Sezon dialogu. Rozmów dwadzieścia trzy: Życie parafialne w XXI wieku

Rozmowa z ks. Andrzejem Pikulą, ze zbioru "Sezon dialogu", WAM 2002

Sezon dialogu. Rozmów dwadzieścia trzy: Życie parafialne w XXI wieku

Sezon dialogu. Rozmów dwadzieścia trzy

Prowadzą Stanisław Obirek SJ
Krzysztof Mądel SJ

BIBLIOTEKA ŻYCIA DUCHOWEGO. Tom 16

© Wydawnictwo WAM, Kraków 2002
ISBN 83-7097-931-9
http://WydawnictwoWam.pl



Życie parafialne w XXI wieku

Rozmowa z księdzem Andrzejem Pikulą

STANISŁAW OBIREK SJ: Dzięki książce Georges'a Bernanos „Dziennik wiejskiego proboszcza" posługa duszpasterska w małych ośrodkach zyskała literacką nobilitację. Zresztą dla francuskiego pisarza pierwowzorem jego bohatera był nie kto inny jak święty proboszcz z Ars - Jean Vianney. Czy Ksiądz Dziekan czuje się posłany, by uzdrawiać środowisko takiej parafii jak Narol?

KS. ANDRZEJ PIKULA: Trudno mi powiedzieć, czy czuję się powołany, aby uzdrowić takie środowisko jak parafia Narol. Zanim tu przyszedłem, otrzymałem wiele ostrzeżeń, że jest to parafia trudna. Byłem ciekaw tych trudności i wyzwań. Uznałem, że są to interesujący ludzie, skoro o nich tak mówią. I rzeczywiście jest to parafia wymagająca wiele pracy. A ludzie nie tacy źli. Co mam zamiar zrobić, by w parafii dobrze się działo:

- zmobilizować ludzi do twórczego wykorzystania czasu. W tym celu zamontowaliśmy zegar na wieży kościelnej. Niech przypomina każdemu, że czas ucieka bezpowrotnie;

- organizować dzieci, młodzież i dorosłych w różne grupy duszpasterskie, na przykład KSM, Legion Maryi, fokolarynów, Odnowę w Duchu Świętym, Kółko Biblijne itp. Niektóre już funkcjonują;

- solidnie prowadzić katechezę;

- zadbać o chorych i cierpiących;

- zadbać o wygląd kościoła;

- być do dyspozycji wiernych;

- wyzwolić inicjatywę zarówno duszpasterską, jak i gospodarczą.

To temat prawie dyżurny - kiepskie media katolickie przegrywające z wszędobylskimi i agresywnymi mediami świeckimi, z których wiele jest antykościelnych, a na pewno antyklerykalnych. Księdzu udało się zwielokrotnić czytelnictwo tytułów właśnie katolickich. A więc może jednak nie wszystko stracone?

Media katolickie mają do odegrania dużą rolę w posłudze Słowa. Są coraz lepsze. Prowadzący je nabierają doświadczenia. Niektóre z czasopism są bardzo dobre pod każdym względem, na przykład „Jaś" czy „Dominik". W „Niedzieli" można znaleźć dwa - trzy dobre artykuły godne polecenia wiernym. Radio Maryja jest coraz doskonalsze i gdyby były nadawane profesjonalne audycje gospodarcze, można by być usatysfakcjonowanym. Trudno mi mówić o wszystkich mass mediach katolickich, ponieważ jest ich zbyt wiele. Ale żeby ożywić czytelnictwo prasy katolickiej, potrzeba większego zaangażowania księży. Przede wszystkim musieliby sami czytać, by zachęcić wiernych, wskazując konkretne artykuły godne przeczytania.

Mój sposób polegający na pięciominutowej prezentacji czasopism i artykułów w ramach ogłoszeń duszpasterskich przyniósł dobre efekty: czytelnictwo wzrosło o 125 procent w ciągu 5 miesięcy.

Myślę więc, że nie wszystko stracone!

Dziesiątki ministrantów otaczających ołtarz to widok raczej rzadki w Europie Zachodniej, a nawet nie tak częsty już i w Polsce. Co można powiedzieć o marzeniach tych chłopców, a także o marzeniach dziewcząt tak chętnie śpiewających w scholi?

Moim życzeniem jest, aby liturgia wyglądała okazale i dostojnie. Wkładamy wiele wysiłku w tę dziedzinę duszpasterstwa. Mamy około 60 ministrantów i rozpoczynamy kurs lektorski we wrześniu. Niektórzy z ministrantów myślą o pełniejszej obecności w życiu Kościoła, włącznie z kapłaństwem. Przypuszczam, że ci chłopcy chcieliby żyć pełnią życia rozumianą w duchu Ewangelii.

Dziewczęta śpiewające w scholi to duża zasługa s. Bernardety Bosoman - felicjanki. Ona uczy dzieci katechezy, jest obecna zawsze na próbach, a z mojej strony jest przede wszystkim formacja muzyczna. Robię to bardzo chętnie i daje mi to dużo satysfakcji. Co one sobie myślą śpiewając w kościele? Na pewno chcą się trochę pochwalić, chcą, żeby je podziwiano, ale też cieszą się, gdy ludzie w czasie Mszy świętej myślą o Bogu.

Jest kilkanaście osób uczących się grać na różnych instrumentach. Chcę ich zebrać i utworzyć młodzieżowy zespół instrumentalno-wokalny.

Po raz pierwszy w historii Narola Ksiądz Dziekan przeniósł odpust św. Anny na niedzielę, bo uznał, że udział w sympozjum naukowym w Salzburgu, gdzie Ksiądz regularnie bywa, jest równie ważny jak bycie z parafianami w czasie odpustu. Czego polski proboszcz może się nauczyć od teologów zachodnich?

Nie wiedziałem, że odpust św. Anny w Narolu został przeniesiony po raz pierwszy. Mój wyjazd do Salzburga na „Tygodnie Akademickie" był rzeczywiście bezpośrednią przyczyną takiej decyzji. W tym roku omawiana jest w Salzburgu „Sprawiedliwość dzisiaj". Uważałem, że proboszcz powinien świętować jubileuszowy odpust razem ze swoimi parafianami. Ale udział w wykładach uniwersyteckich też mi wiele daje. Mogę inaczej spojrzeć na wiele spraw nie tylko duszpasterskich. Czego mogę się nauczyć od teologów zachodnich i duszpasterzy? Przede wszystkim unikania błędów, które im się przydarzyło popełnić. Ale nie o nich chcę mówić. Mam na myśli kilka pozytywnych aspektów: jest tam dobrze zorganizowana praca w małych grupach, na przykład w parafii Forstern pod Monachium funkcjonuje 6 grup matek z małymi dziećmi, które spotykają się 1 - 2 razy w tygodniu i organizują katechezę dla dzieci i dla siebie wzajemnie, dwa razy w miesiącu przygotowują specjalną Mszę świętą dla dzieci, funkcjonuje „Koło misyjne" wspomagające pracę misjonarzy niemieckich w Boliwii, działają fokolaryni, świeccy są zaangażowani w sprawy materialne Koła. Proboszcz, będąc w podeszłym już wieku, może ograniczyć się do posługi ściśle kapłańskiej. Innym dobrodziejstwem jest systematyczność i solidne przygotowanie kazań.

Jest jeszcze jeden problem (u nas ciągle bardzo delikatny): jawność finansów w Kościele. Księża jeszcze ciągle są bardzo powściągliwi wobec tej sprawy. Otwartości w tej kwestii nauczyłem się od Niemców. Nawet zrobiłem taki eksperyment w parafii Wiszniów. Zapraszałem radnych do liczenia tacy. Jakież było ich zdziwienie, że tych pieniędzy jest tylko tyle...

W toczonej na łamach „Tygodnika Powszechnego" dyskusji na temat księży pozwoliłem sobie na przywołanie przykładu mojej rodzimej parafii jako szczególnego przykładu aktywnej postawy wobec obecnych zmian społecznych, kulturowych i religijnych. Czy obok Brukseli, Jerozolimy, Rzymu, a może i Nowego Jorku mogą pojawić się takie miejsca, jak Zamość, Lubaczów, Lwów czy Narol - jako możliwe centra odrodzenia duchowego naszego społeczeństwa?

Z pewnością takie miejsca jak Jerozolima, Bruksela, Rzym czy Nowy Jork mają większe możliwości niż Zamość, Lubaczów czy Narol. Ale nie ma powodu do kompleksów. Wystarczy uświadomić sobie swoje możliwości i je wykorzystać, aby zaoferować nawet wielkim aglomeracjom bardzo ważne wartości. Na przykład w dekanacie narolskim dojrzało dwoje ludzi do świętości: święty Brat Albert i błogosławiona Bernardyna Jabłońska. Odrodzenie duchowe zależy przede wszystkim od ludzi, a nie od miejsca, nie należy przy tym zapominać o Bożej łasce, potrzebnej do tego dzieła.

Mógłbym się przychylić do takiego przypuszczenia, że między innymi Narol może stać się centrum odrodzenia duchowego naszego społeczeństwa. Ze swej strony mogę zapewnić, że nie będę stać biernie i przyglądać się temu wszystkiemu. Wręcz przeciwnie - włączę się. Mieliśmy na przykład „Jarmark Galicyjski" - nie zabrakło również akcentów religijnych w tym przedsięwzięciu. Przygotowujemy szlak Brata Alberta. Są drobne trudności w jego realizacji, ale już przystąpiłem do ich usuwania. Nasi rodzimi Święci na pewno nam w dziele odrodzenia pomogą.

Salzburg - Narol, 28 lipca 2000

[„Życie Duchowe" 24/2000]

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama