Game Boy chili marketing normalny...

Mnożą się ataki elity intelektualnej i mediów na hity reklamowe - produkty masowe, które odnoszą sukces.



Game Boy chili marketing normalny...

Mateusz Zmyślony

Mnożą się ataki elity intelektualnej i mediów na hity reklamowe - produkty masowe, które odnoszą sukces. Czas dać odpór bezmyślnej krytyce.

Dzisiejszy felieton piszę - zgodnie z duchem wakacji - w "terenie". Otóż wybraliśmy się z kolegą na marketingowy mini urlop. Zawitaliśmy do gminy Mielno (nad morzem). Przy okazji opalania się, picia piwa i wywczasów natrafiliśmy na piękny, niezwykły wręcz ośrodek wczasowy "Złota Plaża". Miejsce to lśniło na tle obrzępolonych, posowieckich FWP jak diament. W tym właśnie ośrodku napotkałem inspirację.

Na tablicy gazetki ściennej, którą z ochotą zaczęliśmy lustrować w poszukiwaniu tandety do naszego Muzeum Marketingu Dziwnego, nie wisiało nic specjanego. Dość interesujący plakat magika Mariniego, garść ogłoszeń turystyczno-promocyjno-rozrywkowych. I wreszcie w rogu tablicy... zauważyliśmy coś szczególnego.

Był to - na pierwszy rzut oka - jakiś niby plakacik ręką dziecka zmajstrowany. Naszą uwagę przykuł fakt, iż dotyczył pewnej od dawna intrygującej nas marki. Był to sławny Game Boy firmy Nintendo. Niezorientowanym wyjaśnię, że Game Boy to takie małe, plastikowe pudełeczko, które służy do grania w specjalne gry komputerowe. Fachowo nazywa się to przenośna konsola do gier. Na konsoli takiej można grać w gry przygodowe, strzelanki, układanki i w co się tylko chce. Można grać w samochodzie, autobusie, domu, szkole, na wakacjach i podczas choroby spędzanej w łóżku. Każdy normalny 10-latek chce, a nawet musi mieć Game Boy'a.

I właśnie ten potężny imperatyw, marketingowy cud, marzenie handlowca - powodują, że zastanowimy się dziś wspólnie nad fenomenem wychowywania dzieci w dzisiejszym świecie konsumpcji, hedonizmu, zaniku wartości. W świecie reklamowych trendów, mód, masowych idoli, owczych pędów... Spróbujemy również wyjaśnić krytykom czegokolwiek co reklamowane, że nie mają racji.

Otóż Game Boy jest symbolem "nowoczesnego zła", które niszczy więzi rodzinne, spłaszcza dziecięce intelekty, produkuje syndrom nieudacznika uciekającego przed prawdziwym życiem do komputera. Game Boy to symbol zniewolenia dziecka, odseparowania go od innych. Podobnych symboli szaleństwa XXI wieku, czasów niepohamowanej konsumpcji, żądzy posiadania za wszelką cenę, naśladownictwa - jest więcej. Będzie to i POKEMON, i Gwiezdne Wojny, i lalki Barbie, i zestaw Happy Meal w makdonaldzie.

Otóż ja chciałbym zaprotestować. Nie żeby mi się Barbie podobała, choć przyznam, że biust ma OK. Po prostu mam już dosyć czytania wszędzie głupot o tym, jak te nowe czasy szkodzą na mózg naszym dzieciom. Mam dość wywodów pseudofachowców, którzy wszędzie gdzie sukces, kasa i powodzenie dopatrują się socjotechniki, zwycięstwa cynicznych fabrykantów i globalistów. Mam przede wszystkim dość krytykowania marketingu przez ludzi, którzy nie tylko nic o nim nie wiedzą, ale nawet nie chcą wiedzieć. Dotyczy to zwłaszcza dziennikarzy.

Przypomnijmy sobie niekończący się potok bluzgów na Big Brothera. Co jeden autorytet moralny, to lepszy. Ostatnio z okazji "Amazonek" zaczęli ci nasi świątobliwi atakować wolność słowa. Ja wiem, że te programy to szajs. Ale bądźmy obiektywni. A co było dawniej? Czy ludzkość bawiąca się śmiercią niewolników w rzymskim amfiteatrze była lepsza? Czy chodzący do okrutnego i tandetnego cyrku nasi rodzice i dziadkowie byli lepsi?

Ludzkość dorasta bardzo szybko, krytycznie patrzy na swój rozwój. Nie dajmy się jednak zwariować. Co złego jest w Pokemonie? NIC! Dzieci bawią się w kolekcjonerów, uczą się negocjacji, wymiany, handlu, samodzielności i współpracy w zespole - na tym polega Pokemon. Co złego jest w lalce Barbie? NIC! Dawniej też były mody na promowanie "sylwetki marzeń". Rubens promował nadwagę, Mattel promuje anoreksję. Lalki były zawsze. Dziś mają tą cechę, że mają je wszystkie dziewczynki, kiedyś - jedna na tysiąc. A że tandetne? Dziewczynki co najmniej do 12 roku życia w ogóle nie mają gustu, po prostu uwielbiają tandetę. A potem z niej wyrastają. Przynajmniej część z nich wyrasta J

Co złego wreszcie jest w telewizji, komputerze i Game Boy'u? NIC! Dopóki nie było telewizji, ludzkość siedziała na ławeczkach przed domami i całymi godzinami gapiła się bezmyślnie w przechodniów.

Wreszcie sam Game Boy. To żaden demon. To po prostu zabawka marzeń - każdy z nas miał swoje zabawki marzeń. Dla mnie były to samochodziki Matchbox, klocki Lego i oczywiście wszelkie formy związane z wojną - żołnierzyki, czołgi i samoloty. Szkodliwe? I tak wyrosłem na pacyfistę. Game Boy ma wszelkie cechy wspaniałej zabawki. A to, że niszczy więzi międzyludzkie, otępia i wpędza w osamotnienie - to nieprawda.

Otóż będąc we wspomnianym Mielnie, na gazetce ściennej dostrzegłem niezwykły przykład marketingu instynktownego. Na gazetce wisiał profesjonalnie wykonany, kolorowy plakat reklamujący Klub Game Boy'a. Obok leżał stosik pięknie, ręcznie wykonanych ulotek reklamowych, mailing, zestaw haseł i informacji o klubie. Klub założyli nieznający się wcześniej chłopcy. Wpadli na pomysł wypromowania go, zaproszenia innych dzieci. Game Boy stał się pretekstem do stworzenia silnej, świetnie się ze sobą bawiącej grupy małych ludzi. Stał się też katalizatorem. Dzieciaki instynktownie "sprzedały" swój pomysł. W celu nawiązania kontaktu z innymi dziećmi samodzielnie wymyśliły i wykorzystały wyrafinowane narzędzie marketingowe.

Znalezioną cudem kampanię reklamową Klubu Game Boy'a zabieram ze sobą jako eksponat do Muzeum Polskiego Marketingu. Nie tego "dziwnego" - do normalnego. Eksponat wpisany zostanie na listę muzeum jako "najmłodsza samodzielna kampania reklamowa" i potraktowany zostanie również poważnie, jak przedwojenne reklamy Wedla.

Rośnie nam pokolenie ludzi, którzy marketing wyssali z mlekiem matek. I nic im to nie zaszkodziło...

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama