Przyjaciel to... www.przyjaciel.info

Dla niepełnosprawnego Jacka słowa "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" to konkretne wezwanie do zamiany samotnej egzystencji w wyjście do świata

Przyjaciel to... www.przyjaciel.info

Proszony o dokończenie zdania: „Przyjaciel to...”, odpowiada: „pokarm wiary, która daje siłę, by wciąż powstawać; źródło nadziei, która orzeźwia na pustyni zwątpienia; promień miłości, która rozświetla samotność”. Na prowadzoną przez Jacka Rynga stronę internetową zaglądają dziennie setki osób w poszukiwaniu słów nadających sens ich życiu. Co stało się pobudką do jej powstania?

 

„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13) - J. Ryng nie ukrywa, że lektura tych słów stała się powodem refleksji, czy Bóg może zmienić i jego życie. Czy dzięki Bożej interwencji - jako niepełnosprawny człowiek - znajdzie w sobie siłę na zamianę samotnej egzystencji, zamkniętej w czterech ścianach pokoju, w wyjście do świata: wspólne podróże i przyjaźnie. - Nie miałem wątpliwości, że Stwórca pomaga nam, ale nas nie wyręcza... Rozpocząłem więc od zamieszczenia w internecie kilku zdań, wierząc, iż Wszechmocny dopomoże mi w przemianie marzeń w rzeczywistość - zdradza. I zaprasza: „Jeśli szukasz kogoś, kto Cię wysłucha, porozmawia z Tobą, doceni, zainspiruje, to proszę - napisz do mnie! Mam nadzieję, że wzajemnie pomożemy sobie w poznaniu nowych horyzontów życia i odnalezieniu sensu przyjaźni”.

 

Przywrócił mi nadzieję

Na prowadzonej przez siebie stronie internetowej J. Ryng wyznaje, że przez kilkanaście lat nie było przy nim nikogo, kogo mógłby nazwać przyjacielem bądź kolegą. Wśród nielicznych osób, jakie go wówczas odwiedzały, były nauczycielki. I to właśnie one poznały Jacka z klerykiem Jurkiem, który po święceniach kapłańskich odprawił w jego pokoju Mszę św. prymicyjną. Nawiązując do przełomowego momentu życia, mężczyzna tłumaczy, że gdy przyjął pod dwiema postaciami Pana Jezusa w Komunii św., z oczu popłynęły mu łzy wzruszenia i radości. - Doświadczyłem wówczas niesamowitej i wszechogarniającej miłości Boga. Eucharystia przywróciła sens mojemu życiu! Z wiary zrodziła się głęboka ufność, że cokolwiek dzieje się z woli Boga, musi być dobre - podkreśla, a na dowód prawdziwości twierdzenia podaje „okularowy” przykład.

- Moje okulary - po ludzku zło, bo przecież ograniczają widzenie, przeszkadzają, ciążą... Mógłbym więc prosić Boga, aby uzdrowił mój wzrok. On jednak dał mi te okulary, by uczynić znacznie większe dobro - uratować mi oko, a nawet życie - zaznacza, po czym opowiada o powrocie z obozu znad morza. - Jechaliśmy pociągiem. Leżałem w przedziale, w poprzek siedzenia, nad którym była półka. Na niej z kolei znajdowała się parasolka z ostrym szpicem. W pewnym momencie osunęła się wprost na moje oko. To cud, że szkło w okularach nie pękło! Szpic ześlizgnął się po szkle, przecinając mi jedynie skórę na nosie. Nietrudno wyobrazić sobie, co mogłoby się stać, gdybym nie miał okularów... - wspomina z uwagą, że Bóg wie, co robi. - Aby jednak mógł czynić dobro, nawet przez moją niepełnosprawność, najpierw musiałem się z nią pogodzić. Dopóki brakowało powiedzenia „tak”, żyłem w ciągłym rozdarciu - wyznaje, przywołując przykład Jezusa otoczonego tłumami w chwili rozmnażania chleba i samotnego na drodze krzyża. - Chrystus przywrócił mi nadzieję, że może i ja spotkam ludzi, dla których mój wózek nie będzie powodem do ucieczki, lecz wyzwaniem do wyrastania ponad to, co powierzchowne... Droga życia wiedzie bowiem nie przez płaską dolinę, ale górski szlak. Bywa, że napotykamy wzniesienie zbyt trudne, by móc pokonywać je w pojedynkę. Jednak idąc wraz z Bogiem - obecnym także w przyjaciołach - można przekraczać granice własnych słabości i obaw - przekonuje.

Po prostu żyję... I to jak!

W przypadku Jacka drogą do wyjścia poza granice własnej ułomności stały się początkowo publikacje w czasopismach. Odzew czytelników przyrównuje do „pierwszych gwiazdek przyjaźni”. W pamięci przechowuje też chwile, gdy po raz pierwszy mógł wyjechać na wózku poza mieszkanie i stanąć obok drzewa, słuchając jego szumu, dotykając szorstkiej kory... Jednak przełomowym wyzwaniem - co akcentuje - były wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne. Najpierw dzięki Marcie, która jako jedyna odpowiedziała na ogłoszenie Jacka w radiu, później Dorocie, która także ofiarowała mu swoje wsparcie. Nie ukrywa, że obozy stały się czasem wspaniałej przygody (m.in. zdobywania górskich szlaków) i wzajemnego ubogacania. O ludziach towarzyszących mu podczas wielu różnych eskapad mówi, że są „okienkami”, poprzez które świat zostaje rozświetlony blaskiem Bożej miłości. Pragnienie pozostawienia śladu dobra towarzyszyło też - jak sygnalizuje J. Ryng - myśli o stworzeniu strony internetowej. - W społeczeństwie nie brakuje osób potrzebujących pomocy, a czasem tak trudno o nią prosić - ludzie wydają się odlegli bądź obojętni - zaznacza, przyrównując prowadzony przez siebie blog do iskierki nadziei rozpalającej to, co przygaszone, kojącej to, co poranione...

„Siłą swoich mięśni Jacek nie jest w stanie zrobić prawie nic. Siłą przekonań, dojrzałością postawy, szeroką perspektywą umysłu buduje własny świat, dzieląc się nim z tymi, których spotka w swoim życiu” - napisała koleżanka J. Rynga w poświęconej jego osobie pracy magisterskiej. - I coś w tym jest - komentuje mój rozmówca, zaznaczając, iż z punktu widzenia medycyny niewiele można pomóc w przypadku schorzenia, na jakie cierpi. - Mieszkając na wsi, nie miałem możliwości korzystania z fizjoterapii. Tylko czy rehabilitacja byłaby pomocna? - zastanawia się, by, powołując się na publikację pt. „Zanik rdzeniowy mięśni”, podkreślić: - Okres przeżycia chorych z SMA II wydłuża się wraz z możliwościami leczenia i zapobiegania powikłaniom, ale średnia nie jest zbyt duża. Przy moich kilkudziesięciu latach nasuwają się na myśl jedynie słowa piosenki: „Co ja tutaj robię...?”. Na tego typu pytanie mogę odpowiedzieć tylko jednym zdaniem: „Po prostu żyję!”. Malkontent powiedziałby: „Ale co to za życie?!”. Odpowiem mu krótko: „Intensywne, ciekawe, chwilami nawet piękne!” - podsumowuje.

 

WA

 

To była trudna decyzja - przyznaje J. Ryng na wspomnienie Gali Centrum Wolontariatu, po której podeszła do niego Agata Młynarska, proponując występ w telewizji. Mimo wielu obaw wyraził zgodę, a i ryzyko - jak przyznaje - opłaciło się! Konsekwencją udzielonego wywiadu było bowiem zaproszenie skierowane przez stowarzyszenie skupiające rodziców osób niepełnosprawnych na wczasy w Sopocie. Wraz z grupą przyjaciół zwiedzał Wybrzeże. Wśród wielu zrealizowanych przy pomocy znajomych marzeń był też m.in. wyjazd do Medjugorie, Lourdes i Asyżu, jak również udział w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. „Byłem zdumiony niesamowitą życzliwością ludzi, którzy po prostu wiedzą, że każde dobro, jakie bezinteresownie ofiarowujemy, rozchodzi się jak fala po oceanie i powraca zwielokrotnione” - komentuje.

 

3 PYTANIA

 

Jacek Ryng - twórca strony internetowej www.przyjaciel.info

 

 

„Doceniać chwile, aby nie zmarnować życia” - hasło widniejące na prowadzonej przez Ciebie stronie internetowej jest zachętą - na przekór pędzącemu światu - do zatrzymania się nad małymi radościami. Skąd ten pomysł?

 

Początkowy tytuł brzmiał: „Aby nie zmarnować życia”. Skąd pomysł? Długi czas tkwiłem w przekonaniu, że niewiele dane będzie mi przeżyć... Zamiast troszczyć się o jakość swojej codzienności, skupiałem się raczej na obserwowaniu (w telewizji bądź prasie) tego, jak egzystują inni... Dziś mam świadomość, że Stwórca każdemu z nas ofiarował jedyne i niepowtarzalne życie! Wraz z nim daje nam mnóstwo wyjątkowych łask, w których kryje się szansa, byśmy wszyscy mogli stać się bohaterami fascynującej „epopei”. Można też nazwać ją świętością, którą rozumiem jako najlepszą, a zarazem najpiękniejszą drogę życia. Sam jednak musiałem zdecydować, czy chcę mieć ręce zajęte pilotem, by móc przełączać kolejne kanały w TV, czy uwolnię swój umysł i dłonie, aby dostrzec Boże dary i sięgać po nie...

Z czasem do wspomnianego tytułu dodałem słowa: „Docenić chwile...”, ponieważ to właśnie one decydują o kształcie naszej egzystencji. Bywa wręcz, że jeden z pozoru nieznaczący moment wywiera wpływ na całe życie... Mam przy tym świadomość, że gdybym bardziej wsłuchiwał się w głos Boga i wykazywał większe zaangażowanie, moja codzienność byłaby jeszcze piękniejsza i ciekawsza. Jednak - jak przystało na dziecko naszego Ojca - czasem zwyczajnie psocę... Tym bardziej też doceniam Jego cierpliwość względem mnie, a nade wszystko ufam, że nie pozwoli mi On zmarnować życia.

 

Jacku, skąd wziął się zamysł, by swoimi przemyśleniami dzielić się z innymi ludźmi za pomocą witryny internetowej? Jakie okoliczności towarzyszyły powstaniu prowadzonej przez Ciebie strony?

 

W przeszłości pisywałem artykuły do czasopism, takich jak „Jezus żyje” czy „List”. Gdy wraz z końcem minionego wieku zakupiłem komputer, zasięgnąłem informacji na temat prowadzenia stron internetowych. Pomyślałem, że mógłbym publikować w ten sposób swoje teksty. Prymitywna początkowo stronka z kilkoma zamieszczonymi na niej zdaniami stała się punktem wyjścia do dalszego rozwoju. Za pośrednictwem witryny chcę dzielić się z czytelnikami moimi przeżyciami i doświadczeniami. Pragnę dawać nadzieję tym, którzy czują się samotni i zagubili sens życia. Pomagając innym, szukam też wsparcia dla samego siebie...

 

I chyba z powodzeniem, skoro zamieszczane przez Ciebie wpisy śledzi tak wielu internatów. Czy nawiązane za pomocą sieci znajomości mają kontynuację w realu? A zatem czy hasło „przyjaciel” nie trafia w próżnię?

 

Nie ukrywam, że sporo czasu poświęcam na promocję i pozycjonowanie mojego portalu. Efektem tego jest odnotowywanych kilkaset wejść na stronę dziennie, choć zazwyczaj są to tylko tzw. efemerydy, które jedynie zerkną, zobaczą „inwalidę” i uciekają... Zapewne wynika to z lęku, jaki „niewtajemniczeni” odczuwają wobec osoby niepełnosprawnej - ludzie na ogół wolą zachowywać dystans. Czasem ktoś napisze, czego skutkiem jest mniej lub bardziej trwała korespondencja. Najbardziej cieszą mnie jednak sporadyczne relacje, które mają kontynuację w realnym świecie. Niejednokrotnie bowiem zdarza się, że osoby, które „odważą się” ze mną spotkać, są zdumione tym, że jestem... taki normalny! Zdarza mi się nawet usłyszeć, że „cudowny” (śmiech).

NOT. WA

 

 

Echo Katolickie 3/2014

opr. mg/mg

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama