A może Bóg chce, bym została... zakonnicą? (III)

Fragmenty autentycznego pamiętnika młodej dziewczyny, która niespodziewanie dla siebie została siostrą zakonną

6 czerwca 1997

Minęło kilka dni od wizyty Ojca Świętego. To wielkie przeżycie dla wierzących. Nie umiem opanować łez, gdy on mówi. Tak bardzo chciałabym, aby jego słowa nigdy we mnie nie ucichły, bym je słyszała w sobie na co dzień, by zostały. Mówi niby to, co wiem, ale gdy mówi je on, te słowa we mnie wnikają z niezwykłą siłą. Pamiętam z Lednicy: „Wierzcie Jego słowom, wierzcie Jego miłości” albo te z Wrocławia o Eucharystii, że jest ona nie tylko ponowieniem tamtego wydarzenia; albo „Nie można tylko przekroczyć progu. Trzeba iść głębiej”.

A może Bóg chce, bym została... zakonnicą? (III)

Nigdy nie zapomnę nocy z 2 na 3 czerwca w drodze z Lednicy do Gniezna, gdy szłam wśród 18 tys. studentów na spotkanie z Janem Pawłem II. Wtedy naprawdę otrzymałam od Boga łaskę za wstawiennictwem św. Wojciecha. Na Mszy św. z papieżem nie mogłabym pójść do Komunii. Ta świadomość mnie przytłaczała przez całą drogę. Wreszcie zaczęłam prosić w duchu patrona Gniezna, by sprawił cud i wyprosił mi odwagę poproszenia o spowiedź. Niedługo nasz akademicki duszpasterz ogłosił przez mikrofon, że gdyby ktoś potrzebował sakramentu pokuty, to na końcu pielgrzymki idą kapłani i są do dyspozycji. I stała się rzecz dziwna: Ja, która tygodniami bałam się podejść do konfesjonału, teraz, nie zwracając uwagi na tłum idących, zeszłam na bok i poczekałam na koniec pielgrzymki. Podeszłam do pierwszego z brzegu kapłana i poprosiłam go o spowiedź. Szliśmy właśnie przez las, pochodnie były na początku, a tutaj było tak ciemno, że w zasadzie nie widziałam księdza, u którego się spowiadałam.

(...) Po tej spowiedzi poczułam się lekka jak piórko, jakbym nie posiadała ciała, tylko samą rozradowaną duszę. Gdy odnalazłam moją grupę, zauważyłam, że ledwie idą. A mnie jakby niosły skrzydła. Do dziś nie mogę przestać o tym myśleć i dziękuję Bogu w ciągu dnia za to wszystko. (...)

15 czerwca 1997

Wybieram się do naszej kaplicy akademickiej, a przez radio homilię głosi bp Zawitkowski. Wspaniale mówi. A ze mną jest całkiem dobrze. Czuję się szczęśliwa. Mam zamiar pójść na pielgrzymkę do Wilna i do Częstochowy. Czy będzie to możliwe? Wciąż uczę się ufać Panu Bogu, zawierzać Jemu. Teraz ufam więcej, ale to wciąż za mało.

29 czerwca 1997

(...) Jakie to nieziemskie doznanie: odczuć głębię wiary. Chyba po raz pierwszy moja modlitwa była taka inna, bo gdy się mówi do Osoby, to jest zupełnie inaczej, niż gdy odmawia się modlitwę. Wtedy człowiek się nie rozprasza, bo zwraca się do Tego, który jest i słucha. Nigdy chyba tak się nie wypłakałam na modlitwie, choć nie wiem czemu. To była modlitwa, która przemienia i wzmacnia. Wymaga oczywiście zaangażowania sił duchowych. Nie potrafię jeszcze zawsze tak się modlić, ale liczę, że kiedyś to osiągnę. Liczę także na to, że skończy się całkowicie moje niedowiarstwo, wahania, a nawet myślenie pytaniami. Marzę o stałej i mocnej wierze. Teraz wiem, że to prawdziwy skarb.

Cóż poza tym? Kończy się sesja. Średnia 4,5 to chyba nie tak mało? Jutro wynik ostatniego egzaminu. Łatwy nie był, ale od jutra będę mieć wakacje. Tylko co ja z nimi zrobię? Powinnam mieć przewodnika duchowego. Sama zaraz gdzieś wpadnę albo zacznę chodzić po krawędzi. Wiem, że najlepszym przewodnikiem jest mój Bóg. Oddam się w Jego ręce i będę Mu powtarzać: „Nie pozwól mi, Panie, już nigdy odłączyć się od Ciebie”.

1 lipca 1997

Jest dobrze, choć wczoraj zasmakowało mi życie prywatkowe. No ale dziś myślę o pielgrzymce do Częstochowy zupełnie poważnie. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży. Koleżanka opowiadała mi, że jej ciocia poszła na pielgrzymkę w intencji znalezienia sobie dobrego męża. No i znalazła, najlepszego, jaki tylko mógł się jej trafić. Została siostrą zakonną.

Moja pielgrzymka do Gniezna dokonała we mnie prawdziwego przewrotu. Św. Wojciech naprawdę mi pomógł, a ja do tej pory tak mało prosiłam świętych o pomoc. Myślę, że piesza pielgrzymka do Częstochowy to będą takie moje rekolekcje w drodze. Są mi bardzo potrzebne. Chciałabym utwierdzić się, co do prawdziwego mojego powołania. Jakie ono jest? Czy to jest to, co myślę? (...)

6 lipca 1997

Poranek, ulewny deszcz. Za oknem ponuro, a moje samopoczucie też niewesołe. Coś się we mnie zaczyna psuć. A było tak wspaniale. Ostatnie tygodnie przeżyłam inaczej niż wszystkie dotąd. Codziennie wstępowałam do kościoła, modliłam się na różańcu, nawet w ciągu dnia, gdy miałam czas, i były to modlitwy prawdziwe, bez uciekających myśli, z pełnym wewnętrznym zaangażowaniem. Miałam głębokie pragnienie modlitwy, nie nudziłam się podczas niej. Czułam, że mówię do Tego, który słucha. Dziękuję dziś Bogu za te chwile; za radość odczuwania więzi łączącej Boga i człowieka; za to, że w ogóle mogę się modlić. Ostatnio trochę sobie darowałam, odpuściłam i oto efekty. Niby nic złego nie zrobiłam, ale gdy słabnie gorliwość, to słabnie i miłość; dystans się zwiększa. Może łaska sakramentu pojednania jest mi potrzebna? Jak to wszystko inaczej się odczuwa, gdy rozumie się więcej, gdy zejdzie się głębiej. Mimo kłopotów wszelkiego rodzaju, doświadczanie bliskości Boga muszę określić jako niezasłużony dar i to dar ogromny. Coraz częściej myślę o tym, żeby wstąpić po studiach do zakonu. Tym razem już nie bałabym się jak kiedyś, bo co można wskazać w życiu wartościowszego od Boga, od bycia z Nim i dla Niego?

Nie wiem, czego mi wtedy, po maturze, było tak żal zostawić. Ogarniał mnie potworny lęk na samą myśl o zakonie. Żal mi było takich drobnostek, a najbardziej flirtowania z chłopakami i robienia sobie makijaży. Teraz myślę: szkoda, że mam tak mało tych dóbr ziemskich, bo gdybym ich miała więcej, to więcej mogłabym Bogu ofiarować. A tak, to nietrudno wyrzec się tego, czego się nie ma. Co ja mogę dać Panu Bogu? Siebie? A to nie za mało?

(...) Proszę Cię, Matko Najświętsza, o wiarę bez pytań i wątpliwości na każdy dzień mojego życia. Naucz mnie, Maryjo, całkowicie zaufać Bogu. Proszę też o odwagę w wyznawaniu wiary w każdej sytuacji. Pomóż mi pokonać obawy przed pomocą potrzebującym. Proszę też za moich braci, by zrozumieli, że życie bez Boga jest puste, i aby chcieli Go odnaleźć. Dziękuję Bogu przez Ciebie, Maryjo, za możliwość studiowania, a zwłaszcza za to wszystko, co przyczyniło się do poznawania i pogłębiania mojej wiary.

10 sierpnia 1997

A miało już być tak dobrze! Może byłam zbyt pewna, że nie upadnę, że jestem wreszcie taka silna duchowo. Jestem bezsilna. Minął pierwszy miesiąc wakacji. Dziwny miesiąc. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego tak się dzieje, że Bóg daje nam znaki, których nie pojmujemy? Mogę się tylko domyślać znaczenia tego wszystkiego, co się stało. Ale skąd mam mieć pewność, że dobrze myślę? Byłam w domu rodzinnym. Spotkały mnie tutaj jednocześnie: nadzieja i niewiara, zaskoczenie i ból. Ja przecież tak bardzo chciałam pójść na tę pielgrzymkę! Nawet się o to modliłam, więc czemu najpierw skręciłam nogę? A potem, gdy mi przeszło, były kłopoty z rodzicami. (...)

Najdotkliwsze jednak było to, że wydawało mi się, że Maryja nie chce, abym do Niej przyszła. Zostałam sama. To nie do zniesienia: nie móc wypłakać się nawet przed Bogiem! I nie rozumieć, co to wszystko znaczy. (...)

Ten ciągły brak pewności - i co do siebie, i co do wiary - jest najbardziej uciążliwy. Czasem odnoszę wrażenie, że dobijam się do Boga, jakby nie mając do tego prawa. Za mnie np. nikt się nie modli. Myślę o najbliższej rodzinie. Ciągle jestem sama ze swoimi troskami i nigdy dotąd nikomu się nie zwierzyłam. Więc mówię to Bogu. Może więc mówię do Boga tylko dlatego, że nie mam do kogo? Ale gdy między nami jest wszystko w porządku, to tak nie myślę. Wtedy czuję, że On mnie kocha jak każdego człowieka, a ja chyba nie udaję miłości. Czy moje serce może mi kłamać? Mam tyle pytań. Wiedzę religijną mam chyba właściwą, a mimo wszystko tyle pytań. Chyba nie zawsze na serio biorę słowa Chrystusa.

Naucz mnie, Panie, tak wierzyć i tak czynić, jak Sam tego pragniesz. Daj mi zawsze rozpoznawać Twoją wolę. „Odnów we mnie moc ducha i natchnij mnie duchem ofiarnym. Wierzę Twoim słowom i wierzę Twojej miłości. Nie pozwól mi nigdy oddalić się od Ciebie. Panie, Ty wszystko wiesz, co w mym sercu dzieje się. Tylko Ty, Panie, tylko Ty, więc pomóż mi”.

15 sierpnia 1997

(...) Obejrzałam film o księdzu prymasie Wyszyńskim. Dawno już tak nie płakałam, bo gdy widzę papieża i prymasa we wzajemnym uścisku, trudno mi opanować wzruszenie. Dwaj wielcy Polacy. „Wielcy - to może za mało powiedziane. Dwaj wielcy święci ludzie, a są moimi rodakami.

Ich słowa trafiają mi prosto do serca i poruszają do głębi jak żadne inne. Oni dwaj mówią z głębi swych polskich serc i z mocą Bożą tak silną, że otwierają słuchającym oczy, uszy i serca, choćby te były od dawna zamknięte. Do śp. ks. prymasa Wyszyńskiego mam szczególne zaufanie. Już wcześniej czytałam to, co napisał m.in. w „Zapiskach więziennych”. W moim odczuciu jest to człowiek święty. Nie znałam go bezpośrednio z wizyt czy homilii, bo byłam za mała, aby rozumieć, co mówił, ale teraz muszę przyznać, że choć nie jest on jeszcze beatyfikowany, jest mi pośrednikiem u Boga. Tak wyraźnie to czuję, że chyba dopiero teraz zaczynam rozumieć, co znaczy świętych obcowanie.

Rzadko prosiłam jakiegoś świętego o pośrednictwo, ale zwracać się do księdza prymasa zdarzało mi się nieraz. Jakoś tak mu ufam. Jemu tak zależało, aby nas oddać Bogu przez Maryję; byśmy sami chcieli oddać się w Jej niewolę miłości. Więc teraz, gdy go proszę, aby mi pomógł prawdziwie odnaleźć Boga i zrozumieć, co jest we mnie złe, a co dobre, jestem przekonana, że mi nie odmówi. Dziś, księże prymasie, pomóż mi podejść do konfesjonału i zacząć żyć jak należy. Wczoraj to właściwie z Tobą rozmawiałam tak, jakbyś żył. Pytałam, płakałam, skarżyłam się jak ojcu, a ty byłeś gdzieś bardzo blisko, słuchałeś i odpowiedziałeś na moje pytania. Dziękuję Ci za tę radę. Tak wyraźnie mnie spytałeś, czy mam różaniec. „Tak” - odpowiedziałam. „Więc idź teraz, weź go i odmów, a resztę zostaw”. Tak zrobiłam i jeszcze raz dziękuję. Gdy odmawiałam różaniec, moje myśli, zmieszane ze łzami jak deszcz, same się poukładały. Zrozumiałam, co mam zrobić. Maryja niemal dotykalnie mnie objęła i schroniła pod swój płaszcz. Nie odrzuciła ani nie zostawiła mnie samej. To jest „Matka, która wszystko rozumie, sercem ogarnia każdego z nas”.

Echo Katolickie 21/2015

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama