Uratowani przed Niemcami

Zimą 1945 r. w Krzczonowie niewiele brakowało, a Niemcy rozstrzelaliby mnie i mojego tatusia...

Zimą 1945 r. w Krzczonowie niewiele brakowało, a Niemcy rozstrzelaliby mnie i mojego tatusia. Rodzice moi mieszkali w Bystrej Podhalańskiej. Któregoś dnia mój Tatuś wiózł wujowi do Myślenic pocięte bukowe drzewo na opał. Jako młody, ciekawy wszystkiego chłopak uprosiłem ojca, żeby mnie wziął z sobą.

Koń powoli ciągnął załadowany wóz, a ja podziwiałem piękne widoki i popalone w 1939 r. domy. Za Tokarnią usłyszeliśmy strzały i spośród domów ulokowanych na stoku wzgórz wypadła grupa Niemców. Wszystkich, którzy jechali furmankami, na rowerach lub szli pieszo zatrzymywali i kazali stać na placu poniżej kościoła. Niemców stale przybywało. Dwóch legitymowało zatrzymanych. Szło to powoli. Wreszcie podeszli do mojego tatusia, który pokazał im kenkartę. Niemiec wyjął kilka klocków drewna, dokładnie oglądał i opukiwał. Nie wiedzieliśmy, czy nigdy nie widział takiego drewna, czy może czegoś szukał.

Wszyscy zatrzymani gorąco modlili się do św. Stanisława Męczennika – Patrona. Wreszcie Niemcy nie wiadomo dlaczego zaczęli się rozjeżdżać, a ludziom dali znak do rozejścia. Zapadła cisza. Krzczonowianie uznali, że to Bóg dał wielką łaskę wyproszoną przez św. Stanisława Biskupa i Męczennika.

Dziś stoi tam wspaniały, murowany kościół pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Krzyż na wieży z dala błyszczy i chwali Boga. W sercach ludzi pozostała wdzięczność do świętego Patrona, od którego czerpią męstwo, siłę i wzór do cierpliwego znoszenia zła.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama