San tego dnia był Jordanem

Jak grekokatolicy obchodzą święto Jordanu (chrztu Pańskiego)

Dojechałam do Przemyśla w piątek 18 stycznia zbyt późno żeby zdążyć na całą uroczystość Małych Wodoswiat w greckokatolickiej archikatedrze pw. św. Jana Chrzciciela — a trwały one w ten wieczór bardzo długo, bo po Służbie Bożej i po poświęceniu (tego wieczoru symbolicznie, w wanience) wody, wyświęceni zostali czterej bazylianie. W archikatedrze — już przepięknie odnowionej, dostosowanej do wschodniego obrządku, którą zdobi odrestaurowany i uzupełniony ikonostas (do niedawna tkwiący w lubaczowskim muzeum), przeważali mężczyźni, jako że panie domu szykowały wieczerzę, dodam, wigilijną — bo to w kulturze wschodniego chrześcijaństwa jedno z najważniejszych świąt — wieczór poprzedzający chrzest Chrystusa. Więc i wieczerza ma swoją nazwę — Szczedry Weczer, a więc wieczór szczodrobliwości, gościnności, dobroci wszelakiej.

W gościnnym domu państwa Ireny i Michała Popowiczów Szczedry Weczer miał wyjątkowo uroczysty charakter — kiedy pan Michał wrócił po nabożeństwie w archikatedrze, to najpierw poświęconą tego wieczoru wodą skropił każdy zakątek domu. A potem wszyscy zgromadziliśmy się przy stole — wieczerzę rozpoczęły modlitwa i życzenia. Jak każe wigilijna tradycja tego święta, każdy z nas przed rozpoczęciem uczty wypił choć łyk przyniesionej ze świątyni wody. Na suto zastawionym stole był i barszcz z uszkami, i ryba, i kapusta z grochem, i maczka (to grzybowy sos, taki, w którym macza się potrawy), i postne gołąbki, i postne pierogi, i ciasto, i kawa... ufff! Obfitości wiele. No cóż, szczedry weczer rządzi się swoimi prawami — to także wieczór składania wizyt, a skoro przy stole gromadzi się cała rodzina, goście, to i potraw nie może zabraknąć! Przyznam, że i nasze, „babskie”, rozmowy toczyły się wokół potraw — dzieliłyśmy się przepisami, na przykład na kryżałkę...

Szczedry Weczer to także cezura: kończy się czas Bożego Narodzenia, zaczyna się Święto Jordanu. Zmieniają się pieśni — jeszcze pobrzmiewa „Dobry weczer tobi, pane hospodary, radujsia, oj, radujsia zemle: Syn Bożyj narodywsia!”, a już nastają pieśni inne — szczedriwky, jak choćby ta: Szczedryk, szczedryk, szczedriwoczka, priletiła lastiwoczka, stała sobi szczebetaty, hospodara wykłykaty.

Welyke Wodoswiata, następnego dnia, zaczęły się od wczesnego rana: najpierw były Poweczera Welyke — a więc modlitewny śpiew: w archikatedrze zabrzmiał przepięknie, odśpiewany na przemian przez zakonnice i ojców bazylianów. A potem Służba Boża (Msza Święta). W sobotę 19 stycznia w Welyke Wodoswiata, albo inaczej — Bohojawłennia (Objawienie Pańskie), Służbę Bożą odprawił metropolita przemysko-warszawski, ksiądz arcybiskup Jan Martyniak w koncelebrze z biskupem wrocławsko-gdańskim Włodzimierzem Juszczakiem, księdzem mitratem Stefanem Dziubyną, księdzem mitratem proboszczem archikatedry Eugeniuszem Popowiczem, księdzem prałatem Myronem Mychajłyszynem i innymi znamienitymi kapłanami. Do greckokatolickiej archikatedry przybyli metropolita przemyski, ksiądz arcybiskup Józef Michalik, biskup pomocniczy archidiecezji przemyskiej Stefan Moskwa, poseł Maciej Płażyński, władze Przemyśla.

Po nabożeństwie, formującej się w archikatedrze procesji towarzyszyło bicie dzwonów wszystkich przemyskich świątyń — też jest w tym ogromna symbolika — od momentu chrztu w Jordanie rozpoczęła się publiczna działalność Chrystusa.

W procesji (choć jest to określenie mało ścisłe — bo zebrali się chyba wszyscy przemyślanie i goście z całej Polski, a także z graniczącej o parę kilometrów Ukrainy) ruszyliśmy nad San, symbolizujący tego dnia Jordan.

Prowadzili lud chrześcijański nad wodę, ze śpiewem i modlitwą, biskupi, księża, zakonnice i zakonnicy. W miejscu, gdzie stromizna brzegów rzeki łagodnieje, oczekiwał polowy ołtarz — ikony i... wyrąbany w Sanie przerębel. Rozpoczęły się, w ciszy i skupieniu, egzekwie: nabożeństwu towarzyszyło trzykrotne zanurzenie w wodach Sanu trici — trójświecy, po trzykroć zanurzenie, aż po ramiona — krzyża, a potem kapłani, po trzykroć dmuchając w wodę, przywołali Ducha Świętego. Jest to moment, na który z dawien dawna, i tego roku, wszyscy oczekiwali — w niebo, na znak objawienia Ducha Świętego, jak wtedy, kiedy święty Jan ochrzcił Chrystusa, wzbiły się białe gołębie. W sobotę 19 stycznia w Przemyślu dzień był bezchmurny, słoneczny i mroźny, więc gołębie poszybowały wielkim kołem nad miastem, we wszystkie strony świata.

Potem, po nabożeństwie, też jak każe dawny obyczaj, każdy schodził do wód Sanu, żeby wziąć do domu choć odrobinę świętej wody. Niejeden z nas skąpał się w wodzie. Ot, tradycja — również takie, zabawne historyjki pamięta się cały rok!

Przywiozłam do Katowic i ja odrobinę świętej wody, i wieść, że Hołos Hospodni nad wodami kłycze, promawlajuczy: prijdit', prijmit' wsi Ducha premudrosti, Ducha rozumu, Ducha strachu Bożoho, jawlennoho Chrysta!

Chrystos chrestywsia w Jordani! Tak na przemyskim dworcu żegnali mnie przyjaciele Olga i Bogdan Popowiczowie z dziećmi, Piotr Lewczyszyn, Danuta Lewczanin. Mam nadzieję, że w przyszłym roku, na Święto Jordanu, będę i ja mogła zaprosić przyjaciół do Katowic. Wszak to miasto leży nad siedmioma rzekami!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama