Państwo, Kościół, społeczeństwo w XXI wieku

Przemówienie Horsta Langes, wygłoszone podczas konferencji pt. "Świadomość tożsamości europejskiej Rola Kościoła Katolickiego w procesie integracji europejskiej” w Krakowie 14 - 15.09.2001 r.

Państwo, Kościół, społeczeństwo w XXI wieku

Szanowni Państwo, chciałbym zacząć od tego, że UE w obecnym kształcie musi pojmować siebie na tle swojej historii. Jeżeli mówimy o dniu dzisiejszym, to musimy zrozumieć, co to znaczy dzień dzisiejszy i nie muszę tłumaczyć właśnie Polakom, że znakomita część obecnej sytuacji ma swoje korzenie w historii. Gdy Robert Schuman w 1950 r., a więc pół wieku temu wraz z Konradaem Adenauerem i Alcide de Gasperi stworzył podwaliny pod dzisiejszą UE, trzeba pamiętać, że oni wszyscy byli chadekami wierzącymi i ich celem było stworzenie Europy, w której będzie panował pokój. Tworzenie pokoju jest bardzo ważnym zadaniem pod względem etycznym. Wówczas jeszcze Francuzi okupowali część Niemiec. Robert Schuman był człowiekiem, który zmienił o 1800 politykę francuską. Dlatego nie zgadzam się z Mons. Migliore w tej kwestii, że jeżeli będziemy popierać technokratyczną Europę - być może to ma swoje plusy, ale najistotniejsze wartości leżące u podstaw Europy, które powinniśmy w niej teraz zmienić, to są wartości chrześcijańskie. I to były wartości, które pozwoliły nam pokonać komunizm, który zwalczony został w Polsce. To wszystko działo się na fundamencie etycznym, nie na fundamencie wartości ekonomicznych. Mówimy o wolnej gospodarce, ale nacechowanej aspektem socjalnym. To jest wolna gospodarka, która nie powinna tracić aspektu społecznego z oczu. Trzeba to powiedzieć bardzo wyraźnie, abyśmy dzisiaj w roku 2001 zrozumieli, że Europa w tym kształcie, jaki obecnie postrzegamy, robi wrażenie tworu technokratycznego, ale ona taka nie była u swoich podstaw i we wnętrzu.

Jeżeli Państwo zwrócą uwagę na Układ z Mastricht z 2 lutego 1997 r., to trzeba pamiętać, że tam mamy bardzo wyraźne oświadczenie, który dotyczy stosunku do kościołów i wspólnot religijnych. Mieliśmy tam sformułowanie, że Wspólnota Europejska honoruje status wspólnot europejskich i kościołów w tym kształcie, jaki jest w poszczególnych krajach i w tej pozycji prawnej, jaką zajmują i nie ma zamiaru niczego zmieniać. To jest oczywiście tak, że kościoły mają status specjalny, ale jaki to status, o tym decyduje każdy kraj osobno. Już mamy różnice zachodzące między Niemcami, Włochami, Francją i Anglią. Jest oczywiste, że to oświadczenie było możliwe dzięki uporowi ówczesnego kanclerza Helmuta Kohla. Jeszcze wielu spraw nie sfinalizowaliśmy, które powinny zostać jasno powiedziane. Mamy mnóstwo zadań do wykonania. UE nie jest tworem skończonym, w którym już wszystko zostało ukształtowane. Mamy szansę jeszcze wiele zmienić. Chciałbym wspomnieć jeszcze jeden punkt, mianowicie pojęcie pomocniczości lub subsydiarności. Długo rozmawiałem o tym z krakowskim kardynałem. Mamy obaj wspólnego mentora - nieżyjącego już kardynała Hyfnera. On właśnie wprowadził pojęcie pomocniczości do nauki społecznej Kościoła, pojęcie przyjęte później przez kościół ewangelicki. I to jest pojęcie, które w mojej młodości było znane tylko wybitnym fachowcom. Dzisiaj stanowi ono ważny element wszelkich dokumentów UE.

Mam nadzieję, że o zasadzie pomocniczości naucza się również w seminariach. Chciałbym zwrócić na to uwagę, że w fundamencie UE tkwi sporo pozytywnych pryncypiów. Nie zgadzam się z Biskupem Nicorą, że Karta została wypracowana, ale jej ocena i interpretacja pozostawia spory zakres wolności. Nie zarzucam Karcie, że powstała zbyt szybko w przeciągu 10 miesięcy, raczej się cieszę, że ona w ogóle powstała, że nacisk terminów spowodował jej ukończenie.
Uważam, że było to osiągnięcie, jeżeli podjąć to, co powiedział wtedy de Lorres, że Europa potrzebuje duszy i podjęto próbę stworzenia czegoś, co byłoby duszą Europy. Cząstkową próbą jest karta. Oczywiście, możemy zapytać, czy jest to dokument wartościowy, czy jest to podstawa do przyszłej europejskiej konstytucji? Czy jest nam potrzebna europejska konstytucja? Czy może powinniśmy poszerzać ową Kartę i traktować ją jako zastępczą w miejsce konstytucji europejskiej. Karta w tym kształcie, jaką ją znamy, osiągnęła pewien cel - mianowicie pewne rzeczy sformułowano w pozytywnym sensie, lecz pytanie, na jakim tle to się dzieje? We Francji i Belgii mamy do czynienia z bardzo silnym laicyzmem, rozdziałem państwa i Kościoła, a religia (moim zdaniem błędnie) traktowana jest jako prywatna sprawa człowieka.

Mamy również w Unii kraj - Wielką Brytanię, która w ogólne nie ma konstytucji. Mamy też do czynienia z krajami, w których ciągle jeszcze istnieje coś takiego jak "kościół państwowy". W końcu królowa jest głową kościoła anglikańskiego, kilku biskupów angielskich zasiada w parlamencie. Fakt, że karta w ogóle powstała, jest pozytywnym zaskoczeniem, ale uważam również, że brak odwołania się do Boga w tej karcie jest poważnym brakiem.
Wszyscy mieliśmy okazję przekonać się w ostatnich dniach, jak katastrofa w Stanach Zjednoczonych potrafiła zjednoczyć ludzi i doprowadzić do tego, że wszyscy na stopniach Kapitolu śpiewali, "Boże chroń Amerykę". Nie było żadnym problemem, że w Ameryce inwokacja do Boga była możliwa w państwie, w którym zasadzie neutralności religijnej nadaje się najwyższą rangę. Mamy zwykle do czynienia z takimi sformułowaniami, że państwo nie powinno preferować ani stawiać w niekorzystnej sytuacji żadnej wspólnoty religijnej ani kościoła. Ale nikomu nie przeszkadza w Ameryce, że na otwarcie posiedzenia Kongresu duchowny prowadzi modlitwę, modlitwę ukształtowaną na bazie chrześcijaństwa. Dlaczego to tak podkreślam? Ponieważ w rozważaniach na tle ostatniego ataku na Amerykę musimy sobie uświadomić, że musimy się jakoś uporać z tymi dwoma biegunami. Jakie zająć stanowisko pomiędzy z jednej strony tendencjami do religii państwowej? Czy należy w dalszym ciągu używać formuły przysięgi odwołującej się do Boga przy zaprzysięganiu ministrów czy premiera? Czy z drugiej strony wszystkie ślady tego wyeliminować z życia publicznego?

Powinniśmy zaakceptować ogromne zróżnicowanie pod tym względem w ramach samej Europy. Powinniśmy zrozumieć, że to wszystko jest w trakcie nieustannego rozwoju. Karta została sformułowana, ale tworzy ona podstawę do dyskusji. Toczona wewnątrz kościoła katolickiego dyskusja powinna znaleźć jakiś swój publiczny wyraz, że nasi katoliccy intelektualiści powinni zdecydowanie wkroczyć w tę dyskusję. Szczególnie Polacy, jeżeli będą niebawem w UE, powinni wesprzeć nas w szeregu bardzo różnych zadań.
W Europie po rozszerzeniu Unii będzie wielu prawosławnych i to jest zadanie polegające na tym, ile powinniśmy wiedzieć, jak wielkie zadania ma Kościół w każdym poszczególnym państwie.

Dlatego tutaj, w Krakowie, gdzie katolicy są w znacznej przewadze, wzywam: poszukajcie większych gremiów, wspólnot i podejmijcie to, o czym pisał kardynał Hyfner w swojej społecznej nauce kościoła. Mnóstwo problemów wynika nie tylko z Ewangelii, ale można sięgać nawet do Arystotelesa, który już stworzył pewne podstawy etyki osobowej, indywidualnej, społecznej. Pewne rzeczy są po prostu racjonalne, akceptowalne poprzez rozmowę, ponadkonfesyjnie.

Na tej sali możemy wyrażać pewne życzenia i przekazywać nawet społecznościom, które niekoniecznie są społecznościami chrześcijańskimi. To są niesłychanie ważne zadania, którymi powinniśmy wesprzeć działania Parlamentu Europejskiego. Jeżeli będzie pytanie: Czy zmodyfikować kartę, czy tworzyć konstytucję europejską? - aby wtedy kościoły poszczególnych krajów członkowskich miały jasno sformułowaną wizję i jasno ją artykułowali.

Żądania, które powinny być kierowane pod adresem poszczególnych parlamentarzystów europejskich, powinny być jasne i zdecydowane. O wiele za mało zainteresowania i żądań kieruje się do parlamentarzystów - miałem wrażenie, że to raczej ja wychodziłem kościołom naprzeciw, ja pytałem i szukałem inicjatywy, a nie odwrotnie, że sam byłem bombardowany żądaniami czy oczekiwaniami.

Zakończę sformułowaniem biskupa Nosola z Opola, który wygłosił je w Strasburgu: "Dawny marksista - obecnie filozof i humanista - Kołakowski już w roku 1974 stwierdził: "osoba i nauka Chrystusa nie może być usunięta ani unieważniona w ramach naszej kultury, jeżeli nasza kultura ma dalej istnieć i się rozwijać. Nie można przerwać kontynuacji naszej kultury i życia duchowego, jeżeli nie będziemy pojmować człowieka jako nośnika dogmatów najważniejszych wartości ludzkich".

To powiedział marksista i niechrześcijanin. Powinniśmy się wstydzić, jeżeli przynajmniej tyle nie uczynimy, to znaczy nie będziemy się domagać realizacji naszych podstawowych wartości.

Pojawia się w ten sposób jeszcze raz trudna, lecz fascynująca relacja pomiędzy wiarą chrześcijańską, ewangelizacją i kulturą. W grę wchodzi zdolność naszych kościołów zajęcia w społeczeństwach europejskich pozycji siły kierującej zachowaniami moralnymi, formującej laikat zdolny ożywiać chrześcijańskim duchem normy i instytucje, akceptując jednocześnie aż do końca rosnący pluralizm kulturowy, etyczny i religijny, lecz unikając jednocześnie kompleksu niższości.


opr. JU/PO

˙
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama