Wakacyjne bezpieczeństwo na drogach

Słowo biskupa Mariana Dusia o chrześcijańskiej kulturze jazdy samochodem

Wakacje - to słowo wywołuje chyba u wszystkich ludzi pozytywne skojarzenia. Aby nasze marzenia wakacyjne mogły się ziścić, trzeba uporać się z kilkoma problemami: uzbierać potrzebne na wyjazd pieniądze, wybrać ofertę biura podróży, zaopatrzyć się w turystyczny sprzęt i... - właśnie - bezpiecznie dojechać na miejsce. Przed wakacjami nikt nie dostrzega w tym poważnego problemu - samochód jest sprawny, trasę znamy, gołoledzi i śnieżnych zamieci na pewno nie będzie. A jednak - jak wykazują statystyki - wiele osób na miejsce swego wypoczynku nie dojedzie. Wielu nie dowiezie do domu wspaniałego nastroju z wakacyjnych wojaży. Letnie miesiące to czas licznych, niestety, wypadków drogowych. Pamiętamy wszyscy czarną passę polskich autokarów turystycznych z ubiegłego roku.

Gdy słuchamy przedwakacyjnych ostrzeżeń policjantów czy dziennikarzy, wszyscy bezdyskusyjnie zgadzamy się z ich racjami. Często jednak, gdzieś w podświadomości, uważamy, że wypadki to mają inni, ale nie my. „Przecież tyle lat prowadzę samochód, a jeszcze nigdy poważnej kolizji nie miałem” - taka myśl złudnie pociesza wielu kierowców. Otrzeźwienie przychodzi zazwyczaj za późno, kiedy słychać już trzask miażdżonej karoserii, krzyk współpasażerów. W ułamku sekundy wakacyjna radość zamienia się w koszmar, który może trwać potem całymi latami. Zrujnowane zdrowie, wyrzuty sumienia związane z kalectwem dzieci, a może nawet śmiercią kogoś najbliższego.

Kościół jednoznacznie ocenia łamanie przepisów drogowych i bezmyślne stwarzanie ryzyka spowodowania wypadku drogowego, jako grzech i to grzech poważny. O wiele poważniejszy niż nieodmawianie pacierza czy wypowiadanie wulgarnych słów. Wspominam o tym tak konkretnie, bo ciągle jeszcze w świadomości społecznej ta hierarchia ważności nie jest właściwie postrzegana.

Jesteśmy zbyt tolerancyjni i nie zawsze mamy odwagę zareagować, gdy jadący z nami i prowadzący samochód kierowca przekracza znacznie dozwoloną szybkość, wyprzedza na ciągłej linii, czy prowadzi samochód będąc pod wpływem alkoholu. A przecież bezpieczństwo pasażerów jest wtedy bardzo zagrożone.

Zwłaszcza ta ostatnia przyczyna nieszczęśliwych dramatów na drodze jest godna potępienia.

Ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego w kolizji drogowej, którzy sami stali się kalekami, daliby dziś wiele, by móc jeszcze raz przejechać ten pamiętny, ostry zakręt, by pokonać to niebezpieczne wzniesienie już na mniejszej prędkości i z większą ostrożnością, a przede wszystkim trzeźwo.

Niestety, jest to już niemożliwe. My wszyscy, którzy wybieramy się swoimi pojazdami na urlop mamy ten zakręt, to wzniesienie i decyzję czy wypić ten kieliszek, jeszcze przed sobą. Warto o tym pamiętać, bo wypadki drogowe nie są - jak się niekiedy uważa - skutkiem działania jakiegoś fatum czy nieokreślonej wyroczni. Mylą się ci, którzy mówią: „widać musiało tak być, tak mu było pisane”. Niemądre to stwierdzenie i bardzo niechrześcijańskie. Człowiek w swoim życiu jest istotą wolną i może podejmować niezależne wybory. Przed ostrym zakrętem, niebezpiecznym wzniesieniem, czy przed wzięciem do ręki kieliszka alkoholu.

A więc pierwsza i najważniejsza przestroga. Wyjeżdżając w drogę samochodem, nie będę sam. Będą także inni użytkownicy dróg. Musimy mieć świadomość, że każde wykroczenie i złamanie przepisów ruchu drogowego, może być przyczyną ludzkich dramatów, kalectwa czy śmierci niewinnych ludzi.

Jedźmy ostrożnie i szczęśliwie do celu. Niech Boża Opatrzność czuwa nad nami wszystkimi.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama