Kluczą i zwodzą

W jaki "nieoficjalny" sposób Kościół rzymskokatolicki dyskryminowany jest na Ukrainie

Możliwości działania i rozwoju Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego na zachodniej Ukrainie zależą od wielu czynników. Głównie — od stosunków z władzami, większościowym Kościołem greckokatolickim, a także trzema Kościołami prawosławnymi. Tuż po wznowieniu działalności przez archidiecezję lwowską, nie układały się one najlepiej. Kościół rzymskokatolicki był przez władze postrzegany jako „polski” i jego działalność trzeba było „reglamentować”. Bardzo łatwo udowodnić to, analizując przypadki księży, którym cofnięto zgodę na pracę na Ukrainie w ciągu minionych 10 lat. Wszyscy byli gorliwymi kapłanami i zdecydowanie wyróżniali się w kształtowaniu lokalnych wspólnot. Mieli też „osiągnięcia” w odzyskiwaniu majątku kościelnego: świątyń i plebanii. Zawsze więc komuś z lokalnych kacyków mogli się narazić.

Inną metodą ograniczania zasięgu oddziaływania Kościoła rzymskokatolickiego było wstrzymywanie zwrotu dawnego majątku, głównie świątyń, lub przekazywanie go innym wyznaniom, głównie zaś grekokatolikom. Praktyka ta była perfidna, powodowała bowiem dodatkowo niepotrzebne napięcia między wiernymi obu obrządków. Klasycznym tego przykładem jest Tarnopol. Mimo że w tym wojewódzkim mieście jest wiele greckokatolickich cerkwi, jedyny kościół katolicki przekazano na greckokatolicką katedrę. Łacinnicy stali się bezdomni. Przez dziesięć lat modlili się w kaplicy nagrobnej na cmentarzu. Dopiero niedawno udało im się kupić plac i rozpocząć wznoszenie świątyni. Budowa postępuje jednak bardzo powoli ze względu na kryzys ekonomiczny i wielką biedę.

Drugim klasycznym przykładem podobnych praktyk są Brody, gdzie łacińską świątynię władze przekazały grekokatolikom na katedrę, wyrzucając katolików obrządku rzymskiego dosłownie na ulicę. Z wielkim trudem udało im się zdobyć plac, na którym wznieśli prowizoryczną szopę, służącą im przez szereg lat za dom modlitwy. Obecnie wznoszą nowy kościół. Analogiczna sytuacja zaistniała także w Komarnie. Kościół łaciński władze ofiarowały grekokatolikom, mimo że w mieście tym mieli już dwie świątynie. Obecnie użytkują go tylko w czasie świąt. Łacinnicy nie mogą jednak odprawiać w nim Mszy świętych, bo zawsze znajdzie się jakiś uniemożliwiający to powód. Nadal modlą się więc w kaplicy nagrobnej na cmentarzu. W niewiele lepszym położeniu są katolicy w Krzywczycach, Bartatowie i Krystynopolu. Ich świątynie również trafiły do innych Kościołów. Dziś zdobią je okrągłe kopuły.

Przy okazji Roku Jubileuszowego archidiecezji lwowskiej udało się jednak odzyskać w województwie lwowskim trzy kościoły: w Stojanowie, Kulikowie i Krakowcu. Grekokatolicy, którzy wzięli je w posiadanie, postanowili zwrócić je prawowitym właścicielom. Taką decyzję podjęli tamtejsi biskupi diecezji i księża. Jest to bardzo dobra prognoza na przyszłość, pokazująca, że rozwiązywanie spraw trudnych w duchu współpracy i dialogu jest możliwe.

Obecnie zgrzytem w kontaktach z władzami jest kwestia kościoła pw. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Znajduje się w nim sala organowa, której mer miasta nie tylko nie chce zwrócić katolikom, ale nawet nie chce się zgodzić, by odprawiali w tej świątyni Msze św. W 1999 r. zezwolił, by czynili to sześć razy w roku, rok później zaś — raz w miesiącu. W roku 2001 Kurii Metropolitalnej w ogóle nie udało się uzyskać zgody na odprawianie tam Mszy św., co jest całkowicie niezrozumiałe. Złośliwi tłumaczą ten fakt przynależnością mera miasta, Wasyla Kujbidy, poety i intelektualisty, do Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej. Kościół ten, określający się we Lwowie mianem „kozackiego”, jest bowiem wyjątkowo niechętnie nastawiony do wszystkiego, co polskie i katolickie.

Lwowscy katolicy są rozżaleni podejściem władz do sprawy kościoła św. Marii Magdaleny. Ich zdaniem, potwierdza się tutaj niezmienność polityki państwa ukraińskiego wobec rzymskich katolików. Nie udało im się dotąd odzyskać żadnej historycznej świątyni. Kościoły św. Elżbiety, Bernardynów i Dominikanów władze ofiarowały grekokatolikom, kościół św. Mikołaja przekazały Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej, kościół św. Marcina oddały protestantom. Lista niezwróconych kościołów jest oczywiście dłuższa... Regułą jest, że nowym gospodarzom przekazywano je dopiero wtedy, gdy o ich zwrot wystąpili prawowici właściciele.

Wykorzystując przygotowania do wizyty we Lwowie Ojca Świętego, Kuria Metropolitalna ponowiła starania o odzyskanie dawnej siedziby arcybiskupów lwowskich. Zabiegi te prowadzi już dziesięć lat — i jak na razie bez rezultatu. Władze ewidentnie kluczą i zwodzą, a kardynał wraz z Kurią i najbliższymi współpracownikami gnieździ się w zakupionym niewielkim budyneczku nieopodal Parku Stryjskiego. Jeżeli obecne rozmowy nie doprowadzą do zwrotu pałacu arcybiskupów, będzie to ze strony lwowskiego ratusza przejaw niezaprzeczalnie złej woli. Tłumaczenie, że obiekt ten jest niezbędny dla zajmującej go firmy, już dawno nie wytrzymało próby czasu. Odwiedzając go, można się bowiem przekonać, że firma ta żyje nie ze swojej działalności, ale z podnajmowania użytkowanych pomieszczeń, co w świetle obecnego ukraińskiego prawa jest nawet przestępstwem.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama