Życiowa szkoła krzyża

Refleksje nad sensem Chrystusowego cierpienia i śmierci i ich znaczeniem dla każdego chrześcijanina

Męka Chrystusa i Jego śmierć na krzyżu stanowiły szok psychiczny dla wszystkich, którzy uwieńczenie ziemskiej misji Jezusa łączyli z nastrojem Niedzieli Palmowej. Prawda o ukrzyżowaniu musiała szokować także i dlatego, że w środowisku kulturowym czasów Jezusa krzyż był znakiem hańby i wywoływał podobne skojarzenia, jakie u nas rodzi szubienica. Bezsilny Chrystus, który dokonuje największych dzieł zbawczych w wyniszczeniu męki, nie przestał bynajmniej szokować i dziś. Słyszymy nawet od chrześcijan sugestie, aby zastąpić krzyż jakimś innym znakiem, który nie wywołuje przykrych skojarzeń ze śmiercią.

Wyretuszować cierpienie?

Niczym powracająca fala, pojawiają się współcześnie nowe wersje przeciwstawienia, które u schyłku XIX wieku wprowadził filozof Fryderyk Nietzsche. Samotnego Chrystusa konającego na krzyżu przeciwstawił ukazywanemu w mitologii greckiej Dionizosowi - bożkowi radości, którą niesie upojenie winem. Sympatie Nie-tzschego były jednoznacznie po stronie Dionizosa. Mitologiczny bożek odrodzenia i upojenia miał chronić ludzkość przed rozpaczą i poczuciem bezsensu życia.

Przeciwstawienie Chrystusa i Dionizosa pojawia się nadzwyczaj często w we współczesnych propozycjach oferujących radosny zachwyt życiem.

Chrześcijaństwo nie jest przeciwne radości. Świadczą o tym choćby ewangeliczne błogosławieństwa, według których nawet płaczący okazują się błogosławionymi. Świadczy o tym także przykład życia wielu świętych. Chrześcijaństwa nie sposób natomiast pogodzić ze złudnymi sugestiami, iż możliwe jest znalezienie trwałej radości z dala od Chrystusowego krzyża - znaku nieskończonej miłości Boga ku człowiekowi. W postawie oszołomionego winem Dionizosa nie znajdziemy ani odkupienia, ani życiowych wzorców, które mogłyby okazać się pomocne w przezwyciężaniu dawki cierpienia przyjmowanej przez nas w codziennych zmaganiach z życiem.

Tematyka cierpienia jest coraz częściej wstydliwie okrywana milczeniem we współczesnych dziełach sztuki. Komiksowe opracowania na poziomie New Age unikają tego wątku. Plastikowe dewocjonalia podporządkowane zasadom komercji coraz częściej odwołują się do prywatnych objawień, a nie do misterium męki Chrystusa. Niektórzy ostrzegają, aby nie sprowadzać chrześcijaństwa do poziomu cierpiętnictwa, gdyż jest ono religią miłości i daru. Uznają jednak zaraz, iż życie przeżywane jako dar dla innych musi nieuchronnie prowadzić do przyjęcia cierpienia i krzyża. Inni usiłują poddawać radykalnej krytyce chrześcijańską teologię cierpienia. W skrajnych przypadkach posuwają się do sugestii, że szkoda, iż Chrystus zdecydował się odkupić ludzkość przez krzyż, gdyż dzieło odkupienia można było przeprowadzić przy zastosowaniu spokojniejszych środków, bliższych naszej psychice. Podobne sugestie ukazują, jak bardzo tajemnica krzyża wyrasta ponad naszą logikę i zdrowy rozsądek. Nie należy dziwić się Apostołom, że nie rozumieli Jezusowych zapowiedzi męki, skoro i dziś odnajdujemy teologów amatorów, którzy chętnie doradziliby Jezusowi, aby zrezygnował z Ogrójca i Golgoty, bo zniechęci to do chrześcijaństwa sympatyków radości.

Sens bólu

Cenzurowania prawdy o Golgocie nie można przyjąć z wielu powodów. Płacz i bezradność w obliczu zdrady przyjaciół stanowią realne składniki życia. Nie wolno ich retuszować czy spychać w zakamarki świadomości upojonej złudzeniami. Doświadczenie życiowej samotności winno natomiast tworzyć duchową solidarność z Tym, którego zdradził jeden z dwunastu uczniów. Styl, w którym Chrystus przyjmuje swoją samotność i zdradę, stanowi dla nas lekcję życia, ucząc przyjmowania życiowych cierpień. Znamienne pozostaje także i to, że po Ukrzyżowaniu nie przyjął On podawanego Mu wina, które dzięki dodatkowi mirry łagodziło ból, działając znieczulająco (por. Mk 15,23). W ten sposób Chrystus chce nas uczyć, byśmy potrafili przyjmować bez znieczulenia tę postać bólu, którą niesie codzienna wierność Bogu i sobie samemu.

Dar i cierpienie

W cierpieniu Chrystusa odnajdujemy przesłanie miłości, która potrafi składać dar z siebie, posunięty do najwyższych granic. Zespolenie cierpienia i daru otrzymuje w kolejnych pokoleniach nową postać. Ci, którzy wzorem o. Maksymiliana Kolbego czy Matki Teresy z Kalkuty potrafią naśladować Chrystusa składającego życie w darze za braci, odnajdują przez swe wielkie decyzje całkowitą wolność serca i ukazują światu fascynujące piękno życia, wychodząc daleko poza wzorce życia najbliższego im środowiska. Czy można oczekiwać, by ten sam styl wielkości udało się osiągnąć w atmosferze upojenia życiem bądź nieznośnej lekkości bytu?

W wielkich życiowych decyzjach o. Kolbego, Matki Teresy z Kalkuty czy Edyty Stein widać wyraźnie upojenie Bogiem. Przybiera ono postać zafascynowania wartościami, które ukazywane są jako podstawowe w ewangelicznej wizji świata. Postawie tej towarzyszy zapomnienie o sobie samym, które przemienia nasze życie w dar dla innych.

Między Kaną a Golgotą

Radość Kany i zapowiedź uczty niebiańskiej (por. Mk 14,25) stanowią trwały element wizji świata, ukazywanej przez Chrystusa w Ewangelii. Równocześnie jednak w perspektywie Wieczernika wino przemieni się w krew Chrystusa, przelaną za zbawienie świata (Mk 14,23n). Zatrzymanie chrześcijaństwa na poziomie pierwszego cudu w Kanie oznaczałoby zubożenie jego treści. Wśród centralnych tekstów Ewangelii pojawia się opis uczty w Wieczerniku, kiedy to wino zostanie zamienione w krew Chrystusa. Istotnych prawd uczy również opis mroku Ogrójca, kiedy pot Chrystusa zamieniał się w krew. Rozróżnienie, gdzie był pot, gdzie łzy, a gdzie krew, było wtedy już niemożliwe, nie tylko z powodu ciemności. Potem, po przebiciu boku na wzgórzu Golgoty, zniknęły już różnice: krew i woda popłynęły razem (por. J 19,34), ukazując wielkie paradoksy Bożych dzieł zbawczych. W ich centrum znajduje się Wieczernik. W jego przesłaniu świadectwo nieskończonej miłości Boga dominuje nad ofiarą, która pojawi się jako konsekwencja nieskończonej miłości Boga ku człowiekowi.

Umiłowany uczeń, który korzystał z uprzywilejowanej pozycji w Wieczerniku, pod wieczór swego życia będzie ciągle powracał do tamtej wyjątkowej sytuacji objawiającej prawdę o miłości Boga, wyrażonej zarówno w Wieczerniku, jak i w bólu krzyżowej śmierci (por. 1 J 4,7-12). Próba sprowadzenia chrześcijaństwa do poziomu wesela w Kanie wyraża wiarę niedojrzałą, w której istotę Chrystusowej misji usiłuje się sprowadzić do nastrojowych spotkań w klimacie radości. Ani wesele w Kanie, ani Niedziela Palmowa nie były jednak centralnymi wydarzeniami w historii zbawienia. Nie usiłujmy sprowadzać chrześcijaństwa do tego, co miłe i łatwe, gdyż nie wygląda poważnie cenzurowanie prawdy o wielkich dziełach zbawczych. W modlitewnym skupieniu umiejmy wędrować z Kany na Golgotę, aby potem przeżyć najgłębszą radość wielkanocnego poranka.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama