Mądrość, która nas kocha

Rozmowa na zakończenie rekolekcji adwentowych

H.P.: Księże Marku, proszę o krótkie przedstawienie się naszym Czytelnikom.

Ks. M.D.: Jestem kapłanem diecezji radomskiej, z wykształcenia psychologiem, studia kończyłem w Rzymie. Obecnie jestem adiunktem Uniwersytetu Kard. St. Wyszyńskiego i krajowym duszpasterzem trzeźwości. Zajmuję się duszpasterstwem trzeźwości, często spotykam się z młodzieżą w szkołach, prowadzę rekolekcje, rozmowy indywidualne. Piszę książki i artykuły o wychowaniu.

H.P.: Specjalnością księdza jest psychologia. Skąd wzięło się to zamiłowanie? Czy ujawniło się podczas posługi kapłańskiej, czy też już wcześniej?

Ks. M.D.: Studia z psychologii to było dla mnie kolejne zaskoczenie, jakich wiele doświadczyłem w moim życiu. Gdy odbywałem studia w seminarium duchownym, to wiele razy wypowiadałem się krytycznie o psychologii. Zakładałem, że jest to nauka, która się porywa na rzeczy nierealne, gdyż próbuje zrozumieć i wytłumaczyć zachowanie człowieka, a to przekracza możliwości jakiejkolwiek nauki. Człowiek jest przecież dla samego siebie tajemnicą i wymyka się akademickim opisom. Kiedy zostałem już księdzem, przez dwa lata pracowałem w parafii Garbatka Letnisko koło Radomia. Byłem tam szczęśliwy jako wikariusz. Czułem się mamą i tatą dla ludzi, do których zostałem posłany. List od księdza biskupa, z którego dowiedziałem się, że mam jechać do Rzymu na dalsze studia, był dla mnie zupełną niespodzianką. W czasie studiów przekonałem się o tym, że psycholodzy są potrzebni wyłącznie tym ludziom, którzy nie mają przyjaciół i w związku z tym większość psychologów też potrzebuje terapii, bo oni również nie mają przyjaciół. Najpiękniejszym podręcznikiem psychologii jest Ewangelia. Wszystko to, co jest cennego we współczesnej psychologii, znajduje się już w Ewangelii, a wszystko to, co jest niebezpieczne czy naiwne w psychologii, zostało już zdemaskowane w Ewangelii. Psychologia pomaga mi rozumieć człowieka i wpierać go w rozwoju, ale zdecydowanie bardziej pomaga mi w tym Ewangelia.

H.P.: Co ksiądz uważa za największe oszustwo współczesnego świata?

Ks. M.D.: Najbardziej toksycznym oszustwem jest obecnie promowanie iluzji o istnieniu łatwego szczęścia, na zasadzie: róbcie co chcecie! Kto uwierzy w to, że można żyć na luzie, kierować się we wszystkim własnymi przekonaniami, zapomnieć o sumieniu i normach moralnych, ten wchodzi na drogę kryzysu i cierpienia. Absurdalne mity o istnieniu łatwego szczęścia to nie przejaw „nowoczesności” czy postępu, ale wyraz naiwności i ignorancji. W taki mit uwierzyli przecież już pierwsi ludzie, którzy wmówili sobie, że sami odróżnią dobro od zła i że będą jak bogowie. Propagowanie tego typu mitów jest współczesną formą ludobójstwa, bo prowadzi do pojawienia się cywilizacji śmierci. Kto uwierzy w takie mity o łatwym szczęściu, ten szybko popadnie w łatwe nieszczęście: w alkoholizm, narkomanię, erotomanię, w jakieś inne uzależnienia, w egoizm, w niezdolność do miłości i pracy. Szukanie łatwego szczęścia to najkrótsza droga do dramatycznego kryzysu i do wyrządzania wielkiej krzywdy samemu sobie i swoim bliskim.

H.P.: Czy obecnie nie mamy do czynienia na co dzień z przedefiniowaniem pewnych pojęć, słów, wartości?

Ks. M.D.: Niestety tak! Wielu współczesnych ludzi ma poważne problemy w radzeniu sobie z życiem. Tacy ludzie często krzywdzą siebie i innych. Mają wtedy dwie możliwości: albo skorygować błędne postępowanie, albo wmówić sobie, że ich błędne postępowanie jest... dobre. Kto nie postępuje zgodnie z mądrym myśleniem, ten zaczyna „myśleć” zgodnie z niemądrym postępowaniem! Obecnie panuje moda na taki język, który ułatwia nam tchórzostwo wobec prawdy i ucieczkę od rzeczywistości! Jest to język tak zwanej „poprawności” politycznej, która szafuje słowami: akceptacja i tolerancja. W konsekwencji nasz język coraz bardziej przysłania prawdę, zamiast ją opisywać. Nie mówi się już, że ktoś jest złodziejem, tylko, że zarabia inaczej, że ktoś jest leniem, tylko że jest pracowity inaczej, że jest mordercą, tylko że chroni życie inaczej, że jest katem tylko że jest nadpobudliwy, itp. Zaburzonego myślenia uczą nas nawet ci, którzy teoretycznie są specjalistami od dojrzałego myślenia, a zatem psycholodzy i pedagodzy. Zamiast uczyć nas myślenia realistycznego, zachęcają nas do myślenia „pozytywnego”, czyli selektywnego, a przez to naiwnego. Ludzie cyniczni unikają zwrotu: dziecko w fazie rozwoju prenatalnego, za to chętnie mówią o zygocie czy płodzie, bo liczą, że zmiana nazwy sprawi, że dziecko nie będzie jeszcze dzieckiem. Cynicy wiedzą o tym, iż manipulując językiem, mogą łatwo manipulować człowiekiem. Właśnie dlatego nawet najważniejsze słowa nie znaczą już to, co znaczą w rzeczywistości. Dla przykładu pod słowem miłość niektórzy rozumieją popęd, zakochanie lub tolerowanie wszystkiego. Wykrzywianie znaczenia słów to początek ucieczki od rzeczywistości. Tymczasem rozwój i szczęście można osiągnąć tylko w twardej rzeczywistości, a nie w miłych, subiektywnych fikcjach czy w „poprawnych” politycznie ideologiach.

H.P.: Sporo miejsca w swoich publikacjach poświęca Ksiądz relacji kobiety i mężczyzny. Jak Ksiądz określiłby rolę współczesnych kobiet i mężczyzn?

Ks. M.D.: Dojrzała kobieta jest zawsze tą genialną częścią ludzkości. Jan Paweł II ciągle o tym przypominał i dziękował kobiecie za jej kobiecość, a zwłaszcza za jej geniusz w wychowaniu człowieka. Istotą kobiecości jest to, że kobieta potrafi lepiej niż mężczyzna funkcjonować w świecie osób, podczas gdy mężczyzna lepiej sobie radzi ze światem rzeczy. Może dlatego, że materię można przekształcać siłą, a człowieka — jedynie miłością. Kobieta wprowadza mężczyznę w świat osób i więzi i dlatego jest tą cząstką ludzkości, która ma decydujący wpływ na oblicze człowieczeństwa i na bieg historii. Najbardziej niezwykłym człowiekiem wszechczasów była kobieta — Maryja. Ona też najbardziej zmieniła bieg historii. Dojrzałość polega na tym, że kobiety i mężczyźni nie walczą ze sobą, jak chciałyby tego feministki, ani nie separują się od siebie, jak chcieliby tego homoseksualiści, lecz na tym, że kobiety i mężczyźni zachwycają siebie nawzajem swoją odmiennością i potrafią siebie dojrzale kochać i wspierać. Pierwsze polecenie, jakie daje Bóg ludziom, brzmi: „bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Mówiąc współczesnym językiem, polecenie to brzmi: mężczyzno, pokochaj dojrzale kobietę, a ty kobieto - mężczyznę, zwiążcie się ze sobą miłością nierozerwalną, bo tylko w takim kontekście wasza płodność będzie godna człowieka, a wasze dzieci zapewnią wam radosną starość. Tylko miłość małżeńska może stać się odpowiedzialną miłością rodzicielską.

H.P.: Kiedy odejście mężczyzny z domu rodziców będzie ucieczką przed ich nadopiekuńczością, a kiedy będzie to ucieczka syna marnotrawnego?

Ks. M.D.: Jedno i drugie zachowanie jest postawą niedojrzałą. Otóż syn powinien dorosnąć do bycia silnym, niezależnym mężczyzną, który potrafi kochać i pracować. Nawet jeżeli rodzice byli nadopiekuńczy, to dorastając, mierząc się z rzeczywistością w szkole, na studiach, w pracy, w kontakcie z dziewczyną, mądry mężczyzna upewnia się o tym, że nie da się przeżyć życia, pozostając mamusinym syneczkiem. W obliczu nadopiekuńczych rodziców rozwiązaniem nie jest ucieczka z domu, lecz stawianie sobie samemu wymagań po to, by nie rozpieszczać samego siebie. Z kolei, gdy chodzi o syna marnotrawnego, to jego odejście świadczy o jeszcze większym kryzysie. Gdy ktoś odchodzi z domu dlatego, że liczy na łatwe szczęście, tak jak syn marnotrawny odszedł od kochającego ojca i jak Adam i Ewa odeszli od kochającego Boga, to zwykle już tylko bolesne cierpienie może otworzyć błądzącemu oczy. Jeśli ktoś odchodzi od rodziców dlatego, że mądrze kochają i że w związku z tym stawiają wymagania, to jest naiwny i wchodzi na drogę cierpienia. Jedyna forma dojrzałości polega na tym, że syn i córka pozostają dojrzale związani z rodzicami. Rodzice przyjęli ich z miłością, ale nie są właścicielami swoich dorastających dzieci i te dzieci wychodzą z domu nie na zasadzie buntu czy ucieczki, ale na zasadzie dorastania do założenia własnego małżeństwa i rodziny, pozostając w dobrym kontakcie z rodzicami.

H.P.: Czy nie jest dziś przypadkiem tak, że mamy kobiety niekiedy bardziej „męskie” od mężczyzn i mężczyzn bardziej „kobiecych” od samych kobiet. Czy nie nastąpiło niebezpieczne zamienienie się rolami pomiędzy płciami?

Ks. M.D.: Ja też obserwuję to niepokojące zjawisko. Nie da się żyć udając, że mężczyźni i kobiety to identyczny sposób bycia człowiekiem. Gdy mężczyźni zaczynają być leniwi, bezradni w życiu czy uzależnieni, wtedy kobiety musza podjąć się roli mężczyzny w organizowaniu codziennego życia, a nawet w pracy zawodowej. W takiej sytuacji kobieta troszczy się zwykle o wszystko, gdyż egoiści i ludzie w kryzysie są genialni w wyszukiwaniu sobie ofiar, czyli kogoś, kto będzie za nich pracował, żeby oni mogli trwać w wygodnictwie. Jednak kobieta, która podejmuje obie role, nie staje się przez to bardziej kobieca, lecz czyni mężczyznę jeszcze mniej męskim i obie strony wchodzą na drogę kryzysu. Cywilizacja dojrzała jest tylko wtedy, gdy pomaga mężczyznom stać się wspaniałymi mężczyznami, a kobietom pomaga dorastać do ich kobiecego geniuszu.

H.P.: Czego nie powinniśmy się wstydzić będąc kobietą lub mężczyzną, a jednocześnie chrześcijaninem? Funkcjonuje dziś wiele krzywdzących stereotypów w tym względzie.

Ks. M.D.: Stereotyp dotyczący mężczyzny jest taki, że mężczyzna powinien być twardzielem, który nie potrafi zapłakać czy przeprosić. Ktoś taki to w rzeczywistości tchórz, gdyż mężczyzna, który jest silny, który kocha i czuje się kochany, nie ma problemu zwierzyć się z tego, że przeżywa jakiś problem czy gorszy nastrój, albo że się czymś niepokoi. Tylko ludzie niewrażliwi niczym się nie niepokoją. Mężczyzna na wzór Chrystusa to ktoś nie tylko stanowczy i szlachetny, ale też czuły, wrażliwy i pracowity. Natomiast kobieta — chrześcijanka realizuje w sobie arcydzieło człowieczeństwa, które Bóg dla niej wymarzył. Staje się podobna do Maryi, zachowuje się jak Boża Księżniczka i nie wstydzi się tego, co w niej najpiękniejsze i najbardziej szlachetne, czyste i święte. Taka kobieta dba o piękno wewnętrzne i zewnętrzne, bo tylko jedno piękno nie jest piękne. Szlachetna kobieta potrafi wychować sobie mężczyznę, który ją zrozumie i pokocha, dla którego będzie jedyną różą jego życia, przy którym rozkwita i cieszy się życiem.

H.P.: Co należy w miłości szczególnie pielęgnować, na co zwracać baczną uwagę? Proszę o krótką radę.

Ks. M.D.: Przede wszystkim trzeba rozumieć, czym jest miłość. Otóż miłość to nie seks, nie uczucie, nie tolerancja, nie akceptacja i nie naiwność. To stanowcza i wierna decyzja troski o czyjś rozwój. Miłość jest nieodwołalna i mądra. Tu nie wystarczy spontaniczność. Miłość nie jest nastrojem, popędem, pożądaniem, ani zauroczeniem. Miłość jest codzienną troską o czyjeś dobro, wyrażaną poprzez obecność, pracowitość, czułość. Wymaga ofiarności i mądrości, bo miłość to wyrażanie troski w sposób dostosowany do zachowania osoby, którą kocham. Jezus nauczył nas takiej właśnie mądrej miłości, gdyż ludzi szlachetnych umacniał, błądzących upominał, a krzywdzicieli demaskował.

H.P.: Czego życzy ksiądz wszystkim młodym małżeństwom, a czego tym bardziej doświadczonym, o większym stażu?

Ks. M.D.: Życzę jednym i drugim, by czuli się nawzajem kochani miłością nieodwołalną, bo tylko takie poczucie, że ta druga osoba mnie kocha miłością wierną — niezależnie od mego wieku, wyglądu i nastroju - daje takie poczucie bezpieczeństwa i taką radość życia, że wtedy poradzimy sobie z całym światem wokół nas, a nawet z nami samymi, z naszymi własnymi słabościami i trudnościami. Życzę miłości mądrej i pracowitej, bo innej nie ma. Życzę małżonkom wspólnego dorastania ze swymi dziećmi do świętości, bo święty to ktoś podobny do Boga. To ktoś, kto świetnie radzi sobie z twardą rzeczywistością.

H.P.: Patrząc na twarz księdza nie sposób, nie zauważyć niemal stale goszczącego na niej uśmiechu. Proszę Księdza na koniec tego wywiadu o uśmiech dla nas wszystkich i o takie słowa, które tchną w nas wiarę i nadzieję na lepszą przyszłość.

Ks. M.D.: Uśmiecham się do wszystkich Czytelników i dzielę największą tajemnicą: to, co mogę najlepszego uczynić dla samego siebie, to ufać Bogu jak małe dziecko i bezinteresownie kochać innych ludzi. Dojrzała miłość do bliźnich nie jest naiwną ofiarą czy zbędnym poświęceniem, lecz zyskiem i drogą do pełnej radości. Im bardziej kocham innych ludzi, im bardziej jestem dla nich mądrym darem, a nie naiwną ofiarą, tym bardziej gwarantuję sobie powrót do raju. Kto kocha na wzór Chrystusa, ten wygrywa życie doczesne i wieczne.

H.P.: Bardzo dziękuję księdzu za poświęcony czas.

Ks. M.D.: Ja również dziękuję i pozdrawiam Czytelników.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama