Zmienić świat

Rozmowa z Fabrizio Nurra, członkiem wspólnoty św. Idziego, odpowiedzialnym za stołówkę dla ubogich w Rzymie

Fabrizio, należysz do Wspólnoty św. Idziego, która w ciągu zaledwie 40 lat ogromnie się rozwinęła, zwłaszcza we Włoszech, ale nie tylko. Czy mógłbyś w kilku zdaniach opowiedzieć o początkach tej Wspólnoty?

Wspólnota św. Idziego powstaje w 1968 roku w Rzymie w jednym z liceów w centrum miasta. Powstaje z inicjatywy młodego katolika, Andrei Riccardiego, który osobiście doświadcza „ducha” roku 1968 w Europie i na świecie, ducha wielkich zmian. Młodym ludziom wydaje się wówczas nie tylko, że można zmienić świat, ale że oni mogą stać się protagonistami zmiany całej współczesnej im epoki. To doświadczenie łączy się u Andrei z wielką nadzieją, jaką Sobór Watykański II pokłada w ludzkości, a w sposób szczególny w młodzieży. Andrea jest bardzo młody, ma niewiele ponad 17 lat. Czyta orędzie Soboru wystosowane do młodych, aby poświęcić wszystkie energie służbie bliźnim i zmianie świata. Rozumie, że aby zmienić świat, nie potrzeba niszczyć i dokonywać rewolucji, ale należy rozpocząć od siebie. Sposób zmiany świata odnajduje on w Ewangelii.

Pierwsze spotkanie Wspólnoty było poświęcone tematowi: zmienić świat i wyjść z samotności, rozpoczynając od Ewangelii. Ewangelia tworzy nowy rodzaj relacji między ludźmi, bez agresji i rywalizacji, tworzy relacje w pełni ludzkie, pomaga dostrzegać innych. W ten sposób tworzy się pierwsza grupa, która w sobotnie wieczory zamiast „imprezować” uczy włoskie dzieci z ubogich rodzin, które żyły w barakach. Rzym wówczas przypominał miasto Trzeciego Świata. Te początki Wspólnoty w Rzymie są bardzo istotne, bo obecne charakterystyczne dla niej elementy będą cechowały później każdą inną powstającą wspólnotę. To było odkrycie, że Trzeci Świat jest przed naszym domem, co z kolei pozwoliło nam na wyjście z Rzymu i bycie wrażliwymi na każdy inny Trzeci Świat, zwłaszcza w Afryce.

Nikt z pierwszego pokolenia Wspólnoty nie przypuszczał, że rozwinie się ona w tak wielu miastach we Włoszech. Potem jednak Wspólnota rozwinęła się w niewiarygodny sposób. Każdy z nas doświadczał tego, czego doświadczył Andrea: że Ewangelia może zmienić moje życie i że nią właśnie mogę odpowiedzieć na potrzeby innych. W sposób szczególny pomogły nam niektóre fragmenty Pisma, jak np. przypowieść o dobrym Samarytaninie. A zatem słuchanie Ewangelii — poprzez to słuchanie odkrycie rozległego świata ubogich i pragnienie, aby jakoś zaradzić tym potrzebom. Na początku byliśmy uważani za dzieciaki. My jednak przepowiadając Ewangelię w różnych dzielnicach i spotykając ubogich, mieliśmy wrażenie, że doświadczamy tego, o czym mówi Ewangelia opowiadająca o biednych chorych kobietach.

Co cię przekonało do wstąpienia do Wspólnoty? Czy spotkałeś kogoś, kto cię zainspirował, wpłynęła na to jakaś sytuacja, a może jakieś mocne słowo, które cię szczególnie dotknęło?

Wszystko to naraz. Widziałem Trzeci Świat przed domem. Wystarczyło wsiąść w autobus, by dotrzeć do dzielnicy ubogich. Zaproszono mnie do szkoły, gdzie moi rówieśnicy uczyli języka włoskiego. Od razu poczułem, że jest to miejsce, gdzie mogę coś ofiarować, być użyteczny, wykorzystać moją energię w służbie jakiejś ważnej sprawie. Poza tym doświadczyłem ogromnej przepaści między moim bogatym życiem a życiem osób, które spotykałem. Wtedy doświadczałem czegoś, czego nie rozumiałem, a co dziś nazywam długiem. Mogłem zrobić coś, by zwalczyć niesprawiedliwość.

We Wspólnocie św. Idziego mówimy, że ubogich się ewangelizuje. Doświadczam tego również tu na stołówce. Wiele osób przychodzi, mówi na początku, że to piękne i ciekawe doświadczenie, ale że chce wykonywać jedynie wolontariat, nie chce przychodzić na mszę i słyszeć o Ewangelii. Po roku zdajemy sobie sprawę, że te osoby mogą ewangelizować ubogich. Przychodzą na spotkania, gdzie wyjaśniamy im Ewangelię. W pewnej mierze ja sam właśnie tego doświadczyłem.

Ponadto bardzo ważne było spotkanie Andrei Riccardiego, głoszącego Ewangelię w inny sposób niż księża na mszy, których słowo często było dalekie od naszego życia i niezrozumiałe. We Wspólnocie odnalazłem wiarę i odkryłem Ewangelię, która była mi bliska i która mogła zmienić moje życie.

Ile miałeś wtedy lat?

Poznałem Wspólnotę w wieku 18 lat.

Czym zajmuje się Wspólnota dzisiaj?

Praktycznie podejmuje wszystkie dzieła miłosierdzia. Jest to coś, co wyróżnia Wspólnotę św. Idziego na tle innych grup, które wyspecjalizowały się w jakimś danym sektorze. Można powiedzieć, że Wspólnota poczuła ranę „na wielu poziomach” ubóstwa. Na przykład podejmuje się ona przeprowadzenia spisu demograficznego dzieci w Afryce, prowadzi szkoły dla dzieci cygańskich, aby poprzez znajomość włoskiego pomóc im w znalezieniu pracy, zajmuje się niepełnosprawnymi, także umysłowo, opiekuje się osobami starszymi. Podjęliśmy się dogłębnego przeanalizowania sytuacji, w jakiej znajdują się potrzebujący, także z prawnego punktu widzenia.

Dzisiaj jestem jednym z odpowiedzialnych za tę stołówkę, która wydaje posiłki trzy razy w tygodniu (ubogim ofiarowujemy dwa dania, kawałek chleba i jakiś owoc) dla około 1500 ubogich, ale oprócz tego pracujemy nad tym, jak inaczej pomóc tym ludziom. Przeprowadziliśmy „bitwę”, aby ubodzy mogli otrzymać zameldowanie, ponieważ nie mogąc zameldować się, tracili renty czy ubezpieczenie społeczne. Śmierć na naszych rękach ubogiej osoby na dworcu głównym w Rzymie w sytuacji, kiedy przyjechała karetka, ale osobie nie udzielono pomocy, bo była brudna, to coś, co pomagało nam pokonywać samych siebie.

Praktycznie każdy członek Wspólnoty oprócz zaangażowania duchowego bierze czynny udział w jej dziełach, wcielając charyzmat w różnych miejscach i w różny sposób na świecie. Miejscem twojej służby jest stołówka dla ubogich. Jak tam wygląda posługa?

Jest nas około 40 osób należących do Wspólnoty, lecz pomaga nam około 60—70 wolontariuszy, których staramy się uformować przez spotkania — opowiadamy historię założenia Wspólnoty, a przede wszystkim próbujemy wyjaśnić, że nasz kontakt z ubogimi nie polega na pomocy socjalnej, ale na traktowaniu ich jak naszych braci. Staramy się przeżywać to braterstwo, na przykład obchodząc na stołówce urodziny ubogich. Nie są oni kimś, komu trzeba pomóc czy coś dać, lecz są naszymi braćmi, ludźmi, z którymi przeżywamy urodziny, święta, momenty ewangelizacji. Raz w roku przeżywamy mszę świętą za wszystkich naszych zmarłych braci.

Na początku służby odbywa się krótkie spotkanie, kiedy wyjaśniamy, co należy robić, udzielamy pewnych porad. Każdy jest odpowiedzialny za jeden stół, a niektórzy nadzorują całość i interweniują, z wielką sympatią i przyjaźnią, kiedy czasami zdarzają się jakieś małe problemy.

Kto korzysta z tej formy pomocy, jaką jest możliwość posilenia się?

Mamy dwie duże grupy — Włochów i obcokrajowców. Włosi stanowią jakieś 10%, ale z powodu kryzysu ekonomicznego, przez który przechodzi nasz kraj, ten procent rośnie. Żyją oni na ulicy. Staramy się towarzyszyć im w ciągu tygodnia, przykładowo we wtorki odwiedzamy ich tam, gdzie przebywają: na ławkach, na ulicy, pod mostami przy Tybrze. Zanosimy im kołdry i coś ciepłego do zjedzenia. To bardzo piękne doświadczenie, gdyż oni czują w ten sposób, że jest ktoś, kto w jakiś sposób może im pomóc. To tak jakby odwiedzać te osoby w ich domach.

Sytuacja bezdomnych Włochów jest dość skomplikowana. Są to osoby, które znalazły się na ulicy przede wszystkim z dwóch, może trzech powodów: kiedy rozpada się rodzina i wraz z nią więzy międzyludzkie, z powodu utraty pracy albo przez jakieś problemy psychiczne. Kiedy te sytuacje na siebie nachodzą, powodują utratę poczucia własnej wartości i osoba kończy na ulicy, gdzie często jest alkohol. Staramy się, aby proces utraty domu nie doprowadził do ekstremalnych konsekwencji. Dla każdego próbujemy stworzyć jakiś plan. Staramy się odzyskać jak najwięcej osób poprzez afekt, poprzez nadanie sensu ich życiu, poprzez pokazanie, dlaczego nie warto się poddawać. Często będący w takiej trudnej sytuacji pytają, po co na nowo rozpoczynać życie, które prowadzili wcześniej. Później, kiedy się z nimi rozmawia, okazuje się, że stanęli na nogi poprzez afekt jakiegoś brata ze Wspólnoty i rozpoczęli życie na nowo. Wielu takim braciom udało się nam znaleźć pracę, dom, choć jest to zazwyczaj proces bardzo powolny i skomplikowany.

Gdy natomiast chodzi o obcokrajowców, to sytuacja wygląda inaczej. Dla wielu z nich stołówka jest „pierwszą przystanią”. Niektórzy z nich przychodzą tutaj jedynie z kawałkiem papieru z zapisanym naszym adresem, który przekazują sobie nawzajem, wiedząc, że tu zostaną przyjęci i ktoś pomoże im się jakoś odnaleźć we Włoszech.

Wielu z nich przybywa z krajów, w których panuje wojna.

Tak. Jest wielu Afgańczyków, najwięcej chłopców. Mają 16, 17 lat, a przybyli do Włoch w strasznych warunkach, często pod ciężarówkami, ukryci na statkach. Wiedzą, że tu otrzymają pomoc. Pomagamy im również, ucząc włoskiego w szkole, którą prowadzimy, i pośrednicząc w znalezieniu pracy. Często później przysyłają nam piękne listy z Kanady, z Anglii, w których nam dziękują, informują, że się ustabilizowali, przysyłają zdjęcia dzieci. Niektórzy z nich czują potrzebę pomocy innym w ich własnych krajach i później te nasze centra pomocy są prowadzone właśnie przez nich — którzy sami wyszli z ubóstwa.

Skąd bierzecie pieniądze, aby opłacić posiłki?

Stołówka jest chyba jedyną strukturą Wspólnoty, której finansowo, opłacając posiłki, pomaga państwo. Charakterystyką służby we Wspólnocie jest jej darmowość. Żaden wolontariusz nie jest opłacany. Każdy z nas pracuje. Ja na przykład jestem urzędnikiem w Urzędzie Miasta. Wszystko robimy bezinteresownie i pozwala to na czynienie wielkich rzeczy.

Czy spotkałeś wolontariuszy, którzy zmienili się właśnie poprzez kontakt z potrzebującymi?

Pewnie. Pamiętam jednego wolontariusza, strażnika miejskiego. Był bardzo krytyczny w stosunku do obcokrajowców. Po pewnym czasie od rozpoczęcia posługi na stołówce zaczął opowiadać swoim kolegom strażnikom miejskim, że nie jest prawdą, że wszyscy obcokrajowcy to złodzieje, ale że to ludzie, którzy mieli trudne i pokomplikowane życie. Nawet zebrał od tych swoich kolegów pieniądze, które nam przekazał na rzecz ubogich i był szczęśliwy, że mógł pomóc. Wyznał nam potem, że ten moment był jego drugim nawróceniem. Uczęszczał na mszę świętą, ale brakowało mu konkretnego życia Ewangelią.

Miałbym wiele historii do opowiedzenia. Wspomnę jeszcze o pewnym seminarzyście, franciszkaninie z Brazylii. Poznałem go wiele lat temu. Kiedy przybył do Rzymu, znajdował się w kryzysie własnej tożsamości, ponieważ w Brazylii był bardzo zaangażowany w pracę z ubogimi dziećmi ulicy. Tu natomiast znalazł się w pięknym kolegium położonym w bogatej dzielnicy. Miał piękną celę, do której mnie zaprosił i powiedział: „Przeżywam kryzys, bo jestem franciszkaninem i nie jestem franciszkaninem. Gdyby tu przyszedł Franciszek, to co by powiedział? Żyję tu w Rzymie, nie pomagam w żaden sposób ubogim, żyję w luksusie”. Zaprosiłem go na stołówkę i po jakimś czasie powiedział mi to, co mówi wielu seminarzystów, że jego modlitwa jak gdyby się ubogaciła, poszerzył się horyzont osób, za które się modli. Od ubogich nauczył się wiele rzeczy, na przykład pokory czy cierpliwości. Widziałem go głęboko przemienionego. W zeszłym tygodniu sprawił mi ogromną radość, dzwoniąc do mnie. Oznajmił mi, że został proboszczem w Rio de Janeiro i zorganizował obiad w Boże Narodzenie, jak to czyni Wspólnota św. Idziego tutaj, na który zaprosił wiele dzieci ulicy i był naprawdę szczęśliwy z tego powodu. Powiedział, że nigdy nie zapomni tego, czego nauczył się tu w Rzymie.

W ostatnich latach jest to też pewne zadanie dla mnie. Wielu rektorów prosi nas o uformowanie młodych pokoleń seminarzystów, którzy studiując tylko i nie mając kontaktu z ubogimi, ryzykują, nie mówię, że od razu utratę powołania, ale jakąś możliwość formacji. W życiu kapłanów wrażliwość na ubogich jest jedną z rzeczy fundamentalnych, tak jak to było w pierwszych wiekach. Diakon Wawrzyniec powiedział, że ubodzy są skarbem Kościoła.

Wśród wolontariuszy jest sporo młodzieży. Oznacza to, że charyzmat Wspólnoty jest wciąż aktualny.

Tak, to prawda. Przychodzi wielu młodych, którzy proszą, by móc coś zrobić. Bardzo przeżywamy tę „ranę”, którą nosi w sobie młodzież. Społeczeństwo, które teraz powstaje, jest często przeciwko młodzieży, nie zostawia jej miejsca. Kiedy byłem młody, było inaczej. Dzisiaj młodzi są na marginesie, w pewnym sensie są nowymi ubogimi. Obserwujemy ubóstwo na płaszczyźnie wychowania, bo jest coraz mniej wychowawców, osób, które pokładają nadzieję w młodych. My pokładamy w nich ogromną nadzieję. Zdaliśmy sobie sprawę, że rozmawiając z nimi, opowiadając im o tym, czego sami doświadczyliśmy, czyli o świecie ubóstwa, zmieniamy ich życie i pomagamy odnaleźć odpowiedź na wiele życiowych dylematów.

Ostatnie już pytanie. Twoje doświadczenie Karmelu?

Trudne... Nie powinno go być (śmiech). Moje doświadczenie Karmelu jest bardzo piękne — związane jest z wielką przyjaźnią i braterstwem. To także doświadczenie wzajemnej pomocy. Dojrzałość i głębia duchowa wielu seminarzystów karmelitańskich, którzy w tych latach pomagali na stołówce, skłoniły mnie do refleksji. Przyjaźń z karmelitami narodziła się poprzez kontakt z ojcem Gustavo i oczywiście z ojcem Charlesem (formatorzy w Międzynarodowym Kolegium Teologicznym Karmelitów Bosych w Rzymie, przyp. red.), którzy zrozumieli, że, jak mówiłem wcześniej, ważne jest, aby ich seminarzyści doświadczyli pomocy ubogim. To piękne doświadczenie trwa już od 10 czy 12 lat. Ja zajmuję się wprowadzeniem tych braci w świat ubogich w Rzymie, próbuję przekazać im duchowość św. Idziego, która jest duchowością całego Kościoła, ponieważ jest życiem Ewangelią. Jestem odpowiedzialny za to, by przypominać tym seminarzystom o obowiązku bycia dobrym chrześcijaninem, dobrym kapłanem, a może, jak to stało się z wieloma moimi przyjaciółmi, dobrym biskupem. Wielu z nich często dziękowało mi za to, że mogli pogłębić swoją wiarę i pokonać trudne momenty właśnie poprzez służbę ubogim. Dlatego, jak mówiłem, jest to wzajemna pomoc. Moją najnowszą książkę (poświęconą Klarze Marii od Męki, karmelitance bosej z Rzymu, przyp. red.) zadedykowałem wszystkim seminarzystom karmelitańskim, którzy w tych ostatnich latach razem ze mną odkryli radość w służbie ubogim.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: br. Przemysław Pliszczyński OCD

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama