Otwarte drzwi Kościoła

Czy Kościół może być jeszcze atrakcyjny dla młodych ludzi? Czy jest w nim siła pociągająca młodzież do służby, oddania, poświęcenia?

Czy Kościół może być jeszcze atrakcyjny dla młodych ludzi? A jeśli tak, to w jakim sensie? Czy jest w nim siła pociągająca młodzież do służby, oddania, poświęcenia? Tak. Jestem o tym głęboko przekonany. Skoro pojawiają się w nim młodzi świadkowie wiary, tacy jak Helena Kmieć czy Carlo Acutis, Kościół może jeszcze zachwycać i pociągać.

Myśląc dzisiaj o młodych ludziach i ich relacji do Kościoła, sięgam do własnej historii życia. Było to pod koniec lat osiemdziesiątych. Komunizm chylił się ku upadkowi. Mieszkałem w niedużej miejscowości. Szkoła, poza nauką oczywiście, młodym ludziom nie oferowała kompletnie nic. Jedynym miejscem, dosłownie oazą na pustyni, pozostawała wspólnota Ruchu Światło-Życie. Dla nas, młodych, ta parafialna grupa była swoistym laboratorium wiary i życia. We wspólnocie uczyliśmy się modlitwy, liturgii, pracy. Przynależność do oazy mobilizowała do wysiłku intelektualnego. Wstydem było działać we wspólnocie i słabo się uczyć.

Dzisiaj wszyscy z tej grupy powoli zbliżamy się już do pięćdziesiątki. Gdy patrzę na życiorysy wielu z nas, widzę ludzi rozmaitych profesji, a przede wszystkim szczęśliwych małżonków i spełnionych w posłudze kapłańskiej księży. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że wtedy i dzisiaj Kościół był dla nas ogromnie ważny. Znaleźliśmy w nim przestrzeń dla siebie. Dzięki wspólnocie odkrywaliśmy nie tylko chrześcijaństwo, ale także człowieczeństwo. Dlatego z wdzięcznością patrzymy dzisiaj na naszych duszpasterzy. Byli dla nas świadkami Jezusa, przewodnikami, mądrymi doradcami. Towarzyszyli nam na drodze życia i wiary. Niektórzy z nich już nie żyją. Inni dalej gorliwie służą ludziom. Myślę, że oaza ukształtowała nas na całe życie.

Jako kleryk, a potem duszpasterz młodych nieustannie wracałem do tych doświadczeń. Pracując z młodymi, miałem przed oczami własne przeżycia. I chociaż dzieliła nas różnica lat, to wiele rzeczy było wspólnych i niezmiennych.

Odkrywanie siły Kościoła

Gdzie tkwi źródło mocy Kościoła? Czy o młodych ludzi powinien rywalizować ze światem? Czy może zaoferować im coś, czego nikt inny dać nie może? Niezależnie od dynamicznych zmian towarzyszących naszym czasom jestem przekonany, że w Kościele nadal drzemie siła, której świat nie ma i mieć nie zdoła.

Wyczuwał to doskonale ks. Guy Gilbert. W jednej z książek, odwołując się do własnego doświadczenia, mówił o chrześcijanach, że powinni być takimi ludźmi, którzy swoją postawą, twarzą, gestem przekonują o istnieniu Boga. Jeśli ktoś ich spotka, nie będzie miał wątpliwości. Siłą Kościoła jest w pierwszej kolejności Bóg. Pokazać Go, odsłonić przed młodymi ludźmi, to rzecz fundamentalna. Jeśli odkryją głębię Kościoła, a nie tylko jego zewnętrzne ramy, spotkają Boga żywego.

Ukazanie Boga wiąże się ze świadectwem. Ten wymiar życia Kościoła jest newralgiczny. Młodzi ludzi wiedzą o tym najlepiej. Autentyzm jest dla nich szczególnie ważny. Dzięki wrażliwości potrafią do razu wyczuć fałsz i kłamstwo. Dlatego tylko świadek ma szansę przyprowadzić ich do Boga. Postawa księdza-urzędnika realizującego duszpasterskie programy nie sprawdza się. Potrzeba świadka, który identyfikuje się z Jezusem. Potrafi, jak On, słuchać młodych. Cierpliwie na nich czeka. Nie potępia, nie poucza, nie grozi. Jest dla nich jak miłosierny ojciec — zasłuchany w ich historie. Tego trzeba młodym ludziom. Spotkanie ze świadkiem może zaowocować poszukiwaniem istoty wiary i wyprawą w kierunku źródła.

Poszukiwanie głębi chrześcijaństwa

Jaką drogę poszukiwania istoty wiary można zaproponować młodym ludziom? „Przypatrz się Kościołowi katolickiemu — sugeruje George Weigel — za punkt obserwacji przyjmując jego centrum, prawdy stanowiące o jego istocie. Rozejrzyj się po całej budowli. A dopiero potem zdecyduj się, co o tym wszystkim myślisz”.

Wiara nie jest jeszcze jednym przejawem wyboru określonego stylu życia, takim jak decyzja o kupnie samochodu, psa czy wejście do tej, a nie innej restauracji w drodze na kolację. Nie oznacza ona jedynie przyjęcia pewnych prawd, które pociągają za sobą zobowiązania oraz warunkują konkretne decyzje i wybory. Ten ciąg zdarzeń może być dla wielu przerażający, dlatego amerykański myśliciel proponuje inną sekwencję kroków na tej drodze: „Istotą katolicyzmu jest afirmacja; afirmacja naszego człowieczeństwa i każdego ludzkiego istnienia, afirmacja, której źródłem jest Bóg rozkochany w swoim stworzeniu. Rozkochany do tego stopnia, że posłał na świat swego Syna dla zbawienia świata. Tego jednak, czym naprawdę jest katolicyzm, bardzo często nie widać z zewnątrz”.

Dlatego trzeba pokusić się o wejście w samo centrum, aby od wewnątrz zobaczyć konstrukcję chrześcijaństwa. „Zapraszając do środka, wyjaśnia Weigel, i próbując pokazać, jak katolicka wizja człowieka łączy się z wizją tego, ku czemu on zmierza, mam nadzieję, że przekonam zarówno poszukujących odpowiedzi, jak i rozgoryczonych, którym trudno uwierzyć, że katolicyzm to afirmacja i celebracja człowieczeństwa, nie zaś bezustanne potępianie i bezmyślne zakazy”. Dlatego zasada od wewnątrz na zewnątrz znamionuje ten rodzaj apologii amerykańskiego teologa.

Wycieczka po chrześcijańskim świecie

Co zatem jest jądrem chrześcijaństwa? Centrum, według Weigla, stanowi dziesięć kontrowersyjnych twierdzeń, które niezmiennie głosi Kościół katolicki. Zapisane w formie pytań brzmią następująco: „Czy Jezus jest jedynym zbawicielem? Czy wiara w Boga uwłacza naszej godności? Kościół liberalny czy Kościół konserwatywny? Gdzie jest «prawdziwy świat»? Jak mamy żyć? Jak mamy kochać? Dlaczego cierpimy? A co z resztą świata? Czy katolicyzm zagraża demokracji? Co się z nami stanie?”. Weigel, opisując istotę chrześcijaństwa, dokonuje jednocześnie jego świadomej afirmacji. Sama kolejność twierdzeń nie jest również bez znaczenia. Amerykański myśliciel ułożył je w taki ciąg, aby odbiorca podejmujący wędrówkę odkrył ich wewnętrzną logikę, harmonię i zależność obecną między poszczególnymi prawdami.

Poszukując tego, co najistotniejsze w chrześcijaństwie, możemy również, co sugeruje Weigel, posłużyć się zgoła inną metodą. „W celu zbadania sensu katolicyzmu — wyjaśnia amerykański teolog — najlepiej będzie udać się na (...) wycieczkę po świecie katolickim, albo przynajmniej po tych częściach katolickiego świata, które ukształtowały moje własne pojmowanie Kościoła, jego ludzi, nauki i stylu życia. Katolicyzm to bardzo konkretna sprawa: dotyczy widzenia i słyszenia, dotyku, smaku i węchu — tak samo jak dotyczy tekstów, twierdzeń i idei. Odwiedzenie niektórych co bardziej intrygujących części katolickiego świata będzie — mam nadzieję — doświadczeniem tajemnicy Kościoła, co rozstrzyga o jej zrozumieniu. A przez tajemnicę Kościoła rozumiem nie dokumenty od dawna przechowywane w tajnych archiwach Watykanu. Mam na myśli te wymiary katolickiego doświadczenia, które są kwestią intuicji, współodczuwania i wglądu — odczuć, których nigdy nie można w pełni uchwycić dyskursywnie”. Chcąc zatem poznać chrześcijaństwo, a co za tym idzie, zrozumieć swoją wiarę, odwiedzamy miejsca, szukamy świadków, odkrywamy tradycje, które są nieustannie żywe.

Przykład papieża Franciszka

Sięgnijmy jeszcze do myśli papieża Franciszka. W wywiadzie zatytułowanym: „Bóg jest młody” przywołał własną historię. Opowiedział o przemieniającym doświadczeniu Boga, które zostawiło w nim wyraźne znamię: „Mocne spotkanie z Bogiem przeżyłem, mając prawie siedemnaście lat, dokładnie 21 września 1953 roku. Szedłem na spotkanie z kolegami ze szkoły, mieliśmy się wybrać na jednodniowy obóz. [...] Idąc, zauważyłem otwarte drzwi kościoła parafialnego i coś mnie pchnęło, żeby wejść: wtedy zobaczyłem podchodzącego do mnie kapłana. Poczułem nagle niespodziewaną potrzebę wyspowiadania się. Nie wiem dokładnie, co się wydarzyło w ciągu tych kilku minut, ale cokolwiek to było, zmieniło moje życie na zawsze”.

To doświadczenie bliskości Boga zaowocowało decyzją i wyborem kapłańskiego życia: „Wiedziałem, że to będzie moja droga, ale przez kilka dni czułem się jak na huśtawce. Nie chcę ukrywać, że ja też miałem trochę wątpliwości, ale Bóg zawsze wygrywa i wkrótce odnalazłem równowagę”. Na kanwie tego spotkanie papież przyznaje, iż Bóg szuka człowieka bardziej niż człowiek Boga: „On zawsze dociera pierwszy, czeka na nas. Posłużę się zwrotem, którego używamy w Argentynie: Pan nas primerea, wyprzedza, czeka na nas; grzeszymy, a On oczekuje, by nas przyjąć, dać nam swoją miłość, i za każdym razem nasza wiara wzrasta”.

Papieskie inspiracje

Co oferuje młodym ludziom papież Franciszek? Na jaki wymiar życia zwraca szczególną uwagę? Papież stwierdza, że władza wprawdzie może kusić, nie daje jednak prawdziwego szczęścia: „Rządzenie jest służbą każdemu z nas, każdemu z braci, którzy tworzą lud, bez zapominania o nikim. Kto rządzi, musi się nauczyć patrzeć do góry, [...] aby rozmawiać z Bogiem, a nie bawić się w bycie bogiem. I musi patrzeć w dół, [...] aby podnosić tego, kto upadł. Spojrzenie człowieka musi być skierowane zawsze w tych kierunkach. Patrzcie ku górze na Boga i w dół na tych, którzy upadli, jeśli chcecie stać się wielcy: odpowiedzi na najtrudniejsze pytania znajdują się zawsze, gdy patrzy się w tych dwóch kierunkach naraz”.

Papież Franciszek ze smutkiem patrzy na młodych ludzi robiących karierę za wszelką cenę: „Obawiam się tych, których nazywam «ambitnymi wspinaczami», a którzy za swoimi międzynarodowymi dyplomami i technicznym językiem (bardzo często «nadmuchanym») mogą ukrywać ograniczony intelekt, a przed wszystkim niemal zupełny brak człowieczeństwa. Nierzadko wiele osób, ze strachu przed bólem i wysiłkiem, przed pracą i poświęceniem, woli uwierzyć tym jednostkom tak niegodnym zaufania — choć tak często polecanym”. Według papieża Franciszka gra toczy się o bycie bogiem. Ta perspektywa jest bardzo niebezpieczna: „Człowiek bawi się, budując inny swój obraz niż ten, który ma dzięki naturze i historii naturalnej. Jest ryzyko, że ciągłe rekonstruowanie nowego i równoległego życia stanie się uzależnieniem i na koniec zastąpi to, co podarował nam Bóg. Tak, życie jest bowiem darem, nie przestanę tego powtarzać. Jeśli otrzymuję dar i ciągle go zmieniam według mojego gustu, codziennie, to czyż ten, kto mi go ofiarował, nie będzie tym rozczarowany?”.

Co w takim razie w chrześcijaństwie może pociągnąć młodych ludzi? Na pewno postawa Chrystusa: Jego całkowite uniżenie, ofiarowanie się dla człowieka. Ten wymiar wiary może być inspirujący dla młodych ludzi. „Powinniśmy — uczy papież Franciszek — czuć wewnętrzną odpowiedzialność za bliźnich”. Należy odchodzić od kultury narcystycznej, w której jesteśmy skupieni tylko na sobie, adorując własne „ja”. „W oczach Boga wszyscy posiadamy godność i tylko On może dostrzec ją w głębi, patrząc ponad każdym naszym błędem i każdą naszą niedoskonałością. [...] On chce uleczyć nasze rany”.

Papież, spoglądając z nadzieją na młodych, mówi im: szukajcie Jezusa, bo On was słucha, w Jego oczach wasze życie ma zawsze sens.

Przemysław Artemiuk — ksiądz, teolog fundamentalny, profesor UKSW, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym w Łomży oraz przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce. Redaktor naczelny serii Biblioteka Teologii Fundamentalnej. Autor książek, m.in.: „W obronie spraw najważniejszych. Szkice o apologii” oraz „Podręczny alfabet katolika”.

„Głos Ojca Pio” [129/3/2021]

www.glosojcapio.pl

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama