Zgoda na świat (6)

Książka-rozmowa z ks. Janem Twardowskim. Fragment cz. 5 ("Zaduszki nie przygnębiają")


ZADUSZKI NIE PRZYGNĘBIAJĄ

przemijamy jak wszystko
by w ten sposób przetrwać
	(Było)

Cmentarz to nie puste groby, ale kontakt z ludźmi, którzy wciąż są obecni. Dlatego uroczystości pierwszych dni listopada są czasem bliskości dwóch światów: żywych i umarłych. Przeżywane w świetle wiary, pozwalają właściwie spojrzeć na śmierć.

Czy odwiedza Ksiądz groby swoich bliskich?

Tak, gdy tylko jestem w Katowicach, zawsze udaję się na grób moich Rodziców, którzy tam są pochowani. Często też chodzę po warszawskich Powązkach, na których również mam grób rodzinny.

Właściwie od dziecka lubię chodzić po cmentarzach, by wspominać moich bliskich, a także nawiązywać kontakt z ludźmi, których groby się tam znajdują. Bo przecież cmentarz to nie tylko pamięć o śmierci, przemijaniu, o wieczności, ale też kontakt z tymi, którzy już odeszli.

Kontakt jednak zakłada relacje dwustronne. Czy tak jest w przypadku tych, którzy odeszli?

Wierzę, że tak. Jestem przekonany, że ci, którzy odeszli, doskonale wiedzą, że do nich przychodzimy, że ich odwiedzamy, szukamy z nimi kontaktu. Ludzie przecież nie odchodzą na zawsze. Dwa światy, żywych i umarłych, przenikają się wzajemnie i oddziałują na siebie. I to jest pocieszające, jakoś optymistyczne.

Jednak w pierwszych dniach listopada zazwyczaj trudno o optymizm. Na twarzach tych, którzy odwiedzają cmentarze, rysuje się raczej smutek niż uśmiech.

Po ludzku sądząc, odejścia bliskich są zawsze bolesne. Trzeba jednak pamiętać, że zarówno Uroczystość Wszystkich Świętych, jak i Dzień Zaduszny, to nie są święta przygnębiające. Jeżeli ktoś jest wierzący — nie powinien się wtedy smucić. Smutek w tych dniach jest nielogiczny. Przecież Pan Bóg stworzył człowieka nie po to, by zabrać mu życie, ale by je dać.

Właśnie w te dni uświadamiamy sobie jeszcze bardziej, że człowiek po śmierci żyje dalej. Nie ginie, nie unicestwia się, nie zostaje przez nic wchłonięty, ale nadal żyje po śmierci, by przejść do zmartwychwstania.

I ta właśnie prawda o życiu wiecznym oddaje istotę dnia Wszystkich Świętych?

Uroczystość Wszystkich Świętych to święto ludzi, poprzez których Bóg czyni dobro w świecie. Działa On bowiem poprzez świętych. A więc przez tych, którzy poddają się Jego woli. Bo święty, jak już mówiliśmy, to ten, który pozwolił Bogu działać przez siebie.

Dzień 1 listopada przypomina więc nam, że niewidzialny Bóg działa nie tylko poprzez aniołów, których nie widzimy, ale także poprzez ludzi, właśnie poprzez nas. Po to jesteśmy potrzebni Bogu, by mógł przez nas działać w świecie.

Tak więc Wszystkich Świętych to radosna uroczystość. Pomaga uświadomić, że przed tronem Boga są niezliczone rzesze zbawionych, a więc świętych. Pokazuje, że tak wielu ludzi: młodych i starych, chorych i zdrowych, smutnych i wesołych, pozwoliło Bogu posłużyć się sobą. Przez każdego z nich działa Bóg. Tak jak w poszczególne dni w roku oddajemy cześć poszczególnym świętym kanonizowanym, w tę uroczystość sławimy wszystkich zbawionych, nawet tych, którzy nie są kanonizowani ani wymienieni w kalendarzu liturgicznym.

A Dzień Zaduszny? Co jest jego istotą?

W tym dniu modlimy się za dusze zmarłych. Za tych, o których nie możemy zapomnieć. Za tych, którym nie odpisaliśmy na list, a oni odeszli. Nie zadzwoniliśmy do nich, a oni raptem zniknęli. Jest to dzień łączności z tymi, których wśród nas już nie ma.

Gdy chodzimy po cmentarzach w Dzień Zaduszny, pragniemy okazać im naszą wdzięczność za to wszystko, co uczynili. Zawsze wobec nich mamy jakieś wyrzuty sumienia. Każdy ma wyrzuty wobec matki, ojca, że nie był dla nich do końca dobry, wobec przyjaciela, że nie był do końca przyjacielem.

W tym dniu uczymy się też dobrego myślenia o ludziach. Dobrze myślimy o tych, którzy byli nam bliscy i teraz są w innym świecie.

Dzień Zaduszny przypomina jednocześnie o nieśmiertelności duszy. Bo przecież nie idziemy odwiedzać pustego grobu, ale szukamy czegoś, co nadal istnieje. Dlatego sądzę, że dzień ten to również święto niewierzących. Oni też chodzą w tych dniach po cmentarzach, szukają obecności bliskich sobie ludzi. Też się na chwilę zatrzymują, myślą o trwałości, przemijaniu, o tym, co warte ocalenia. Odwiedzanie grobów zawsze sprzyja refleksji.

Sama śmierć jest wielką tajemnicą, chociaż dostrzegamy jej sens. Gdyby ją usunąć, pozostałaby wielka pustka, nicość. Śmierć, jak podkreślałem, jest uwieńczeniem tego życia i przejściem do innego. To jak przejście z ciemnego pokoju do jasnego, jak mówiła św. Teresa z Lisieux. Wtedy dla tego, kto umiera, wszystko staje się jasne.

Przede wszystkim to moment szczególnego spotkania z Bogiem.

A także z najbliższymi...

Tak, dlatego chrześcijanin nie jest bezradny, gdy odchodzi ktoś bliski. Rozstając się z nim, ufa przecież, że kiedyś znów się z nim spotka. Bo wie, że Bóg nie jest groźny, surowy, straszny, ale kochający i miłosierny. I że to On przygarnia tego, kto odchodzi. Myślę, że na tym właśnie polega wielkość wiary.

Co więcej, po śmierci człowiek spotka się z Bogiem, który sam był człowiekiem, poznał cierpienie, ludzką samotność, ludzką słabość. Nawet ludzką śmierć. I w tym tkwi też pogoda chrześcijaństwa, że Bóg jest zawsze bliski człowiekowi. I bliski pozostaje mu w tym szczególnym momencie, kiedy ponownie zabiera go do siebie.

Te prawdy przypominamy sobie właśnie w pierwszych dniach listopada. Przeżywane w świetle wiary pozwalają właściwie spojrzeć na śmierć.

opr. mg/mg


Zgoda na świat (6)
Copyright © by Wydawnictwo "m"

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama