Ostatnie słowo historii

Przemówienie Papieża Franciszka podczas spotkania z nuncjuszami apostolskimi w Sali Klementyńskiej - 17.09.2016

Ostatnie słowo historii

Drodzy Współbracia!

Cieszę się z tego momentu modlitwy jubileuszowej, który pobudza nas do odkrycia na nowo korzeni miłosierdzia, a ponadto jest okazją do odnowy, poprzez was, więzi między Następcą Piotra i różnymi Kościołami lokalnymi, w których jesteście wyrazicielami i twórcami komunii, będącej limfą dla życia Kościoła i dla głoszenia jego przesłania. Dziękuję kard. Parolinowi za jego słowa i Sekretariatowi Stanu za wielkoduszność, z jaką przygotował spotkanie w tych dniach.

Witajcie w Rzymie! Znalezienie się tutaj w czasie jubileuszu ma dla was specjalne znaczenie. Tu są liczne wasze źródła i wspomnienia. Tu przybyliście, jeszcze młodzi, z postanowieniem, by służyć Piotrowi, tu przyjeżdżacie często, by się z nim spotkać, i stąd też wciąż wyjeżdżacie jako jego wysłannicy, zabierając ze sobą jego przesłanie, jego bliskość, jego świadectwo. Tu Piotr przebywa bowiem od początków historii Kościoła; tu Piotr jest dzisiaj w osobie Papieża, który nim jest, bo tak chciała Opatrzność; tu Piotr będzie jutro, będzie zawsze! Tak chciał Pan: aby bezsilna ludzkość, która sama byłaby tylko zawadzającym kamieniem, stała się z Bożej woli niewzruszoną skałą.

Dziękuję każdemu z was za pracę wspierającą moją posługę. Dziękuję za uwagę, z jaką przyjmujecie z ust Papieża wyznanie, na którym opiera się Kościół Chrystusa. Dziękuję za wierność, z jaką interpretujecie niepodzielonym sercem, prawym umysłem, słowem wolnym od dwuznaczności to, co Duch Święty chce, aby Piotr powiedział Kościołowi w tym momencie. Dziękuję za delikatność, z jaką «osłuchujecie» moje serce Pasterza powszechnego i staracie się, by oddech ten dotarł do Kościołów, którym zgodnie z moim powołaniem mam przewodniczyć w miłości.

Dziękuję wam za oddanie i za wielkoduszną oraz bezzwłoczną gotowość, z jaką poświęcacie się życiu pełnemu obowiązków, które cechuje niełatwe często tempo. Dotykacie ręką ciała Kościoła, wspaniałej miłości, która sprawia, że jest on chwalebny, ale i ran oraz blizn, które powodują, że musi on żebrać o przebaczenie. Ze szczerym poczuciem eklezjalnym i pokornym dążeniem do poznania różnych typów problemów i tematyki sprawiacie, że Kościół i świat są obecne w sercu Papieża. Czytam codziennie, na ogół wcześnie rano, wasze «komunikaty» zawierające wiadomości o tym, co dzieje się w Kościołach lokalnych, o wydarzeniach w krajach, gdzie jesteście akredytowani, i o debatach, które wywierają wpływ na życie wspólnoty międzynarodowej. Za to wszystko jestem wam wdzięczny! Wiedzcie, że towarzyszę wam każdego dnia — często mając przed oczami imię i twarz — przyjazną pamięcią i ufną modlitwą. Pamiętam o was w Eucharystii. Z uwagi na to, że nie jesteście pasterzami diecezji i wasze imię nie jest wymawiane w żadnym Kościele partykularnym, wiedzcie, że Papież w każdej anaforze wspomina was jako rozszerzenie swojej osoby, jako swoich wysłanników, którzy służą ofiarnie i kompetentnie, towarzysząc Oblubienicy Chrystusa i ludom, w których ona żyje.

Chcę wam powiedzieć parę rzeczy.

1. Służcie ofiarnie jako pokorni wysłannicy

Błogosławiony Paweł VI, reformując służbę dyplomatyczną Stolicy Apostolskiej, tak napisał: «Działalność przedstawiciela papieskiego stanowi przede wszystkim cenną posługę dla biskupów, kapłanów, zakonników i wszystkich miejscowych katolików, dla których jest wsparciem i opiekunem, ponieważ reprezentuje wyższą władzę, z korzyścią dla wszystkich. Jego misja nie nakłada się na wykonywanie władzy przez biskupów, nie zastępuje go ani w nim nie przeszkadza, lecz szanuje, a nawet ułatwia je i wspiera dyskretną braterską radą» (list apost. Sollicitudo omnium Ecclesiarum: AAS 61 [1969], 476).

W swojej działalności macie zatem przekazywać każdemu troskliwą miłość tego, kogo reprezentujecie, stając się tymi, którzy wspierają i otaczają opieką, którzy są gotowi podtrzymywać, a nie tylko korygować, którzy są gotowi wysłuchać, zanim podejmą decyzję, zrobić pierwszy krok, by usunąć napięcia i ułatwić zrozumienie i pojednanie.

Bez pokory żadna posługa nie jest możliwa lub owocna. Pokora nuncjusza wyraża się w miłości do kraju i do Kościoła, w którym przyszło mu pełnić służbę. Wyraża się w pogodnym przebywaniu tam, gdzie zdecydował Papież, z sercem niezajętym oczekiwaniem na kolejną misję. Ma on być tam w pełni, z niepodzielonymi umysłem i sercem; ma rozpakować walizki, by dzielić się bogactwem, które przywiózł ze sobą, ale i po to, by przyjąć to, czego jeszcze nie ma.

Tak, trzeba koniecznie ocenić, zestawić ze sobą, dostrzec możliwe ograniczenia drogi eklezjalnej, kultury, religijności, życia społecznego i politycznego, by ukształtować sobie pogląd i potrafić przekazać dokładny obraz sytuacji. Patrzenie, analizowanie i przekazywanie są słowami podstawowymi, ale niewystarczającymi w życiu nuncjusza. Potrzebne są także spotkanie, słuchanie, prowadzenie dialogu, dzielenie się, proponowanie i praca razem, by widoczna była szczera miłość, sympatia, empatia w stosunku do ludności i Kościoła lokalnego. Tym, co katolicy, ale i szeroko pojęte społeczeństwo obywatelskie chcą i muszą postrzegać, jest fakt, że w ich kraju nuncjuszowi jest dobrze, jak u siebie w domu; czuje się wolny i szczęśliwy, że może nawiązywać budujące relacje, dzielić lokalne życie codzienne (kuchnię, język, zwyczaje), wyrażać swoje opinie i wrażenia z wielkim szacunkiem i poczuciem bliskości, towarzyszyć spojrzeniem, które pomaga wzrastać.

Nie wystarczy obciążać winą lub atakować tych, którzy myślą inaczej niż my. Jest to żałosna taktyka dzisiejszych wojen politycznych i kulturalnych, ale nie może być ona metodą Kościoła. Nasze spojrzenie musi być szerokie i głębokie. Formacja sumień jest naszym podstawowym obowiązkiem miłości, a wymaga to delikatności i wytrwałości w realizacji.

Z pewnością istnieje wciąż zewnętrzne zagrożenie ze strony wilka, który porywa owce i atakuje stado, budzi zamieszanie, chaos, rozprasza je i niszczy. Wilk ma te same cechy: niezrozumienie, wrogość, niegodziwość, prześladowanie, wypieranie prawdy, opieranie się dobroci, zamknięcie na miłość, niewytłumaczalna wrogość kulturowa, nieufność itp. Dobrze wiecie, jak wyglądają pułapki wilków wszelkiego rodzaju. Pomyślmy o chrześcijanach na Wschodzie, którzy są gwałtownie atakowani — podczas gdy wielu milczy, co jest równoznaczne ze współudziałem — aby, jak się wydaje, stamtąd ich wykorzenić.

Nie jest wymagana naiwność owieczek, ale wielkoduszność gołębic oraz przebiegłość i roztropność mądrego i wiernego sługi. Dobrze jest mieć otwarte oczy, by rozpoznać, skąd bierze się wrogość, i rozeznać możliwe drogi, by zwalczać jej przyczyny i stawiać czoło jej zakusom. Zachęcam was w każdym razie do tego, byście nie pogrążali się w atmosferze oblężenia, nie ulegali pokusie płakania nad sobą, robienia z siebie ofiar tych, którzy nas krytykują, dokuczają nam, a niekiedy nawet oczerniają. Zużywajcie swoje najlepsze siły na to, by w duszach Kościołów, którym służycie, rozbrzmiewała radość i moc błogosławieństwa głoszonego przez Jezusa (por. Mt 5, 11).

Bądźcie gotowi z radością spędzać (a czasem również tracić) czas z biskupami, księżmi, zakonnikami, parafiami, instytucjami kulturalnymi i społecznymi, na tym w sumie polega bowiem praca nuncjusza. Przy tego typu okazjach powstają warunki, by uczyć się, słuchać, kierować przesłania, poznawać problemy i sytuacje osobiste lub związane z rządami kościelnymi, którym należy stawić czoło i które należy rozwiązywać. I nie ma nic, co bardziej ułatwiałoby rozeznanie i ewentualne korygowanie, niż bliskość, przystępność i braterstwo. I dlatego dla mnie jest to bardzo ważne: bliskość, przystępność i braterstwo w stosunku do Kościołów lokalnych. Nie jest to uniżona strategia, służąca zdobywaniu informacji i manipulowaniu rzeczywistością bądź osobami, lecz właściwa postawa człowieka, który jest nie tylko zawodowym dyplomatą czy zaledwie narzędziem troski Piotra, lecz także pasterzem, obdarzonym wewnętrzną zdolnością do dawania świadectwa o Jezusie Chrystusie. Pokonujcie logikę biurokracji, która może często zawłaszczyć sobie waszą pracę — to zrozumiałe, naturalne — sprawiając, że staje się ona zamknięta, obojętna czy nieprzystępna.

Niech siedziba nuncjatury apostolskiej będzie naprawdę «domem Papieża», nie tylko ze względu na tradycyjne doroczne przyjęcie, ale jako miejsce stałe, gdzie wszystkie części Kościoła mogą znaleźć wsparcie i radę, a władze publiczne — punkt odniesienia, nie tylko z uwagi na funkcję dyplomatyczną, lecz na specyficzny charakter dyplomacji papieskiej. Czuwajcie, aby wasze nuncjatury nie stawały się nigdy schronieniem dla «przyjaciół i przyjaciół naszych przyjaciół». Unikajcie plotkarzy i karierowiczów.

Niech inspiracją waszych relacji ze wspólnotą obywatelską będzie ewangeliczny obraz Dobrego Pasterza, potrafiącego poznać i przedstawić wymogi, potrzeby i sytuację stada, zwłaszcza wtedy, gdy jedynymi kryteriami, które je określają, są lekceważenie, tymczasowość i odrzucenie. Nie lękajcie się dochodzić do złożonych i trudnych granic, bo jesteście pasterzami, którym naprawdę leży na sercu dobro osób.

W ogromnym zadaniu, jakim jest gwarantowanie wolności Kościoła wobec wszelkiej formy władzy, która chce zmusić do milczenia Prawdę, nie łudźcie się, że wolność ta jest wyłącznie owocem porozumień, umów i negocjacji dyplomatycznych, nawet najbardziej doskonałych i pomyślnych. Kościół będzie wolny tylko wtedy, kiedy wszystkie jego instytucje będą mogły «głosić Ewangelię wszystkim ludziom, w każdym miejscu, przy każdej okazji, nie zwlekając, bez niechęci i bez obaw» (adhort. apost. Evangelii gaudium, 23), lecz także wtedy, kiedy będzie się jawił jako prawdziwy znak sprzeciwu wobec panującej mody, negowania ewangelicznej Prawdy i łatwych wygód, którymi często zarażają się również pasterze i ich trzoda.

Pamiętajcie, że reprezentujecie Piotra, skałę, która opiera się rozpanoszonym ideologiom, sprowadzaniu Słowa do samych korzyści, podporządkowywaniu się władzom tego przemijającego świata. Dlatego nie wiążcie się z opcjami politycznymi ani z walkami ideologicznymi, bo przetrwanie Kościoła nie jest oparte na konsensusie salonów czy ulicy, ale na wierności jego Panu, który w odróżnieniu od lisów i ptaków nie ma nory ani gniazda, gdzie by głowę mógł położyć (Mt 8, 18-22).

Kościół Oblubienica nie może złożyć głowy gdzie indziej, jak tylko na przebitej piersi swojego Oblubieńca. Stamtąd spływa prawdziwa władza, władza miłosierdzia. Nie mamy prawa pozbawiać świata, również na forum bilateralnej i wielostronnej działalności dyplomatycznej oraz w ramach rozległej debaty międzynarodowej, tego bogactwa, którego nie może dać nikt inny. Ta świadomość każe nam prowadzić dialog ze wszystkimi, a w wielu przypadkach stawać się profetycznym głosem zepchniętych na margines z powodu swojej wiary lub z powodów etnicznych, ekonomicznych, społecznych czy kulturowych: «Niech ich wołanie stanie się naszym, abyśmy razem przełamali barierę obojętności, która często panuje niepodzielnie, by ukryć hipokryzje i egoizm» (bulla Misericordiae vultus, 15).

2. Towarzyszenie Kościołom z sercem pasterza

Różnorodność i złożoność problemów, którym trzeba stawiać czoło w życiu codziennym, nie powinny was odrywać od sedna waszej misji apostolskiej, która polega na towarzyszeniu Kościołom spojrzeniem Papieża, które jest niczym innym jak spojrzeniem Chrystusa, Dobrego Pasterza.

Aby towarzyszyć, trzeba się ruszać. Nie wystarczy zimny papier listów i raportów. Nie wystarczy dowiadywać się od innych. Trzeba widzieć na miejscu, jak dobre ziarno Ewangelii się rozwija. Nie czekajcie, by osoby przychodziły do was opowiadać o swoich problemach czy szukać odpowiedzi na pytania. Udawajcie się do diecezji, do zgromadzeń zakonnych, do parafii, do seminariów, by zrozumieć, czym żyje lud Boży, o czym myśli i o co pyta. A więc bądźcie prawdziwym wyrazem Kościoła «wychodzącego», Kościoła «szpitala polowego», potrafiąc żyć wymiarem Kościoła lokalnego, kraju i instytucji, do których jesteście posłani. Wiem, jak ogromna praca was czeka, lecz nie pozwólcie, by została przyduszona wasza dusza pasterzy wielkodusznych i bliskich. Właśnie ta bliskość — bliskość! — jest dziś istotnym warunkiem owocności Kościoła. Osoby potrzebują towarzyszenia. Potrzebują ręki na ramieniu, by nie zagubić drogi i się nie zniechęcić.

Trzeba towarzyszyć biskupom, doceniając ich najlepsze siły i wspierając inicjatywy. Pomagając stawiać czoło wyzwaniom i znajdować rozwiązania, których nie ma w podręcznikach, lecz są owocem cierpliwego i uciążliwego rozeznania. Popierajcie wszelkie wysiłki mające na celu podnoszenie poziomu duchowieństwa. Głębia jest decydującym wyzwaniem dla Kościoła: głębia wiary, więzi z Chrystusem, życia chrześcijańskiego, naśladowania i bycia uczniem. Trzeba stawiać na konkretną obecność, towarzystwo, bliskość, na towarzyszenie.

Jedna z moich większych trosk dotyczy wyboru przyszłych biskupów. Mówiłem o tym do was w 2013 r. Przemawiając do Kongregacji ds. Biskupów jakiś czas temu, nakreśliłem profil pasterzy, którzy są, według mnie, potrzebni dzisiejszemu Kościołowi: świadków Zmartwychwstałego, a nie twórców curriculum; biskupów rozmodlonych, żyjących sprawami «na górze», a nie przytłoczonych ciężarem «tego, co na dole»; biskupów, którzy potrafią in patientia przebywać w obecności Boga, aby osiągnąć wolność i nie zdradzać powierzonego kerygmatu; biskupów pasterzy, a nie książąt i funkcjonariuszy. Proszę was!

W złożonym zadaniu wyszukiwania w Kościele tych, których Bóg już wybrał w swoim sercu, aby prowadzili Jego lud, przypada wam w udziale rola zasadnicza. To wy jako pierwsi musicie rozglądać się na polu, by zobaczyć, gdzie się schowali mali Dawidowie (por. 1 Sm 16, 11-13): są, Bóg sprawia, że ich nie brak! Lecz jeśli będziemy łowić zawsze w akwarium, nie znajdziemy ich!

Trzeba się wysilić, by ich szukać. Chodzić po polach z sercem Boga, a nie schematycznym profilem łowców głów. Spojrzenie, z jakim się szuka, kryteria oceny, cechy charakterystyczne uznane za pożądane nie mogą być podyktowane przez puste intencje, z jakimi myślimy, że można zaprogramować przy naszych biurkach wymarzone przez nas Kościoły. Dlatego trzeba zarzucać sieci na głębię. Nie można zadowalać się łowieniem w akwariach, w rezerwatach czy w hodowlach «przyjaciół naszych przyjaciół». W grę wchodzi ufność do Pana historii i Kościoła, który nie zapomina nigdy o ich dobru, i dlatego nie powinniśmy się wahać. Praktyczne pytanie, które mi się teraz nasuwa, brzmi: nie ma innego? Pytanie zadane przez Samuela ojcu Dawida: «Czy to już wszyscy?» (por. 1Sm 16, 11). I wyruszyć na poszukiwanie: Bo są inni! Sąinni!

3. Towarzyszenie ludom, w których jest obecny Kościół Chrystusa

Wasza służba dyplomatyczna jest czujnym i trzeźwym okiem Następcy Piotra, patrzącym na Kościół i świat! Proszę was, byście stawali na wysokości tej szlachetnej misji, do której musicie wciąż się przygotowywać. Nie chodzi tylko o zdobywanie wiedzy na różne tematy, zresztą zmienne, lecz o dyscyplinę pracy i styl życia pozwalający doceniać również sytuacje rutynowe, dostrzegać zachodzące zmiany, oceniać nowości, umieć je interpretować w sposób miarodajny i sugerować konkretne działania.

Szybkie tempo epoki wymaga stałej formacji, bez zakładania wszystkiego z góry. Niekiedy powtarzalny charakter pracy, liczne obowiązki, brak nowych bodźców powodują lenistwo intelektualne, które szybko zaczyna wydawać negatywne owoce. Poważne i nieustanne szukanie głębi sprzyjałoby pokonywaniu rozproszenia, polegającego na tym, że każdy stara się wykonywać jak najlepiej swoją pracę, lecz bez żadnej lub przy zbyt małej koordynacji i integracji z innymi. Nie myślcie, że Papież nie zdaje sobie sprawy z samotności (nie zawsze «błogosławionej», jak mawiali pustelnicy i święci), w której żyją liczni przedstawiciele papiescy. Myślę zawsze o waszym statusie «wygnańców», a w moich modlitwach proszę nieustannie, by nie zabrakło wam tego filara, który pozwala zachować wewnętrzną jedność i daje poczucie głębokiego spokoju i bycia owocnymi.

Potrzebą, którą coraz bardziej będziemy musieli uznawać za swoją, jest działanie w jednej skoordynowanej sieci, koniecznej, by uniknąć osobistych wizji, które często są zbyt ograniczone w obliczu rzeczywistości Kościoła lokalnego, kraju lub wspólnoty międzynarodowej. Istnieje ryzyko, że będzie proponowana indywidualna wizja, która z pewnością może być owocem charyzmatu, głębokiego zmysłu eklezjalnego i zdolności intelektualnych, lecz nie jest wolna od pewnej personalizacji, emocji, różnych wrażliwości, ale też, co nie jest rzeczą błahą, wpływu sytuacji osobistych, które w nieunikniony sposób warunkują pracę i współpracę.

Wielkie są wyzwania, które nas czekają w tych czasach, i nie czuję się na siłach ich wymieniać. Znacie je. Mądrzej jest być może zajmować się ich korzeniami. Jak stopniowo widać coraz lepiej, dyplomacji papieskiej nie może być obce zabieganie o to, by w namacalny sposób miłosierdzie było obecne w tym podzielonym i zranionym świecie. Miłosierdzie musi wyróżniać misję dyplomatyczną nuncjusza apostolskiego, który musi nie tylko czynić wysiłek etyczny, ale być niezłomnie przekonany, że miłosierdzie Boże włącza się w wydarzenia tego świata, w to, co dzieje się w życiu społeczeństwa, grup ludzkich, rodzin, ludów, narodów. Również w dziedzinie międzynarodowej oznacza, że nie należy nigdy niczego i nikogo uważać za straconych. Istota ludzka nigdy nie jest nie do odzyskania. Żadna sytuacja nie jest niedostępna dla delikatnej i nieodpartej mocy dobroci Boga, który nigdy się nie zniechęca w odniesieniu do człowieka i jego losu.

Ta radykalna nowość w postrzeganiu misji dyplomatycznej uwalnia przedstawiciela papieskiego od bezpośrednich interesów geopolitycznych, ekonomicznych czy militarnych, nakazując mu rozeznawanie u swoich pierwszych rozmówców rządowych, politycznych i społecznych oraz w instytucjach publicznych dążenia do służenia dobru wspólnemu i akcentowanie tego aspektu, nawet jeśli niekiedy wydaje się on zamglony lub zepchnięty na dalszy plan przez interesy osobiste lub korporacyjne, bądź wynaturzenia ideologiczne, populistyczne czy nacjonalistyczne.

Kościół powołany jest do tego, by nie lekceważąc teraźniejszości, pracować dalekowzrocznie, nie dążąc do uzyskania natychmiastowych rezultatów. Musi cierpliwie znosić trudne sytuacje i przeciwności czy zmiany planów narzucane przez dynamikę rzeczywistości. Zawsze będzie istniało napięcie między pełnią i ograniczeniem, ale Kościół nie potrzebuje zajmować przestrzeni władzy i autoafirmacji, musi natomiast zabiegać o to, by rodziło się i wzrastało dobre ziarno, towarzyszyć cierpliwie jego rozwojowi, cieszyć się z tymczasowego zbioru, który może uzyskać, nie zniechęcając się, kiedy nagła i lodowata burza niszczy to, co wydawało się złociste i gotowe do żniwa (por. 4, 35). Trzeba z ufnością dawać początek nowym procesom; iść naprzód wyruszając z miejsca, do którego udało się dotrzeć, nie cofając się, popierając to, co wydobywa z osób i instytucji ich najlepsze cechy, «bez niepokoju, lecz z jasnymi i mocnymi przekonaniami» (adhort. apost. Evangelii gaudium, 223).

Nie lękajcie się ufnie rozmawiać z osobami i instytucjami publicznymi. Stoimy w obliczu świata, w którym nie jest zawsze łatwo zidentyfikować ośrodki władzy, i wiele osób zniechęca się myśląc, że są one anonimowe i niedostępne. Ja natomiast jestem przekonany, że osoby są jeszcze przystępne. Jest w człowieku wewnętrzna przestrzeń, gdzie może rozbrzmiewać głos Boga. Prowadźcie dialog w sposób jasny i nie bójcie się, że miłosierdzie może zdezorientować lub pomniejszyć piękno i siłę prawdy. Prawda osiąga swoją pełnię tylko w miłosierdziu. I bądźcie pewni, że ostatnim słowem historii i życia nie jest konflikt, lecz jedność, do której dąży serce każdego człowieka. Jedność zdobyta przez przekształcenie dramatycznego konfliktu krzyża w źródło naszego pokoju, ponieważ tam został obalony rozdzielający mur (por. Ef 2, 14).

Drodzy współbracia, posyłając was na nowo na misję po zakończeniu tych dni wypełnionych braterskimi i radosnymi spotkaniami, moimi ostatnimi słowami chcę was zawierzyć radości Ewangelii. My nie służymy strachowi i ciemnościom, jesteśmy stróżami brzasku i światła Zmartwychwstałego.

Świat bardzo się boi — bardzo! — i szerzy strach. Często robi z niego klucz do interpretacji historii inierzadko posługuje się nim jako strategią, by budować świat oparty na murach i fosach. Możemy nawet zrozumieć powody strachu, lecz nie możemy mu ulec, bo «nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości oraz trzeźwego myślenia» (2 Tm 1, 7).

Zaczerpnijcie tego ducha i w drogę: otwierajcie bramy; budujcie mosty; nawiązujcie więzi; zacieśniajcie przyjaźnie; umacniajcie jedność. Bądźcie ludźmi modlitwy: nigdy jej nie zaniedbujcie, zwłaszcza cichej adoracji, prawdziwego źródła wszystkiego, co robicie.

Strach mieszka zawsze w mrokach przeszłości, ale ma jedną słabość: jest przemijający. Przyszłość należy do światła! Przyszłość jest nasza, bo należy do Chrystusa! Dziękuję!

Zapraszam was do wspólnej modlitwy Anioł Pański. Jest południe.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama