Bohaterowie wojny z koronawirusem

Na pierwszej linii walki z koronawirusem jest personel medyczny. Ale rola kapłanów - kapelanów szpitalnych jest też bardzo istotna

— Jestem jedynie gościem, który świadczy swoją obecnością, że Bóg tam jest — mówi ks. Giovanni Musazzi, kapelan szpitala w Mediolanie.

Na całym świecie, a szczególnie we Włoszech, toczy się nieustannie wojna z koronawirusem. Na pierwszej linii frontu walczy personel medyczny — ofiarni lekarze, pielęgniarki i sanitariusze. Ale są też szczególni uczestnicy tej wojny — kapłani, którzy są zawsze blisko wiernych i chorych, za co płacą bardzo wysoką cenę. We Włoszech zmarło ich już stu siedemnastu (do 24 kwietnia). Najbardziej dotknięta jest diecezja Bergamo w Lombardii, która straciła aż dwudziestu pięciu księży, natomiast aż szesnastu ksawerianów zmarło w jednej tylko wspólnocie w Parmie, najprawdopodobniej z powodu koronawirusa lub jego konsekwencji. Wiele diecezji przywołuje historie tych nowych męczenników pandemii. Zarażonych wirusem było również kilku biskupów, w tym kard. Angelo De Donatis, wikariusz papieża dla diecezji rzymskiej.

Wśród kapłanów na pierwszej linii frontu znajdują się kapelani szpitali, szczególnie tych, które zostały zamienione na struktury sanitarne przeznaczone dla zarażonych wirusem SARS-CoV-2. Kapelanem Szpitala Luigi Sacco — najważniejszego szpitala w Mediolanie — jest ks. Giovanni Musazzi z Bractwa Kapłańskiego Misjonarzy św. Karola Boromeusza. Kapłan podkreśla, że jego obecność jest punktem wyjścia do nawiązania dialogu z lekarzami i pacjentami. — W szpitalu jestem jedynie gościem, który świadczy swoją obecnością, że Bóg tam jest — mówi. Chorzy na COVID-19 proszą o bliskość, ale ks. Giovanni musi długo się przygotowywać, by wejść na oddział zakaźny, czasami tylko po to, by zapytać chorego, jak odpoczął w nocy. Niektórym pacjentom może jedynie udzielić błogosławieństwa przez okno pokoju. Przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności kapelan odwiedza niektórych pacjentów, którzy go rozpoznają tylko dlatego, że na kombinezonie — takim samym, jakiego używa personel medyczny — pisze za każdym razem flamastrem: „ksiądz”. Na tym oddziale chorzy są zawieszeni między życiem i śmiercią. — Wiele osób chce się wyspowiadać — opowiada. — Mają trudności z wysławianiem się, a ja nie powinienem za bardzo się do nich zbliżać. Mogę się zatrzymać na 2-3 minuty, aby udzielić Komunii św. i ogólnego rozgrzeszenia. Ale ludzie bardzo się cieszą, widząc księdza — to znaczy, że ktoś przychodzi specjalnie do nich.

Pomimo rozpaczy i bólu na oddziale chorób zakaźnych da się odczuć chrześcijańską nadzieję. — Cierpienie może ukryć Boga, ale go nie eliminuje — mówi ks. Giovanni. — Im więcej jest cierpienia, tym bardziej poszukuje się Boga, ponieważ pojawia się poszukiwanie sensu. Dodaje: — Staram się w jakiś sposób towarzyszyć cierpieniu ludzi, których spotykam, i modlić się z nimi. W przeciwnym razie byłaby to tylko czysta retoryka. Unikam banalnych zdań, które w tej sytuacji są nie na miejscu... I dalej:

— W obliczu bólu nie mogę powiedzieć pacjentowi, że Bóg go kocha. Muszę mu powiedzieć: ja cię kocham i dlatego jestem tutaj, by spędzić z tobą trochę czasu. Dopiero wtedy mogę mu powiedzieć, że Bóg go kocha.

Dla kapelana najsmutniejsze momenty to te, gdy ktoś umiera w samotności, bez rodziny, bez przyjaciół. Gdy krewni mają kwarantannę, również pogrzeb ogranicza się do zwykłego błogosławieństwa trumny na placu przy szpitalu. — Pracownicy służb pogrzebowych robią zdjęcie dla krewnych, by mieli chociaż taką pamiątkę po zmarłym. To jedyna rzecz, którą możemy dla nich zrobić — stwierdza z rozgoryczeniem ks. Musazzi.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama