Miłość małżeńska

Przemówienie do pracowników i adwokatów Roty Rzymskiej na temat chrześcijańskiej wizji małżeństwa i miłości małżeńskiej. 21.01.1999

Z okazji uroczystego rozpoczęcia nowego roku działalności Trybunału Roty Rzymskiej Jan Paweł II przyjął 21 stycznia jego członków na specjalnej audiencji w Sali Klementyńskiej. Trybunał ten istnieje od XIV w., ale jego obecną strukturę i zadania określa posoborowy Kodeks Prawa Kanonicznego (kan. 1443-1444) oraz specjalne przepisy zatwierdzone przez Jana Pawła II w 1994 r. Jak powiedział w przemówieniu skierowanym do Papieża dziekan Roty abp Mario Francesco Pompedda, wśród spraw rozpatrywanych przez Trybunał ogromną większość stanowią orzeczenia nieważności małżeństwa i stąd jego działalność ma charakter nie tylko prawny, ale także wybitnie duszpasterski, ponieważ dotyczy często dramatycznych ludzkich sytuacji i musi uwzględniać ich złożone aspekty psychologiczne, bytowe i kulturowe. Ojciec Święty, spotykając się rokrocznie z członkami Trybunału, porusza w swych przemówieniach zasadnicze problemy związane z jego działalnością. Tegoroczne przemówienie, które zamieszczamy poniżej, poświęcone jest «analizie natury małżeństwa i jego istotnych aspektów w świetle prawa naturalnego».

1. Z okazji uroczystej inauguracji roku działalności sądowniczej Trybunału Roty Rzymskiej z radością spotykam się dziś z jego członkami, aby przekazać im wyrazy uznania i wdzięczności Stolicy Apostolskiej, która z aprobatą śledzi ich pracę.

Słowa powitania i podziękowania kieruję do księdza arcybiskupa dziekana, który trafnie wyraził uczucia wszystkich tutaj obecnych, przedstawiając z głębokim przekonaniem i zrozumieniem intencje duszpasterskie, jakimi kierujecie się w swojej codziennej pracy.

Witam kolegium audytorów, w tym audytorów w służbie czynnej i emerytów, pracowników wszystkich stopni, adwokatów rotalnych oraz alumnów Studium Rotalnego wraz z rodzinami. Wszystkim składam najlepsze życzenia na niedawno rozpoczęty rok.

2. Ksiądz arcybiskup dziekan mówił o duszpasterskim wymiarze waszej pracy, ukazując, że ma ona wielkie znaczenie w codziennym życiu Kościoła. Podzielam ten pogląd i zachęcam was, abyście we wszystkich swoich działaniach kierowali się zawsze tą wizją, dzięki której będą one w pełni zgodne z ostatecznym celem działalności Kościoła (por. kan. 1742 KPK). Już przy innej okazji zwróciłem uwagę na ten aspekt waszej funkcji sądowniczej, zwłaszcza w odniesieniu do kwestii procesowych (por. przemówienie do Roty z 22 stycznia 1996 r.: AAS 88 [1996], 775). Także dzisiaj zachęcam was, abyście rozstrzygając poszczególne sprawy, dawali pierwszeństwo poszukiwaniu prawdy i traktowali formalności prawne wyłącznie jako środek służący temu celowi. Zagadnienie, które zamierzam omówić podczas dzisiejszego spotkania, to analiza natury małżeństwa i jego istotnych aspektów w świetle prawa naturalnego.

Dobrze znany jest wkład, jaki orzecznictwo waszego Trybunału wniosło w poznanie instytucji małżeństwa, stając się zarazem ważnym punktem odniesienia w kwestiach doktrynalnych dla innych trybunałów kościelnych (por. przemówienie do Roty w: AAS 73 [1981], 232; przemówienie do Roty w: AAS 76 [1984], 647 n.; konst. apost. Pastor Bonus, art. 126). Pozwoliło ono ściślej ująć istotę małżeństwa w świetle pełniejszej wiedzy o człowieku.

We współczesnym świecie zanika jednak świadomość naturalnego i religijnego sensu zaślubin, czego niepokojące konsekwencje są odczuwalne zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej. Jak wszyscy wiemy, przedmiotem dyskusji są dziś nie tylko właściwości i cele małżeństwa, ale wręcz wartość i przydatność samej instytucji. Choć należy unikać nieuzasadnionych uogólnień, nie sposób nie dostrzec w tym kontekście nasilającego się zjawiska tzw. wolnych związków (por. Familiaris consortio, 81: AAS 74 [1982], 181 n.) oraz intensywnych kampanii propagandowych mających na celu doprowadzenie do przyznania statusu małżeństwa także związkom między osobami tej samej płci.

Zwracając się do przedstawicieli instytucji, która ma przede wszystkim naprawiać i uzdrawiać bolesne i często dramatyczne sytuacje, nie zamierzam dłużej mówić o zjawiskach godnych ubolewania i potępienia. Pragnę raczej przypomnieć, i to nie tylko członkom Chrystusowego Kościoła, ale także wszystkim ludziom dążącym do prawdziwego postępu człowieka, pewne fundamentalne i niezastąpione zasady, które są podstawą ludzkiego współistnienia, a nade wszystko służą ochronie godności każdej osoby.

3. Elementem centralnym i filarem tych zasad jest prawidłowa koncepcja miłości małżeńskiej między dwiema osobami, które mają równą godność, ale różnią się i wzajemnie dopełniają swoją płciowością.

Koncepcję tę należy oczywiście prawidłowo rozumieć, nie popełniając częstego błędu, jakim jest utożsamianie chwiejnego uczucia czy nawet silnego pociągu psycho-fizycznego z rzeczywistą miłością do drugiego człowieka, której istotę stanowi szczere pragnienie jego dobra, wyrażające się w czynnym dążeniu do jego realizacji. Takie jest jednoznaczne nauczanie Soboru Watykańskiego II (por. Gaudium et spes, 49), ale jest to również jeden z powodów, dla których obydwa promulgowane przeze mnie kodeksy prawa kanonicznego, łaciński i wschodni, uznają i stanowią, że naturalnym celem małżeństwa jest także bonum coniugum (por. kan. 1055, § 1 KPK; kan. 776, § 1 KKKW). Samo uczucie jest zależne od zmiennych skłonności ludzkiego serca; wzajemny pociąg często rodzi się pod wpływem bodźców irracjonalnych, a czasem wręcz mylących, nie może zatem być trwały, lecz jest narażony — jeżeli nie wręcz skazany — na wygaśnięcie.

Amor coniugalis nie jest więc tylko ani przede wszystkim uczuciem. Jest natomiast w swej istocie zobowiązaniem wobec drugiej osoby, podjętym przez świadomy akt woli. To właśnie stanowi cechę, która wyróżnia ten amor i nadaje mu charakter coniugalis. Gdy zobowiązanie to zostanie podjęte i przyjęte przez drugą stronę w zgodzie małżeńskiej, miłość staje się małżeńską i nigdy już nie traci tego charakteru. W grę wchodzi tu wierność miłości, zakorzeniona w dobrowolnie podjętym zobowiązaniu. Mój poprzednik papież Paweł VI podczas jednego ze swych spotkań z Rotą ujął to zwięźle: «Ex ultroneo affectus sensu, amor fit officium devinciens» (AAS 68 [1976], 207).

Już w konfrontacji z kulturą prawną starożytnego Rzymu chrześcijańscy autorzy czuli się zobowiązani przez nakazy ewangeliczne do odrzucenia znanej zasady, że więź małżeńska pozostaje w mocy dopóty, dopóki trwa affectio maritalis. Tej koncepcji, otwierającej drogę do rozwodu, przeciwstawili wizję chrześcijańską, która przywracała małżeństwu pierwotną jedność i nierozerwalność.

4. Nieporozumienie, jakie często się tu pojawia, polega na utożsamianiu lub myleniu małżeństwa z formalnym i zewnętrznym obrzędem jego zawarcia. Prawna forma zaślubin jest z pewnością jedną ze zdobyczy kultury, ponieważ nadaje małżeństwu znaczenie i zarazem ważność także w oczach społeczeństwa, które w konsekwencji zobowiązuje się do jego ochrony. Wy jednak jako prawnicy nie zapominacie o zasadzie, w myśl której istotnym, koniecznym i jedynym warunkiem zawarcia małżeństwa jest wzajemna zgoda wyrażona przez narzeczonych. Ta zgoda nie jest niczym innym jak odpowiedzialnym i świadomym przyjęciem zobowiązania przez akt prawny, w którym małżonkowie wzajemnie się sobie darują oraz przyrzekają całkowitą i dozgonną miłość. Dobrowolnie zawierają małżeństwo, uprzednio wybrawszy się nawzajem w sposób równie dobrowolny, ale wraz z dokonaniem tego aktu ustanawiają stan osobowy, w którym miłość staje się w pewnej mierze powinnością i ma również aspekty prawne.

Wasza praktyka sądownicza pozwala wam przekonać się bezpośrednio, jak głęboko te zasady są zakorzenione w egzystencjalnej rzeczywistości człowieka. Na przykład symulacja zgody małżeńskiej nie jest w istocie niczym innym jak nadaniem obrzędowi zaślubin wartości wyłącznie zewnętrznej, tak że nie stoi za nim wola wzajemnego obdarowania się miłością albo przyrzeczenia miłości wyłącznej, nierozerwalnej czy płodnej. Czyż można się dziwić, że takie małżeństwo jest skazane na niepowodzenie? Gdy wygaśnie uczucie lub wzajemny pociąg, związek taki zostanie pozbawiony wszelkich czynników wewnętrznej spójności. Brak w nim bowiem owego wzajemnego zobowiązania do ofiary, które jedyne mogłoby zapewnić mu trwałość.

Dotyczy to także przypadków, w których ktoś zostaje podstępem nakłoniony do małżeństwa albo gdy ciężki przymus zewnętrzny odbiera mu wolność, która jest warunkiem wszelkiej dobrowolnej ofiary miłości.

5. W świetle tych zasad można określić i zrozumieć zasadniczą różnicę, jaka zachodzi między zwykłym wolnym związkiem — nawet jeśli uważa się go za zrodzony z miłości — a małżeństwem, w którym miłość staje się zobowiązaniem nie tylko moralnym, ale w ścisłym znaczeniu prawnym. Zobowiązanie wzajemnie podjęte staje się z kolei czynnikiem dodatkowo umacniającym miłość, z której się zrodziło, przyczyniając się do jej trwałości, z korzyścią dla współmałżonka, dla potomstwa i dla całego społeczeństwa.

W świetle tychże zasad widać też wyraźnie, jak bezzasadne jest roszczenie, aby przyznać status «małżeński» także związkom między osobami tej samej płci. Na przeszkodzie stoi tu przede wszystkim fakt, że obiektywnie niemożliwa jest płodność takiego związku polegająca na przekazywaniu życia, zgodnie z zamysłem wpisanym przez Boga w samą strukturę ludzkiej istoty. Przeszkodą jest też brak przesłanek dla relacji opartej na wzajemnym dopełnianiu się osób, jaką Stwórca ustanowił między mężczyzną a kobietą zarówno na płaszczyźnie fizyczno-biologicznej, jak i ściśle psychologicznej. Tylko w związku między dwiema osobami odmiennej płci możliwe jest udoskonalanie jednostki przez jednoczące połączenie i wzajemne dopełnianie się w sferze psycho-fizycznej. W tej perspektywie miłość nie jest celem samym w sobie i nie polega wyłącznie na cielesnym spotkaniu dwóch istot, ale jest głęboką więzią międzyosobową, której zwieńczeniem staje się całkowite wzajemne oddanie i współdziałanie z Bogiem Stwórcą — pierwotnym źródłem każdego nowego życia ludzkiego.

6. Jak wiadomo, dla tych odchyleń od prawa naturalnego, wpisanego przez Boga w naturę osoby, usiłuje się znaleźć usprawiedliwienie w wolności przysługującej człowiekowi. Jest to jednak usprawiedliwienie tylko pozorne. Każdy wierzący wie, że wolność — jak mówi Dante — jest «darem największym, jaki Bóg w swej hojności / darował stwarzając, i Jego dobroci / najbardziej godnym» (Raj, 5, 19-21), ale jest też darem, który należy właściwie rozumieć, aby nie stał się sposobnością do poniżenia ludzkiej godności. Kto pojmuje wolność jako przyzwolenie moralne czy choćby prawne na łamanie prawa, nie dostrzega jej prawdziwej natury. W rzeczywistości polega ona na tym, że człowiek ma możliwość spełniania wyrażonej w prawie woli Bożej w sposób odpowiedzialny, to znaczy na mocy osobistego wyboru, a tym samym upodobniania się coraz bardziej do swego Stwórcy (por. Rdz 1, 26).

W encyklice Veritatis splendor napisałem: «Człowiek oczywiście jest wolny od chwili, kiedy może pojąć i przyjąć Boże przykazania. Cieszy się wolnością niezwykle rozległą, może bowiem jeść 'z wszelkiego drzewa tego ogrodu'. Nie jest to jednak wolność nieograniczona: musi się zatrzymać przed 'drzewem poznania dobra i zła', została bowiem powołana, aby przyjąć prawo moralne, które Bóg daje człowiekowi. W rzeczywistości właśnie przez to przyjęcie prawa moralnego ludzka wolność naprawdę i w pełni się urzeczywistnia. 'Jeden tylko Dobry' wie bowiem doskonale, co jest dobre dla człowieka, i dlatego z miłości doń dobro to mu nakazuje w przykazaniach» (n. 35: AAS 85 [1993], 1161 n.).

Kronika życia codziennego dostarcza niestety licznych dowodów na to, że takie naruszanie zasad prawa bosko-naturalnego prowadzi do opłakanych konsekwencji. Wydaje się wręcz, że w naszych czasach znów zaistniała sytuacja, o jakiej mówi św. Paweł Apostoł w Liście do Rzymian: «Sicut non probaverunt Deum habere in notitia, tradidit eos Deus in reprobum sensum, ut faciant quae non conveniunt» [«A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi»] (1, 28).

7. To niezbędne przypomnienie problemów naszej epoki nie powinno skłaniać do zniechęcenia ani rezygnacji. Winno raczej pobudzać do bardziej zdecydowanego i przemyślanego działania. Kościół, a w konsekwencji także prawo kanoniczne uznaje, że każdy człowiek ma zdolność zawarcia małżeństwa (por. kan. 1058 KPK; kan. 778 KKKW); ze zdolności tej mogą jednak korzystać tylko ci, «qui iure non prohibentur» [którym prawo tego nie zabrania] (tamże). Należą do nich przede wszystkim ci, którzy odznaczają się wystarczającą dojrzałością psychiczną w jej dwojakim wymiarze rozumu i woli, a zarazem zdolnością wypełniania istotnych obowiązków małżeńskich (por. kan. 1095 KPK; kan. 818 KKKW). W tym kontekście muszę raz jeszcze powrócić do tego, co powiedziałem w przemówieniach skierowanych do waszego Trybunału w latach 1987 i 1988 (por. AAS 79 [1987], 1453 n.; AAS 80 [1988], 1178 n.): nieuzasadnione rozszerzanie tych indywidualnych wymagań, uznanych przez prawodawstwo Kościoła, byłoby bardzo poważnym naruszeniem — vulnus — prawa do małżeństwa, które jest niezbywalne i nie podlega żadnej ludzkiej władzy.

Nie będę tu omawiał innych warunków ważnej zgody małżeńskiej wymaganych przez przepisy kanoniczne. Pragnę jedynie podkreślić, że na pasterzach Kościoła spoczywa poważny obowiązek zapewnienia narzeczonym odpowiedniego i solidnego przygotowania do małżeństwa: tylko tą drogą bowiem można ukształtować w sercach osób przygotowujących się do zawarcia związku małżeńskiego odpowiednią postawę intelektualną, moralną i duchową, która pozwoli im zrealizować naturalny i sakramentalny wymiar małżeństwa.

Drodzy członkowie Trybunału Roty Rzymskiej, powierzam te refleksje waszym umysłom i sercom, dobrze znając ducha wierności, jaki przenika waszą pracę, przez którą pragniecie realizować w pełni prawodawstwo Kościoła, dążąc do prawdziwego dobra Ludu Bożego.

Aby dodać wam sił do dalszej pracy, z całego serca udzielam Apostolskiego Błogosławieństwa wam wszystkim tutaj obecnym oraz tym, którzy w jakikolwiek sposób współpracują z Trybunałem Roty Rzymskiej.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama