aż 14), przybyli również francuscy robotnicy, którzy ten sprzęt potrafili złożyć (aż 110 osób). Osiemdziesięciu polskich pracowników zbuduje sceny, na których występować będzie Jarre oraz muzycy z Polskiej Filharmonii Bałtyckiej i wokaliści Akademickiego Chóru Uniwersytetu Gdańskiego. Razem wykonają suitę stworzoną przez Jarre'a specjalnie z okazji 25-lecia „Solidarności". W Polsce raczej nie pobije kolejnego rekordu publiczności obecnej na koncercie: miejsc w Stoczni Gdańskiej jest tylko na 100 tysięcy osób.

Jean-Michel Jarre urodził się w 1948 roku, w co trudno uwierzyć, patrząc na jego młodą twarz i sylwetkę. Można powiedzieć, że „był skazany" na muzykę - dziadek grał na oboju i skonstruował stół mikserski, zaś ojciec to słynny kompozytor muzyki filmowej („Laurence z Arabii", „Doktor Żywago"). Nic dziwnego, że Jarre trafił do Konserwatorium i założył zespół rockowy. Nie działo się nic dziwnego. Wszystko jednak zmieniło się, gdy Jarre poznał Pierre'a Schaeffera z grupy G.R.M. - wprowadził on pojęcie muzyki elektroakustycznej, a Jarre zaczął inaczej patrzeć na twórczość muzyczną: nie chciał już grać na gitarze, ale na zupełnie nowych instrumentach i komputerach. W 1974 roku poznał inżyniera Michela Geissa, który do dziś konstruuje specjalnie dla Jarre'a instrumenty. Dwa lata później muzyk wydał płytę, którą wielu nazywa przełomową - kupiło ją 10 milionów ludzi. To „Oxygene" właściwie do dziś stała się najważniejszą w jego dorobku i określiła typ muzyki, jaką chciał tworzyć. Od tego czasu Jarre był zapraszany w najróżniejsze miejsca na świecie, udzielał mnóstwa wywiadów i zdobył popularność, o jakiej nie marzyli inni wykonawcy muzyki elektronicznej, jak Tangerine Dream czy Klaus Schulze.

Jeśli ktoś oczekiwał od elektroniki melodyjności, to ją dostał właśnie od Jarre'a. Dla fanów tamtych zespołów z kolei Jarre jest zbyt ugładzony i cukierkowy. Wszystkie pozostałe jego albumy - a wydał ich szesnaście - sprzedawały się znakomicie (łącznie sprzedano ich aż 60 milionów egzemplarzy). Jednak Jarre najwięcej szumu zrobił koncertami. W lipcu 1979 roku na paryskim placu Zgody odbył się pierwszy z serii koncertów „Światło i dźwięk". Od tego czasu można powiedzieć, że Jarre jest monumentalny: największe sceny, największy dźwięk, najwięcej ludzi. Po kolei pobijał kolejne rekordy, które były wpisywane do Księgi Guinnessa jako największe widowiska. W Paryżu w dzielnicy La Defense na jego koncercie było 2,5 miliona osób, co już stanowiło liczbę niewyobrażalną. W Moskwie na jego koncert przyszedł milion osób więcej. Jarre słynie również z przedziwnych scenografii, których Michael Jackson mógłby mu tylko pozazdrościć: w Pekinie miał nawet dwie sceny, a przewożony był z jednej na drugą motocyklem.

W Gdańsku sto tysięcy osób na żywo ujrzy feerię barw zsynchronizowanych z muzyką, której przewodnim elementem będzie solidarnościowa pieśń nieżyjącego już Jacka Kaczmarskiego „Mury", wykonana na instrumentach, o których nam się nie śniło. Harfa laserowa to tylko jeden z nich. Klimat stoczni doda temu występowi na pewno oryginalnej oprawy. A Jarre, choć nie pobije kolejnego rekordu, zapewni profesjonalne widowisko i niesamowite wrażenia. Dla koneserów pewnie tylko wizualne.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama