Dzień zapisany w pamiętniku

O losach stypendystów im. Błog. Emila Szramka

W 1999 r. „Gość Niedzielny” jako dar dziękczynny podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski przyznał dwadzieścia stypendiów im. błog. Emila Szramka uczniom szkół średnich. Wyróżniono nimi zdolne dzieci z rodzin wielodzietnych, zaangażowanych w życie parafii. Dziś uczą się już w trzeciej klasie liceum.

Po drodze jedna odpadła (nie zdała do następnej klasy). O tym, jakie to osoby, co dzieje się w ich życiu dowiedzieliśmy się, rozmawiając z nimi i ich duszpasterzami.

Magda

Na plebani parafii pw. Ducha Świętego w Tychach pachnie świeżym chlebem. - Co dzień dajemy go bezdomnym i bezrobotnym, którzy tu zaglądają - tłumaczy siostra Celina - kancelistka, szefowa zespołu charytatywnego, pośredniczka pracy dla parafian. To ona wskazała Magdę jako kandydatkę do stypendium. Dobrze zna jej rodzinę - sześcioro uczących się dzieci, problemy, odkąd ojciec przeszedł na emeryturę pomostową, matka bez stałego zatrudnienia.

- Dajemy jej możliwość dorobienia przy parafii, szkoda, że mąż beztrosko podchodzi do obowiązków ojcowskich - opowiada ks. proboszcz Franciszek Resiak, o którym ludzie mówią, że urzęduje 24 godziny na dobę. - Magda dzięki stypendium „Gościa” podciągnęła się w nauce, inaczej pewnie poszłaby do zawodówki, a tak z dobrymi wynikami uczy się w liceum, znalazła motywację.

Magda jest zdenerwowana naszą rozmową. Opowiada o swoich zainteresowaniach biologią, o ulubionych programach „National Geographic”, o tym, że chciałaby iść na studia, gdzie dużo jest biologii, że w szkole wyżywa się, grając w siatkówkę, koszykówkę. Przyniosła w torbie świadectwa. Dobrze, że do przytulnej kancelarii parafialnej wchodzi czarny kot, najpierw chłepce mleko, potem siada naprzeciw nas i uważnie patrzy. Obie wybuchamy śmiechem. Magda informuje, że pierwsza część stypendium pozwala jej nabyć na czas wszystkie książki i zeszyty (w podstawówce kupowała je na raty, do grudnia).

- Mama się załamała, jak musiała wydać na książki brata do gimnazjum 300 zł - podkreśla. Drugą część stypendium przeznacza na potrzebne ciuchy, książki. Przyjaźni się z Magdą, razem zaczęły chodzić na oazę, wyjechały na rekolekcje parafialne do Jaworza. To tam podpisała krucjatę na rok.

- Dużo ludzi cierpi na alkoholizm i narkomanię, trzeba wyrzekać się picia w intencji jakiejś osoby. Cicho przyznaje, że podjęła postanowienie w intencji taty. Kartkę z modlitwą krucjaty zawsze nosi w torebce. Ale odmawia ją zwykle pod koniec dnia, koło północy, po przeczytaniu jakiegoś fragmentu Dziejów Apostolskich, siedzi i modli się, tak że nikt właściwie nie wie. W torebce nosi też pamiętnik. Kiedy pytam, ile zeszytów zapisała, śmieje się.

- O ja cię, chyba ze 20, leżą w domu pod kluczem.

Zanotowała też w nim dzień spotkania z abp. Damianem Zimoniem, kiedy odebrała „Gościowe” stypendium.

Magda druga

Kościół parafii pw. św. Wawrzyńca w Orzeszu stoi na górce. Otoczony cmentarzem, za murem - plebania. Druga dziś Magda przyszła tu razem z mamą. Co dzień dojeżdża do Liceum Technicznego o profilu administracyjno-biurowym w Czerwionce, chce studiować turystykę, marzy o podróżach. Dlatego zaczęła się uczyć dodatkowo niemieckiego, bo w szkole ma tylko angielski. Pieniądze ze stypendium „Gościa” „idą” właśnie na ten kurs.

- Lubię przedmioty pedagogiczne np. komunikację interpersonalną, tak jak moja siostra (studentka pedagogiki specjalnej) - mówi Magda. Jako ważną osobę wymienia dziennikarkę Grażynę Torbicką, bo „umie rozmawiać z ludźmi”. Jej mama dopowiada, że mąż jest na rencie, w domu została córka i syn, dwójka starszych założyła rodziny.

Ks. proboszcz Piotr Machoń podkreśla, że ma tysiąc parafian, a więc i niewiele młodzieży.

- Ubóstwo dotyka wielu - mówi. - Ważne są priorytety, to, na czym nie można oszczędzać - na wyżywieniu, na nauce dzieci. Ta rodzina dobrze gospodaruje pieniędzmi, inwestując w wykształcenie córki. To kapitał, który będzie procentować.

Marta

- Marta ma trzy siostry, jest zaangażowana w życie Kościoła - działa jako animatorka grupy Dzieci Maryi, trzeci rok w oazie, świetnie się uczy - wylicza ks. Wacław Basiak, proboszcz parafii św. Katarzyny w Jastrzębiu Górnym. - Nieważne, jaka to kwota, to stypendium dowartościowuje młodego człowieka, widać, że ktoś docenił jego zdolności.

Sam też z Akcją Katolicką i Zarządem Osiedla funduje dwa podobne stypendia dla uczniów szkół podstawowych.

Nad łóżkiem Marty wisi namalowana przez nią suchymi pastelami kopia ulubionej „Wiosny” Teodora Axentowicza. Marta uwielbia też fowistów, ale maluje po swojemu - najczęściej kobiety (często pozuje jej siostra). Od liceum chodzi na kółko plastyczne, to takie jej „okno na świat”, prowadzi je plastyk z prawdziwego zdarzenia. Chciała iść do szkoły plastycznej, ale w Jastrzębiu takiej nie ma, więc wybrała liceum i ze wszystkich przedmiotów uczy się dobrze, bo to sprawa ambicji. Druga jej pasja to teatr, w zeszłym roku zajęła drugie miejsce w Konkursie Teatralnym w Łaziskach, prezentując monodram „Pestka” wg Anki Kowalskiej. Teatru też w mieście nie ma, ale często wyjeżdża do Starego do Krakowa. Trzecia, chyba największa miłość Marty, to konie. Też je maluje. Są piękne, silne, wiele czują i uczą odpowiedzialności. Czasem wyrywa się do stadniny w Palowicach, ale to ekskluzywne upodobanie, bo konie są drogie.

- Gdybym wygrała w totka, założyłabym stadninę - śmieje się - a jak nie, to pójdę na ASP uczyć się projektowania wnętrz, strojów. Malować będę dla siebie, nie można ideałami obarczać rodziny.

O przyszłej sobie, już 26-letniej, napisała kawałek powieści. Była w niej szefową sieci sklepów, w których sprzedawała własne kolekcje odzieży. Po przerwie, kiedy chciała wrócić do pisania, stwierdziła, że myśli już o swoich marzeniach inaczej i na razie zrezygnowała z książki.

- Najlepiej, gdyby można podłączyć do głowy notatnik - fantazjuje.

Kiedy pytam, co chciałaby powiedzieć rówieśnikom, mówi szybko: - Żeby starali się nazywać swoje lęki, uczucia, dzielili się z innymi, tak wiele możemy sobie pomóc.

Ania i Kasia

Na plebani parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego i Matki Bożej Częstochowskiej w Pszczynie można się zgubić. Tu ochronka, tu kuchnia, tu redakcja gazetki, tu, gdzie pachnie goframi - kawiarenka. Ale Ania i Kasia wiedzą, gdzie iść. Ania, która uwielbia opiekować się małymi dziećmi, często przychodzi pomagać w ochronce. Zawsze, gdy ma problem najpierw zagląda do kościoła, a potem idzie porozmawiać z proboszczem ks. Józefem Markiem. Kasia od piątej klasy podstawówki jest kolporterką „Gościa”. W każdy piątek przychodzi tu po plik gazet i wyrusza z nimi na „swoją” ulicę. Niedawno razem z ks. Józefem wszyscy kolporterzy pojechali na pielgrzymkę do Fatimy. Obie bardzo dobrze się uczą, choć Ania chodzi do klasy o profilu matematycznym, a Kasia woli języki, zwłaszcza francuski. Ma nadzieję, że w następne wakacje uda jej się wyjechać do Francji pracować jako opiekunka do dzieci i szkolić język. Ania od podstawówki marzy o farmacji.

- Wolę czytać gazety, ale ostatnio wciągnęła mnie książka o dziewczynie chorej na raka... - Ania nagle wybucha płaczem.

- Niedawno zmarł jej tata, wspaniały człowiek, miał być naszym kościelnym - wyjaśnia ks. Józef Marek. - Ich rodzice to świetni ludzie, pracowici, troszczą się o dzieci, kochają je. Ojciec Kasi pracował przy kościele, wciąż szuka stałej pracy, mama pomaga w działaniach charytatywnych, mają sześcioro dzieci, mama Izy szuka stałego zatrudnienia. Ale nie narzekają: tylko dobrze wykorzystują każdy grosz. Dobro jest dziedziczne, a w tych rodzinach uczą dzieci dobra.

Dziewczęta nie kryją, że część stypendium przeznaczają na potrzeby domowe, to ich osobisty wkład.

Andrzej

Proboszcz parafii św. Urbana w Paniówkach wyjechał dziś na rekolekcje, więc jedziemy prosto do domu Andrzeja. Drzwi otwiera jego mama Stefania z dwójką czteroletnich bliźniaków. Jest też Andrzej. Przy stole mama wyjaśnia: - Te pieniądze na ta nauka, idą na co jest potrzeba w domu, dla Andrzeja na dojazdy do szkoły też. Andrzej jeździ do Liceum Zawodowego wchodzącego w skład Zespołu Szkół Zawodowych w Zabrzu.

- Jaki będziesz mieć zawód? - pytam.

- Monter urządzeń elektronicznych - odpowiada.

- To jego brat też skończył, na pewno jeszcze pójdziesz dalej... - dopowiada mama.

Kiedy pytam o zainteresowania, mama mówi, że obaj ze starszym bratem należą do drużyny piłkarskiej w Paniówkach, która weszła do klasy A. Andrzej lubi piłkę od podstawówki, z kolegami grają nawet na śniegu. I do kościoła zawsze chodzi. Wyliczają z synem, że ostatnio na Mszy młodzieżowej z jego rocznika 84, było tylko czterech chłopców. Bliźniaki słuchają z powagą. Tata wyjechał dorobić za granicę, więc mama jest głową rodziny. Andrzej też siedzi cicho, bo tak ma być.

Imiona stypendystów zostały zmienione.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama