Tutaj człowiek znajduje serce...

O posłudze Sióstr Misjonarek Miłości w Rzymie i współpracujących z nimi wolontariuszach

Pukają w chłodne jesienne wieczory i w letnie, upalne dni. Szukają odpoczynku, jedzenia i ludzkiego ciepła. Tutaj o każdej porze znajdują uprzejmość, gorący posiłek i komfort dobrego słowa.

Przed drzwiami domu Dono di Maria w Rzymie jest zawsze wielu oczekujących. To ci, którzy doznali zbyt dużo cierpienia i trudności, i już nie potrafią poradzić sobie sami. Przychodzą tutaj bezdomni i nikomu niepotrzebni starzy ludzie, chorzy i biedni oraz emigranci z wielu części świata. Wśród nich są także ci, których przybywa z roku na rok — bezrobotni. Czasami dobroć gospodarzy wykorzystują pijacy i uliczni złodzieje. Ale i takim nie odmawia się tutaj posiłku.

Siostry Matki Teresy z Kalkuty ubrane są w zwykłe sari. Przypięty na ramieniu mały krzyżyk to znak, że są „uzbrojone” tylko w miłość Jezusa do najbiedniejszych. Około czterdziestu bezdomnych znalazło tutaj schronienie. Codziennie dwa razy tyle osób przychodzi nakarmić swoje ciało, ale również i duszę, bo tutaj będą wysłuchani i pocieszeni. Bazą tego domu jest modlitwa. Kaplica z wieczną lampką otwarta jest dla każdego. Stąd się czerpie siły, aby służyć. Zawsze z uśmiechem i troską...

W różny sposób pomaga się w tym domu potrzebującym. Rozdawanie rzeczy, pomoc w uzyskaniu dokumentów, nocleg, jedzenie, dyspozycyjność, słuchanie. Na stołach schludnie ułożone naczynia czekają na gości. Roznosi się kuszący zapach przygotowanego posiłku, choć często jest tak, że jeszcze rano nie wiadomo, co włożyć do garnka. Ale kilka godzin później, za sprawą ofiarodawców, spiżarnia zaczyna się wypełniać.

Od paru godzin w kuchni krzątają się wolontariusze: Stefano, Angela, nasz rodak Marian i inni. Po swojej pracy przychodzą tutaj, aby pomóc siostrom. Myją jarzyny, przygotowują makaron i owoce. Zapytani, zwierzają się, że robią to dla bliźnich, ale również dla siebie, aby „zachować równowagę”. „Bo tak bardzo chce się więcej mieć i posiadać... — mówi Angela. — W życiowej gonitwie zapomina się o tych, którzy mieli może mniej szczęścia. Dlatego są bez domu, pracy, bliskich”. „Pokój wstępuje w serce, kiedy sobie człowiek uświadomi, że o tych parę osób zmniejszyła się liczba głodnych ludzi” — dodaje Stefano. „Kiedy człowiek zaczyna tutaj pomagać — dzieli się swoimi spostrzeżeniami Marian, który studiuje na Uniwersytecie Salezjańskim — przestaje się martwić o swoje jutro, o przyszłość, i zaczyna ufać Bogu”. Może Bóg stworzył właśnie biednych, aby bogatsi znaleźli sens życia? — zastanawiamy się wspólnie.

W domu przy Piazza San Gregorio al Celio przyjmowani są wszyscy, którzy potrzebują pomocy, lub chcą ją zaoferować. Tutaj można zbliżyć się do biedy, cierpienia i Krzyża. Prawdą jest, że pomoc niesiona przez Misjonarki Miłości nie wypełni całkowicie pustki i samotności poranionych bliźnich. To miejsce jednak daje im siłę do życia i odrobinę zaufania do siebie i innych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama