Jestem grzeszny

Wywiad z ks. Grzegorzem Rysiem, duszpasterzem krakowskiej inteligencji, historykiem Kościoła

Jola Workowska: Coraz więcej księży zawiesza sutannę na kołku. Czy to znak, że coś złego dzieje się z kondycją ludzką?

Ks. Grzegorz Ryś — Kondycja ludzka jest - w pewnym sensie — tak samo zła jak zawsze. Człowiek jest z natury stworzeniem ograniczonym i skłonnym do zła wskutek grzechu pierworodnego; jeżeli więc dzieje się z nim coś dobrego jest to przede wszystkim efekt łaski.

- Sądząc po ilości żonatych ex-księży, zło coraz bardziej zwycięża.

Nie było momentu w historii Kościoła, by zło nie było dostrzegane. Gdy miarka się przelewała — budził się opór większy niż zwykle i wówczas w Kościele próbowano dokonywać zmian. Zło jest stare jak Kościół.

- Jeżeli zło jest czymś naturalnym, to czemu w łonie Kościoła panuje niechęć do otwartego mówienia np. o sytuacji księży, którzy są ojcami?

Mówi się i pisze o wielu problemach kościoła. Fakt, że hierarchia kościelna nie uczestniczy w krytyce, o niczym nie świadczy. Głosem Kościoła a nie spoza Kościoła są również wypowiedzi redaktora naczelnego „Znaku”.

- Czasopisma mogą wskazywać problemy lecz ich nie rozwiążą. Kościół w rozumieniu struktury hierarchicznej i prawa kanonicznego nie za bardzo radzi sobie z sytuacją ontologiczną ex-księży.

Nie uważam, by tak rozumiany Kościół powinien sobie radzić. Sytuacja człowieka, który uczynił zło jest taka sama, bez względu na to, czy jest księdzem, mężem, żoną. Jeżeli czyni się zło, trzeba odbyć pokutę.

Sytuacja prawna księży, którzy zbyt blisko zaprzyjaźnią się z kobietą, nie jest specjalnie skomplikowana. Jeżeli ksiądz zwiąże się z kobietą ślubem cywilnym, to — z punktu widzenia teologii — sam decyduje się na stałą „bliską okazję do grzechu”. Jakość takiego życia jest przez Kościół rozumiana jako poważny nieporządek moralny i w związku z tym kapłan musi podjąć decyzję. Ma trzy możliwości do wyboru: dalej trwa w związku i tym samym naraża się na wszystkie możliwe kary albo zrywa bliską okazję do grzechu albo zdobywa zwolnienie ze ślubu.

- O kobiecie i dziecku nic się nie mówi.....

Prawo nie wypełnia całej rzeczywistości. Wątpliwości i rozterki rodzą się, gdy trzeba odpowiedzieć na pytanie o możliwość pogodzenia kapłaństwa z ojcostwem. Prawo kanoniczne jest wtórne w stosunku do prawa natury; prawem natury jest to, że on jest ojcem i ma teraz obowiązki wobec tego dziecka. Na to nie trzeba żadnych dodatkowych przepisów kościelnych.

Każdy musi odpowiedzieć sam, czy jest w stanie pogodzić powrót do kapłaństwa i jednocześnie wziąć odpowiedzialność za kobietę i potomstwo.

- Czy Kościół nie powinien podpowiedzieć, co robić?

Kobiecie i dziecku została wyrządzona okropna krzywda i nie wyobrażam sobie, by ktoś trzeci mógł podejmować decyzję. Decyzja należy do konkretnego człowieka, który zna normy, wartości, którym chce podporządkować swoje życie. Ja, nawet na poziomie konfesjonału, nie jestem w stanie przepisać mu jakiegoś gotowego scenariusza. Mogę tylko powiedzieć: człowieku musisz żyć tak - jeżeli chcesz dalej być księdzem - żeby kapłaństwo pogodzić z odpowiedzialnością za kobietę i to dziecko.

- Jeżeli mężczyzna weźmie odpowiedzialność za kobietę, wówczas Kościół interweniuje i mówi: nie możesz już być kapłanem. Czyli jest podpowiedź...

Nikt nie powiedział, ze ta odpowiedzialność musi się wiązać ze ślubem i wspólnym zamieszkiwaniem.

To nie jest kwestia tylko księdza; jak ktoś żyje w małżeństwie i ma dziecko z inną kobietą — też ma obowiązek wobec tego dziecka. Tylko, że ten obowiązek jest tysiąc razy trudniejszy, bo trzeba wychowywać dziecko do wartości, których jest się zaprzeczeniem. I tak samo wygląda sytuacja z księdzem, który podjął decyzję o pozostaniu w stanie kapłańskim; musi wychowywać swoje dziecko, tłumacząc mu jednocześnie, że nie może być dla niego wzorem do naśladowania. Ewentualnie może być dla dziecka wzorem nawrócenia.

- Schopenhauer twierdzi, że ksiądz spełnia funkcję drogowskazu; wskazuje drogę do miasta, sam nią nie krocząc. Ksiądz-ojciec jest dobrym drogowskazem? W interesie Kościoła leży eliminacja takich drogowskazów.

„Interesem” Kościoła jest dojrzała wiara - tak kapłana, jak i świeckiego; a dojrzała wiara każdego potrafi zmierzyć się z grzechem. Dokąd łatwo gorszymy się grzechem — jesteśmy na poziomie sekty a nie Kościoła.

W historii Kościoła co pewien czas odradzają się tendencje donatystyczne, tzn. zależy nam na tym, aby każdy w Kościele był święty. Wartość takiego Kościoła zależy od świętości poszczególnych ludzi — a to jest absolutna herezja, bo Kościół jest wspólnotą grzeszników a nie świętych.

Święte w Kościele jest tylko to, co jest od Boga; święte są sakramenty, Ewangelia, którą czytamy, święte w człowieku jest to, co jest łaską — to pochodzi od Boga. To, co przychodzi od człowieka jest grzeszne. Ewangelia jest dla ludzi, którzy chcą się nawracać — nie jest dla gotowych świętych.

Pierwszym papieżem w historii Kościoła był uczeń, który się zaparł Chrystusa i gdyby Chrystus myślał o kapłanach jak o osobach, które z natury rzeczy mają być dobre, nie wybrałby Piotra tylko Jana, bo Jan był jedynym człowiekiem, który się sprawdził w godzinie męki i mógłby być drogowskazem, który chodzi w kierunku w którym wskazuje.

- Od kapłana mam prawo wymagać więcej niż od członka partii

Wymagać tak, ale nie oceniać Kościół po napotkanych świadkach grzechu. Dojrzała wiara zaczyna się od momentu, w którym mogę samodzielnie wierzyć. To, co decyduje o wierze, to jest moje osobiste spotkanie z Chrystusem; w słowie, w sakramentach i wtedy zniosę Kościół, który jest grzeszny.

- W starożytności pokuta była publiczna. Jak ktoś był grzesznikiem, cała wspólnota o tym wiedziała. Dlaczego teraz spowiedź jest tylko prywatna?

Pokuta była publiczna tylko po to, by ci, którzy stoją poza Kościołem mieli przed Bogiem ambasadorów w osobie ludzi żyjących w łasce. Teraz nie ma wspólnej liturgii pokutnej, bo ludzie nie rozumieją jej sensu. Możliwości wspólnej liturgii słowa i indywidualnego rozgrzeszenia istnieją od czasów Soboru Watykańskiego, ale w parafiach istnieje jakaś niewiara w sens takich nabożeństw pokutnych.

- Badania socjologiczne coraz częściej sygnalizują występowanie u księży syndromu „braku sensu” i wiary w swoje powołanie...

Przez ostatnie dziesięć lat zmienił się drastycznie świat i księża — tak samo jak naukowcy i lekarze - muszą nauczyć się żyć w nowych warunkach.

- Przedtem kształcenie seminaryjne było takie samo jak teraz.

Zmienia się, ale chyba zbyt powoli. Miarą zmian jest to, że w ostatnich latach klerycy zaczęli mieć ćwiczenia. Przedtem mieli same wykłady.

Jako historyk mogę znaleźć tysiąc dowodów na to, że wszelkie zmiany w Kościele udawały się tylko wtedy, gdy wychodziły od dołu.

Pierwszy ruch reformy w Kościele - ruch monastyczny —rozpoczął się od prostych chłopów egipskich. Oni pokazali, że spada radykalnie jakość życia chrześcijańskiego, że Kościół dobrze usadowił się w świecie, w państwie, które przestało go prześladować, a przeciwnie zaczęło się nim opiekować. Mnisi byli na początku świeckimi i to oni pokazywali, że w Ewangelię wpisany jest radykalizm.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama