Miłość i realizm

Jak kochać?

Wiemy o tym, że trudno jest kochać nas samych i naszych bliźnich. Najtrudniej jest kochać tych, którzy nie kochają nawet samych siebie i którzy krzywdzą siebie i innych ludzi. Łatwo wtedy popaść w postawy skrajne: stać się naiwną ofiarą lub przestać kochać. Tylko od Boga możemy nauczyć się tej miłości, która jest wierna i nieodwołalna, a jednocześnie mądra i realistyczna, czyli dostosowana do zachowania osoby, którą kochamy.

1. Bóg jest miłością

Człowiek mógłby wymyślić Boga,
który jest Wszechmocą,
ale nie mógł wymyślić Boga,
który jest Miłością.

Chrześcijaństwo głosi światu Boga, który jest Kimś Zupełnie Innym niż człowiek. Wiemy, że Ten Ktoś Zupełnie Inny jest Odwieczny i że żyje poza czasem. Wiemy, że jest Kimś Nieskończonym i Wszechmocnym. Wiemy, że jest Stwórcą Nieba i Ziemi. Wiemy, też, że jest Pełną Prawdą, Najwyższym Dobrem, Niedoścignionym Pięknem, Niezrównaną Mądrością i Nieomylną Sprawiedliwością. Wiemy też, że te i wszystkie inne określenia, jakimi próbujemy opisać Boga, są przez nas używane jedynie w sensie analogicznym. Za pomocą naszych ludzkich słów i pojęć możemy mówić na wiele sposobów o Bogu, ale nigdy nie zrozumiemy do końca natury Boga. Nie jesteśmy wstanie wyobrazić sobie tego, co konkretnie oznaczają określenia, którymi opisujemy Nieskończonego Boga. Znacznie łatwiej możemy stwierdzić kim On nie jest, niż kim jest. Na szczęście znamy dwie podstawowe prawdy o Bogu, które możemy nazwać z całą pewnością i precyzyjnie: że Bóg jest i że jest miłością. Te dwie prawdy o sobie Bóg objawił nam osobiście wtedy, gdy do nas przyszedł (przyjść może tylko Ten, Który Istnieje!) i gdy do końca nas umiłował.„Bóg jest miłością” (J 4, 8.16) — oto najkrótsza i jednocześnie najbardziej precyzyjna prezentacja Boga. Niczego innego nie zrozumiemy z tajemnicy Boga i z Jego sposobu odnoszenia się do człowieka, jeśli choćby na chwilę zapomnimy o tym, że On jest najpierw miłością.

Bóg objawiający się nam w Swoim Synu, odsłania nam nie tylko fakt, że jest miłością, ale też drugi zdumiewający fakt, a mianowicie, że jest Żywą Osobą, a nie jakąś kosmiczną siłą czy bezosobową potęgą natury. Bóg to ktoś, kto myśli, kocha, czuje i decyduje. To, że Bóg jest osobową miłością, nie odsłania jeszcze do końca Jego tajemnicy. Syn Boży odsłania nam jeszcze inną, zdumiewającą prawdę o Bogu. Otóż Ten, który jest Bogiem Jednym i Jedynym, nie jest Bogiem samotnym! Bóg to wspólnota osób, które się nieodwołalnie kochają i które sobie nieodwołalnie ufają. Bóg jest zatem rodziną. Ojciec, Syn i Duch Święty to nie indywidualiści, skupieni na sobie i na szukaniu własnej chwały, ale osoby, które przenikają siebie wzajemną miłością i są dla siebie wzajemnym darem.

Takiego właśnie Boga głosi światu prawdziwie rozumiane chrześcijaństwo. Istnienie świata oraz istnienie człowieka nie jest związane z działaniem jakiejś bezosobowej siły czy jakiejś wszechmocnej jednostki, ale z istnieniem Wspólnoty Kochających Osób, które dzielą się swoją miłością i radością z całym stworzeniem. Chrześcijanin to zatem ktoś, kto zawierza swe życie tej miłości, która nie jest jakąś tajemniczą energią kosmiczną czy jedynie wzruszającym przeżyciem psychicznym, lecz Wspólnotą Osób, które traktują każdego człowieka jak własne dziecko.

Chrześcijaństwo jest dla wszystkich pokoleń ludzi tej Ziemi świadkiem niezwykłej drogi, jaką odbył człowiek poszukujący Boga. Stary Testament odsłania nam początek owej drogi. Wiemy, że Bóg od początku okazywał człowiekowi swoją miłość, natomiast człowiek odpowiadał nierzadko na tę miłość lękiem a nawet buntem. Tak właśnie było w przypadku pierwszych ludzi, którzy potraktowali Boga jako przeciwnika, jako kogoś, z kim trzeba walczyć o własną niezależność. Za każdym jednak razem, gdy człowiek buntował się wobec Boga, boleśnie przekonywał się o tym, że walcząc z Bogiem, dramatycznie krzywdzi samego siebie i innych ludzi. Właśnie dlatego nieuchronnym skutkiem stawiania siebie w miejsce Boga, było za każdym razem rozczarowanie, lęk i chowanie się przed Najlepszym Przyjacielem.

Na początki drogi człowieka do Boga lęk dominował nawet u tych ludzi, którzy byli szlachetni i szukali Boga czystym sercem. Nawet tacy ludzie traktowali Boga bardziej jak śmiertelnie groźną nawałnicę niż jak Miłość, która przychodzi do nas na sposób niezauważalnego niemal powiewu wiatru, przypominając za każdym razem początki naszej historii, kiedy to Bóg tchnął swojego ducha w ciało człowieka ulepione z ziemi. Na początku drogi do Boga człowiek bał się nawet wypowiedzieć imię Stwórcy, bo sądził, że w ten sposób obraża Niewypowiedzianego i ściąga na siebie nieuchronną śmierć. Dopiero Jezus wyjaśnił nam, że Bóg marzy o tym, by każdy z nas zwracał się do niego z czułością dziecka, nazywając Go Abba — Tatusiem. Teraz dopiero rozumiemy, że bojaźń Boża to nie lęk o to, że Bóg może wyrządzić nam krzywdę, lecz to bojaźń wobec nas samych, że w naszej naiwności czy grzeszności to właśnie my możemy odłączyć się od Boga. Mądra bojaźń Boża to postawa podobna do jakże mądrego lęku dziecka o to, by w tłumie ludzi nie odłączyć się od kochających rodziców, którzy są dla niego ostoją życia i rozwoju.

Możemy zdumiewać się tym, że na początku historii spotykania się człowieka z Bogiem, wielu ludzi postanowiło walczyć ze Stwórcą, albo że bali się oni Tego, który jest Przyjacielem człowieka. Jeśli jednak uczciwie popatrzymy na naszą własną historię, to przekonamy się o tym, że w jakimś stopniu my również powtarzamy tamte historie sprzed tysięcy lat, opisane na kartach Starego i Nowego Testamentu. Nie jesteśmy całkiem inni ani dużo dojrzalsi od ludzi żyjących kilka tysięcy lat temu. Mamy natomiast większą niż oni szansę na to, by nie zatrzymać się na etapie buntu czy lęku, lecz by mieć pewność, że spotykamy się z Bogiem, który nas kocha.

Za każdym razem, gdy uświadamiam sobie to, że Bóg jest miłością, przeżywam tak ogromne zdumienie i tak niewypowiedzianą wdzięczność, jakbym właśnie dzisiaj po raz pierwszy w życiu dowiedział się o tym, że Bóg mnie kocha. Jednocześnie odczuwam bolesny niepokój, gdyż próbuję wczuć się w sytuację kochającego Boga. Z codziennego doświadczenia wiem przecież o tym, że niezwykle trudno jest kochać kogoś takiego, jak ja i jak inni ludzie, z którymi się spotykam. Gdybym miał odwagę reagować spontanicznie i coś sugerować Bogu, to chciałbym Go przestrzec przed rozpoczynaniem tej historii zbawienia, która zawiedzie go na krzyż. Wiem jednak o tym, że Bóg nie potrzebuje żadnych rad ode mnie, gdyż chrześcijaństwo wyjaśnia mi, że On jest nie tylko Miłością, ale też Mądrością.

2. Bóg uczy nas realizmu

Bóg nie tylko naprawdę mnie kocha,
ale też naprawdę mnie rozumie
i dlatego powołuje mnie do świętości,
a nie do doskonałości.

Chrześcijaństwo ukazuje Boga, który nie tylko nas kocha, ale który nas w pełni rozumie.

Bóg stworzył całą rzeczywistość i dlatego jest największym realistą we Wszechświecie. Jest też najlepszym specjalistą od człowieka, bo to przecież On nas wymarzył ze swojej miłości. Właśnie dlatego Bóg widzi nasze wnętrze i zagląda w głąb naszych serc. Widzi nie tylko to, co czasem ukrywamy przed ludźmi, ale również to, co próbujemy ukryć przed nami samymi. Stwórca wie, co dzieje się w nas także wtedy, gdy my nie jesteśmy świadomi naszych myśli, przeżyć czy motywów postępowania i gdy samych siebie nie rozumiemy. Zdarza się, że jakiś konstruktor programów komputerowych bywa zaskakiwany ich działaniem albo że nie potrafi znaleźć przyczyny ich wadliwego funkcjonowania. Tymczasem Bóg nie ma tego typu problemów w odniesieniu do człowieka, którego stworzył. On zna nas zawsze „na wylot” i rozumie wszystkie uwarunkowania naszych myśli, przeżyć czy zachowań.

Właśnie dlatego, że Bóg nie tylko nas kocha, ale też w pełni nas rozumie, wie On bez cienia wątpliwości, w jaki sposób okazywać nam miłość, byśmy mieli szansę tę Jego miłość zrozumieć, przyjąć i naśladować. Nasze niedoskonałe przecież - bo tylko ludzkie i ograniczone - poczucie realizmu już wystarcza, byśmy rozumieli, że trudno jest pokochać człowieka. Trudno jest okazywać miłość zwłaszcza tym ludziom, którzy krzywdzą samych siebie, którzy nierozumnie używają swego rozumu czy którzy popadają w uzależnienia i tracą wolność. Niemal codziennie przekonujemy się o tym, że im bardziej niedojrzały jest człowiek, tym bardziej buntuje się on wobec Boga, który mądrze kocha, a także wobec ludzi, którzy odnoszą się do niego z dojrzałą miłością. Łatwe są tylko postawy błędne, czyli skrajne. W obliczu ludzi niedojrzałych łatwo jest być kimś bezkrytycznie „dobrym” i naiwnym. Łatwo też popaść w drugą skrajność, czyli poddać się rozczarowaniu, zniechęceniu czy agresji. Takie niebezpieczeństwo pojawia się zwłaszcza wtedy, gdy najbardziej boleśnie krzywdzą nas ci, których najbardziej kochamy.

Im bardziej niedojrzały jest człowiek, którego kochamy, tym większego potrzeba nam poczucia realizmu, jeśli chcemy kochać w sposób roztropny i odpowiedzialny. Także wtedy, gdy tym niedojrzałym człowiekiem jesteśmy my sami! Właśnie dlatego Bóg nie tylko jest realistą, ale też uczy nas realizmu. Uczenie realizmu i zdrowego rozsądku to jeden z podstawowych przejawów miłości. Na kartach Biblii Bóg nieustannie przypomina nam o tym, że miłość i mądrość, dobroć i realizm są ze sobą nierozerwalnie powiązane. Tylko wtedy, gdy człowiek kieruje się realizmem i zdrowym rozsądkiem, jest w stanie zrozumieć realizm Bożej miłości i nauczyć się dojrzale kochać. Popatrzmy na najważniejsze przejawy tego realizmu, którego możemy uczyć się od Boga i który jest nieodzowny, jeśli chcemy odpowiedzialnie i roztropnie pokochać samych siebie i innych ludzi.

Bóg uczy nas realizmu, gdy przypomina nam o tym, że każdy człowiek, w każdej epoce i w każdej kulturze, potrzebuje precyzyjnych norm moralnych. Normy te są dla nas mądrymi - bo właśnie wynikającymi z poczucia realizmu! - kryteriami postępowania. Jest tu analogia do przepisów o ruchu drogowym. Im bardziej realistyczne, czyli uwzględniające realia ruchu drogowego, są te przepisy, tym bezpieczniej podróżują ci, którzy te przepisy respektują. Bóg, który świetnie rozumie realia naszego życia, podpowiada nam zasady i przykazania, dzięki którym możemy przejść przez życie w wolności i radości dzieci Bożych. Ten, który stwarza nas z miłości, już na początku naszej historii wyjaśnił nam zasady postępowania, dzięki którym możemy wybierać błogosławieństwo i życie, a chronić się przed przekleństwem i śmiercią. Streszczeniem tych zasad, które dosłownie ratują nam życie, jest Dekalog oraz trzy przykazania miłości: Boga, samego siebie i bliźniego.

Bóg uczy nas realizmu, gdy przypomina nam o tym, że najbardziej nawet precyzyjne normy moralne i zasady postępowania nie gwarantują jeszcze tego, że będziemy postępować w zgodny z nimi sposób. Stwórca wie o tym, że nikt z nas nie jest komputerem. Na nasze zachowania wpływa nie tylko nasza świadomość. To, w jaki sposób postępujemy, zależy od wielu czynników: od naszych przeżyć i potrzeb, od więzi i wartości, od pragnień i aspiracji, od woli i sumienia, od otrzymanego wychowania i całej historii życia, od oczekiwań i nacisków ze strony innych ludzi, od mody i obyczajów, a także od wielu jeszcze innych czynników. Gdy nie odróżniamy dobra od zła, wtedy niemal zawsze czynimy to, co gorsze, bo to jest zwykle łatwiejsze. Jednak najbardziej nawet precyzyjna znajomość norm moralnych i przekonanie o ich sensowności nie gwarantuje jeszcze tego, że zawsze będziemy wybierali prawdę i miłość.

Bóg uczy nas realizmu, gdy przypomina nam o tym, że nie zawsze wyciągamy wnioski z błędów i dramatów innych ludzi, a także z naszych osobistych błędów i grzechów. Zdarza się przecież tak, że nadal czynimy to, co złe, mimo że ponosimy już bolesne konsekwencje łamania Bożych przykazań. Bywa i nawet tak, że ktoś z nas setki razy w ten sam sposób krzywdzi siebie czy innych ludzi. To właśnie dlatego w kolejnych pokoleniach pojawiają się ci, którzy powielają błędy swoich poprzedników. Nawet wtedy, gdy błędy te prowadzą do śmierci, jak to ma miejsce, na przykład, wtedy, gdy ktoś popada w alkoholizm czy narkomanię. W takich sytuacjach mamy oczy a nie widzimy, mamy uszy, a nie słyszymy. Bóg uświadamia nam fakt, iż czasem nawet najbardziej dotkliwe cierpienie nie wystarcza, byśmy się zastanowili i nawrócili. Cierpienie potrzebne jest każdemu, kto błądzi, ale ono samo nie gwarantuje jeszcze przemiany człowieka. Niektórzy ludzie dzięki zawinionemu przez siebie cierpieniu zaczynają odróżniać dobra od zła. Wielu jest jednak takich, którzy pod wpływem cierpienia nie zastanawiają się i nie zmieniają swego postępowania, lecz poddają się zniechęceniu czy rozpaczy. Właśnie dlatego ani cierpienie, ani strach nie może być podstawą historii zbawienia czy kluczem do serca człowieka.

Bóg uczy nas realizmu, gdyż przypomina nam o tym, że potrzebujemy Jego szczególnych świadków, czyli takich ludzi, którzy ukazują nam Bożą prawdę o nas i Bożą miłość do nas. Takimi świadkami byli i pozostaną na zawsze wielcy prorocy i święci w całej historii zbawienia. To właśnie tacy ludzie są dla nas żywym dowodem na to, że można i że warto iść przez życie drogą Bożych przykazań i trwać w miłości. Jednak Bóg, który jest realistą, wie też i o tym, że najbardziej nawet niezwykli i szlachetni ludzie nie mogą sprawić, że każdy z nas będzie żył w sposób podobny do ich sposobu życia.

Bóg uczy nas realizmu także wtedy, gdy przypomina nam o tym, że nie jest dobrze być człowiekowi samemu. Człowiek osamotniony jest zwykle bezradny w obliczu zła, cierpienia czy zniechęcenia. Trudno trwać w miłości i radości tym ludziom, którzy czują się izolowani i opuszczeni. Bóg stworzył nas z miłości, a ktoś stworzony z miłości i do miłości jest spotkaniem i potrzebuje na co dzień wsparcia ze strony krewnych, przyjaciół i wspólnoty wierzących. W swoim realizmie Stwórca przypomina nam o tym, że życie pośród ludzi życzliwych i tworzących Kościół, też nie gwarantuje tego, że będziemy trwać w miłości.

Bóg uczy nas realizmu wtedy, gdy przypomina nam o tym, że każdy z nas jest odpowiedzialny za własne życie. Nikt za nas nie może decydować o tym, w jaki sposób postępujemy, jakie budujemy więzi i jakimi kierujemy się wartościami. W uczeniu się dojrzałej sztuki życia potrzebujemy danych nam przez Boga przewodników duchowych, jakimi są księża i osoby konsekrowane, ale ci przewodnicy mogą nam jedynie wskazywać zasady postępowania zgodne z mądrości Ewangelii. Mogą nam w tej drodze towarzyszyć dobrym słowem, modlitwą, a także potrzebnym nieraz upomnieniem. Nie mogą natomiast zastąpić nas w trudzie decydowania się na taką właśnie drogę życia oraz w trudzie trwania na tej drodze. W swoim realizmie Bóg przypomina nam również o tym, że nawet ci, których posyła nam jako duchowych przewodników, pozostają tylko ludźmi i niektórzy z nich mogą czasem rozczarować, stając się wilkami zamiast pasterzami. W obliczu złych przewodników duchowych Syn Boży wypowiada jakże realistyczne i zawsze aktualne słowa: „Czyńcie i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie” (Mt 23, 3).

Bóg uczy nas realizmu wtedy, gdy przypomina nam o tym, że do zbawienia nie wystarczy nawet to, że On przyszedł do nas osobiście i że ludzkość mogła dosłownie zobaczyć Jego miłość. Zbawienia nie gwarantuje nam to, że Syn Boży wyjaśnił nam sens naszego życia i sens norm moralnych, że odpowiadał na nasze najtrudniejsze pytania, że nas zachwycił swoją miłością i mądrością. Bóg, który przychodzi do człowieka, z góry zapowiada, że znajdą się tacy ludzie, którzy do końca doczesnej historii szukać będą sposobu na to, by pochwycić Go na błędzie, a nawet zabić. Bóg, który przychodzi do nas z miłości i z miłością, wie o tym, że będziemy chcieli sprawdzić, czy rzeczywiście nigdy, w najbardziej nawet skrajnej sytuacji nie przestanie nas kochać. Wie, że wystawimy Go na próbę śmierci i że przywalimy ciężki kamień do Jego grobu. Z góry też wie, że podda się tej najbardziej bolesnej próbie. Kierując się realizmem, Syn Boży, który stał się człowiekiem, nie pozwolił skrzywdzić się na początku swojej publicznej działalności, kiedy to źli ludzie postanowili strącić Go ze skały. Dobrowolnie wydał się w nasze ręce dopiero wtedy, gdy wystarczająco wyraźnie odsłonił swoją tajemnicę. Przyszedł bowiem do nas nie po to, by zginąć w dobrej sprawie, jak jeszcze jeden z wielu męczenników w historii ludzkości, ale po to, byśmy mogli upewnić się o tym, że przybiliśmy do krzyża samego Boga, która do końca nas umiłował.

Bóg uczy nas realizmu wtedy, gdy przypomina nam o tym, że najpierw wystawimy Go na próbę krzyża i śmierci, a później będziemy Go szukać, gdyż w każdej epoce człowiek będzie potrzebował Bożej obecności i miłości. Po swoim zmartwychwstaniu Chrystus powraca do swoich uczniów nie po to, by „się pochwalić” tym, że jest nieśmiertelnym Bogiem. Powraca po to, by nas upewnić, że On — najbardziej skrzywdzony w historii ludzkości i w okrutny sposób zabity — zmartwychwstał i jest Bogiem, który do nas powraca, gdyż kocha nas na wieki. W swej niezwykłej wyobraźni miłości Bóg postanowił pozostać z nami w całkiem widzialny sposób: pod postacią pokarmu i napoju, a zatem pod postacią tego, czego codziennie potrzebujemy, by żyć.

Bóg uczy nas realizmu wtedy, gdy przypomina nam o tym, że największą dla nas siłą jest miłość. Właśnie dlatego Bóg używa swojej wszechmocy wobec nas jedynie na sposób miłości. Wobec burzy, która szaleje na jeziorze i zagraża życiu Jego uczniów, Chrystus może zastosować siłę fizyczną. Natomiast na nas - ludzi zdolnych do tego, by myśleć i kochać - Bóg oddziałuje jedynie siłą swej miłości. Stwórca daje nam prawdziwą wolność, a przez to także rzeczywistą odpowiedzialność. Traktuje każdego z nas poważnie i respektuje nasze decyzje. Bóg nie steruje „ręcznie” naszą historią. On pragnie, byśmy już tu i teraz, czyli w warunkach doczesności, żyli długo i szczęśliwie. Bóg objawia nam swoją miłość po to, byśmy mieli siłę iść drogą błogosławieństwa i świętości, ale więcej już uczynić nie może. Inaczej nie kochałby nas, lecz nami by jedynie „zarządzał”, podobnie jak zarządza światem materialnym poprzez prawa natury, którym poddał wszystko poza człowiekiem.

Bóg uczy nas realizmu wtedy, gdy przypomina nam, że także po Jego przyjściu do nas w widzialnej postaci, nadal nikomu z nas nie da się udowodnić, że miłość istnieje i że ten, kto nie kocha, skazuje samego siebie na dramatyczne cierpienie. Nikogo nie sposób do miłości przymusić, gdyż kochać może tylko ten, kto tego osobiście pragnie, czyli kto dobrowolnie postanawia kochać. W swym nieomylnym realizmie Bóg przypomina nam o tym, że również ci, którzy szczerze fascynują się Jego miłością, pozostają nadal kruchymi i grzesznymi ludźmi, podobnie jak Piotr i jak tylu innych świętych. Właśnie dlatego Chrystus ustanawia sakramenty jako niezwykłą pomoc dla ludzi wszystkich czasów. Sakramenty sprawowane w Kościele to jakby powtórzenie w naszych czasach — i w każdych kolejnych epokach — niezwykłych znaków i cudów, jakich dokonywał Chrystus wobec ludzi, których spotykał w czasie swojej widzialnej obecności na Ziemi. Przemawiał wtedy z mocą, uzdrawiał, wzywał do nawrócenia, odpuszczał grzechy, przywracał nadzieję. Sakramenty to moc wychodząca z Chrystusa, który żyje na wieki i który pozostaje jedynym Zbawicielem człowieka w każdej epoce.

Bóg uczy nas realizmu wtedy, gdy wyjaśnia, iż trwanie w Jego prawdzie i miłości to jedyny sposób, by nie grzeszyć i by nie ulec mocy zła. Kierując się tym samym realizmem, Bóg powołuje nas do świętości, ale nie do perfekcjonizmu czy doskonałości. Człowiek, który usiłuje być kimś doskonałym, stara się dorównać Bóg, natomiast ten, kto dąży do świętości, pragnie naśladować Boga. Pragnie zatem w coraz bardziej doskonały sposób kochać, mimo że pozostaje niedoskonały w swej cielesności, w swoich sposobach myślenia i przeżywania, w swej wolności i we wszystkich innych sferach swego człowieczeństwa.

Bóg uczy nas realizmu także wtedy, gdy wyjaśnia nam, iż życie wieczne na tej Ziemi byłoby dla nas nie do zniesienia. Stwórca nigdy nie wycofa raz danego nam daru istnienia, podobnie jak nigdy nie wycofa swej miłości do każdego z nas. Jednak w swoim realizmie Bóg doskonale wie o tym, że raj, jaki przygotował nam na tej Ziemi, zamieniliśmy w dolinę ciemności i w padół łez. Właśnie dlatego Chrystus upewnia nas w Ewangelii, że przygotował dla nas Nową Ziemię i Nowe Niebo, gdzie nas oczekuje. Bóg przygotował dla nas wieczne mieszkanie, którego już nie zdołamy uczynić doliną ciemności, gdyż będzie ono mieszkaniem dla tych, którzy nauczyli się kochać na zawsze.

Bóg uczy nas realizmu najbardziej wtedy, gdy do końca wyjaśnia nam naszą naturę i naszą tajemnicę. Tajemnicy człowieka nie odkryjemy wtedy, gdy obserwujemy jedynie to, co w nas zewnętrzne i widzialne. Nasza tajemnica ukryta jest w Bogu, a odkryć ją możemy jedynie w naszym wnętrzu, w naszej świadomości i wolności, w naszych aspiracjach i marzeniach, w naszej tęsknocie za prawdą i miłością, za dobrem i pięknem. Bóg stworzył nas w najbardziej niezwykły z możliwych sposobów, a mianowicie uczynił nas osobą a nie rzeczą. Być osobą, to być kimś, kto mieszka „w środku” siebie. To być kimś ważniejszym i cenniejszym niż cały świat materialny. Być osobą to stać ponad prawami ewolucji, ponad instynktami i popędami, a także ponad tym wszystkim, co ogranicza naszą świadomość i wolność ze względu na niedoskonałość naszego człowieczeństwa. Osoba jest kimś większym nawet od własnego człowieczeństwa, w którym istnieje i poprzez które wyraża swoją niezwykłość. Obecna forma naszego człowieczeństwa po śmierci doczesnej zostanie zupełnie przemieniona, a mimo to każdy z nas pozostanie sobą, czyli tą samą osobą.

Być osobą to być zdolnym do kierowania własnym życiem w sposób świadomy i wolny pomimo licznych ograniczeń i nacisków wewnętrznych i zewnętrznych, jakim podlegamy w realiach doczesności. Będąc osobą, człowiek nie podlega ani determinizmowi do zła, ani też determinizmowi do dobra. Każdy z nas ma szansę żyć w sposób święty, mimo najbardziej nawet negatywnych uwarunkowań i sytuacji, w jakich może się znaleźć. Z drugiej strony nikomu z nas nie można zagwarantować szczęścia z zewnątrz. Nawet wtedy, gdy żyjemy wśród szlachetnych ludzi i otrzymaliśmy szlachetne wychowanie, jesteśmy ciągle zagrożeni tak, jak syn marnotrawny z przypowieści Jezusa. Właśnie dlatego najważniejsza różnica między ludźmi jako osobami, polega nie na tym, jakie mamy cechy fizyczne czy psychiczne, ale jakie stawiamy sobie wymagania oraz jakimi wartościami kierujemy się w naszym postępowaniu.

W swoim realizmie Bóg uświadamia nam to, że w świecie osób nie ma sytuacji nieodwracalnych. Procesy nieodwracalne mogą mieć miejsce tylko w świecie rzeczy materialnych. Dla przykładu, nie da się już skleić kryształowego wazonu, rozbitego na tysiące cząsteczek. Tymczasem człowiek jako osoba może odrodzić się z najbardziej nawet dramatycznego kryzysu. Nawet jeśli umiera ktoś na skutek swych słabości czy grzechów, to jeszcze w procesie umierania może zająć zupełnie nową postawę wobec Boga, ludzi i samego siebie. Jeszcze wtedy ma szansę stać się osobą, która zaczyna być kimś zupełnie nowym. Świat materialny podlega prawom przyrody i siłom natury, natomiast człowiek jako osoba podlega prawu miłości. Każdy z nas jest dzieckiem Boga, który jest Miłością i który może w każdej chwili stworzyć nas na nowo, jeśli tego szczerze pragniemy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama