Boży Doping - mówią gwiazdy sportu

Jerzy Engel opowiada o swej karierze i wpływie wiary i Boga na życie i sport

Wypowiedzi pochodzą z książki "Boży Doping", Wydawnictwo "Rafael"

Boży Doping - mówią gwiazdy sportu

Urodzony w 1952 roku. Od 1 stycznia 2000 r. selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski, którą po raz pierwszy od 16 lat doprowadził do finałów Mistrzostw Świata w Korei i Japonii. Był zawodnikiem m.in. Junaka i Kujawiaka Włocławek, AZS AWF Warszawa i także stołecznej Polonii. Absolwent wydziału trenerskiego warszawskiej AWF, szkolił m.in. piłkarzy stołecznych zespołów - Legii i Polonii, z którymi zdobył tytuły wicemistrzów Polski. Przez kilka lat pracował także na Cyprze, gdzie m.in. z Apollonem Limassol zajął drugie miejsce w tamtejszej lidze. Przed mistrzostwami świata w 1982 roku był szefem banku informacji w ekipie Antoniego Piechniczka, ówczesnego trenera reprezentacji.

"Kiedy położyłem dłonie na grobie Chrystusa, poczułem ciepło, a po ciele przeszły mi ciarki."

- Jest pan osobą wierzącą?

-Tak.

- Czy ta deklarowana przez pana wiara w Boga to efekt otrzymania wychowania w rodzinie, czy też jest to wybór dorosłego już człowieka?

- Moja rodzina w zasadzie tylko okazjonalnie, w czasie świąt, ślubów, pogrzebów przestrzegała praktyk religijnych. I pomimo zajęć z religii w szkole oraz uczęszczania do kościoła, można powiedzieć, że do wiary dojrzałem będąc już człowiekiem samodzielnym.

- A kto miał największy wpływ na ukształtowanie się pana światopoglądu?

- Moja małżonka jest osobą głęboko wierzącą i praktykującą. Nie ukrywam, że jest takim religijnym reprezentantem w domu. Ona przynagla i egzekwuje od dzieci wszystko to, co związane jest z wiarą, kościołem i praktykami religijnymi.

- Jak wyglądały te praktyki podczas kilkuletniego pobytu pana z rodziną na Cyprze, gdzie zdecydowana większość mieszkańców Wyspy to greko-katolicy?

- Nie było specjalnych przeszkód, bo nawet na Cyprze - o czym może mało kto wie - jest polski ksiądz, Ojciec Wilhelm, mój serdeczny przyjaciel, który w kościele w Limassol odprawia raz w miesiącu Mszę w ojczystym języku. Codziennie natomiast odprawiane są nabożeństwa w różnych językach. Jeśli nie mogliśmy być na polskiej Mszy, wówczas wybieraliśmy tę odprawianą w języku angielskim. Syn i córka uczęszczali do szkoły katolickiej prowadzonej pod patronatem Watykanu i administrowanej przez siostry zakonne. Zajęcia w tej znakomitej szkole wielonarodowościowej zaczynały się o 7.30 półgodzinną modlitwą w języku angielskim.

- W tym konglomeracie różnych narodowości zdarzały się przypadki nietolerancji?

- Czegoś takiego w ogóle się tam nie spotyka. Cypr jest państwem żyjącym z obcokrajowców, zarówno tych pracujących w zagranicznych firmach, jak i z przyjeżdżających tam turystów. Cypryjczycy jednakowo serdecznie odnoszą się do każdej osoby, bez względu na kolor skóry, czy odmienną religię. Panuje tam absolutna tolerancja.

- Selekcjoner reprezentacji staje ciągle przed dylematem właściwego, ale i sprawiedliwego wyboru zawodników. Czy nietrafione powołania do drużyny nie powodują wyrzutów sumienia?

- Nie, bo zawsze powołuję tych piłkarzy, których uważam w danym momencie za najbardziej predestynowanych do tego, żeby grać w drużynie narodowej. Jedyne kryterium, jakim się kieruję przy powołaniach to uczciwość do siebie samego, pozwalająca mi mieć pewność, że to co robię, robię dobrze oraz zgodnie ze swoją wiedzą i sumieniem. Jak każdy trener, posiadam własną wizję zespołu i staram się unikać sugerowanych niekiedy innych koncepcji czy rozwiązań. Ale wysłuchuję wszystkich, co do których mam pewność, że dobrze mi życzą.

- Każdy trener, bez znaczenia czy ten pracujący w klubie, czy też selekcjoner reprezentacji, pełni rolę wychowawcy. Spotyka się wszak z młodymi ludźmi i powinien przekazywać im uniwersalne zasady etyczne, propagowane także przez Kościół...

- Rzeczywiście, nie można zapominać o tej ważnej powinności szkoleniowca. Reprezentacja kraju to jednak wyjątkowa drużyna, dlatego też już na pierwszym spotkaniu z kadrowiczami powiedziałem im, że czuć się reprezentantem Polski, to znacznie więcej, niż tylko otrzymanie powołania i rozegranie meczu. Reprezentant musi umieć zachować się także poza boiskiem. Do drużyny narodowej powinni więc być powoływani piłkarze, którzy prezentują odpowiedni poziom moralny, intelektualny i potrafią się znaleźć w każdej sytuacji. Utożsamia się przecież z nimi młodzież, kibice, sympatycy, dla których kadrowicze często są wzorem do naśladowania.

- Często modli się pan za swych podopiecznych, za sukces swej drużyny?

- Nie. To pozostawiam żonie i kibicom, którzy nam dobrze życzą.

- O co zatem pan się modli?

- Przede wszystkim proszę o zdrowie dla rodziny i całej ekipy reprezentacyjnej. Reszta przyjdzie sama, sukcesowi zaś musimy pomagać, a nie liczyć na cuda.

- Jeśli natomiast dotyka pana gorycz porażki...

- ... to wówczas próbuję szukać jej przyczyn przede wszystkim w samym sobie. Ale nie należę do takich ludzi, których porażka załamuje. Wręcz przeciwnie, wywołuje ona u mnie sportową złość i wyzwala energię do bardziej wytężonej pracy.

- Jak pojmuje pan, w dobie wielkiej komercjalizacji sportu, rolę trenera - chrześcijanina, kogoś kto z założenia powinien przestrzegać zasad fair play i tego wszystkiego czego naucza Kościół?

- Tych prawd nie głosi tylko Kościół. Każdy absolwent AWF ma nabitą głowę właśnie zasadami fair play, które - przynajmniej w przypadku warszawskiej uczelni - niezłomnie wpaja studentom pani profesor Zofia Żukowska. Nie wyobrażam sobie, by nie czynił tego później każdy trener, szczególnie przy szkoleniu najmłodszych adeptów futbolu. Ale, rzecz jasna, wielka komercjalizacja sportu, a piłki nożnej w szczególności, gdy w jednym tylko meczu można zarobić bądź stracić kilka milionów dolarów, może dla niektórych być przeszkodą w realizacji tych zasad na boisku. Przykładem może być chociażby postawa Maradony, który na mistrzostwach świata świadomie zdobył bramkę ręką. Duże pieniądze mogą też wywoływać agresję, chociaż coraz częściej kibice nie dopuszczają do takich sytuacji. Podczas mistrzostw świata we Francji zawodnik, który zagrał nie fair był wygwizdy-wany we wszystkich meczach do końca imprezy. I to bez względu na to, w jakiej grał drużynie. Uważam, że sport zmienia się w dobrym kierunku, ludzie mają dość agresji, przemocy i niesprawiedliwości.

- Gol zdobyty ręką, niestety, nie jest specjalnością tylko Maradony. Pamięta pan, jak kiedyś w meczu z San Marino polski zawodnik "popisał się" takim strzałem. Mecz dzięki tej bramce nasz zespół wygrał. Co by pan powiedział temu piłkarzowi, gdyby wówczas pan był trenerem?

- Cóż, zespół wygrał i zrealizował swój cel. Niekiedy w ferworze walki następuje taki mimowolny odruch, który pomaga wygrać. To jednak, czy zawodnika stać na to, żeby się do tego przyznać, to już wyłącznie sprawa piłkarza. Ale wartałoby wspomnieć i innych, godnych podziwu i propagowania postawach. Kiedyś w ligowym meczu Włodzimierz Lubański zdobył w sposób nieprawidłowy bramkę, którą najpierw sędzia uznał, ale po tym, jak Włodek przyznał się do przewinienia, zmienił swą decyzję.

- Miał pan w swoim życiu takie momenty, po których inaczej spojrzał pan na swoje życie i wiarę?

- Chyba każdy z nas doświadcza takich trudnych sytuacji w swoim życiu. Ja bardzo mocno przeżyłem przedwczesną śmierć mojej siostry. Miała 28 lat i choć była już osobą samodzielną, miała własną rodzinę, dzieci, to długo jeszcze wyrzucałem sobie, że może byłem zbyt daleko od niej. Miałem do siebie żal, że czegoś tam w stosunku do niej nie dopełniłem. Takie sytuacje zawsze zwracają nas w kierunku wiary, bardziej niż kiedykolwiek szukamy wówczas w niej samouspokojenia, dokonujemy wewnętrznego rozrachunku z samym sobą.

- Francuski piłkarz Didier Deschamps zwierzył się, że stracił wiarę po śmierci brata w katastrofie lotniczej. Doszedł do wniosku, że gdyby Bóg istniał, nie dopuściłby do takiej niesprawiedliwości.

- W kryzysowych sytuacjach każdy z nas reaguje inaczej. Być może Deschamps oczekiwał zbyt wiele i coś, czego nie można było zrealizować, odwróciło go od Boga. Ja zachowuję się akurat odwrotnie.

- A czego pan oczekuje od Boga?

- Przede wszystkim, żebym zawsze mógł mieć wiarę we własne siły. Niczego więcej.

- Często pan odwiedza kościół?

- Nie za często. Nieco więcej czasu na religijną refleksję poświęciłem będąc w Ziemi Świętej. Byłem tam kilka tygodni przed pamiętną pielgrzymką Ojca Świętego. Odbyłem Drogę Krzyżową choć był to wyjazd sportowy, znalazłem czas, by pomodlić się przy grobie Pana Jezusa. To było wielkie przeżycie i chyba każdy, kto tam przybywa, odczuwa dreszcz emocji. Kiedy się kładzie dłonie na gro-bie Chrystusa, czuje się ciepło, a po ciele przechodzą ciarki. Przynajmniej ja to tak odczułem.

- Czy Jan Paweł II jest autorytetem i wzorem do naśladowania dla a i pańskich podopiecznych?

-Nie tylko dla mnie i piłkarzy, ale Papież jest największym autorytetem religijnym i moralnym dla wszystkich ludzi. Trzeba Go tylko uważnie słuchać i korzystać z Jego nauk jak najwięcej.


opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama