Czs zasad

skoro większości polskich przedsiębiorców wciąż daleko do przysłowiowego pierwszego miliona, a o etyce mówi się głównie w zacisznym świecie wyższych uczelni



Czas zasad

W USA zaledwie jeden na dziesięciu pracowników twierdzi, że nigdy nie nadużył swojego miejsca pracy dla własnej korzyści. Z kolei średnia strata spowodowana przez nieuczciwego współwłaściciela firmy sięga tam miliona dolarów. Jak więc jest u nas, skoro większości polskich przedsiębiorców wciąż daleko do przysłowiowego pierwszego miliona, a o etyce mówi się głównie w zacisznym świecie wyższych uczelni ? Alina Białkowska-Gużyńska

Alina Białkowska-Gużyńska

Robert Sternberg, prof. psychologii i edukacji na Uniwersytecie w Yale, opisał na łamach FINANCIAL TIMES następujące zdarzenie. Oto dwóch studentów spotkało w górach niedźwiedzia grizzly. Jeden z młodych mężczyzn zastanowił się i doszedł do wniosku, że i tak nie uda się uciec, więc nawet się nie ruszył. Drugi nie tracił czasu na rozważania i zaczął szybko biec, by przypadkiem nie zostać w tyle za swoim kolegą. Historyjka owa miała pokazać, że są sytuacje w życiu, gdy lepiej sprawdzają się inne typy inteligencji niż analityczna, nad której rozwojem pracuje się na studiach. Jednak sporo czytelników poczuło się nieswojo po jej lekturze. - Czy rzeczywiście żyjemy w otoczeniu, w którym musimy myśleć tylko o sobie i walczyć wyłącznie na własny rachunek, by wyprzedzić innych - pytano. Można założyć, że rynek podlega prawom Darwina i w konsekwencji akceptować z zupełnie czystym sumieniem, że w gospodarce przeżywają wyłącznie najsilniejsi bądź najlepiej zaadaptowani do otoczenia. Jeśli tak, wówczas opowieść o studentach nie niesie z sobą żadnego dylematu: każdy z nas powinien trzymać etykę wyłącznie na użytek prywatny, zaś w pracy zajmować się tylko tym, co przynosi bezpośrednią korzyść firmie. Tak byłoby najprościej, ale niekoniecznie najrozsądniej. Bo etyka się opłaca.

Granice kłamstwa

Zespół socjologów z Uniwersytetu Jagiellońskiego prowadził badania w trzech małych miastach reprezentujących trzy byłe zabory, czyli - według powszechnych odczuć - trzy typy mentalności występujące w Polsce. Chodziło o sprawdzenie stosunku ludzi do bogactwa. W 1992 r. aż 93% badanych twierdziło, że najsilniejszym źródłem niechęci między ludźmi są różnice w zarobkach i majątku. Dopiero w ubiegłym roku większość badanych uznała bogactwo za rezultat ciężkiej pracy i umiejętności, a nie efekt oszustw i kombinacji. Także dopiero w ubiegłym roku obiegowa opinia o zawsze kradzionym pierwszym milionie znalazła oparcie u mniej niż połowy pytanych. Czy to znaczy, że polscy przedsiębiorcy zaczęli być bardziej etyczni w tym, co robią, czy też ich otoczenie stało się bardziej wyrozumiałe i pragmatyczne? Na to pytanie badania nie dają odpowiedzi. Ale opinia, iż jest coraz lepiej, staje się powszechna, nie tylko wśród praktyków życia gospodarczego. - W tej chwili wyraźnie widać modę na mówienie o etyce w biznesie - twierdzi prof. Aniela Dylus, wykładająca etykę biznesu w warszawskiej Akademii Teologii Katolickiej. - Wciąż jesteśmy w pierwszym etapie tworzenia gospodarki rynkowej, czyli etapie dorabiania się, ale czas zachłanności dobiega końca. Wszyscy, którzy chcą działać na dłuższą metę, prędzej czy później zdadzą sobie sprawę, że nie da się zbudować trwałego sukcesu bez zasad etycznych. Praktycznie wszyscy zajmujący się etyką w biznesie podkreślają, że tak naprawdę jej obecność w decyzjach podejmowanych przez przedsiębiorców i menedżerów (które określają stosunek do pracowników, konkurencji, partnerów, społeczeństwa, państwa, a nawet środowiska naturalnego) jest warunkiem stworzenia firmy stabilnej i wiarygodnej. Inaczej tracimy zaufanie, a z nim szanse na zdrowe relacje wewnątrz przedsiębiorstwa oraz ze światem zewnętrznym. Te argumenty są, jak sądzę, oczywiste. Ale równie oczywiste jest, że z natury rzeczy biznes jest oparty na grze jako żywo przypominającej targowanie się z Arabem o cenę sprzedawanego przezeń towaru. Kłamie jedna strona, kłamie druga, prawda jest pośrodku, a ostateczny wynik transakcji zależy tylko od zdolności i uporu obu graczy.Czy istnieje biznes bez kłamstwa? Jakie są granice oszukiwania? A może po prostu przykład z Arabem nie pasuje do współczesnego świata gospodarki, w którym interesy układających się stron niekoniecznie muszą być tak jasno skonfliktowane?

Outsourcing sumienia

Weźmy branżę ubezpieczeniową. Tam etyka, a raczej bycie z nią na bakier, daje najbardziej spektakularne efekty - w świecie finansów cenę za brak zaufania klienta płaci się szybko. Przez kraje rozwinięte ubezpieczeniowa burza już się praktycznie przetoczyła, u nas jeszcze nie. Wciąż zdarzają się przypadki ewidentnego nacinania klientów - jak choćby opisana przez prasę specjalna (więc droższa) polisa na życie, sprzedana zawodowemu pilotowi, która w warunkach ogólnych miała wpisaną klauzulę, iż ubezpieczenie nie obejmuje wypadków lotniczych. Polscy ubezpieczyciele zażegnują się wprawdzie, że ich brokerzy są specjalnie przygotowywani także pod względem zasad etycznych. Problem w tym, że nawet jeśli w firmie obowiązuje najlepszy kodeks etyczny, niekoniecznie musi się to przekładać na zachowania pracowników. Zwłaszcza w branżach, które - tak jak agencje ubezpieczeniowe - zatrudniają ludzi, nad którymi mają tak naprawdę znikomą kontrolę. Sytuacja taka bywa zresztą twórczo wykorzystywana. FINANCIAL TIMES omawia przykład pewnej firmy detektywistycznej, która zleca podwykonawcom każde zadanie, jakie wymagać może podejmowania działań etycznie wątpliwych, włączając choćby przeglądanie zawartości koszy na śmieci należących do rozpracowywanej osoby czy przedsiębiorstwa. W gospodarce z elastycznym rynkiem pracy można więc z łatwością, jak sarkastycznie konkluduje FT, dokonać "outsourcingu sumienia". Ale nie oszukujmy się. Nie wszystkim dane jest sięgnąć po tak wygodne (choć etycznie niejednoznaczne) rozwiązanie. W większości przypadków decyzje trzeba podejmować samodzielnie, odwołując się wyłącznie do własnych zasad lub (pisanych bądź ustnych) reguł obowiązujących w firmie.

Badania prowadzone w różnych krajach zachodnich pokazują, że mniej więcej 30-40% czasu osoby na kierowniczym stanowisku (tzw. CEO - chief executive officer) pochłania podejmowanie decyzji mających wymiar etyczny. Tak postrzegają problemy, przed którymi stoją, sami menedżerowie i właściciele firm. I choć w dziewięciu na dziesięć dużych, światowych korporacji istnieje wewnętrzny kodeks postępowania, a niemal każda uczelnia biznesowa (w tym słynny z "zimnego liberalizmu" Harvard Business School) prowadzi wykłady z etyki - badani szefowie wcale nie czują się przygotowani do decydowania. - Dlatego (...) tak łatwo jest oprzeć decyzje czy działanie wyłącznie na przesłankach ekonomicznych bądź stricte prawnych, zamiast pójść dalej i zastanowić się nad etycznym wymiarem sytuacji - pisze Pia T. Manalastas, konsultant i wykładowca z George Washington University w październikowym wydaniu BUSINESS WORLD. Konsekwencje takiego funkcjonowania poza etyką nie muszą, ale mogą być bardzo poważne. Problem w tym, że nigdy nie wiadomo, czy akurat TA decyzja, którą właśnie JA podejmuję w TEJ chwili nie wejdzie do kanonu zachowań składającego się na kulturę rządzącą przedsiębiorstwem. To też jest odpowiedzialność CEO.

Dałem łapówkę

Jak to się dzieje, że moda na etykę w biznesie, liczne kursy, wykłady oraz kodeksy pisane na potrzeby poszczególnych branż czy firm nie ułatwiają życia tym, którzy decyzje podejmują? - Nie da się z zewnątrz ocenić konkretnego problemu - tłumaczy prof. Aniela Dylus. - Ja swoim studentom mówię zwykle, że daję im teorię, czyli narzędzia, a już oni sami będą musieli nimi dokonywać cięć. Przy ocenie zawsze trzeba brać pod uwagę nie tylko to, co zostało zrobione, ale i intencje oraz okoliczności podjęcia danej decyzji.

Taką wiedzę bardzo trudno posiąść. Pozostają więc własne sumienia, a te się różnią. Na przykład z pewnością nieetyczne jest dawanie łapówek, ale czy zawsze?- Dałem łapówkę za założenie telefonów w firmie i nie sądzę, bym zrobił coś nieetycznego, bo telefony były niezbędne dla funkcjonowania przedsiębiorstwa, którym kieruję - przyznaje się Grzegorz Lindenberg, prezes BUSINESS PRESS, wydawcy naszego miesięcznika. - Nie dałbym natomiast łapówki za przetarg, bo to zdecydowanie przekracza normy, których przestrzegam w biznesie. Chyba żeby wszyscy dawali, ale wtedy łapówka to tylko dodatkowy koszt uczestniczenia w przetargu - twierdzi szef wydawnictwa.

Czy łapówka za telefon, jaką daje szef firmy w dużej mierze uzależnionej od informacji uzyskiwanych także przez telefon, jest nieetyczna? Czy bardziej etyczne byłoby postępować zgodnie z własnym sumieniem i patrzeć, jak pracownicy nie mogą skontaktować się ze światem zewnętrznym, a w efekcie - kto wie - może ich utracić na rzecz konkurenta, który dylematy etyczne zostawia w domu? Sądzę, że nie. A przetarg? Czy należy startować, jeśli wiadomo, że jest "ustawiany"? Ja bym tego nie zrobiła, ale nie jestem szefem firmy.

- Gdybym mógł ulżyć matce w cierpieniu dając komuś łapówkę, zrobiłbym to - wyznaje jeden ze znanych polskich etyków. Czy dokonywane przez niego oceny etyczne są przez to wyznanie mniej wartościowe? Z pewnością nie, choć oczywiście dając taką łapówkę wzmocniłby szarą strefę w polskim lecznictwie i podtrzymał tradycję dawania lekarzom ekstra pieniędzy. W dodatku byłby w pełni tego wszystkiego świadom.

Kot w worku

To były jednak przypadki na swój sposób klarowne. Ale są i sytuacje znacznie mniej oczywiste i dające przez to o wiele większe pole do interpretacji. W lipcu VOLKSWAGEN kupił ostoję brytyjskości w przemyśle samochodowym - ROLLS-ROYCE'A. Po zawarciu umowy okazało się, iż prawnicy kupującego przeoczyli, że prawo do prestiżowej marki Rolls-Royce należało do innego podmiotu prawnego, który w dodatku sprzedał je (od stycznia 2003 r.) BMW. Mówiąc językiem księgowości, VOLKSWAGENOWI za duże pieniądze sprzedano aktywa niematerialne, do których nie posiadano w pełni praw własności.

- Moim zdaniem to było etyczne. Gdy pertraktujesz z równym sobie albo większym od siebie, możesz stosować różne chwyty. Co innego, gdy po drugiej stronie stołu siedzi słabszy partner, zwłaszcza pracownik - ocenia Grzegorz Lindenberg. - To było co najmniej nadużycie zaufania - uważa prof. Dylus.

Podobnie odmienne opinie można mieć o wszelkich sytuacjach, w których dochodzi do sprzedaży czegoś po zawyżonej cenie dzięki zatajeniu części prawdy. Na przykład jeśli właściciele firmy z kapitałem zagranicznym sprzedają ją jako wysoce dochodową, "zapominając" dodać, że jej dobre wyniki to efekt czasowych wakacji podatkowych, jakie dostawały wszystkie przedsięwzięcia z udziałem kapitałowym spoza Polski. Praktyk powie, że trudno mieć pretensje do sprzedających: ulga podatkowa należała się wszystkim i aż dziw, że kontrahent o tym nie pomyślał. Dla prof. Anieli Dylus to także było naruszenie zasad zaufania.

A co z sytuacjami, gdy wykorzystuje się wygłodzony rynek i sprzedaje towar z kilkusetprocentową marżą? W tym wypadku poglądy teoretyka zdają się być w pełni zbieżne z tym, co myśleli i robili praktycy. - Nie można odgórnie określać, co to jest "uczciwa" marża, tak jak nie ma "sprawiedliwych" cen - mówi wykładowczyni etyki z ATK. - Co z tego, że sprzedam towar z marżą 20-procentową, a mogłabym z 200-procentową, skoro i tak mój konkurent zrealizuje ten wysoki zysk, bo przecież ceny dyktuje rynek. Ale takie supernisze i tak szybko znikają.

Wskazówki i testy

Sytuacji, gdy w grę wchodzi coś więcej niż zwykły bilans zysków i strat, jest nieskończenie wiele, nie da się więc stworzyć przewodnika, który rozwiąże wszystkie dylematy. Ale można przynajmniej pogrupować je tak, by w pozornie typowych problemach łatwiej było dostrzec wymiar etyczny.

Prof. Jerzy Konieczny, były szef UOP, a obecnie właściciel KONSALNETU, dużej agencji ochrony, jest też - o czym mniej głośno - wykładowcą etyki biznesu na jednej z prywatnych wyższych szkół biznesu. Jego opublikowana w tym roku książka "Wstęp do etyki biznesu" opisuje różne sytuacje, gdy trzeba podjąć decyzje ewidentnie dotykające poczucia przyzwoitości i zasad moralnych. Opisany jest na przykład dylemat pana Cadbury'ego, u którego królowa Wiktoria złożyła zamówienie na tabliczkę czekolady dla każdego z brytyjskich żołnierzy walczących w wojnie burskiej. Problem polegał na tym, że Cadbury publicznie i gorąco krytykował tę wojnę jako niesprawiedliwą. Z drugiej jednak strony, takie zamówienie dałoby firmie pracę i zysk. Wybrnął z tego podejmując produkcję, ale realizując zamówienie po kosztach własnych. Sam na wojnie nie zarobił, lecz dał zatrudnienie swoim pracownikom.

W książce tej, jak chyba w żadnej innej na polskim rynku, można też znaleźć wiele praktycznych rad, jak zachować się w sytuacji, gdy czeka nas trudna decyzja: "Przeprowadzono pięcioletnie badania nad zasadami i testami etycznymi w biznesie. Na podstawie uzyskanych danych powstał modelowy proces podejmowania decyzji w sytuacji dylematu etycznego (...). Powinno się więc:

Spojrzeć na problem z pozycji innych zainteresowanych nim osób.

Spróbować ustalić, jakie są oczekiwania co do mającej zapaść decyzji.

Zastanowić się nad:

a. swoim samopoczuciem, w razie gdyby decyzja została upubliczniona,

b. zgodnością decyzji z celami firmy.

Postąpić:

a. tak, jakbyśmy chcieli, żeby inni postępowali w podobnej sytuacji,
b. dla dobra firmy."

Są i inne wskazówki dla osób niepewnych swoich racji - od półżartobliwych ("test skrzywienia", wedle którego nieetyczne jest coś, o robieniu czego sama myśl sprawia, że krzywimy się z niechęcią), do bardzo poważnych ("test ideału osobistego", który polega na zadaniu sobie pytania, czy to, co zamierzam zrobić jest zgodne z ideałem, do którego dążę). Najbardziej uniwersalny jest chyba jednak "test ujawnienia" - trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, jak bym się poczuł/a, gdyby o mojej decyzji dowiedzieli się inni. Kłopot w tym, że ten test słabo działa w przypadku, gdy otoczenie sprzyja biznesowi pozbawionemu etycznego kręgosłupa.

Dilbert z zasadami

Jak więc zbudować etyczną firmę? Tu wszyscy są zgodni: trzeba zatrudniać ludzi o wysokim poziomie etycznej świadomości (warto na przykład od razu przy pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej powiedzieć, że przestrzeganie zasad uczciwości jest jedną z najważniejszych cech przedsiębiorstwa). Ale to niewiele da, jeśli ze strony właścicieli i menedżerów będą płynęły sygnały do-wodzące, że chodzi tak naprawdę wyłącznie o chwyt marketingowy. W takich warunkach dobrze czuł się będzie tylko pracownik etycznie słaby (na przykład taki, któremu nie zadrży ręka, gdy będzie wynosił do domu "pisaki dla dziecka" czy papier do drukarki). Uczciwy poczuje się oszukany i odejdzie.

Z kolei w przypadku przedsiębiorstw dużych i stabilnych potrzebne są czasami masowe szkolenia, które pomagają dostroić pracowników do wymogów firmy. Tak postąpił na przykład COOPERS & LYBRAND (niedługo przed połączeniem z PRICEWATERHOUSE), który rozpoczął program obejmujący 17 tysięcy pracowników, w tym partnerów i menedżerów. Koszt programu oszacowano na 1,5 mln dolarów, a składa się nań wiele trzygodzinnych sesji "etycznego uświadamiania" (przy czym wiedza jest przekazywana metodą kaskadową - od najwyższych do najniższych szczebli w hierarchii C&L) oraz spore zmiany z kodeksie etycznym. Ten ostatni ma teraz 91 stron i przypomina w formie katechizm z pytaniami i odpowiedziami. Są wśród nich rady, jak rozmawiać z rodziną, gdy nowy projekt wymaga spędzania wielu godzin w pracy, a wymóg zachowania tajemnicy uniemożliwia wyjawienie współmałżonkowi przyczyny nieobecności w domu. Są zalecenia, do jakiego stopnia można zaprzyjaźniać się z przedstawicielami klienta.

Poza tym COOPERS & LYBRAND - podobnie jak wiele innych korporacji - ma także specjalną gorącą linię: numer telefonu, pod którym pracownik może konsultować się w przypadku decyzji etycznie trudnych. Wszystko po to, by pracownicy nie czuli się w takich sytuacjach pozostawieni sami sobie.

Istnieją też zabawne techniki zmagania się z etyką w firmie. Na potrzeby LOCKHEEDA stworzono specjalną grę, w której znany z tysięcy kreskówek Dilbert występuje w filmie, na planszy i plakatach służących do ćwiczenia zachowań etycznych. Gra polega na grupowym (menedżer plus maksimum sześciu podwładnych) przedostawaniu się przez labirynt potencjalnych wyzwań etycznych. Trzeba na przykład podjąć decyzję w sytuacji, gdy było się świadkiem wypadku wynikającego z zaniedbania firmy. Wybór jest taki: (1) nie będę się wtrącał, (2) zaoferuję rannemu, że poprę go w swoich zeznaniach, lub (3) złożę oficjalny raport szefom firmy. Dilbert komentuje decyzje.

Co prawda bardzo powoli, ale i polskie przedsiębiorstwa zaczynają szukać pomocy u ekspertów, by lepiej rozumieć zasady etyki w biznesie. - Jedna z firm branży naftowej prosiła mnie o poradę. Wiem, że podobne prośby trafiają czasami do innych wykładowców - mówi prof. Aniela Dylus z ATK. Pomocy nie udzieliła, bo uważa, że do tego potrzebny jest ktoś, kto wejdzie w przedsiębiorstwo, a nie będzie tylko pouczał pozostając na zewnątrz.

Od kilku lat są organizowane seminaria z etyki dla przedsiębiorców w Polskiej Akademii Nauk, ale przyjeżdża na nie zaledwie kilkadziesiąt osób. Najgorzej jest z przestrzeganiem zasad w stosunku do pracownika - praca w weekendy i po godzinach, pieniądze płacone poza ZUS-em, unikanie zatrudniania młodych mężatek, bo "może zajść w ciążę". Najwięcej widać natomiast dobrej woli w stosunku przedsiębiorców do różnych potrzeb społecznych, ale dużo w tym chęci rozreklamowania siebie jako darczyńcy, w dodatku popartej możliwością zmniejszenia podatków.

Idzie nowe

Kiedy w 1993 r. Kongres Liberalno-Demokratyczny (postrzegany nie bez powodu jako partia nowych polskich przedsiębiorców) rozpoczynał kampanię wyborczą, lider KLD Jan Krzysztof Bielecki zdecydował się mówić o odpowiedzialności liberałów za etyczny wymiar gospodarki rynkowej, za rzetelność i uczciwość w biznesie. Miałam okazję siedzieć wtedy na sali. Zaskoczenie było powszechne. Kandydaci KLD na posłów i senatorów, w większości wbici w dość przyzwoite garnitury prywatni biznesmeni wzruszali ramionami, uśmiechali się ironicznie - nie mieli najmniejszej ochoty słuchać pouczeń.

Czy teraz byłoby inaczej? Czy z polepszeniem jakości garniturów poszłoby w parze większe wyczulenie na zasady fair play? Z pewnością tak. W końcu etyka w biznesie opłaca się na dłuższą metę. Jednak nie tylko o pragmatyzm tu chodzi. W świecie rozwiniętym, który stanowi dla nas nieustanny punkt odniesienia, coś się wyraźnie zaczyna zmieniać: niedawny zachwyt dla zysku i wzrostu za wszelką cenę przestaje być modny.

- Niedawno podjąłem współpracę z nowym klientem z branży komputerowej. Jak zwykle zacząłem od serii spotkań z pracownikami. Po kilku rozmowach dostrzegłem zaskakującą prawidłowość: wszyscy mówili, że pracują właśnie w tej firmie, bo jej właściciele są uczciwi - pisze Jack D. Deal, właściciel kalifornijskiej firmy DEAL CONSULTING, w październikowym numerze MANAGEMENT CONSULTANCY. - Uczciwość i rzetelność były dla nich ważniejsze aniżeli zarobki czy nawet wykonywana praca. Jeszcze szerzej otworzyły mi się oczy, gdy uświadomiłem sobie, że część zatrudnionych należała do "generacji X". Dość szokujące zdało mi się, że udało się wytworzyć poczucie lojalności i przynależności wśród ludzi powszechnie znanych z braku jakiejkolwiek lojalności wobec czegokolwiek. I choć firma ta popełniała wiele błędów, w większości typowych, udawało jej się przyciągać i utrzymywać dobrych pracowników. Czy trzeba dodać, że przedsiębiorstwo rozwija się harmonijnie i ma duże szanse na dalszy wzrost? - pyta autor tekstu. I dodaje, że bez przestrzegania podstawowych wartości wpada się w przeciętniactwo, małostkowość i nijakość, a "przeciętny, małostkowy i nijaki biznes może oznaczać wiele rzeczy, lecz na pewno nie sukces"

Cóż, chyba w biznesie też lepiej być Mozartem niż Salierim.

Współpraca: Patrycja Landowska,

Rafał Pisera, Zbigniew Markowski

W temacie wykorzystano m.in. materiały dostępne w Internecie oraz w REUTERS BUSINESS BRIEFING.

Nie można odgórnie określać, co to jest "uczciwa" marża, tak jak nie ma "sprawiedliwych" cen - mówi Aniela Dylus z warszawskiej Akademii Teologii Katolickiej.

Gdy pertraktujesz z równym sobie albo większym od siebie, możesz stosować różne chwyty
- mówi otwarcie Grzegorz Lindenberg, prezes BUSINESS PRESS.

Henryka Bochniarz, prezes NICOM CONSULTING

Miewam bardzo często wątpliwości natury etycznej w prowadzeniu biznesu, ale jednocześnie jestem tu bardzo rygorystyczna. Uważam, że nie ma takiej ceny, dla której warto pójść na kompromis w sprawie zasad.

Jeżeli przychodzi do mnie konkurent klienta, dla którego poprzednio pracowałam i mam 5% wątpliwości, jak powinnam się zachować, to nie przyjmuję tego zlecenia. Niekiedy ludzie się śmieją z mojej przesadnej, ich zdaniem, bezkompromisowości i twierdzą, że w ten sposób zamykam sobie drogę do zarabiania naprawdę dużych pieniędzy. Mają rację, bo rzeczywiście takie postępowanie wyłącza z bardzo wielu transakcji i projektów. Za żadne pieniądze nie jest warto budzić się w nocy i mieć choć przez chwilę wątpliwości, że coś się zrobiło nie tak. Co innego, gdy ktoś się pomyli merytorycznie, czegoś nie policzy, czegoś nie weźmie pod uwagę. To są zwykłe ryzyka zawodowe. Zasad etycznych nie warto naruszać, nie tylko dlatego, że ktoś mógłby mi coś zarzucić, ale głównie dlatego, że ja sama chcę mieć wewnętrzne przekonanie, że jestem w porządku.

Teraz jesteśmy doradcą ministra skarbu przy prywatyzacji dużej instytucji X. Równocześnie zasiadam w radzie nadzorczej firmy Y, która od dwóch lat prowadzi negocjacje z X w sprawie zainstalowania tam systemu informatycznego. Tuż przed naszym pojawieniem się w roli doradcy, X podjął decyzję, że wybiera system od Y, ale poprosił nas o opinię w tej kwestii. Natychmiast napisałam pismo do ministra i firmy X, że ponieważ jestem w radzie nadzorczej Y, nie będziemy się w tej sprawie wypowiadać. Na samą myśl, że ktoś przypisze decyzję o zakupie systemu informatycznego mojemu umocowaniu, cierpła mi skóra. Musiałam od razu postawić jasno sprawę, że jako NICOM nie mamy z Y nic wspólnego.

Zasiadam w radach nadzorczych kilku liczących się firm, dlatego często próbowano mnie namówić, abym przekonała pozostałych członków rady do przegłosowania decyzji o nabyciu jego towarów czy usług w zamian za określone profity. Uważam, że proponowanie czegoś takiego członkowi rady nadzorczej, a więc komuś zobowiązanemu do szczególnego obiektywizmu wobec firmy, jest wyjątkowo nieetyczne.

Natomiast jeśli coś kupuję, jestem oczywiście zainteresowana, aby cena była jak najniższa i używam wszystkich argumentów, aby ją obniżyć. Jeśli zaś jestem po stronie sprzedającego, postępuję dokładnie odwrotnie.

Czy zatajenie informacji jest już kłamstwem? Weźmy taki przykład. Sprzedaję firmę i informuję nabywcę o występujących czynnikach ryzyka, do których zaliczam np. kiepski zarząd. Jest to powód, dla którego cena mogłaby być obniżona, a ja muszę poinformować kupującego o tym, że firma jest nie najlepiej kierowana, bo zatajenie tego faktu byłoby nieetyczne. Ale nie muszę bez przerwy mu truć, jaki to ten zarząd jest beznadziejny - niech sam dochodzi do tej prawdy.

Granice kłamstwa w biznesie są dość cienkie, ale wychodzę z założenia, że po obu stronach zasiadają profesjonalni partnerzy. Wiadomo, że jak coś sprzedaję, to jak najdrożej i odwrotnie. Albo druga strona jest na to przygotowana i zada mi takie pytania, na które będę musiała odpowiedzieć i wtedy będzie wiedzieć więcej, albo nie jest profesjonalnie przygotowana i sama na tym straci.

Lidia Goettig, dyrektor finansowy EUROPEAN CONSTRUCTION CONSORTIUM

Etyka w biznesie jest dla mnie bardzo ważna. Często powołuję się na nią, a zasady właściwego postępowania są dla mnie argumentami najwyższej rangi. Słowo wypowiedziane w biznesie musi być wiążące. Wierzę w to i staram się działać według tych zasad.

Normy etyczne nigdy nie były dla mnie przeszkodą, uważam, że ich przestrzeganie wielokrotnie mi pomogło. Jeśli między stronami wytworzy się zaufanie, a o to przecież chodzi, wiele rzeczy się upraszcza. Namawiam ludzi, by uczyli siebie i innych wiary w słowo. To bardzo pomaga w życiu.

Znam bardzo wielu przedsiębiorców, menedżerów i pracowników, którym ufam. Niestety, znam rów-nież takich, których zaufaniem obdarzyć nie można. Jeśli przyłapało się kogoś na małym kłamstwie, nawet dotyczącym zupełnie nieistotnych spraw, to nie będzie mu się ufało także w sprawach najważniejszych. Jeśli chodzi o przestrzeganie zasad etycznych, w Polsce nie jest pod tym względem gorzej niż w innych krajach. Można u nas spotkać nawet pewien rodzaj własnej, rycersko-słowiańskiej etyki opartej na honorze, szlachetności serca i romantycznych wzruszeniach. Robi to na mnie wrażenie.

Rzadko spotykam się z ewidentnym kłamstwem z premedytacją, najczęściej wynika ono z niewiedzy, nieświadomości lub braku wyobraźni. Bardzo nie lubię tak zwanej profesjonalnej bezduszności polegającej na udzielaniu automatycznych, wymijających od-powiedzi, bez chęci angażowania nie tylko serca, ale i rozumu. Takie postawy uważam za nieetyczne.

W kontaktach biznesowych mówienie prawdy jest niezwykle ważne. Oczywiście z uwagi na konieczność zachowania tajemnicy handlowej zwykle nie mówi się wszystkiego, ale kłamać nie wolno. Traci się bowiem wtedy bezpowrotnie zaufanie innych ludzi i szanse na wielkość. Wielcy to ci, których słowo mówione znaczy co najmniej tyle, co słowo pisane.

Równie istotna jak w kontaktach pomiędzy firmami jest prawda i lojalność w stosunkach z własnym personelem. Jeśli pracownik wie, że jego osobiste potrzeby i kłopoty zostaną zrozumiane przez przełożonych, nie musi kłamać.

Ciekawym obszarem do dyskusji nad etyką w biznesie są negocjacje oraz promocja i reklama, bo stosuje się tam przeróżne metody manipulowania zachowaniami ludzi. Powszechne jest używanie wyrafinowanych metod opartych na współczesnej psychologii. Działania te, choć wydawać by się mogło nie całkiem etyczne, są jednakże częścią warsztatu biznesowego. Zamiast je potępiać, lepiej zapoznać się z mechanizmami ich funkcjonowania i poznać reguły samoobrony.

Leszek Janowski, prezes Izby Rzemieślniczej i Małej Przedsiębiorczości

Etyka jest dla mnie ważna, choć niejednokrotnie przeszkadza w robieniu biznesu.

Okazji do mijania się z zasadami etyki jest bez liku. Ludzie, którzy mieli do czynienia z rzemiosłem i wyrośli w tradycji rzemieślniczej, częściej akceptują zasady etyczne niż nowi przedsiębiorcy. Wielu z tych nowych jest pozbawionych jakichkolwiek skrupułów w działaniu. Ci, którzy przekraczają normy, są skuteczniejsi, osiągają większe zyski. środowisko przedsiębiorców jest zaś na tyle rozproszone, że takie działanie nie oznacza automatycznie złej opinii. Wręcz przeciwnie: często są oni postrzegani jako bardziej przebojowi, skuteczniejsi.

W Polsce brak etyki jeszcze nie przeszkadza w prowadzeniu interesów. Nieco lepiej jest w samorządach, bo środowisko jest na tyle zorganizowane, że łatwiej napiętnować tego, kto łamie zasady.

Barbara Pochmielecka, dyrektor oddziału CANADA BROKERS

Zasady etyczne mają dla mnie znaczenie podstawowe. Są tym ważniejsze, że branża ubezpieczeniowa musi się kojarzyć z zaufaniem.

Najważniejsze są słowa. Dlatego również od pracowników wymagam, by nie opowiadali bajek potencjalnym klientom. Stosowanie zasad etycznych w codziennej pracy zawsze ostatecznie wychodzi na zdrowie. O biznesie trzeba myśleć w perspektywie dłuższej niż dwa, trzy lata. A kłamstwa prędzej czy później wychodzą na jaw.

Niestety, większość przedsiębiorców w Polsce patrzy głównie na korzyści krótkoterminowe. Nagminne jest oszukiwanie klientów przez sprzedawców: albo przedstawia się same zalety własnych produktów, przemilczając ich ograniczenia, albo eksponuje wady produktów konkurentów. Nikt nie mówi do końca prawdy.

Piramida lepkich rąk

Niedawne badania przeprowadzone w USA pokazały, że: 58% osób, które przyznały się do dokonania oszustwa, to zwykli pracownicy, 30% to menedżerowie, a 12% - udziałowcy.

Średnia strata, jaką poniosła firma w wyniku oszustw dokonanych przez pracownika, wyniosła 60 tys. dolarów, 250 tys. w przypadku menedżerów oraz aż milion dolarów, gdy lepkie ręce miał któryś z głównych udziałowców.

Edukacja nie była obojętna dla skali kradzieży: im wyższe wykształcenie miał oszust, tym więcej zarabiał kosztem swojej firmy.

Spośród badanych pracowników aż dziewięć na dziesięciu przyznało się do mniejszych lub większych nieuczciwości wobec własnej firmy.

W sumie straty ponoszone przez amerykańskie przedsiębiorstwa w wyniku mniejszych i większych oszustw dokonywanych przez pracowników różnych szczebli (kradzieże, defraudacje, prywatne rozmowy telefoniczne, fałszywe zwolnienia itp.) ocenia się na 120 mld dolarów rocznie.

źródło: THE NATION, REUTERS

Grzegorz Soszyński, dyrektor ds. organizacji turystyki Biura Podróży JORDAN

Człowiek uczciwy w życiu będzie taki również w biznesie. Ktoś, kto oszukuje swoich partnerów w interesach, tak samo okłamie rodzinę i przyjaciół.

Postępowanie zgodne z zasadami, niestety, nie jest powszechne. Zależy to przede wszystkim od systemu wartości, według którego się postępuje.

Wśród przedsiębiorców coraz powszechniejsza staje się postawa nieuczciwości w białych rękawiczkach. Niby wszystko jest w porządku i w zgodzie z prawem, a w gruncie rzeczy oszukuje się klienta, pracownika, kontrahenta. Dorabia się do sytuacji ideologię, która ma przekonać ich o naszej racji. Często pracownikom wypłaca się niższe wynagrodzenia, niż się powinno, twierdząc, że zarabiają za dużo

Można także tak spisać warunki umowy z klientem, by później wykazać mu, że nie ma racji, mimo iż czuje się oszukany, bo na przykład nie przeczytał dokładnie tego, co podpisuje.
Zaufanie w biznesie ma znaczenie podstawowe. Jest wiele firm, z którymi współpracujemy tylko na zasadzie umów ustnych i nie zdarza nam się nie dotrzymywać ich warunków. Oszukać można tylko raz. Potem nie pomogą nawet wielostronicowe umowy. Partner nie będzie z nami współpracował, bo stracił zaufanie.

Polska nie różni się pod tym względem specjalnie od krajów zachodnich. Tam też powszechna jest korupcja czy wykorzystywanie kontaktów i stanowisk w administracji państwowej do uzyskiwania przewagi nad konkurencją.

Małgorzata Makulska, wiceprezes Sopockiego Towarzystwa Ubezpieczeniowego HESTIA INSURANCE

Mam nadzieję, że w działalności biznesowej postępuję etycznie. Co prawda doraźne cele finansowe można osiągać stosując różne metody, ale długofalowo jest to szkodliwe - powoduje skutki przeciwne do zamierzonych, deprecjonuje firmę i osoby nią zarządzające, często je ośmiesza. Efekty krótkoterminowe przechodzą, a zła opinia zostaje.

Brak zasad nie opłaca się w biznesie, nawet jeśli pominąć kwestie własnego samopoczucia. Wolno konkurować, ale nie wolno działać na szkodę konkurencji.

Tymczasem wiele firm postępuje inaczej, głównie rozpowszechniając nieprawdziwe informacje o kondycji finansowej konkurentów, ich możliwościach, jakości produktów. Dzieje się tak nie tylko przy pozyskiwaniu klientów, ale także pracowników.

W branży ubezpieczeniowej nie jest źle, na kilkadziesiąt firm tylko o dwóch mam złą opinię pod tym względem. W innych branżach jest różnie. Wiem to, bo w naszym środowisku wymieniamy się informacjami.

Wiele razy próbowano mnie oszukać. Najczęściej były to zawyżone faktury, rachunki za usługi, których nie było. Ale główny problem w Polsce to nie tyle nieuczciwość, co nierzetelność, słaba jakość usług i produktów.

Pracownikom nie mówię wszystkiego, ale ich nie okłamuję. W tych relacjach trzeba wiele wzajemnego zaufania.

opr. MK/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama