Amelia z Montmartre

O filmie "Amelia z Montmartre", reż. Jean-Pierre Jeunet 2001

Sukcesy, jakie na europejskich festiwalach odnosi kino francuskie, czego najlepszym przykładem dwa głośne filmy — „Intymność” i „Pianistka”, wydają się potwierdzać tezę, że nie tylko autorzy tych filmów ulegli fascynacji mrocznym, by nie powiedzieć klinicznym objawom snutych na ekranie fantazji dotyczących najbardziej intymnych stron ludzkiego życia.

Ulegli im także jurorzy.

Dlatego też niespodziewany sukces frekwencyjny „Amelii” Jeuneta, a także liczne nagrody publiczności przyznane filmowi na mniej sławnych festiwalach zaskoczyły prawdopodobnie zasiadające w szacownych jury gremia. Dopiero jury tegorocznego festiwalu w Karlowych Warach doceniło film, przyznając mu główną nagrodę. Reżyser sprawił również niespodziankę widzom swoich poprzednich filmów, tworząc tym razem baśniową, pełną optymizmu opowieść o dziewczynie, która cel swojego życia odnajduje w niesieniu pomocy innym.

Amelia Poulain, młoda, nieśmiała dziewczyna, mieszka w kamienicy na Montmartrze, pracuje w pobliskiej kawiarence i mimo doskwierającej jej czasem samotności, potrafi cieszyć się drobnymi radościami życia. Dzień śmierci księżnej Diany okazuje się przełomowym momentem w życiu dziewczyny. Przez przypadek odnajduje w swojej łazience pudełko z dziecinnymi skarbami, należącymi do jednego z poprzednich lokatorów mieszkania. Po długich poszukiwaniach odnajduje właściciela pudełka i dyskretnie oddaje mu je. Od tej chwili Amelia bezinteresownie pomaga wszystkim tym, którzy w jakiś sposób zostali skrzywdzeni przez życie. Robi to wszystko incognito, używając skomplikowanych, często zabawanych sposobów, by osiągnąć cel. Pomaga odzyskać wiarę w siebie terroryzowanemu przez właściciela warzywniaka pomocnikowi, przywraca dozorczyni wiarę w miłość, a własnego ojca, wegetującego na marginesie życia od dnia tragicznej śmierci żony, zachęca w oryginalny sposób do przezwyciężenia samotności. Uszczęśliwia wszystkich, ale nie potrafi pomóc sobie, chociaż jej własne szczęście leży w zasięgu ręki. Jednak dobre uczynki, jakimi obdarzała innych, nie pozostaną bez nagrody.

Ta z pozoru prosta, bezpretensjonalna historyjka o klarownym, nieczęsto spotykanym w europejskim kinie, przesłaniu nakręcona została z finezją i lekkością, jaką w swoim czasie francuskie popularne kino zachwycało publiczność. Reżyser pełną garścią czerpie z tradycji francuskiej sztuki popularnej. Znajdziemy tu oczywiste odwołania nie tylko do francuskiego realizmu poetyckiego, ale również do ludowych widowisk czy teatru marionetek. Kapitalne, skrótowe, iskrzące się dowcipem charakterystyki pojawiających się kolejno na ekranie postaci wywodzą się przecież właśnie z wystawianych na ulicy przedstawień. Ta współczesna baśń dzieje się w Paryżu, którego już nie ma. Wykreowany na ekranie za pomocą komputerów Montmartre wydaje się fantastyczną wizją z pocztówki, miejscem z naszych marzeń, dzielnicą, jaką znamy z dawnych filmów René Claira. Największym osiągnięciem reżysera jest przekonanie widza, że w tym odrealnionym świecie poruszają się postaci z krwi i kości, których troskami i radościami przejmujemy się podobnie jak Amelia. Nie ma wśród nich ludzi naprawdę złych, każdy z nich ma swoje drobne przywary czy dziwactwa, jednak reżyser do swoich bohaterów podchodzi z ciepłem i sympatią.

Jeunet korzysta z całego arsenału środków wyrazu współczesnego kina, oszałamiając widza feerią błyskotliwie zmontowanych scen nie pozwalających mu na chwilę wytchnienia. Dopiero po zakończeniu projekcji zaczynamy się zastanawiać, czy efektowna, misternie nizana konstrukcja przetrwa dłużej niż jednorazowi bohaterowie medialnych kreacji. Ale to w końcu tylko bajka.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama